Liczba wyświetleń: 1587
Chodzi o francuską sieć Intermarché, która nie będzie oferować w swoich magazynach truskawek i wiśni na Boże Narodzenie. Grupa „Muszkieterowie” podjęła decyzję o wstrzymaniu zaopatrywania swoich sklepów w te owoce od grudnia do stycznia.
Ma to wychowywać ekologicznie konsumentów, bo owoce takie w tym czasie nie są uprawiane w Europie i trzeba je wozić z daleko, co zwiększa „ślad węglowy”. Sieć chce też zachęcać do kupowania owoców sezonowych.
Od lutego konsumenci będą mogli znaleźć na półkach sklepowych pierwsze francuskie truskawki szklarniowe. Jak wyjaśnia Thierry Cotillard, prezes grupy Mousquetaires (Intermarché, Netto, Bricomarché), „jedzenie sezonowych owoców i unikanie importowania produktów z drugiego końca świata wspiera francuskie gospodarstwo i zmniejsza ślad węglowy”.
To oczywista bzdura, ale firma podkreśla, że chodzi o symbol. W rzeczywistości sprzedaż tych owoców miękkich to w tym czasie 1% sprzedawanych owoców. A roczna podaż zagranicznych owoców i warzyw kształtuje się na poziomie około 30%. Co zawiniły akurat wiśnie i truskawki, nie wiadomo…
Grupa straszy jednak, że może rozszerzyć tę inicjatywę na „inne produkty charakteryzujące się w kraju sezonowością w nadchodzących latach”. Pada też hasło wspierania „francuskiej suwerenności żywnościowej” i „zwiększenia popytu konsumentów na krajowe owoce sezonowe”. Intermarché planuje nawiązać współpracę z dodatkowymi 20 000 lokalnych producentów w ciągu najbliższych 3 lat. Obecnie jest ich tylko 10 000 obecnie.
Autorstwo: BD
Na podstawie: „Le Figaro”
Źródło: NCzas.info
spoko, nawet jestem za
czekam na to samo dla kawy, soji, itd itp.
pozniej za opakowania sie wziasc
i na koncu sie okaze, ze musztarda i ocet zostana tylko
jak za koncowki PRL 🙂
Za chwilę z półek zacznie znikać wołowina, mleko, sery i śmietana bo to też „ślad węglowy” no a potem to już chyba tylko zostanie im wziąć się za ludzi bo przecież „we are the carbon they want to reduce”..
Absurd tej sytuacji tkwi w symbolicznym geście, który sprawia wrażenie bardziej pokazówki niż realnej zmiany proekologicznej. Rezygnacja z oferowania truskawek i wiśni w okresie, kiedy i tak stanowią jedynie 1% całkowitej sprzedaży owoców, przypomina raczej próbę zdobycia ekologicznych punktów niż rzeczywistego wpływu na ślad węglowy. Dlaczego akurat truskawki i wiśnie stały się ofiarami ekologicznej symboliki? Można by pomyśleć, że to efekt losowego wyboru owoców, który bardziej ma na celu przyciągnięcie uwagi niż rozwiązanie realnych problemów.
Argumenty o „francuskiej suwerenności żywnościowej” i „krajowych owocach sezonowych” brzmią górnolotnie, ale patrząc na skalę tej inicjatywy – zwłaszcza w kontekście tego 1% sprzedaży – można odnieść wrażenie, że to raczej drobna korekta wizerunkowa. W tym czasie pozostałe 30% importowanych owoców i warzyw wciąż będzie dostępne, więc cała akcja wygląda jak próba wykazania się „świadomością ekologiczną” bez istotnej zmiany.
Rozszerzenie tego podejścia na inne produkty sezonowe w przyszłości również ma posmak przesadnej ostrożności. Czy niedługo zobaczymy zakaz sprzedaży cytrusów zimą lub innych importowanych specjałów, które są integralną częścią naszej diety? Wydaje się, że cała inicjatywa jest bardziej symbolicznym sygnałem niż realną zmianą, co tylko podkreśla paradoksalną naturę „ekologicznych” działań, które nie do końca rozwiązują problem, ale wyglądają dobrze na papierze.
> Wydaje się, że cała inicjatywa jest bardziej symbolicznym sygnałem niż realną zmianą, co tylko podkreśla paradoksalną naturę „ekologicznych” działań, które nie do końca rozwiązują problem, ale wyglądają dobrze na papierze.
Ani symboliczny sygnał ani realna zmiana – to po prostu wymuszenie na konsumentach określonych zachowań i zmiana ich nawyków konsumpcyjnych. Listę produktów można modyfikować, wydłużać – najważniejsze jest przyzwyczaić ludzi do samej idei że nasze wybory mogą być z czyjegoś punktu widzenia „niewłaściwe”. Tylko KTO dał komukolwiek prawo do decydowania o tym co jest „niewłaściwe”?
Ja robię swoje własne przetwory, warzywa i i owoce kupuję w sezonie jeśli nie uprawiam własnych, słoiki zamiast wyrzucać to myję i używam do konserwacji to samo z butelkami szklanymi 750 mi. Do tego myję duże kubki po jogurtach, służą mi za kubki do napojów i nie muszę wydawać na plastikowe kubki
To taka moja wersja dbania o środowisko, nikt nie musi mi narzucać swojej ideologii a jeśli myśli, że postępując świadomie ułatwiam mu wprowadzanie ideologii to się zdziwi bo działam niezależnie i w kooperatywie z innymi, czyli poza systemem