Liczba wyświetleń: 1137
Mimo ponad trzech dekad walki z substancjami niszczącymi warstwę ozonową, takimi jak freony (CFC), dziura ozonowa nad Antarktydą wciąż jest poważnym problemem. Każdego roku, w szczególności w miesiącach września i października, nad biegunem południowym otwiera się znaczna wyrwa w warstwie ozonowej. Choć „Protokół Montrealski”, podpisany w 1987 roku, miał być odpowiedzią na ten problem, ograniczając użycie CFC, faktyczne rezultaty tej globalnej walki są wątpliwe. Dziura ozonowa, pomimo zmniejszonego użycia freonów, jak była, tak jest – wciąż stanowi poważne zagrożenie.
Dlaczego zatem, pomimo restrykcji nałożonych na CFC, sytuacja nie ulega poprawie? Pojawiają się głosy, że cała kampania związana z walką z freonami była jedynie wstępem do jeszcze większej manipulacji, tym razem związanej z ograniczaniem emisji dwutlenku węgla (CO2).
Podobnie jak walka z freonami, kampania na rzecz ograniczania emisji CO2 opiera się na tezie, że ludzkość jest w stanie zminimalizować skutki globalnego ocieplenia. Jednakże, jeśli historia walki z CFC nas czegoś nauczyła, to tego, że takie globalne inicjatywy mogą nie przynosić oczekiwanych rezultatów.
Ograniczenie użycia CFC było szeroko promowane jako ogromny sukces międzynarodowej współpracy. W rzeczywistości dziura ozonowa nad Antarktydą nadal się pojawia, a jej rozmiary są alarmujące. W 2024 roku znowu obserwujemy znaczące rozszerzenie tej dziury. Co więcej, pomimo powszechnych ograniczeń w emisji substancji niszczących ozon, wciąż pojawiają się nowe czynniki opóźniające odbudowę warstwy ozonowej, takie jak erupcje wulkaniczne i pożary. W kontekście walki z emisjami CO2 pojawia się zatem pytanie: czy ludzkość rzeczywiście może wpłynąć na globalne procesy klimatyczne, czy jest to kolejny iluzoryczny sukces?
Przykład freonów może sugerować, że ograniczenie emisji CO2 może mieć podobny skutek – czyli żaden. Co więcej, niektórzy badacze wskazują, że wiele z dzisiejszych wysiłków na rzecz redukcji emisji CO2 może być nie tylko nieskutecznych, ale i opartych na tych samych mechanizmach medialnych i politycznych, które napędzały kampanię przeciwko CFC. Choć teoretycznie Protokół Montrealski przyczynił się do zmniejszenia emisji freonów, to nie zmieniło to fundamentalnie problemu – dziura ozonowa nadal powstaje każdego roku, a prognozy sugerują, że pełna regeneracja ozonu może nastąpić dopiero około 2050 roku.
W przypadku walki z CO2 argumentuje się, że jest to swoisty eksperyment na większą skalę. Jeśli historia walki z freonami miała być testem, to obecna kampania na rzecz ograniczenia CO2 może się okazać powtórką z tej samej, wątpliwej strategii. Krytycy twierdzą, że globalne wysiłki w ograniczaniu emisji dwutlenku węgla mogą nie przynieść zamierzonych efektów i w ostateczności okażą się równie nieskuteczne, jak ograniczenia CFC.
Pomimo najlepszych intencji i licznych konferencji klimatycznych, realne rezultaty działań na rzecz ochrony środowiska są znikome. Dziura ozonowa nadal istnieje, promieniowanie UV wciąż stanowi zagrożenie, a w międzyczasie ludzkość inwestuje miliardy w inicjatywy, które mogą nie przynieść oczekiwanych efektów. Czy zatem walka z CO2 jest tylko kolejnym krokiem w kierunku globalnej hucpy, mającej na celu generowanie zysków politycznych i gospodarczych, a nie realną poprawę stanu środowiska?
Źródło: ZmianyNaZiemi.pl
Najciekawsze jest, że najwięcej freonów używano na półkuli północnej, na której jest więcej lądów i żyje więcej ludzi, a większa jest dziura nad biegunem południowym niż nad północnym. To pokazuje, że to ściema, bo powinno być odwrotnie.
@Admin.
Dziura ozonowa tworzy się głównie nad Antarktydą, ponieważ reakcje wiążące O3 wymagają obecności chmur stratosferycznych i temperatury niższej niż -83°C, a takie warunki powszechnie występują właśnie nad południowym kontynentem w miesiącach od września do grudnia.
Zatem nie ma tu mowy o dowodach na ściemę.
Dziura ozonowa nadal się pojawia mimo rezygnacji z używania CFC, ponieważ zawsze się pojawiała wiosną na Antarktydą, ale istotne jest nie tyle to, że wciąż się pojawia, ale to że od końca lat ’80 jej wielkość ma trend malejący.
Dlatego argumenty użyte w artykule są czystą manipulacją.
Co do jednego się zgodzę, że wszystkie obecnie działania rządów są o d… potłuc, bo mleko się już wylało i nawet całkowite zaprzestanie emisji do 2050 nie zatrzyma postępującej zmiany klimatu. Dodatnie sprzężenia zwrotne na to nie pozwolą.
Szóste wielkie wymieranie dopiero się rozpędza, a uratować nas może jedynie konkretny cud.
Jaki? Ano musiałoby się w ciągu najbliższych 20 lat wydarzyć kilka rzeczy:
1) Ludzkość musiałaby opracować technologie uzyskiwania olbrzymich energii np. w reakcjach termojądrowych;
2) Społeczność międzynarodowa musiałaby wybudować sieć fabryk pochłaniających olbrzymie ilości CO2 i metanu z atmosfery zasilane ww. energią.
Przedsięwzięcie o skali terraformacji planetarnej.
Wielce mało prawdopodobne.
Zmiana klimatu począwszy od drugiej dekady tego stulecia weszła na ścieżkę „zagięcia kija hokejowego” tzn. wykładniczo przyspiesza w tempie widocznym już gołym okiem, co będzie dla życia dużych ssaków potencjalnie wielce zabójcze.
Wychodzimy właśnie z jednego z chłodniejszych etapów klimatycznych w dziejach planety, a tyle z tego krzyku, jakby to coś złego było. JUż wszyscy zapomnieli, jak ciepły był i łagodny klimat w Polsce jeszcze w średniowieczu. Podobnie ma się sprawa z CO2. Żyjemy w czasach wychodzenia z jednego z najniższych jego poziomów. Czego pozytywne skutki już teraz obserwujemy we wzroście zazieleniania się planety o 20% od 2000 roku.
Jeśli trzeba się czymś zająć to zanieczyszczeniami chemicznymi ziemi wody i powietrza. Ograniczeniem użycia plastiku itp. Cała ta akcja z walką z CO2 to kłamstwo i ściema. Jedyne co zyskujemy to biedę i gigantyczne wpływy najbogatszych.