Liczba wyświetleń: 966
Płk. rezerwy prof. Dariusz Kozerawski przekonuje, że „pomysł powszechnych szkoleń wojskowych jest zły, ale na pewno nie zapewni nam to wyszkolonych rezerw osobowych”. Chciałby „zastanowienia się” nad „przywróceniem obowiązkowej służby wojskowej”.
W ubiegły piątek premier Donald Tusk przedstawił pomysł powszechnych dobrowolnych szkoleń wojskowych. We wtorek z kolei zapowiedział, że do 2027 roku Polska będzie mogła przeszkolić 100 tys. ochotników rocznie.
Nad propozycją premiera w „Lepszej Polsce” w Polsat News rozmawiali płk. rezerwy prof. Dariusz Kozerawski i gen. Stanisław Koziej. „Jedno-, dwu-, trzydniowe, a nawet trzydziestodniowe szkolenia wojskowe, to jest taka forma promocji i szkolenia zapoznawczego” – powiedział Kozerawski. „Nie twierdzę, że to jest zły pomysł, ale na pewno nie zapewni nam to wyszkolonych rezerw osobowych, które moglibyśmy wykorzystać w ramach operacji obronnej, w ramach działań bojowych” – dodał. Następnie ocenił, że warto „zastanowić się i wrócić do dyskusji nad przywróceniem co najmniej sześciomiesięcznej obowiązkowej służby wojskowej”. Co ciekawe, podkreślił, żeby nie robić tego teraz, ponieważ trwa kampania wyborcza.
Tu warto zauważyć, że takie właśnie podejście może mieć premier Tusk. Przed wyborami mówi o „dobrowolnych” szkoleniach wojskowych. A po wyborach może ogłosić, że w sumie to wszyscy powinni rzucić wszystko obowiązkowo i iść szkolić się, by w razie napadu bronić rządzącej oligarchii i jej postkomunistycznego systemu władzy.
„Obowiązkiem obywatela jest bronić swojej ojczyzny. Niekoniecznie z bronią w ręku, ale każdy z nas jakieś zadania będzie wykonywał” – twierdził płk. rezerwy prof. Dariusz Kozerawski.
Generał brygady w stanie spoczynku Stanisław Koziej był innego zdania. Zaznaczył, że jest „przeciwnikiem powrotu do obowiązkowej służby wojskowej”. „Jest przyjęta właściwa koncepcja, aby starać się stworzyć taki system zachęt, taki system promowania, premiowania tych, którzy by się na to zdecydowali” – podkreślił gen. Koziej. Wskazał, że rezerwa powinna być mniej więcej dwukrotnie większa od właściwej armii. „To oznacza kilkaset tysięcy przeszkolonych. Dlatego ja od dawna apeluję o to, żebyśmy zaczęli tworzyć w Polsce armię rezerwową” – powiedział gen. Stanisław Koziej.
Wówczas płk Kozerawski wtrącił, że obecnie mamy w Polsce 200 tys. żołnierzy w armii czynnej. Rezerwa musiałaby wynosić więc 400 tys. „Chcę jednak przypomnieć, że Ukraina miała 800 tys. sił rezerwowych i 240 tys. zawodowych i tylko dlatego wytrzymała to rosyjskie uderzenie” – twierdził płk. Kozerawski.
Należy tutaj zaznaczyć, że to raczej nieprawda. Ukraina wytrzymała rosyjskie uderzenie dzięki otrzymaniu w krótkim czasie potężnego wsparcia z Zachodu, w szczególności z USA. Jak wygląda skuteczność armii ukraińskiej bez niego – widać było przez kilka dni między skandalicznym zachowaniem Wołodymyra Zełenskiego w Gabinecie Owalnym a wyrażeniem zgody na 30-dniowy rozejm wynegocjowany w Arabii Saudyjskiej.
„Nie ma czasu. Najmłodsi rezerwiści, czyli ci, którzy kończyli obowiązkową służbę wojskową w 2009 roku, mają dzisiaj około 40 lat” – kontynuował płk. Kozerawski.
Wówczas odpowiedział mu gen. Koziej, stwierdzają, że „dlatego muszą być stworzone formacje rezerwowe, w których ci rezerwiści będą się systematycznie szkolić”. „Jedna sprawa to jest szkolenie rezerw na potrzeby armii, a druga to jest powszechne szkolenie obronne całego społeczeństwa” – podkreślił.
Głos w tej sprawie zabrał też dyrektor Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych dr Jarosław Ćwiek-Karpowicz. Zwrócił uwagę na problem finansów. „Żołnierz nie może być głodny. Wszędzie ważne są pieniądze i w armii również. Służba wojskowa musi być atrakcyjna i opłacalna także finansowo. Musi być też atrakcyjna dla firm, które będą delegowały na szkolenia swoich pracowników” – stwierdził dr Ćwiek-Karpowicz.
Autorstwo: DC
Na podstawie: PolsatNews.pl
Źródło: NCzas.info
Jasne, Ukraina wytrzymała rosyjskie uderzenie, ciekawy jestem tylko ilu z tych żołnierzy żyje. I dlaczego Kozerawski nic nie mówi o tym, że ukraińskie wojsko celowo zostało wyszkolone i zwiększone by do tej wojny doszło. Czyżby marzyło mu się żebyśmy poszli tą drogą?
To jest bardzo słuszna analiza, iż powszechna służba może zostać wprowadzona po wyborach. Teraz kanclerz spuścił z tonu dość rozsądną propozycją. Ochotnicze służby wojskowe w ramach rezerwy są idealnym rozwiązaniem i z punktu widzenia obronności państwa, morale armii jak i szacunku wobec obywateli. A przez szacunek mam na myśli respektowanie prawa Wolności.
Tylko i wyłącznie reżimy TOTALITARNE posługują się przymusowym wcielaniem ludzi do wojska i nakazywaniem im mordowania innych pod rygorem zamknięcia w lochu. Czasem te reżimy są oczywiste jak dawne ZSRR, PRL czy 3 Rzesza, a czasem do końca nie mamy pewności, tak jak z dzisiejszą Ukrainą czy Rosją. Jeżeli IIIRP wróci do PRLowskiej doktryny powszechnej służby będzie to oznaczać początek państwa autorytarnego, gdzie to Naród jest przedmiotem i sługą, a Państwo podmiotem i jego Panem. Idea przewodnia każdego totalitaryzmu.
Zmuszanie ludzi do takich czynów kwalifikuje się do miana GWAŁTU na ich wolności i godności. Państwo, które dopuszcza się takich aktów jest państwem bandyckim. Żadne sytuacje nie usprawiedliwiają takich czynów. ŻADNE. Człowiek ma absolutne prawo samemu decydować czy chce strzelać do innych ludzi (eufemistyczna 'walka’) niezależnie od przyczyn. Kropka.
Wszyscy ci Szanowni utytułowani eksperci zapomnieli zupełnie o finansach. Dla tej armii co jest obecnie, istnieje kompletny brak uzbrojenia, które zapewnia realną wygraną w razie jakiegokolwiek konfliktu z Rosją, Niemcami lub Ukrainą. To uzbrojenie nadaje się tylko do ataku jako pies łańcuchowy na słabo rozwinięte kraje. Jeśli finanse przeznaczymy na pseudo szkolenie na coś w rodzaju Armii Krajowej z 2 wojny światowej, to czeka nas klęska jakiej jeszcze nigdy nie przeżyła Polska. Obecnie nawet starych Kałaszników AK-47 wystarczy na nie więcej niż 100 tysięcy dodatkowych żołnierzy, a gdzie jakie kolwiek pojazdy. Nie wspominam już nawet o pojazdach bojowych.
Niestety, armia Polska USA i NATO jest zamknięta na wszelką dyskusję o zmianie doktryny i wymianę posiadanego uzbrojenia na takie, które sprosta zadaniu pokonania wrogiej armii. Ignoranci w USA i NATO nie dopuszczają do siebie myśli, iż dzisiejsza wojna manewrowa na pełną skalę jest w stanie zakończyć się na niekorzyść USA i NATO w ciągu 48 godzin. Tak iż to, na co pracowaliśmy Solidarnie przez 36 lat, nareszcie przynosi rezultaty. Chwała wybrańcom, iż dali radę ogłupić ukochany naród. Polsce potrzebna jest realna siła zbrojna zdolna reagować od chwili stwierdzenia wtargnięcia na nasze terytorium, do osiągnięcia przez wojska lądowe pełnej gotowości bojowej i kontaktu z wrogiem poza miejscem pobytu i w terenie poza miastami i osadami, w ciągu najwyżej 40 minut, tak by nie dać się zaskoczyć. Armia musi być odpowiednio wyposażona w sprzęt, który z racji swoich cech konstrukcyjnych daje przewagę nad wrogiem.
W kwestii obronności nie powinniśmy iść w rozbudowę ilości żołnierzy, ale w jakość wyposażenia, a konkretnie w pojazdy bojowe i eskortowe oraz czołgi na kołach o masie do 40 ton jako podstawa, którą wspomagają pojazdy bojowe i eskortowe oraz czołgi na gąsienicach o masie do 70 ton. Można by było zmniejszyć czas reakcji i przesunąć lżejsze wojska o trakcji kołowej na 80 do 100 km od granicy. Zaś ciężkie o trakcji gąsienicowej na 100 do 120 km od granicy. Tak, by miały czas 40 minut na rozwinięcie szyku bojowego poza granicami miasta. Oczywiście te pojazdy muszą być produkowane w całości w Polsce, gdyż żadna armia nie dysponuje takim sprzętem. Moglibyśmy podjąć produkcję nowego typu uniwersalnego okrętu bojowego oraz nowego typu okrętu desantowego, wyposażonego w 25-metrowy most umożliwiający wyjazd wozów bojowych na zupełnie nieprzygotowany do tego brzeg np. skaliste wybrzeże. Siedemdziesiąt procent kadłuba uniwersalnego okrętu bojowego można by wykorzystać do transportu różnych wyjątkowo zjadliwych chemikaliów lub jako statek ratunkowo-szpitalny.
By je zbudować, potrzebne są prywatne wytwórnie uzbrojenia, które będą nośnikiem innowacji, ale będą też współpracować z państwowymi zakładami w celu zwiększenia wydajności produkcji. Skutek uboczny powstania prywatnych wytwórni uzbrojenia: powstanie minimum dwadzieścia pięć tysięcy nowych wysoko płatnych miejsc pracy. Ale by to osiągnąć musimy mieć całkiem nowe podejście do wykorzystania sił zbrojnych wyposażonych w uzbrojenie, jakiego nie posiada nikt. Tak więc jeśli nie zlikwidujemy haniebnej Akademii Sztuki Wojennej i będziemy próbowali stworzyć coś przypominającego strukturę Armii Krajowej z 2 wojny światowej i lansowali ganianie po lasach piechoty z pochodnymi Kałasznikowa, czeka nas sroga porażka, jakiej jeszcze nigdy nie zaznaliśmy. Historia jest nie ubłagana i za głupotę zawsze wystawia fakturę na ileś milionów ofiar, oby nie na wszystkich polaków.