Zamurowany patriotyzm

Opublikowano: 01.07.2024 | Kategorie: Polityka, Publicystyka

Liczba wyświetleń: 1260

Przyszłość mnie interesuje, więc zajmuję się przeszłością. Z historii, jak się ją zgłębia, można różne wnioski wyciągnąć, nawet takie mądre i pożyteczne. Do takowych zaliczam umiejętność rozróżniania patriotyzmu. Jest patriotyzm oparty na strachu, jest także patriotyzm oparty na odpowiedzialności. Strach rodzi nienawiść, odpowiedzialność buduje solidarność.

Dla polityków spragnionych władzy właściwą drogą jest „patriotyzm strachu”. Powtarzane przez specjalistów są twierdzenia niemieckiego profesora Carla Schmitta, że najważniejszą umiejętnością jest wskazanie wroga; walka z nim jednoczy społeczeństwo w lojalnym poparciu rządu. Władza demoralizuje (to też wiemy z historii), celem polityków staje się jej zdobycie i utrzymanie dla samej tylko rozkoszy rządzenia. Skoro strach (inni delikatnie nazywają to emocjami społecznymi) jest sprzymierzeńcem władzy, to nie powinniśmy się dziwić, z jaką łatwością aparatczycy z KO wskoczyli w buty PiS-u. Zwłaszcza w sferze będącej „oczkiem w głowie” patriotów; w obronności.

Gdy słucham premiera, tracę orientację, czy to mówi pan Tusk, czy pan Kaczyński. Szczególnym tego dowodem jest wielka wizja polskiej „linii Maginota”, umocnionego, ufortyfikowanego obszaru na granicy polsko-białoruskiej i polsko-rosyjskiej. Koszt – 10 mld zł – nie jest dla mnie przerażający; na kopaniu okopów i betonowaniu schronów zarobią polskie firmy, znaczna część wydatków wróci w postaci podatków do budżetu. Większe mam lęki prywatne, jako amator krajofilstwa; pod pozorem bezpieczeństwa odetną mi dostęp do wspaniałości dóbr przyrodniczych, do Puszczy Białowieskiej, do polskiego fragmentu Puszczy Romnickiej, do Mazur Garbatych i wiaduktu w Stańczykach…Utracę możliwość swobodnej włóczęgi, zależny się stanę od kaprysów żandarmerii… Poddenerwowany taką perspektywą przerzucam pożółkłe karty historii, szukając uzasadnienia tych inwestycji w doświadczeniach sprzed lat.

Być może egoistyczne są ciągoty do swobodnego dostępu do dóbr przyrody. Nie podważam rangi bezpieczeństwa, inwestowanie w obronność jest dla mnie wyrazem patriotyzmu odpowiedzialności. I tak też to powinno być przez rząd „sprzedawane”. Odpowiedzialny człowiek ubezpiecza swój dom, im większe poczucie odpowiedzialności, tym szerszy, obejmujący sąsiedztwo, miasto, region, całe państwo zakres ubezpieczenia. Utrzymywanie sprawnego wojska jest też formą ubezpieczenia; przemoc wojenna jest złem, które także nas może dotknąć. Odpowiedzialność i wynikający z tego obowiązek solidarności, to jedno, ale zamiast mówić o tym, karmią nas strachem. Pokazuje się Rosję jako patologicznego agresora, który za 2-3 lata, po pokonaniu Ukrainy, przyjdzie do nas „wyrąbać” przesmyk suwalski. Mówi się o wojnie hybrydowej prowadzonej przez reżim Łukaszenki na zlecenie Putina; o nasyłaniu na nas zdesperowanych i uzbrojonych bandytów, zwanych migrantami. Premier wskazywał pożar w Warszawie i na Górnym Śląsku jako efekty działań tych nasyłanych dywersantów.

Strach rodzi nienawiść. Czy naprawdę chcemy żyć w kraju przepełnionym nienawiścią do wszystkich „obcych”, wśród ludzi czujnie wypatrujących „szpiegów”, gotowych odważnie brać sprawy we własne ręce, włącznie z linczowaniem „dywersantów”? Jeśli ktoś uważa, że naród polski jest tak chrześcijański i tak kulturalny, że nigdy nie zarazi się nienawiścią; to niech poczyta o ofiarach paniki przed Niemcami, objawiającej się przed wrześniem 1939 r. (w tym o nieszczęściach napędzających spiralę zbrodni odwetowej w Bydgoszczy). Uznanie, że Rosja, bez względu jaka, będzie wiecznym zagrożeniem i wrogiem, odbiera możliwość pozytywnego marzenia o przyszłości bez wojen. Strach i nienawiść prowadzi do samoograniczenia naszej wolności, zamiast aktywnej solidarności tworzą atmosferę biernego poddaństwa.

Strach paraliżuje dyskusję o obronności. Nie jest jeszcze tak, jako doświadczył zagorzały piłsudczyk Cat-Mackiewicz, którego partyjni koledzy wsadzili do Berezy, gdy krytycznie napisał o „krzepkości naszej armii”. Nie mamy jeszcze Berezy, więc tego typu Mackiewiczów piętnuję się tylko nazywając „ruskimi agentami”. Ostracyzm jest mniej bolesny od pięści Kostka Biernackiego, ale w podobny sposób odbiera nam wolność słowa. W atmosferze nienawiści gładko przechodzi się od przemocy słownej do fizycznej. Pomimo tego dyskusja o obronności jest potrzebna i niezbędna, by – jak to się u nas mówi – nie dać się zwariować.

Pierwsza sprawa: nie potrzeba nam Napoleonów. Cechą naszej cywilizacji stał się rozdział wojska od polityki. Po smutnych doświadczenia uznano, że wojsko nie może mieć możliwości sięgania po władze w państwie; ma bronić Konstytucji i granic państwa, a nie uzurpować sobie prawo wprowadzania ładu i porządku. Jest to już w Europie oczywistością, ale pamiętać należy, że to równanie ma dwie strony. Niedopuszczalne jest, by polityk dowodził wojskiem. Owszem, Głowa Państwa, w naszym przypadku Prezydent RP, jest nominalnym naczelnym dowódcą, ale jest on jak król, który panuje, lecz nie rządzi. Politycy mogą i powinni wyznaczać polityczne cele, do których osiągnięcia przygotowane musi być wojsko. Politycy decydują o wojnie i pokoju, wybierają, kto jest wrogiem, a kto sojusznikiem, dążą do właściwego skoordynowania wszelkich działań wszelkich instytucji państwa dla zwiększenia potencjału obronnego, ale z faktu, że ktoś został demokratycznie wybrany, nie wynika szczególna wiedza dotycząca strategii i taktyki wojskowej. Owszem zdarzali się, uważani za geniuszy, samoucy: Trocki, Piłsudski, Hitler, którzy realizowali – czasem z wielkim powodzeniem – ambicje dowodzenia armiami. To jednak wyjątki od reguły, a w dodatku choćby przykład Hitlera pokazuje, że ten geniusz przyniósł Niemcom więcej nieszczęść niż sukcesów. Armia to profesjonalna korporacja, dowodzenie wymaga specjalistycznej wiedzy. Takową posiada nie Prezydent, nie Premier, nie cywilny Minister Obrony Narodowej, lecz generał dowódca Sił Zbrojnych i służący mu Sztab Generalny.

W polityce, niestety, panuje moda na Napoleonów. Widoczne to jest w formie, z jaką eksminister Błaszczak ogłaszał decyzje o zakupach uzbrojenia; widoczne także, gdy premier Tusk, pomijając swojego ministra, oznajmiał o budowie rejonu umocnionego na granicy białoruskiej. Być może w obu wypadkach głos decydujący mieli doradcy, profesjonaliści w mundurach. Trudno, by ktoś za nich rozwiązał wszelkie problemy logistyczne związane z zakupem nowej broni. Supermaszyna do zabijania, jaką jest czołg Abrams, jest tylko 60-tonową kupą złomu, jeśli nie zapewnimy w odpowiedniej ilości amunicji, paliwa, możliwości serwisowania, możliwości przemieszczania, a zwłaszcza odpowiednio wykształconej załogi. Jeszcze większe problemy wiążą się z budową stałej linii obronnej, choć taka inwestycja ochoczo popierana jest przez firmy budowlane.

Umocnienie granic jest spadkiem po strategii stosowanej w czasie I wojny światowej, gdy przeszła ona w fazę wojny pozycyjnej. Doświadczenia II wojny światowej raczej nie potwierdziły skuteczności „bunkrowania” granic. W Polsce można podziwiać wiele zabytków, pozostałości takich linii obronnych. Niedaleko Gorzowa Wielkopolskiego są piękne korytarze Międzyrzeckiego Rejonu Umocnionego, w Przemyślu ślady „linii Mołotowa”, na Górnym Śląsku zachowały się bunkry polskie i niemieckie, pieczołowicie zabezpieczane przez lokalnych amatorów historii wojskowości. Ani linia Maginota, ani Zygfryda, ani Mołotowa, nie okazały się skutecznymi barierami. Problem 1939 roku nie polegał na braku bunkrów na zachodniej granicy; istotniejsze były inne walory logistyczne. Tempo przemarszu polskiej armii wynosiło ok. 50 km dziennie, niemieckiej ok. 70 km, co – oprócz przewagi liczebnej – stanowiło o przegranej wojnie manewrowej.

Jakie zatem względy strategiczne przemawiają za budową linii Maginota pod Hajnówką? Bezdyskusyjne wydaje się inwestowanie w infrastrukturę logistyczną, zwłaszcza w tory kolejowe, umożliwiające ewentualne zaopatrzenie walczącego tu wojska; przydatne byłoby także przygotowanie i zmagazynowanie prefabrykatów, umożliwiających szybką budowę umocnień, w miejscu, gdzie rzeczywiście zajdzie taka potrzeba. Najistotniejsze jednak, by działania podejmowane były z inicjatywy i na wniosek Sztabu Generalnego, dostosowane do wojskowych planów strategicznych. Jako laik widzę dziś większe problemy z „przesmykiem suwalskim” po rosyjskiej stronie. Atak wymagałby wciągnięcia do wojny Białorusi, a ta ryzykowałaby najbardziej. Nikomu nie opłaca się bronić na własnej ziemi; odrzucenie ataku i kontrofensywa mogłaby przenieść polską (a raczej NATO-wską) linię obrony pod Pińsk lub Mińsk, przy okazji doprowadzić do likwidacji regionu kaliningradzkiego. Białoruś, piszę to ze smutkiem, byłaby największą ofiarą wojny o „przesmyk suwalski”; to powinno utkwić w przekonaniu Łukaszenki. Nie wnikam, tu jako laik, w kwestię, czy po stratach poniesionych na Ukrainie, armia rosyjska zdolna jest do prowadzenia kolejnej wojny. Odbudowa zasobów ludzkich i materialnych wymaga długiego czasu.

Padło ze strony premiera określenie sugerujące, że budowa linii obronnych jest konieczna z powodu trwającej „wojny hybrydowej”. Jeśli taki argument podsunął Tuskowi Sztab Generalny, to znaczy, że nasze wojsko wymaga gruntownej przebudowy personalnej. Ochronić się przed ambicjami politycznych Napoleonów mogą jedynie generałowie wyposażeni w „cojones”, pilnujący, by żołnierzy nie wciągać w niepotrzebne awantury.

Nie nadużywajmy słów o wojnie hybrydowej. Takowa toczyła się na wschodniej granicy RP w latach 1921-24; gdy uzbrojone bandy bolszewickie przekraczały granicę, siejąc spustoszenia, śmierć, niszcząc majątek prywatny i publiczny. Nie da się z tym porównać przestępczego procederu przemytu ludzi. Przedwojenną odpowiedzią na realną wojnę hybrydową nie było kierowanie na granicę wojska, ale tworzenie specjalistycznego Korpusu Obrony Pogranicza. Korpusu zdolnego wykonywać zarówno zadania wojskowe, jak i policyjne. Uznano, że walka z bandytyzmem jest zadaniem policyjnym, wymagającym policyjnego przygotowania. Wojsko tego robić nie potrafi, bo nie jest do tego szkolone. Taką też opinię powinien mieć odwagę wypowiedzieć szef Sztabu Generalnego WP, gdy politycy rządowi naciskają na wysyłanie żołnierzy do pilnowania granicznego płotu.

Politycy skorzystali z okazji, by hołd złożyć bohaterowi poległemu w obronie granicy. Nie przyszło im do głowy, że ten 21-letni chłopiec jest ofiarą ich bezmyślności. Młody żołnierz z Brygady Pancernej by wyszkolony do prowadzenia czołgu, a nie do tłumienia zadymy. Postawiono go, bezradnego, w obliczu zdesperowanej grupy uzbrojonej w pałki i noże. Każda formacja ma swoje zadania i związane z tym systemy szkoleń. Policja, a zwłaszcza oddziały prewencji, szkolą co robić, gdy przyjdzie uspokajać zdesperowany tłum, przygotowują, że nawet w pokojowej manifestacji może ujawnić się szaleniec z siekierą. Czołgistów tego nie uczą, bo nie od tego są. Kto więc wpadł na pomysł, kto ponosi odpowiedzialność za wysłanie chłopca po śmierć? A potem z własnej nieodpowiedzialności czynienie dowodu patriotyzmu… Nieodpowiedzialnością jest polityczne prężenie muskułów, kierowanie na granicę czołgistów, komandosów, saperów, marynarzy. Jeśli to konieczne, trzeba wzmocnić Straż Graniczną, być może też przydatne byłoby tworzenie i przeszkolenie odpowiednika amerykańskiej Gwardii Narodowej, przygotowanej do tłumienia zamieszek. Wojsko jest szykowane do walki z agresją zbrojną, a nie z szaleństwami zdesperowanego nożownika.

Płotów granicznych na świecie nie brak, jest gdzie podpatrywać doświadczenia, od kogo się uczyć. Każdy płot jest dziurawy, także ten wzorcowy na granicy USA z Meksykiem. Żaden nie gwarantuje bezpieczeństwa, o czym świadczy atak bandytów z Hamasu na izraelskie dzieci. Patent z płotem przypomina pomysł z zamykaniem kibiców w klatkach na stadionach. Zamknięci jak małpy w zoo odpowiadali zwiększoną agresją. Mimo to klatki budowano, bo dla odbiorców w społeczności były świadectwem, że rząd coś robi w sprawie chuligaństwa. Płot graniczny jest takim samym alibi dla rządu… Z przemytem ludzi przez granicę można i należy walczyć metodami policyjnymi. Nie za płot, ale za kraty polskich więzień powinni trafić organizatorzy tego procederu; to ich surowymi karami należy odstraszać.

Premier Tusk powtarza za ministrem Kamińskim tezy o udziale w tym procederze urzędników i funkcjonariuszy białoruskich, a być może także rosyjskich. Być może tak jest, ale już Kamiński przyznał przed laty, że nie ma na to „twardych” dowodów. Co więc robią nasze służby specjalne? Zbierają plotki, czy szukają owych twardych dowodów? Co robi rząd z informacjami zebranymi przez służby? Czy zagroził Łukaszence sankcjami za prowadzenie „wojny hybrydowej”? Jak wytłumaczyć lekko ferowane oskarżenia połączone z jednoczesnym „realizmem gospodarczym”? Problem na granicy narastał, wzywano UE do zaostrzenia sankcji przeciw Rosji, a jednocześnie w 2023 r. obrót gospodarczy z Białorusią zwiększył się o 1 mld euro. Jeśli nawozy sztuczne mają dla Polski większą wartość niż spokój na granicy, to niech politycy mają odwagę to powiedzieć. Za herezję uznano by pomysł, by zamknąć kolejowe przejścia graniczne, jeśli Łukaszenko nie zdecyduje się na uspokojenie sytuacji. Jak to? Po zamknięciu przejść przestałby wjeżdżać na polski rynek chiński towar; Łukaszenko nie zarabiałby na tranzycie; my byśmy nie mogli generować większego deficytu w handlu z Państwem Środka, a nasz Prezydent nie byłby tam tak mile widziany… Patriotyzm strachu dyskretnie łączy się z realpolityką. To kolejna cecha upodabniająca pana Tuska do pana Kaczyńskiego.

Wojna to zbyt poważna sprawa by mogła być traktowana jako „złoto wyborcze”. Życie ludzi jest zbyt cenne, by zmieniać je w szczebel drabiny dla karierowiczów. Zbyt drogie jest uczenie się na własnych błędach, skoro przeszłość to niewyczerpany ich zasób. Jedno dla mnie jest oczywiste. Nazwa Rzeczpospolita zobowiązuje, by Polska była krajem ludzi wolnych i odpowiedzialnych. Nie zasługujemy, by tresowano nas strachem i nienawiścią.

Autorstwo: Jarosław Kapsa
Źródło: FundacjaWiP.wordpress.com


TAGI: ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

9 komentarzy

  1. Dandi1981 01.07.2024 09:42

    Coz mozna powiedziec tylko na pochybel zdrajca ojczyzny , oczywiscie ze graja do jednej bramki , juz za pis zwiekszane byly rezerwy zlota jak i teraz za KO w jednym celu jak za niedlugo wejdzie euro w polsce to niemcy przejma polskie rezerwy zlota temu je zwiekszaja na korzysc niemcow.
    Roznica polega na tym ze tusk rujnuje gospodarke, inwestycje jak chodzby intela, reaktory, cpk, ale mydli oczy a pis wzmacnia inwestycje zeby zarobily jak najwiecej zeby bylo co defraldowac.

  2. Katarzyna TG 01.07.2024 09:58

    > Gdy słucham premiera, tracę orientację, czy to mówi pan Tusk, czy pan Kaczyński.

    Może to dlatego że w istocie mamy do czynienia z jednym Donaldem Kaczyńskim za to w dwóch odsłonach, jak Dr Jekyll i Mr Hyde.

  3. pikpok 01.07.2024 11:00

    Z tym że PO zmienili ostatnio na KO by nazwa była bardziej adekwatna.

  4. elroman 01.07.2024 17:23

    To są dwie osoby w jednej.
    Ale obaj są wrogami narodu.

  5. niecowiedzacy 01.07.2024 22:08

    Bardzo dobrze iż Pan pisze bo ktoś to musi w końcu zrobić. Społeczeństwo polskie zostało sztucznie podzielone przez Nierządny Sprzedajny Związek Zdrajców Solidarnych z Ameryką, przyczynił się do stworzenia Służby śmierci. Tak więc Polacy do likwidacji. I nie ma potrzeby tworzyć żadnych obozów, wystarczy dać na przeżycie 1620 zł i powolna eutanazja gwarantowana. Z wojskiem uczynił to samo, likwidując mnóstwo sprzętu który mógł się przydać w powodziach, zniszczono Kołowy transporter opancerzony SKOT, który teraz by się przydał po modernizacji do ochrony granicy z Białorusią, bo było ich z 1000 szt. Zdezorganizowano też proces zakupów uzbrojenia i dowodzenia. To jest oczywisty fakt od 35 lat. Przywódca Solidarności Lech Wałęsa mawiał, zadziwimy świat. To nie strach paraliżuje dyskusję o obronności lecz chore poglądy wszczepione Polakom przez obcych, na zagadnienia obronności i brak odpowiedniego forum tylko i wyłącznie o sprawach obronności. Stworzono buńczucznie Akademię Sztuki Wojennej ale patronem nie został największy współczesny pancerniak (nie tylko Polski) generał dywizji Stanisław Maczek, który w 1939, 1940, 1944 i 1945 roku nie przegrał ani 1 bitwy z Niemcami. A w 1944 roku miał we Francji za przeciwników 2 najlepsze dywizje SS, 1 Dywizja SS Leibstandarte Adolf Hitler i 2 Dywizja SS Das Reich oraz niedobitki innych jednostek pancernych Wehrmachtu. Co do wymagań i referencji od kandydata na ministra obrony narodowej. Kandydat musi się wykazać przed wojskową komisją, odpowiednią wiedzą o uzbrojeniu i to nie historycznym, ale współczesnym lub nawet pracami teoretycznymi. Całe jego dotychczasowe życie musi wskazywać, że interesował się sprawami wojska. Ale nie może to być tylko historyk wojskowości, bo każda nowa wojna wnosi swoje nowe uwarunkowania i wiedza historyczna nie bardzo się przyda. Przykładowe odpowiedzi dyskwalifikujące kandydata: uzbrojenie amerykańskie lub inne jest najlepsze, 7 generacji lub new generation; posiada najnowsze rozwiązania technologiczne, ale kandydat nie potrafi powiedzieć jakie; jest moralnie przestarzałe lub coś w tym stylu; ma być tylko pośrednikiem w przekazywaniu i wskazywaniu celów dla wojska od rządu. Rzekomo sławny czołg Abrams który kupiliśmy jest ogólnie na poziomie czołgu PT-91 Twardy jakie oddaliśmy Ukraińcom za darmochę. Posiada armatę kalibru 105 mm M-1 a M-2 armatę kalibru 120 mm ale zlufą o długości 44 kalibrów z tradycyjnie złym, Amerykańskim prymitywnym podwoziem, gdy obecnym standardem jest lufa 120 mm o długości 55 kalibrów, która zapewnia celny strzał z odległości większej o 3 km jaką posiada czołg Koreański K-2 z rewelacyjnym podwoziem, które zwiększa możliwości trakcyjne w terenie i daje większe kąty ostrzału. Posiada też wkładkę z szuflady Adolfa Hitlera w postaci napędu turbinowego który pierwotnie miał napędzać czołg z 1944 roku Panzer VII zwany KinigsTiger. To cacko jednak nie spodobało się Niemcom. Bo ten napęd nie spala ale chohluje tyle co 3 czołgi T-91 Twardy. Ale jest kolosalna różnica PT-91 spala paliwo olej napędowy taki sam jak samochody. A M-2 paliwo lotnicze które jest bardzo drogie. No i Polskim paliwem zapychają się Amerykańskie filtry, które trzeba czyścić często co w boju jest tragedią. Tak więc idealnie nadaje się ale tylko do odstraszania. Tylko za cenę 1 Abramsa moglibyśmy kupić tysiące makiet gumowych które pod ostrzałem nawet wybuchają. Tak więc nie wystarczy wierzyć w to co się mówi ale w czasie boju należy to jezscze udowodnić w praktyce. Co do budowy Polskiej wersji Lini Maginota i kolei doprowadzającej tory, to tylko ignorant może coś takiego wymyślić. Tempo bojowego opanowywania terenu wojsk Rosyjskich wynosi według mnie od 25 do 35 km na godzinę. Więc oddalenie jakich kolwiek sił Polskich powinno wynosić minimum 120 km tak by miały czas zareagować. Gdybyśmy mieli sprzęt który od 15 lat możliwy jest do uzyskania i nie szli w rozbudowę ilości żołnierzy ale w jakość wyposażenia, a konkretnie w pojazdy bojowe i eskortowe na kołach o masie do 40 ton jako podstawa, którą wspomagają pojazdy bojowe i eskortowe na gąsienicach o masie do 70 ton. Można by było zmniejszyć czas reakcji i przesunąć wojska na 80 km od granicy. Oczywiście te pojazdy muszą być produkowane w całości w Polsce, gdyż żadna armia nie dysponuje takim sprzętem. By je zbudować potrzebne są prywatne wytwórnie uzbrojenia, które będą nośnikiem innowacji ale będą też współpracować z państwowymi zakładami w celu zwiększenia wydajności produkcji. Tylko trzeba przestać biadolić iż mamy złe położenie geograficzne i po prostu chcieć to uczynić. Co do geniuszu Adolfa Hitlera to niewątpliwie miał talent do znajdowania odpowiednich pomocników którzy za niego wykonają ciężką robotę, a propaganda Josefa Goebelsa przypisze to Fihrerowi. Zaś co do amatorstwa, to jeśli ludzie wkładają w to co czynią serce to też mogą mieć niezłe rezultaty. Ponieważ artykuł Szanownego Pana dotyka bardzo podobnych problemów co mój artykuł więc zapraszam wszystkich innych piszących komentarze do artykułów do przeczytania mojego artykułu: Recepta na uzdrowienie Polski według nie istniejącej partii. Opublikowany 2024-06-29 06:28 na łamach WM.

  6. Dandi1981 02.07.2024 10:13

    K2 lepsze od abramsow i mialy byc produkowane w polsce ale rudy zablokowal. Bo to mialo byc za porzyczke a rudy kradnie i pieniedzy nie ma nie bylo i z rudym nie bedzie.
    A przeciez mogli dodrukowac kosztem inflacji pieniadze na czolgi, albo budzetu na minus niedopuszac to ten dlug 1,5 bln zl mogl byc dlugiem za sprzet wojskowy ktory jest i broni polski a jest dlug za cos czego nie ma.

  7. emigrant001 02.07.2024 20:10

    jak już jesteś niecowiedzący to skup się na teraźniejszości a nie na jakiś historycznych, nikomu niepotrzebnych szczegółach, żebyś wiedział więcej:) o np; publicznym długu:) i jego kosztach:)
    kaczyński, tusk, morawiecki różnią się jedynie tym, kto im płaci; jako jawnym i niejawnym agentom. Razem tworzą POPIS.

  8. Katarzyna TG 02.07.2024 20:20

    > jak już jesteś niecowiedzący to skup się na teraźniejszości a nie na jakiś historycznych, nikomu niepotrzebnych szczegółach

    Zwłaszcza że czołgi to – jak mówią – pieśń przeszłości. Byle dron i zostaje wypalona konserwa.

  9. niecowiedzacy 03.07.2024 02:53

    Widzisz Dandi1981 czytasz, ale niezbyt dokładnie bo masz w zanadrzu chęć przyłożyć premierowi Donaldowi Tuskowi. A on jest taki sam jak cała reszta ludzi wywodzących się z Solidarności, chociaż teraz przywdziali wszyscy barwy zbawców ojczyzny i wszyscy mają się za wielkich patriotów, tylko się targują kto jest większym zbawcą i tak już mija 35 lat. Jakoś nie doczytałeś się iż od 15 lat moglibyśmy sami wytwarzać sprzęt dla wojska nie mający nawet odpowiedników w teorii. Taki sprzęt jest w sytuacji prowadzenia kursu na wojnę z Rosją wymagany. Inaczej dostaniemy któreś już z rzędu lanie w historii. My i całe NATO nie mamy żadnych szans gdyż w ciągu 60 minut stracimy 30% najlepiej wyposażonych jednostek. Tylko na północy w okolicach Suwałk stacjonuje zgrupowanie zmechanizowane w ilości 50 tysięcy. Bowiem Rosjanie dysponują sprzętem umożliwiającym zajęcie całego terytorium Polski w ciągu 24 godzin i na forach internetowych jest nawet plan by po 24 godzinach zniszczyć przemysł zbrojeniowy, metalurgiczny oraz rafinerie, wyłapać polityków, zwłaszcza PIS (Do tego zadania przygotowują się Wagnerowcy) i po 48 godzinach się wycofać. Ale kolejnym ministrom obrony, rzekomo wielkim patriotom bardzo, zależało i zależy by nigdy nie powstało. Preferuje się pseudo sojusze, ze swoimi 4 i 5 Artykułami NATO a to tylko skrzyżowanie pospolitego ruszenia z każdy sobie swoją własną rzepkę skrobie, fałsz i ignorancję w dziedzinie obronności. Polsce potrzebna jest armia która samodzielnie potrafi powstrzymać najazd wroga. I nie chodzi mi o ilość żołnierzy ale jakość sprzętu który musi przewyższać wszystko co istnieje. Nawet hełmy i buty muszą być zdecydowanie inne by sprostać zadaniu. Świat nie znosi słabych a historia za ignorancję i głupotę wystawia faktury na ileś tam milionów trupów. Oby nie wystawiła hurtowej faktury na wszystkich. Polecam jak różne problemy z obronnością widzą i czym dysponują ze swojej perspektywy Turcy. Warto przejrzeć u mnie tłumaczy się bezproblemowo na język Polski. “aa.com.tr” i “defenceturk.net” “defense.otokar.com.tr” Szanowna Pani KatarzynaTG. Drony to modny temat ale dla laików podobnie jak technologia Stealayt ale jeśli ktoś jest zorientowany to będzie wiedział iż przyszłość przed nimi jest żadna. Rosjanie niedawno dali popis swoich możliwości zagłuszania wszelkich statków powietrznych, gdzie zarówno Samoloty cywilne i wojskowe są wyposażone w instalację antyporażeniową od piorunów które są bardzo silne a jednak cały region Bałtyku i połowa Polski nie potrafiła ustalić w którym miejscu przestrzeni znajduje się statek powietrzny przez kilkanaście godzin. A znając Rosjan myślę iż nie wyciągnęli jeszcze Asa z rękawa. Trzymają go na wypadek wojny. Tylko człowiek na obecnym etapie rozwoju elektroniki jest w stanie sterować uzbrojeniem ale jedynie siedząc w kokpicie tego narzędzia wojny. Co do dronów to proszę sobie pomyśleć ile to kosztuje i jaką posiada moc zadawania ciosów i chronienia się przed nimi. Tak więc nie wystarczy wierzyć w to co się czyta i samemu mówi ale w czasie boju należy to jeszcze udowodnić w praktyce. Bo sile można przeciwstawić tylko jeszcze większą siłę i czasami tylko to się liczy. Wszystkie wojny wygrywa się w czasie pokoju i taką siłą musimy dysponować. A nie pobożnymi życzeniami i nadziejami iż fałszywi sojusznicy nam pomogą, czy patriotyzmem i poświęceniem bo już to przerobiliśmy w 1939 roku.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.