Liczba wyświetleń: 628
Obserwacja polityki światowej zaczyna dostarczać mocnych wrażeń. I to nawet tej śledzonej przy pomocy telewizora, a więc odpowiednio przestawionej, zmielonej i przerobionej na informacyjną paszę dla ludu. Nawet trawiąc te – częstokroć głodne kawałki – można dostrzec, że coś ciekawego zaczęło się dziać.
Prezydent Stanów Zjednoczonych tuż po wyborczych smutkach ruszył w Azję, obtańcowując tamtejsze ludne narody. Sądząc po trasie i przebiegu pląsów, można wyciągnąć wnioski na temat nowych kierunków geopolitycznych.
Szef amerykańskiego rządu tym razem na celowniku swej kampanii miłości umieścił wielkie narody Półwyspu Indyjskiego („narody”, bo jest tam ich cała mozaika), obiecując status regionalnego mocarstwa. Stałe miejsce w Radzie Bezpieczeństwa i amerykańskie inwestycje – głównie w przemysł zbrojeniowy.
Skąd ta nagła miłość do Hindusów? (Notabene Kanada w tym uczuciu była pierwsza i Ottawa do New Delhi od kilku dekad puszcza oko, nie wspominając już o tym, że dzięki kanadyjskiej technologii Hindusi mają atomowe pukawki). Otóż miłość do Hindusów jest efektem nieodwzajemnienia amerykańskich zalotów do Chin. Pokazujemy Pekinowi, że możemy mieć w Azji inne ulubienice.
Waszyngton sądził bowiem, że poprzez transfer gospodarczy, wpłynie na tamtejsze elity tak, by zapisały się masowo do projektu globalnego świata konstruowanego pod kierownictwem amerykańsko-masońsko-żydowskiej wierchuszki. Chińczycy, i owszem, skwapliwie ściskali wyciągniętą jeszcze za Nixona rękę Zachodu, ale ani im w głowie rezygnować z własnych planów i ambicji. I to nawet po zdesperowanych ostrzeżeniach pani minister Clintonowej, że „jedziemy na tym samym wózku”. Ambicje te nie ograniczają się do bycia regionalnym mocarstwem sprawnie realizującym „uzgodnione” interesy amerykańskich korporacji, lecz mają zasięg i charakter globalny. Dzisiaj to chińskie firmy wypierają amerykańskie interesy w Ameryce Środkowej, Południowej i w Afryce. Azji nie wspominając, bo chiński imperializm zawsze miał tam tradycje.
Na dodatek, Chiny z wielką niechęcią patrzą na zabiegi monetarne i polityczne Waszyngtonu zmierzające do ograniczenia importowego uzależnienia gospodarek Ameryki i Europy. Chiny strzegą zmniejszenia przewagi eksportowej swej gospodarki, bo z dziada pradziada są ekonomicznymi nacjonalistami.
Spór z Chinami nie sprowadza się li tylko do płaszczyzny gospodarczej – ma charakter polityczny i militarny. Chiny są jednym z gwarantów bezpieczeństwa Iranu, skąd importują ropę i gaz. To ośmiela „bezczelną retorykę” Teheranu, który wie, że zbombardowanie jego instalacji nuklearnych wywoła grubszą rozróbę.
Ponieważ Chiny są głównym wierzycielem Ameryki i nabywcą jej bieżącego długu, sprzeciw chiński mógłby wywołać drastyczne ruchy na wewnętrznym rynku Ameryki i giełdach świata.
Amerykanie coraz wyraźniej widzą, że przeliczyli się w swych chińskich nadziejach i wyhodowali na piersi żmijowatego smoka, z którym przestają sobie radzić.
Chiny wspierają też antysystemowe kraje i ich liderów, co powoli plasuje je na pozycjach kontrglobalnego mocarstwa, a raczej mocarstwa globalizującego inaczej. W stronę Chin patrzą więc coraz częściej w takiej Wenezueli, czy nawet na Białorusi.
Dlatego Waszyngton rozpoczął konsolidację globalnego obozu, zaczynając od kraju bliskiego potencjałem Chinom. Indie w tej rozgrywce mogą pomóc na kilku frontach – m.in. w zwalczaniu talibów – gdy rozpada się sojusz z Pakistanem. Mogą też konkurować z Chinami tanim eksportem do Ameryki.
Obama czułe słówka zawiózł zresztą nie tylko pod dachy maharadżów, ale również do Indonezji – najliczniejszego kraju muzułmańskiego, o tradycyjnym antychińskim nastawieniu. Chińczycy stanowią tam 3 proc. ludności, ale całkowicie zdominowali biznes, przez co są nielubiani i od czasu do czasu raczeni pogromami.
Co ciekawe z polskiego punktu widzenia, wizycie tym razem pyły wulkaniczne nie przeszkadzały. Air Force One pokonał je dzielnie, choć przecież nie tak dawno nie mógł dolecieć do Krakowa. To sygnał, że chodzi o rzeczy ważne, a nie słodkie gesty.
Bliskie związanie z Indiami to element polityki „okrążenia” Chin. Delikatnie antychińska jest też Rosja, obawiająca się o Syberią i jej bogactwa, obdarta przez Pekin z wpływów w Mongolii.
Na tyle, na ile sądzić możemy z dokładniejszego trawienia informacyjnej telenoweli kierowanej do ludu, zaczęło się rozdanie i jesteśmy świadkami nowej gry.
Żadne mocarstwo nie patrzy spokojnie, jak traci status, Ameryka też nie usiądzie z założonymi rękami.
Chińsko-amerykański szczękościsk polega na tym, że o ile Chiny mają w kieszeni trylion dolarów amerykańskich papierów, za który kupują wszystko, na czym mogą położyć rękę – zwłaszcza surowce i technologię – o tyle Stany Zjednoczone te dolary „drukują” i z dnia na dzień mogą obniżać ich wartość. Stąd i chińskie pragnienie sukcesywnego zamieniania tego długu na coś bardziej konkretnego i stąd też szukanie przez Waszyngton wyjścia awaryjnego.
Na nieszczęście może się nim okazać atak na Iran, usprawiedliwiający nadzwyczajne środki finansowe, oraz towarzysząca mu konfrontacja z Pekinem. Zaczyna się już sprawdzanie, kto gdzie będzie stał.
A na razie…
Na razie kupujmy złoto. Żebyśmy mieli na chleb.
Autor: Andrzej Kumor
Zdjęcie: London Summit
Źródło: Goniec
Lepiej srebro, łatwiej będzie wyprzedawać i zamieniać na bochenki. Za sztabkę złota kupisz sobie od razu piekarnię. W mojej ocenie, masz 100 procent racji. Tyle, że nie nazwałbym tego nowym rozdaniem, to raczej finał starego. Latające swobodnie rakiety koło LA czy NYC to dla mnie informacja, że Chińczycy sa nieźle wkurzeni kwestią wciskania im papieru toaletowego w zamian za ich realne towary. I że doskonale wiedzą, że to sie nie zmieni,chocby dlatego, że już nie może. Pytanko, kto zacznie?
Poniższa informacja może ma niewiele wspólnego w powyższym artykułem, ale uważam ją za ważną i umieszczam tu – ponieważ jak sam autor zauważył: coś się dzieje i każdy to chyba widzi.
Dziś na każdej stacji radiowej w Niemczech podawano dość niepokojącą informację, a mianowicie, że spodziewane są (koniec listopada, początek grudnia) ataki terrorystyczne (niby ze strony Al Kaidy – a jakże by inaczej). Na konferencji prasowej wprawdzie przestrzegano przed histerią, ale proszono o szczególne zachowanie ostrożności. NA lotniskach i dworcach już są wzmożone kontrole..
Nie ważne czy zagrożenie atakami jest realne czy nie (bardziej skłaniam się ku straszeniu, jak to miało miejsce kilka lat temu – ludzie panikowali strasznie, akurat w tym czasie odbywający się w Monachium tzw. Octoberfest zanotował ogromne straty, udziału odmówiło wielu „wystawców”, a i odwiedzających było bardzo mało. Ludzie siedzieli w domach bo wmawiano im, że na takiej imprezie jest wielce prawdopodobne, że może się „coś” wydarzyć.
Tak więc powtarzam, że uważam, że musi koniecznie być jakieś zagrożenie, ale wg mnie jest to jakiś sposób przygotowania społeczeństwa na zbliżającą się wojnę. Za dużo ostatnio takich „akcji” się dzieje!!!
Ostatnie zdanie artykułu jest najważniejsze. Trzeba być przygotowanym na to, że najbliższa przyszłość nie będzie w różowych barwach i rzeczywiście, jeśli w coś inwestować to teraz najlepiej chyba w złoto.
w złoto opłacało się inwestować 4-6 lat temu, i faktycznie wiele osób zaczęło wtedy skupować złoto.
W złoto? Już chyba lepiej zainwestować w nowoczesną, skomputeryzowaną szklarnię, aby rzeczywiście móc się samemu wyżywić. Ewentualny atak na Iran i wstrzymanie przez ten kraj dostaw ropy, zmieni radykalnie naszą rzeczywistość. Globalny niedobór tylko tego jednego surowca – ropy – rozłoży cały system na łopatki.
@ Obi, ewentualny atak na Iran spowoduje chwolowy niedobór i gwałtowny wzrost cen ropy, po czym w szybkim czasie ropa znów zacznie płynąć, tyle że zyski będa rozkładały się inaczej.
@Bro
Tak się stanie pod warunkiem, że wojna z Iranem będzie krótka. W to jednak osobiście wątpię. To może trwać miesiące albo i dłużej.
Jeżeli cena paliw wzrośnie, ceny WSZYSTKICH produktów pójdą w górę. Im dłużej będzie trwał okres niedoboru i inflacji, tym trudniej będzie „wrócić” – szczególnie, że tysiące osób mogą w międzyczasie znaleźć się na bruku czy głodować.
Przeczytajcie ten tekst:
http://urbas.blog.onet.pl/6790841,409586274,1,200,200,85193685,410209292,8168169,0,forum.html
Pochodzi z początku lipca tego roku z bloga (adres podany wyżej), jest tego jeszcze więcej, bardzo ciekawe wywody i linki do stron.
Może ktoś się będzie śmiał, ale jak uważnie obserwuje sytuacje na świecie i umie „składać” puzzle to sam dojdzie do wniosku, że coś wisi w powietrzu. Dodajcie sobie wczorajsze wiadomości o zagrożeniu Niemiec atakiem terrorystycznym, sprawa Rosji, Japonii, NATO..
No ładnie, to ja się tu produkuję, a tu taka – niespodzianka. Wielki Brat nie śpi 🙂
OD REDAKCJI: Przeczytaj punkt 5 regulaminu.
Atak na Iran będzie służył wywołaniu kryzysu i resetowaniu systemu finansowego ze zrzuceniem winy na wroga zewnetrznego – program atomowy Iranu w rzeczywistości jest dla nikogo niegroźny. Gdyby Iranowi nie przeszkadzać, wybudowaliby może z 5 ładunków za 10 lat. Mieliby się z tym rzucac na USrael? Kpina. 2-3 głowice z czarnego rynku mają już, chwalił się tym praktycznie oficjalnie ich ajatollah, czy jak mu tam.
Zaatakują tak, aby Iran mógł blokować cieśninę tak długo, aż skroją nas z całej gotówki z banków, giełd, funduszów emerytalnych itp. Potem będą chcieli wprowadzić nową, globalną walutę rezerwową i jeszcze pare innych numerów po drodze. Totalna awaria.
@Hanah
Dzięki za link. Ciekawe spostrzeżenia i wnioski.
Osobiście staram się nie być tak radykalny. Mam nadzieję, że przesadzamy w naszych przewidywaniach. Dla mnie tylko próba wyobrażenia sobie tego, z wszystkimi tego konsekwencjami, przeraża. Gdyby to się stało, a nie tylko czytałbym o tym, chyba rzeczywiście mógłbym być w tak dużym szoku, że najprawdopodobniej byłbym gotów zaakceptować jakąkolwiek 'Strukturę’ dającą warunki by przeżyć. Doprowadzenie do ruiny i zaoferowanie odbudowy. Niszczyciel i Wybawca w jednej postaci. Po takim praniu mózgu tylko garstka mogłaby odrzucić nowy system – pod warunkiem, że nie byłby on zbyt restrykcyjny.
Aktualny system jest bardzo skuteczny. Aby przeżyć, musisz wspierać system – pracować. 'Perpetuum Mobile’. Leżymy i kwiczymy. Dochodzę do wniosku, że tylko masowe uświadamianie może dać nam jakąkolwiek szansę. Odpowiednio duża grupa, która mogłaby wspierać się nawzajem i stworzyć swoje własne 'Perpetuum Mobile’. Taka grupa mogłaby się 'odłączyć od systemu’ zajmując jakieś terytorium i tworząc tam świat oparty na innych zasadach. Z pewnością wiele osób przyłączyłoby się do takiej społeczności. Tylko że taki podział, na „dwa obozy” nieuchronnie prowadzi do konfrontacji i konfliktu. To rozwiązanie również wydaje się być błędne. Być może dlatego, że pod pojęciem „system” też kryją się Ludzie. Nie dać szansy na walkę tym ludziom, temu systemowi. Przytłoczyć ich masą sprzeciwu i protestu – pokojowego, opartego na wzajemnym szacunku. Takie mam fantazje. Obnażyć mechaniczność i sztuczność świata, w którym staramy się pokładać, umiejscawiać ponadmaterialne wartości. Nic dziwnego, że wielu to się nie udaje. Jesteśmy otoczeni przeróżnymi odcieniami pustki.
Obi-boku prawisz o jakiejś utopii następnej:)Niestety ale jeśli będzie tak, że za jakiś czas rzeczywiście dojdzie do ataku na Iran i wszystko pierdyknie tak jak przewidujemy tutaj na forum, to nie będzie innego wyjścia i trzeba będzie te przysłowiowe 666 na łapkę przyjąć, żeby przeżyć. No chyba, że znajdą się tacy hojracy, którzy wybiorą śmierć głodową, bądź inną i pewnie tacy też się znajdą, ale nie będzie to raczej rozwiązaniem pozytywnym.
Arturze ja pisałem o rewolucji w świadomości ludzkiej. Bardzo dokładnemu zrozumieniu otaczającej nas rzeczywistości i tego co naprawdę dzieje się na świecie. Jakiś czas temu przeczytałem gdzieś w sieci, że codziennie w Afryce umiera 4 000 dzieci z głodu – CODZIENNIE. Tymczasem nie ma widocznej woli w przestrzeni publicznej, aby cokolwiek zrobić w tej spawie – nawet próbować tylko organizować zaangażowanie innych państw. Nic. „Taniec z Gwiazdami” ludzie mają przed oczami i inne puste wydarzenia. A to tylko jeden przykład.
Jestem przerażony nie tyle tym co dzieje się na świecie, co tym jak ludzie na to reagują. Żyjemy w świecie, gdzie 'masy ludzkie’ przez całe swoje życie wspinają się po drabinie rzeczy, do wyimaginowanego „Boga”. W takim świecie myślenie potrafi czasami 'boleć’.
Mnie wydaje się że już jest za późno. Cywilizacja zachodu umiera na wielu płaszczyznach – ekonomicznej, kulturalnej, demograficznej etc.
Nasze gospodarki – mniej lub bardziej zaawansowane – oparte na nowoczesnych technologiach, usługach i systemach finansowo bankowych można wyłączyć i zresetować w jeden dzień. Sprowadzając nas do parteru.
Przestaliśmy być odporni biologicznie. Niewydolni fizycznie. Bezpłodni. Pasywni. Bezdzietni. Uzależnieni od tysięcy zawodnych gadżetów. Niewypłacalni.
Państwo Środka nie na darmo nosi taką nazwę. Ponad miliardowa armia sprawnie działających wytwórców stanie się nową potęgą. Dla nas lepiej było by patrzeć z nadzieją na Wschód,a nie ślepo podążać za Zachodem.