Liczba wyświetleń: 962
Od paru miesięcy mimo całej retoryki Premiera Tuska, ministra Rostowskiego, a nawet szefa NBP Marka Belki, o tym jak mocne fundamenty ma polska gospodarka, nasza waluta cały czas słabnie.
W ostatnich tygodniach złoty jest najsłabszą walutą spośród wszystkich krajów zaliczanych do tzw. rynków wschodzących.
Do tej pory złoty osłabiał się nawet mocniej niż węgierski forint nie wspominając już o czeskiej koronie. A to te kraje są przecież silniej uzależnione od eksportu do UE niż polska gospodarka i w związku z tym spowolnienie gospodarcze u głównych odbiorców ich towarów, powinno bardziej szkodzić ich walutom, niż naszej.
Tak jednak nie jest, to nasz złoty osłabia się mocniej i to z trzech przyczyn: podwójnej, a na nawet potrójnej rachunkowości dotyczącej deficytu sektora finansów publicznych i długu publicznego, wysokiego deficytu na rachunku obrotów bieżących bilansu płatniczego, a także ostatnio złożonej przez Premiera Tuska propozycji ratowania zadłużonych krajów strefy euro, przy pomocy między innymi naszych rezerw dewizowych.
Nasz dług liczony metodą krajową jest o blisko 3% PKB (a więc o blisko 45 mld zł) niższy niż liczony metodą unijną i w związku z tym już na koniec tego roku przekroczy drugi próg ostrożnościowy z ustawy o finansach publicznych wynoszący 55% PKB.
Ale jest w tym zakresie jeszcze jedna przypadłość Ministra Rostowskiego, chroniczne zamiatanie pod dywan zobowiązań skarbu państwa (to ten trzeci rodzaj statystyki, w którym tak naprawdę pełną orientację mają urzędnicy resoru finansów).
Same tylko zobowiązania Funduszu Ubezpieczeń Społecznych wynoszą około 25 mld zł, zobowiązania w ochronie zdrowia ponad 5 mld zł ,wreszcie podpieranie środkami z budżetu unijnego w tym roku w wysokości blisko 12,5 mld zł.
A więc tylko w ten sposób deficyt sektora finansów publicznych a w konsekwencji i dług publiczny jest zaniżony co najmniej o 2,5% PKB. A są jeszcze dokonywane od 3 lat końcówce grudnia transakcje na instrumentach pochodnych dotyczące długu (transakcje swap), które na parę tygodni sztucznie zmniejszają go na koniec roku (np. w grudniu 2010 o 7 mld zł).
Jest jeszcze coroczna walka z kursem złotego na koniec grudnia każdego roku, żeby go sztucznie umocnić chociaż o parę groszy bo to pozwala obniżyć wielkość długu publicznego o parę miliardów złotych (umocnienie złotego o 1 grosz to zmniejszenie publicznego długu o 2 mld zł).
Z kolei deficyt na rachunku obrotów bieżących bilansu płatniczego pokazuje zapotrzebowanie kraju na kapitał zagraniczny i przyjmuje się, że jeżeli jego poziom przekracza 5% PKB ,a finansowany przez głównie przez tzw. inwestycje portfelowe, to kurs waluty krajowej jest niezwykle podatny na spekulację.
Na koniec 2011 roku w Polsce sam deficyt na rachunku obrotów bieżących sięga 5% PKB, a po powiększeniu go saldo rachunku błędów i opuszczeń (ok. 1,5% PKB), wyniesie blisko 6,5% PKB.
Taka wysokość ujemnego salda na rachunku obrotów bieżących, przy ogromnych potrzebach pożyczkowych brutto naszego kraju, które w roku 2012 wyniosą około 170 mld zł, będzie wywierała ogromną presję dewaluacyjną na złotego.
Jeżeli dołożymy do tego, próbę pomniejszenia naszych rezerw walutowych, poprzez udzielenie pożyczki MFW w wysokości co najmniej 6 mld euro przy jednoczesnym prawie do korzystania z elastycznej linii tego funduszu w wysokości 30 mld USD, to pogłębia to tylko wrażenie zamieszania przy finansowaniu naszych potrzeb pożyczkowych w przyszłym roku.
Wygląda więc na to, że także w roku 2012 polski złoty, będzie walutą najsłabszą spośród krajów tzw. rynków wschodzących, ze wszystkim negatywnymi konsekwencjami jego oddziaływania na wielkość długu publicznego w relacji do PKB.
Coraz częstsze interwencje walutowe dokonywane przez NBP i BGK (w tym roku o wartości przekraczającej już 7 mld euro), wyglądają więc w tej sytuacji na swoiste dmuchanie pod wiatr.
Autor: Zbigniew Kuźmiuk
Źródło: Niezależny Serwis Informacyjny
Główni gracze rynkowi po prostu nie oglądają polskiej papki medialnej.
I bardzo dobrze nasza gospodarka nie ma przewag technologicznych-naszą jedyną bronią jest niska cena produktów eksportowych dołująca waluta to nasza jedyna tarcza przed kryzysem i sposób na ograniczenie importu.Grecja była tego pozbawiona i widzimy jak na tym wyszli. Jeśli to zaplanowana operacja to może Komor dałby jakiś order prezesowi jakiegoś banku w to zamieszanego?
Problem w tym, że wartość waluty nie jest zależna od gospodarki, ale od innych czynników i spekulacji rynkowych.
słabnie bo ma głupią nazwę kojarzącą się ze złotem i ze złem
„…A to te kraje są przecież silniej uzależnione od eksportu do UE niż polska gospodarka…”
Błędne założenie na samym początku artykułu sprowadza nieco z torów kolejne wnioski. O znakomitym poziomie POlskiej propagandy świadczy to że już nawet Pan Kuźmiuk zaczął cytować teksty opracowane przez POlitbiuro.
Bo o ileż piękniej brzymi przytoczony przeze mnie cytat niż, powiedzenie wprost że Polska już prawie nic nie produkuje, więc niby co miałaby eksportować? Jesteśmy głównymi eksporterami biedy w postaci bezrobotnych wyjeżdżających za chlebem, ewentualnie producentem podzespołów dla zagranicznych korporacji.
Oczywiście w zdrowej gospodarce, spadek kursu powoduje wzrost eksportu i wszystko się wyrównuje, nasza gospodarka niestety została skutecznie zabita i jesteśmy na równi pochyłej. Kurs złotówki bedzie spadał nadal i nie jest to zadna tajemnica, rząd oczywiscie będzie tłumaczył to „machinacjami wielkich graczy na rynkach” , ale wielcy gracze grają na spadek złotego bo to pewna wygrana i nie ma w tym ani teorii spiskowej ani wielkiej filozofii
plasterki marchewek i buraków cenniejsze od złota … i od złotych
biznesiarze i spekulanci już dawno temu przerzucili się na waluty niefinansowe z wolnością ograniczaną ustawami i innymi durnymi przepisami.