Liczba wyświetleń: 910
Jedne owce papieża bekną, a inne nie.
25 kwietnia parlament stolicy Meksyku uchwalił ustawę dopuszczającą aborcję w pierwszych 12 tygodniach ciąży. Wywołało to olbrzymią awanturę, demonstracje uliczne zwolenników wolności wyboru i „obrońców życia”. Tym drugim przewodził arcybiskup miasta Meksyk kardynał Norberto Rivera Carrera. Obłożył ekskomuniką – karą wykluczenia z Kościoła – burmistrza i 46 deputowanych, którzy głosowali za przyjęciem nowego prawa. Niech zachowają tyle przyzwoitości, aby nie wchodzić do katedry ani do żadnego innego kościoła katolickiego na świecie, dopóki wina nie zostanie im odpuszczona – ogłosił rzecznik kardynała ks. Hugo Valdemar. Zgodnie z kodeksem prawa kanonicznego zdjęcie ekskomuniki wymaga m.in. publicznej pokuty.
Nie wygląda jednak na to, żeby lewicowo-liberalni deputowani mieli ochotę czołgać się w worach pokutnych i posypywać głowy popiołem. Burmistrz Marcelo Ebrard oświadczył wręcz, że żadne decyzje władz kościelnych nie zmienią stanowiska jego partii.
Meksykańską ekskomunikę poparł sam Benedykt XVI. Ekskomunikowanie to nic nowego, to normalne i nie było niczym arbitralnym. To tylko to, co przewiduje nauka Kościoła – obwieścił papież podczas konferencji prasowej na pokładzie samolotu, który niósł go do Brazylii. Rzecznik Watykanu Federico Lombardi dorzucił, że politycy, którzy głosowali za aborcją, automatycznie sami się ekskomunikowali. (To typowa, stosowana często również nad Wisłą manipulacja językowa: zwolennicy prawa do aborcji, czyli pozostawienia decyzji kobiecie, nazywani są zwolennikami aborcji na życzenie).
Wykluczenie ze społeczności wiernych deputowanych miasta Meksyk ma powstrzymać tam-tejszych polityków przed liberalizacją prawa aborcyjnego na szczeblu centralnym w kraju niezwykle ważnym dla Kościoła, drugim na świecie pod względem liczby katolików. W dalszej zaś perspektywie – zahamować podobne zmiany w całej Ameryce Łacińskiej.
Sutanny Benedykta próbowali uczepić się nasi talibowie z LPR domagając się ekskomuniki dla posłów, którzy głosowali przeciw życiu (tzn. przeciw poprawkom w konstytucji pociągającym za sobą całkowity zakaz aborcji). Ponieważ kara ta spadłaby na cały prawie PiS z Jarosławem Kaczyńskim na czele, nadgorliwi religijnie chłopcy od Giertycha zostali wyśmiani.
Ekskomunikowani Meksykanie mogliby zapytać, dlaczego ich ukarano, a innym się upiekło. W XX wieku aborcja została zalegalizowana w większości państw świata – od Kanady i USA po Japonię, Indie i Australię, w tym także w całej Europie poza Irlandią i Maltą. Papieże i biskupi nie ośmielili się jednak wyklinać z tego powodu polityków amerykańskich czy europejskich przyznających się do katolicyzmu. Przełknęli referenda aborcyjne w tradycyjnie katolickich Włoszech, Irlandii, Portugalii. Owszem, agitowali jak mogli, lecz pogodzili się z ich wynikami (w Irlandii oznaczało to utrzymanie zakazu przerywania ciąży). Nie ekskomunikowali milionów wiernych głosujących wbrew pasterzom.
Nie mogą sobie na to pozwolić w krajach, w których kościoły już i tak świecą pustkami. Watykan utrzymuje normalne stosunki dyplomatyczne z grubo ponad setką państw respektujących prawo kobiety do wyboru. Joseph Ratzinger już jako papież wizytował swoją ojczyznę ściskając dłonie politykom, którzy po zjednoczeniu Niemiec uchwalili dość liberalną ustawę aborcyjną. A jakikolwiek pomysł jej zaostrzenia uznaliby za niebezpieczny idiotyzm.
Purpuraci szaleją, rzucają klątwy i grożą piekłem tam, gdzie może to być politycznie skuteczne – przede wszystkim w krajach zmagających się z nędzą i analfabetyzmem. Takie numery jak szantaż wobec demokratycznie wybranych parlamentarzystów i średniowieczne klątwy nie przeszłyby w Europie czy USA. Naraziłyby kler na zarzuty, że ingeruje w sprawy świeckiego państwa, nie rozumie istoty demokracji, łamie zasadę wolności sumienia i wyznania.
Co wolno Francji, najstarszej córze Kościoła, czy Włochom, kolebce papiestwa – tego nie wolno Meksykowi.
No i Polsce mającej status bantustanu zamieszkanego przez wyjątkowo ciemny lud.
Autor: D.Z.
Źródło: Tygodnik „NIE” nr 21/2007