70 centymetrów

Opublikowano: 01.08.2024 | Kategorie: Historia, Publicystyka

Liczba wyświetleń: 1708

Czym mniej jest uczestników powstania warszawskiego, tym częściej żyjącym zadaje się pytania o najbardziej denerwujące sytuacje i momenty, w których dokonywali bohaterskich czynów. Niżej podpisany parokrotnie już w swoich prasowych felietonach zapewniał, że nigdy nie czuł i nie czuje się bohaterem, chociaż przed powstaniem, w czasie powstania i po powstaniu bywało czasem trudno.

Dlaczego w opowiadaniach o zdarzeniach z tamtego okresu nie koncentruję się na samym powstaniu, tylko dodaję czas „przed nim” i „po nim? Z dwóch przyczyn. Po pierwsze dlatego, że należałem do tej części uczestników, którzy mieli za sobą jakiś rodzaj działalności konspiracyjnej w okupowanej przez Niemców Polsce. Po upadku powstania w większości nie wychodzili z Miasta z ludnością cywilną, tylko zostali przewiezieni do obozów jeńców wojennych.

Po drugie – bo w czasie powstania zostałem tylko lekko podrapany mikroodłamkami granatu, a „za to” w końcowym okresie pobytu w niewoli, w podobozie 346 w Munchen Gladbach, dywanowy nalot amerykańskich bombowców wywrócił dom, w którym się schroniliśmy. Zasypało mnie w półleżącej pozycji z utrudnionym dostępem powietrza. Odkopano nas (mnie i dwóch kolegów) dopiero po ośmiu godzinach. Niemiecki felczer twierdził, że znaczne luki w pamięci i niedowład lewej ręki, były spowodowane długotrwałym niedotlenieniem. Po miesiącu, już kanadyjscy lekarze (ten rejon Niemiec wyzwalała I Armia Kanadyjska i zalążek II Armii) rozszerzyli tą diagnozę. Zmienne luki w pamięci miałem mieć (i mam!) do końca pobytu na tej planecie. A niedowład ręki też już zostanie, chociaż może być mniej odczuwalny.

Początek wojny

Wojnę rozpocząłem w harcerskim mundurku, z licznymi naszywkami informującymi o sprawnościach, jakie udało mi się zaliczyć, i z krzyżem harcerskim „ćwika”, ze złotą lilijką. Początkowo w gronie kolegów snuliśmy tylko plany aktywności niepodległościowej. Nie mogłem narzekać na nudę, bo nasz domek spłonął w czasie bombardowań. Zmobilizowany ojciec wrócił i pomagałem mu w poszukiwaniach jakiegoś nowego locum. Zacząłem też korzystać z dwóch źródeł szkolnej wiedzy. Chodziłem do Szkoły Zgromadzenia Kupców, której Niemcy nie zamknęli i która nielegalnie prowadziła także klasy licealne, nazywając je klasami korepetycyjnymi dla „opóźnionych” uczniów. Drugim źródłem wiedzy były tzw. komplety, tajnie organizowane przez zamknięte, duże szkoły, także pod hasłem korepetycji.

Tak minął rok 1940 i 1941. Dopiero wiosną 1942 roku kolega ze szkoły kupców zaprosił mnie na zebranie jego zastępu Szarych Szeregów, czyli najmłodszego okupacyjnego harcerstwa. Zebranie było w jego mieszkaniu na ulicy Dobrej. Stawił się komplet członków (pięciu) i dwóch gości ubiegających się o przyjęcie – w tym ja. Trwało krótko, aby nie budzić podejrzeń u sąsiadów. Głównym tematem było organizowanie nowego zadania, czyli zlecone przez „górę” obserwowanie, liczenie i opisywanie kolejowych transportów wojsk niemieckich, które przejeżdżały na wschód przez mosty na Wiśle.

Dopiero na następnym spotkaniu zwierzchnik o pseudonimie Ryszard (wiem dzisiaj, bo spotkaliśmy się po wojnie, że podharcmistrz Michał Filipowicz) odebrał od „nowych” uroczystą przysięgę. W latach 1942–1943 działałem aktywnie w Szarych Szeregach, awansując w harcerskiej hierarchii nawet na drużynowego. Kilkakrotnie prosiłem o przeniesienie do starszych grup bojowych, ale „szefowie” uważali, że mam (rzekomo) zdolności pracy z „młodą młodzieżą” i w tym charakterze jestem bardziej potrzebny. Równolegle pełniłem funkcję łącznika w długich i raczej trudnych trasach. Chodziłem też do konspiracyjnej szkoły podoficerskiej „Wiarus”, której zajęcia odbywały się wczesnymi wieczorami w kilku szkołach.

O możliwościach zorganizowania wielkiej akcji zbrojnej całego miasta – czyli o powstaniu – rozmawiano czasem w moim środowisku, traktując to jako mało realne marzenie. Zaczęliśmy mieć nadzieję, że coś takiego może się wydarzyć, dopiero w II kwartale 1944 roku, po kilku szeroko zakrojonych ćwiczeniach międzyorganizacyjnej i międzydzielnicowej łączności. Ale ocena dysproporcji sił, a zwłaszcza uzbrojenia, nadal była hamulcem tych rozważań.

Powstanie

Przed godziną „W” 1.08.1944 r. łączność w śródmiejskich drużynach Szarych Szeregów miała znaczne luki. Z niewielką grupą członków mojej drużyny wykonaliśmy więc rozkaz rezerwowy i zameldowaliśmy się w najbliższym czynnym oddziale AK, czyli Batalionie Kiliński, podejmując służbę jako łącznicy. W Kilińskim byłem ponad 20 dni. Potrzeby łączności były tak duże, że spałem tylko w przerwach realizacji rozkazów. Już po kilku dniach uważano mnie za specjalistę w łączności z 9 oddziałem SOP (Służba Ochrony Powstania), walczącym na bliskiej Woli. Droga do tego oddziału była rzeczywiście długa, zmieniająca się i niebezpieczna.

Luki pamięci, o których wspomniałem, spowodowały, że pamiętam z tego okresu tylko parę, widocznie ważnych dla mnie, fragmentów. W pierwszych dniach został ciężko ranny mój Ojciec – kpt. Macedończyk. Leżał w szpitalu zorganizowanym w piwnicach budynku PKO na rogu Świętokrzyskiej i Marszałkowskiej. Odwiedzałem Go tam co dwa – trzy dni. Lekarze mnie zapewniali, że dochodzi do siebie i wyrwana przez pocisk z karabinu maszynowego nurkującego samolotu Sztukas część uda, stopniowo zarasta. Byłem „w trasie” kiedy ten szpital ewakuowano do części śródmieścia po drugiej stronie Alei Jerozolimskich. Ktoś ze szpitala, przypadkowo spotkany, powiedział mi, że po ewakuacji Ojciec miał krwotok z tej rany i umarł z upływu krwi. Pochowano Go w jednym z podwórkowych ogródków. Po wojnie, jeszcze przed moim powrotem do kraju, przeniesiono do grobu rodzinnego na Powązkach.

W drugiej połowie sierpnia odmeldowałem się w Kilińskim i wróciłem do macierzystej organizacji – zespołu łączników Kwatery Głównej ZHP.

Szukanie bohaterstwa

W żadnym odcinku mego życiorysu z okresu powstania nie znajduję czynów bohaterskich, ani nawet podłoża do takich czynów. Jeśli jednak pokonywanie panicznego strachu jest przez niektóre osoby traktowane także jako rodzaj pozytywnego zachowania, to mam w kulawej pamięci trzy takie momenty.

Dwa z nich są do siebie podobne. Usiłowałem dojść do wyznaczonych celów – raz na „dalekim” Mokotowie i raz na kierunku wolskim – nie mając pewnych informacji, czy nie są opanowane przez Niemców. Bałem się, że jako „bandit” zostanę natychmiast zastrzelony. Status jeńców wojennych w niemieckiej ewidencji uzyskaliśmy dopiero po kapitulacyjnych negocjacjach Bora-Komorowskiego z von dem Bachem. Do tego momentu byliśmy bandytami. Mimo strachu dotarłem jednak do adresatów, tylko z niewielkim opóźnieniem.

Trzeci napad panicznego strachu był najgorszy. Wezwano nas w awaryjnym trybie, bo „jest pilna potrzeba przesłania ważnych przesyłek na Starówkę”. Kanał pod Marszałkowską jest zalany, więc musicie wystartować kanałem pod Mazowiecką, który jest znacznie niższy – na głównych odcinkach ma 70 centymetrów – i nie ma punktowego oświetlenia. Dajemy każdemu z was latarkę z płaską baterią i odpowiednio przycięty kijek, którym można się podpierać z przodu o boczne ściany kanału, przy chodzeniu „na czworakach”.

Kanał

Nie chodziłem przed tym tak niskim kanałem, więc nie bardzo wiedziałem, co nas czeka. Dopiero jak weszliśmy włazem na rogu placu Napoleona i Mazowieckiej, to zdaliśmy sobie sprawę z trudności w realizacji tego zadania. Kanałem o takiej wysokości można było poruszać się tylko „na czworakach”. W niższych fragmentach (nawet tylko 60 centymetrowych) trzeba było się czołgać. Ale i przy tej pozycji czychało niebezpieczeństwo. Jeśli fragment kanału miał wyższy poziom odprowadzanej cieczy, przekraczający połowę jego wysokości, wtedy ciecz sięgała ust czołgającego się człowieka.

Po pierwszej godzinie tej wędrówki wysiadły wszystkie baterie w latarkach. Widocznie były jeszcze przedwojenne i długo leżały w jakimś magazynie. Wykąpany w fekaliach, w całkowitej ciemności, bez możliwości wstania i bezpośredniego kontaktu z innymi uczestnikami kawalkady, poczułem narastający strach. Koncepcja poprawy bezpieczeństwa polegająca na wejściu do kanału ze znacznymi odstępami (gdyby kogoś złapali, to pozostali mogli się wycofać) w istniejących warunkach okazała się błędna. Ciemność, samotność, trudność poruszania, brak orientacji lokalizacyjnej i niemal oszałamiający fetor zawartości kanału, potęgowały wrażenie zagrożenia. Mało brakowało, żebym zaczął krzyczeć i stracił kontrolę nad swoim zachowaniem.

Ten wysoki poziom strachu towarzyszył mi do chwili, w której dotarłem do burzowca pod Królewską. Boczne chodniki tego kanału nie były zalane, można było trochę się „uporządkować” i odpocząć. Było po czym, bo spokojnym spacerem pokonuję Mazowiecką w 10–15 minut. Czołganie kanałem zabrało nam wtedy prawie 4 godziny.

Dalej, w drodze na Starówkę, było nieco lepiej. Wprawdzie pod placem Piłsudskiego próbowano zaszkodzić nam jakimś rodzajem gazowego granatu, ale był nam znany sposób obrony. Znałem go tylko z opowiadań, jednak okazał się skuteczny. Polegał na wykorzystaniu faktu, że emitowany przez te granaty gaz był znacznie lżejszy od powietrza i jego warstwa dość szybko podnosiła się do „sufitu” kanału. Poniżej tej warstwy powietrze nadawało się do oddychania. Jeżeli zaatakowani byli na tyle zręczni, aby odpowiednio się położyć lub klęknąć, nie sięgając warstwy gazu, i oddychać powietrzem bezpośrednio nad płynącą cieczą, to po kilku minutach warstwa gazu rozpraszała się w sąsiednich fragmentach kanału.

Było już po trzeciej, jak dotarliśmy do wyznaczonego włazu na Daniłowiczowskiej. Na mnie czekał oficer i chłopcy z batalionu Zośka. Odebrali przesyłki i załatwili mnie i moim kolegom nocleg w salach jakiejś, częściowo zburzonej szkoły. Wróciliśmy do Śródmieścia następnego dnia, korzystając na ostatnim odcinku z „normalnej” drogi, czyli kanału pod Marszałkowską, w którym poziom cieczy znacznie się obniżył.

I tyle opowiadania o moim największym strachu w czasie powstania. Taki głęboki strach napada czasem człowieka, stanowiąc odwrotność bohaterstwa. To nie jest chwalebne uczucie, ale ma, moim zdaniem, pewną zaletę. Może wyzwolić determinację dalszego postępowania, często wymagającego wyższego poziomu odwagi.

Autorstwo: Tadeusz Wojciechowski
Zdjęcie: domena publiczna (CC0)
Źródło: Trybuna.info

image_pdfimage_print

TAGI: , ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

7 komentarzy

  1. Kazma 01.08.2024 18:05

    PW straszna rzeź i masakra, w sposób perfidny i wyrafinowany dokonane ludobójstwo na Polakach, na tysiącach dzieci puszczonych na rzeźnię, na pewną śmierć przez ostatnie kana|ie i potwory w ludzkiej postaci anglosasy i stalina i kogo tam jeszcze.

  2. emigrant001 01.08.2024 19:13

    Może dlatego, że kwiat narodu wyginał podczas II wojny dziś łatwiej jest rządzic stadem baranów nazywanym teraz Polakami, którym wystarczy piwo i kablówka

  3. Dobroca 01.08.2024 19:35

    Cześć i chwała bohatersko poległym Polakom – wystawionym na okrutną i bezsensowną zarazem śmierć podczas powstania warszawskiego, w imię celu, którego niestety nie udało się osiągnąć. Polska pozostała żydowską kolonią, zdradzona przez część własnych rodaków. W naszej – zwykłych Polaków pamięci pozostajecie szacownymi bohaterami, którzy poświęcili swe życie po to, abyśmy my mogli się nim cieszyć. Wy i wszyscy pozostali, bestialsko pomordowani za naszą wolność. Na Wołyniu również. Spoczywajcie w spokoju.

  4. Bruce Lee 02.08.2024 00:18

    Wierzycie w to ,że Stalin po wyzwoleniu Warszawy przez powstańców ,nie spacyfikowałby Warszawy?
    To było oczywiste,że to Powstanie jest nonsensowne.
    I nie daje do myślenia wam fakt ,że przed 30 lipca Stalin planował wkroczyć do lewobrzeżnej Wawy około 7 sierpnia.?I nagle wojska Armii Czerwonej straciły impet?Na kilka miesięcy?
    Tylko głupcy wierzą w to ,że to zbieg okoliczności.
    Stalin i Hitler byli wytrawnymi graczami.

  5. rozrabiaka 02.08.2024 02:45

    @bruce Lee nie wiem co gruziński Stalin by zrobił nie siedzę w jego głowie. W armii czerwonej służyli również Polacy. Spróbuj po podstawówce pójść na jakiś kierunek geograficzno historyczny np wybierz liceum. Na zakończenie – „god bless America!” – czy jak tam sobie wołacie…

  6. rozrabiaka 02.08.2024 02:50

    Piękne powstanie, dzięki któremu na zamówienie w funtach brytyjskich usunięto 250 tysięcy ludności cywilnej z powierzchni ziemi. Teraz, niech co mądrzejsi i sprytniejsi nie dadzą się wciągnąć w prymitywną walkę o mityczne granicę….

  7. pikpok 02.08.2024 12:35

    Dziś to samo przeżywają Palestyńczycy i to z rąk tych co uważają się za ofiary tamtych czasów.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.

Potrzebujemy Twojej pomocy!

 
Zbiórka pieniędzy na działalność portalu w maju 2025 r. jest zagrożona. Dlatego prosimy wszystkich życzliwych i szczodrych ludzi, dla których los Naszego Portalu jest ważny, o pomoc w jej szczęśliwym ukończeniu. Aby zapewnić Naszemu Portalowi stabilność finansową w przyszłości, zachęcamy do dołączania do stałej grupy wspierających. Czy nam pomożesz?

Brakuje:
1464 zł (22 kwietnia)
692 zł (23 kwietnia)
308 zł (24 kwietnia)

Nasze konto bankowe TUTAJ – wpłaty BLIK-iem TUTAJ (wypełnij „komentarz”, by przejść dalej) – konto PayPala TUTAJ

Z góry WIELKIE DZIĘKUJĘ dla nieobojętnych czytelników!