Liczba wyświetleń: 1651
Rzeczniczka kujawsko-pomorskiego ZUS, Krystyna Michałek, cieszy się, że dostaje coraz więcej donosów na osoby, które nadużywają zwolnień lekarskich. Donosiciele zgłaszają także osoby „niewinne”.
Michałek chwali się, że kontrole ZUS są coraz skuteczniejsze, a wszystko dzięki rosnącej liczbie sygnalistów.
„Coraz częściej powodem kontroli prawidłowości wykorzystywania zwolnień lekarskich są anonimowe zgłoszenia” – mówi rzeczniczka kujawsko-pomorskiego ZUS.
„Chorzy” w kujawsko-pomorskim mają być najczęściej przyłapywani na pracy zarobkowej, prowadzeniu remontu, imprezowaniu lub wyjeździe na wakacje.
Co ciekawe, często zdarza się, że donosiciele składają donosy na osoby, które nie łamią warunków zwolnienia lekarskiego.
Jak ocenić postawę takich „oszustów” z wolnościowego punktu widzenia? Jakakolwiek próba wyłudzania pieniędzy zasługuje na krytykę, ale z drugiej strony wielu uważa, że skoro mamy taki system, jaki mamy, to najlepszy rozwiązaniem jest „doić go”, jak tylko się da, aż w końcu się załamie i będzie musiał zostać zmieniony.
Poza tym donosicielstwo to jedna z najbrzydszych polskich cech narodowych, która jest przykrym spadkiem po okresie PRL-u.
Autorstwo: SG
Na podstawie: „Gazeta Wyborcza”
Źródło: NCzas.info
Donosicielstwo nie jest „spadkiem po PRL-u”. Jest spadkiem po gospodarce pańszczyźnianej, w której proporcjonalnie nieliczna szlachta rozgrywała chłopów poprzez konflikt. Chodziło o to, żeby chłop nienawidził sąsiada, bo dzięki temu nie dogadał się z nim w sprawie buntu przeciw „panu”.
Stąd premiowanie donosicieli. Później donosicielstwo kwitło podczas zaborów, szczególnie w zaborze rosyjskim a absolutny boom przeżyło podczas okupacji niemieckiej w trakcie 2 Wojny Światowej. Bo wtedy była szansa na dowalenie absolutnie każdemu, przy czym przy odrobinie szczęścia Niemcy mogli znienawidzonego rywala, sąsiada itd. posłać od razu do piachu. W PRL-u były już wyłącznie popłuczyny po tym donosicielskim eldorado.
Na sąsiada łatwo donieść, a na polityka do prokuratury to już za trudno?