Liczba wyświetleń: 601
Z powodu małych opadów śniegu w zimie na większości pól już obserwujemy przesuszenie wierzchniej warstwy gleby – powiedziała PAP dr Anna Nieróbca z Instytutu Uprawy Nawożenia i Gleboznawstwa – Państwowego Instytutu Badawczego w Puławach (Lubelskie).
Ekspertka wyjaśniła, że śnieg działa jak naturalny magazyn wody, który powoli uwalnia wilgoć do gleby podczas topnienia, a w tym roku było go niewiele. Ograniczone opady śniegu i niewielkie opady deszczu na większości obszaru kraju – stwierdziła – skutkują widocznym deficytem wody dla upraw, co szczególnie jest zauważalne w regionie południowo-wschodnim.
„Generalnie na wiosnę zawsze mieliśmy zapas wody w glebie. Dzięki topniejącemu śniegowi był uzupełniany poziom wód gruntowych. Był to swoisty zastrzyk wilgoci, który umożliwiał roślinom korzystanie z wody pozimowej. Obecnie sytuacja dla rolnictwa nie jest korzystna” – podkreśliła.
Jak podkreśliła, niskie opady deszczu w tym okresie są niekorzystne dla zbóż a szczególnie dla rzepaku, ponieważ rośliny potrzebują wody nie tylko do wzrostu, ale także do pobierania azotu, który jest dostarczany wiosną i ma kluczowe znaczenie dla plonowania.
Jej zdaniem jest jednak zbyt wcześnie, aby mówić o suszy i przewidywać tegoroczne zbiory. „Obecnie rośliny są jeszcze niewielkie i nie wymagają dużych ilości wody. Największe zapotrzebowanie na wodę pojawia się, gdy zboża wchodzą w fazę strzelania w źdźbło w okresie pełnego ulistnienia, tuż przed kwitnieniem” – zaznaczyła.
Według rozmówczyni PAP kluczowa dla wzrostu zbóż będzie pogoda wiosną. „Obfite opady w maju zazwyczaj gwarantują dobre plony. Woda zgromadzona w glebie w tym okresie będzie wykorzystywana przez rośliny jeszcze w czerwcu” – zauważyła.
Jak podała, rolnicy mogą przeciwdziałać wysuszaniu gleb stosując zadrzewianie śródpolne oraz pozostawianie resztek pożniwnych na polach, co ogranicza parowanie wody. Ekspertka zwróciła uwagę, że najważniejsze jest dbanie o zawartość próchnicy w glebie, ponieważ poprawia ona jej żyzność i zdolność do magazynowania wody. „Próchnica działa jak gąbka. Nawet w przypadku intensywnych opadów taka gleba lepiej zatrzymuje wodę” – dodała.
Zdecydowanie skrytykowała również praktykę wypalania traw na wiosnę. Wskazała, że prowadzi ona do niszczenia bioróżnorodności, emisji dwutlenku węgla do atmosfery i stwarza ryzyko rozprzestrzeniania się pożarów.
3 marca br. minister rolnictwa Czesław Siekierski zauważył, że rolnicy już teraz narzekają na suszę, co wpływa na plony, wydajność i zabezpieczenie pasz dla produkcji zwierzęcej. „To wielkie wyzwanie – szczególnie na ziemi kujawsko-pomorskiej, w Wielkopolsce, czyli w tych częściach Polski, gdzie rolnictwo jest wysokoprodukcyjne” – powiedział.
Autorstwo: PAP
Źródło: NaukawPolsce.pl
Poczekajcie na przymrozek w maju. Następnie zobaczycie czy niemieckie i myckowe firmy wypłacą sadownikom/rolnikom odszkodowania. Oni popłyną, po ostatnim sezonie część z nich stale liczy straty. Ale co to w zasadzie obchodzi polski lumpenproletariat, ta podklasa stanowiąca 80% populacji robiła i robić będzie zakupy w niemieckim sklepie. Tylko teraz menu z kurczaków karmionych padliną zmienia się na świerszcze i pluskwiaki. Ale co to w zasadzie obchodzi polski lumpenproletariat, zrobi się promocję na piwo, i tak się wtoczą swymi oplami i dekawkami, pod same drzwi, żeby szybciej wrócić na ulubiony serial.
Ta „ekspertka” zapomniała dodać, że wszędzie na wsiach porobiono melioracje, rowy, woda jest odprowadzana do kanałów i rzek, zamiast zatrzymywana na gorszy okres.
Na rowach śródpolnych, kanałach i rzeczkach oczywiście brak zastawek, które podnosiłyby poziom wody gruntowej.
W miastach jest jeszcze gorzej – cała woda opadowa odprowadzana jest do deszczówek, kanałów i rzek. A później narzekają że co roku niższy jest poziom wody gruntowej, a w powietrzu mało wilgoci i susza.
A wypalanie traw i emisja CO2 jest jak najbardziej wskazana, ale zanim dotrze to zakutych głów, zupełnie zaburzą równowagę w środowisku.
Ale zapewne tym na górze o to właśnie chodzi… Ich religia klimatyczna będzie się coraz lepiej sprzedawać
@Frinme
Warto sprawdzić zamiast twierdzić „podobno”.
Duża część rowów jest „zaorana” i pola stoją w błocie, myślę ze z wygody lub lenistwa. Rowy melioracyjne były utrzymywane za peerelu.
W miastach to problem wszechobecnego zabetonowania. Jak puścisz wody na teren, to pozalewasz wszystko w pisdu. Natomiast nie zgadzają się na rozsączanie w gruncie, wymaga to też czasochłonnych operatów wodno prawnych, niejako zmusza się do połączania do KD albo jeśli jej nie ma to rynną na teren. Teren „Zabetonowany” trzyma jednak lepiej wody w glebie.
Reasumując obwiniałbym jednak klimat, zdaje się że sterowany.