Liczba wyświetleń: 2096
Stefan Niesiołowski przypomniał w mediach społecznościowych, że właśnie mija kolejna rocznica zatrzymania go przez ubecję w czasach PRL. Stawia nawet tezę, że m.in. dzięki niemu Polska jest „wolna”. O bardzo niewygodnym fakcie związanym z zatrzymaniem nie wspomniał, więc postanowiliśmy to zrobić za uśmiechniętego polityka.
Poniższy materiał wideo pochodzi sprzed 11 lat.
Niesiołowski był jednym z założycieli antykomunistycznego „Ruchu”. 20 czerwca 1970 roku, wraz z innymi osobami, został zatrzymany pod zarzutem próby obalenia ustroju i planów wysadzenia pomnika i Muzeum Lenina w Poroninie. „20 czerwca 1970 roku SB w Łodzi aresztowała mnie, mojego brata Marka i inne osoby za walkę z komunizmem. Zostałem skazany na 7 lat więzienia, Wyszedłem po ponad 4 latach. Na tym zdjęciu widać strach i smutek. Jednak także dzięki nam Polska jest dziś wolna, warto było” – napisał w mediach społecznościowych Niesiołowski.
Sędziwy polityk tym razem nie wspomniał jednak gorszej strony tej historii. Prawda natomiast jest taka, że zaczął sypać już pierwszego dnia. Częściowo przyznał to nawet po latach w książce „Wysoki brzeg”. „Musiałem się zdecydować – albo zaprzeczać wszystkiemu i odmówić zeznań, albo zeznawać wykrętnie. Nie miałem odwagi ani siły odmówić zeznań i to był mój największy błąd. Potem nie rozumiałem dlaczego. Nic mnie właściwie nie usprawiedliwiało, poza strachem” – to jeden z fragmentów książki.
Z dokumentów wynika, że już pierwszego dnia przyznał się do istnienia organizacji „Ruch”. Kolejnego dnia zdradził najbliższych – m.in. brata Marka czy Andrzeja Czumę. W następnych zeznaniach ujawnił, kto krył się za poszczególnymi pseudonimami. 9 września 1970 roku zobowiązał się udzielić wszystkich informacji w zamian za nadzwyczajne złagodzenie kary. Sypał jak z rękawa, kary łagodniejszej ostatecznie nie było.
Jakby tego było mało, Niesiołowski zaczął oskarżać innych członków „Ruchu” o to, że się złamali. W 1992 r. musiał zawrzeć ugodę ze swoją byłą narzeczoną Elżbietą Lukasiewicz-Nagrodzką (później Królikowska-Avis), o której rozpuszczał wieści, że przez nią skazano go na więzienie. Z dokumentów jasno wynika, że to Niesiołowski obciążył swoją narzeczoną. Lukasiewicz zachowała się zaś w śledztwie bardzo odważnie i długo odmawiała podawania jakichkolwiek informacji o „Ruchu”. Zaczęła zeznawać dopiero wtedy, kiedy pokazano jej protokoły przesłuchania narzeczonego.
„Poczułam się wtedy zdradzona, bo do tego czasu wszystkiemu zaprzeczałam” – mówiła po latach na łamach „Rzeczpospolitej”. Uznała go za zdrajcę i zerwała z nim wszelkie kontakty, a ostatecznie wyemigrowała do Wielkiej Brytanii.
Autorstwo: KM
Źródło: NCzas.info
Służby PRL rozprawiały się z wrogami ludu bezlitośnie. Nie współpracujesz? Skończysz „na łączce”, albo w rzece. Ale przed tym jeszcze policzymy wszystkie twoje kości a chłopaki odwiedzą twoja żonę. Mało było odważnych. Weźmy takiego Bolka. Z kolei dziś służby wolą nic nie robić, bo jeszcze ich oskarżą o rasizm, antysemityzm, nieuzasadnione użycie broni itd.
Brudny idol, tylko tak można określić idola Solidarnej Polski. Jeden z niezliczonej rzeszy twórców zaprogramowanego unicestwienia Polaków i Polski. W biblii jest napisane: Poznacie go po uczynkach jego. Człowiek który dwa razy zdradził chce wysmażyć coś nowego i dlatego się przypomina.
A Ja myślę, że służby dzisiaj zadbają o to, abyś nie był rasistą, antysemitą itd.
@Baltazar – mylisz „służby PRL” z Ministerstwem Bezpieczeństwa, którego funkcjonariusze, mając roztaczaną im przez Gomułkę z Moczarem wizję procesów, odsiadek a nawet egzekucji – w 1968r. ochoczo skorzystali z transferu do Syjonu.
Więc nie ma co „brać takiego Bolka”, bo ten Bolek to jest taki miś na miarę naszych możliwości, takich bolszewicko rewizjonistycznych. Coś jak wymyślony twór, do zagarnięcia aktywu wyborczego opozycyjnemu ugrupowaniu.
Tyle, że tego akurat należałoby właściwie za to jeszcze ukarać. No, ale kto miałby tego dokonać?
Służby, jak sama nazwa mówi, są po to, żeby „służyć”. Ale w państwie o historii i tradycjach pańszczyźnianych, gdzie dopiero PRL wprowadził rozwinięte i utrwalone europejskimi przemianami społecznymi (rewolucjami) pojęcie obywatela, jako równorzędny byt w wymiarze społecznym dla pozostałych, identycznych bytów, to nie obywatelowi, tym bardziej po ’89 ta „służba” ma „służyć”.
Zgodnie z tradycją – „służy” (w wymiarze lokajskim, kamerdynerskim, szoferskim, pokojówkowym, kelnerskim, aż do cieciowego, po drodze będąc też czyścibutem) Majestatowi.
A majestatem w Polsce jest byle popychle polityczne z tytułem magistra historii, albo – jako urzędas – z tytułem magistra prawa.
To są nasi Panowie. Na stanowiskach utrzymywanych przymusowo z nas ściąganymi podatkami.
Więc „na kolana chamy! Śpiewa Lucek Pawiarotti” (cytat z Kultu, jakby co, bo Kazik podobno głuchy jak pień, więc też taki bardziej majestatyczny; bez trudu w związku z tym może nas mieć, jak reszta Panów i ich „Służb” w… …rowie pośladkowym).