Liczba wyświetleń: 233
Podobno należał do najwybitniejszych ludzi nauki ten, który zauważył, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Przydatne to dla współczesnych relatywistów. Dla nich nie istnieją fakty, jedynie wyobrażenia o charakterze przemijającym. Tenże gość zauważył, że mądry człowiek popełnia błąd tylko raz, natomiast idiota jest w stanie popełniać go wielokrotnie, nie rozumiejąc, dlaczego każdorazowa próba uderzania głową w mur musi boleć.
Z pozoru nasza aktualna sytuacja antraktu w politycznym serialu pod tytułem „Wybory” jest nam serwowana jakobyśmy byli przez 30 lat idiotami. Zapowiedź dalszej batalii w II turze, już trąci kolejnym uderzeniem w beton z gotowym wnioskiem, że będzie bolało. Jeśli frajerstwo nie jest naszą cechą, to w najlepszym razie zakrawałoby na uległość wobec politycznych hazardzistów. Znajdujemy się dzięki nim w sytuacji krótko przed zatrzaśnięciem elektronicznie sterowanej bramy z napisem: „tylko praca niewolnicza czyni wolnym”.
W ferworze wyborczym podrzucano ludziom setki sensacji, by ekscytować ich złodziejstwem, oszustwami i swobodnym korzystaniem z substancji rozweselających. Ledwie zamknęły się podwoje lokali wyborczych, a błyskawicznie znane stały się szacunkowe wyniki pierwszej części serialu. Z kilkakrotnego doświadczenia osoby występującej w charakterze „godnej zaufania” wiem, że do godzin porannych potrafiła trwać żonglerka kartami pod pretekstem niezgodności wyniku. Innych form zabawy też było wiele, ale teraz to nieistotne.
Czy ktokolwiek, po wyjściu z lokalu został zagadnięty (w ramach wymyślonego abstrakcyjnego narzędzia „exit poll”) o to na kogo głosował? Sugestiami z tego sondażu indukowano wyborcom mobilizację do wzięcia udziału. Dało to pozór wzięcia odpowiedzialności za losy własne i państwa.
Wynik jest dokładnie taki, z jakim musieli pogodzić się Francuzi, Portugalczycy i Rumuni. Podsuwane przez ukraińskie SBU wpływy rosyjskie brzmiały żałośnie. Ich powinna boleć głowa o ukrócenie ich własnego gremlina, który chce mieć najwięcej do powiedzenia wśród równie wesołkowatych gości z NATO.
Kto sprawcą wyniku?
Największym udziałowcem i beneficjentem wyniku są media. Taktyka uporczywej marginalizacji, zaskakujących form i miejsc tzw. debat, ich przebieg i prowadzenie przypominały casting na gwiazdę medialną. Dopiero na półmetku ośrodki niezależne uzupełniały przekaz procesu traktowanego poważnie przez elektorat. Bo ludzie są, chcą być poważni i zdają sobie sprawę ze skomplikowanej sytuacji państwa i życia w nim. Słysząc po kolejnym doświadczeniu wykorzystania ich nadziei na możność dokonania zmiany polityki, są chętni pokazać swoją troskę. Fakt, że jest jak zawsze, a wybór ograniczył się znów do tego między dżumą i cholerą, stał się powodem, by powiedzieć, że mamy dość. Proponowane hasło trwającej walki, kolejny raz stawia wyborców przed wyborem mniejszego złodziejstwa, oszustwa, kłamstwa. Po odcięciu „mniejszego” zostajemy z tym samym boleśnie doskwierającym urazem.
Figlarze
Dowcipnisie jak pan Marcin Rola, przyjmując taką właśnie postawę, sprzyjają odzyskaniu wpływu PiS-u. Rozważania przez innego redaktora na temat kogo poprą panowie Mentzen i Braun idą w podobnym kierunku, by obdzielić głosami ich zwolenników po równo — jedną i drugą karykaturę aspirującą do objęcia reprezentacyjnego przedstawicielstwa nas wszystkich i państwa. Jakby nie dość było dekady z Dudą. Podrzucona myśl poczciwcom ruchu kamrackiego zaczyna wyglądać na zgodę na zbiorowe samobójstwo poprzez wojnę, albo nurzanie się w kloace przyzwolenia na dewiacje plus wojna. To żadna walka, panowie, to rejterada i zgoda na zło.
Spektakularne wyjście z opresji
Można zarzucić nadmiar honoru, ale są istotne i racjonalne przesłanki, pozwalające przejąć decyzje przez elektorat i unaocznić jego siłę. Skłania do tego sam wynik, a dodatkowo rzekoma siła środowisk promujących pretendentów. Sprawdzając dane związane z liczebnością obu partii widać ich niesłychaną mizerię.
Zgodnie z danymi z roku 2023, PiS liczy 48 000 członków. Doliczając ich rodziny (X4), niechby liczyli 192 000. Przyjmując za równoważny stan liczbowy opłacanej zbieraniny Koalicji Obywatelskiej, rządzą nami i krajem zwolennicy globalizmu w liczbie 384 000. Tylu moralnych inaczej, oraz patriotów z wyprzedaży rządzi zdalnie i medialnie ponad 28 milionami obywatelami uprawnionymi do głosowania. Głosując na jednych, czy drugich akceptujemy życie w domu wariatów. Frekwencją, czy raczej urlopem od wyborów można dać wyraz niezgody na ugruntowanie schematu realnie doskonalonego przepisu na nowoczesne społeczeństwo gułagu „1984”.
Argumentacja pójścia w kierunku wyboru mniej widocznego zła, czyli za Nawrockim, pozostaje zgodą na nikczemność, biedę, bezdomność, eksmisje, narastającą falę przestępczości ze szczególnym okrucieństwem, której nikt z odpowiedzialnych nie chce dostrzegać, ale za chwilę tego doświadczy wzorem pozostałych krajów Europy i Ameryki.
Większe zło w postaci pokrętnego burmistrza Warszawy, to nieograniczona demoralizacja młodzieży, przyzwolenie na korupcję, przywileje dla cudzoziemców za cenę zwiększenia ciężarów polskim podatnikom i ich bankructwa, utrata pieniądza, biurokratyczny reżim medyczno-fiskalny.
Elektorat nieobecny przy urnach w II turze spowodowałby, że systemowi oprawcy cieszyliby się frekwencją 0,5 miliona obywateli swoich zwolenników. Byłby to piękny i spektakularny ruch oporu ludzi rozumnych, którzy bez przemocy dają sobie prawo odmowy do respektowania jakichkolwiek dalszych ustaleń władzy.
Dokładnie jak we Francji, podobnie w Rumunii, ubiegający się o prezydenturę deklarują pełną lojalność – jeśli nie wobec imperialnego bankruta USA, to na rzecz utworzonego na ten sam wzór potworka SZE – Stanów Zjednoczonych Europy, rządzonych na wzór Izraela, czyli z konstytucją w koszu na śmieci. Wizerunki lojalnie uformowanych kandydatów w Polsce spełniają zarówno Trzaskowski Rafał jak i Nawrocki Karol. Ich oblicza, kariery, osiągnięcia polityczne są spójne z globalnym wizerunkiem ludzi bezwzględnych, uzależnionych od hazardu, środowisk promujących substancje wszelakie jak też ich samych. Takie indywidua są gotowe walczyć zajadle z przejawami normalności, wykonają każde zlecenie, zadowalając tłumy obietnicami, jakich one są głodne. To jak niewiele mają do powiedzenia wykazali, albo uciekali w absencję, żeby skryć swoją nieudolność.
Walka dalej?
Owszem, w wyborach parlamentarnych, musieliby zrozumieć wszyscy indywidualiści, którzy przyczynili się do roztrwonienia interesu państwa i obywateli, czy warto być Don Kichotem. Pozbycie się taktyki niezłomnych indywidualistów musiałoby oprzeć się na wyrzuceniu z życia politycznego każdego ugrupowania tych, których podszepty i taktyka podzieliły Konfederację, a z ruchu na rzecz dobrobytu i pokoju wykreowali nieporadnego informatora o sensacjach bez rozeznania w geopolityce. Ciąg dalszy jest konieczny, ale roztropny. Nie możemy dać się zadeptać gremlinom, bo na świecie powoli dzieją się rzeczy dobre, a gospodarczo rośnie znaczenie BRICS. Co więcej – Donald Trump, po ponad dwugodzinnej rozmowie z prezydentem Rosji albo uzyska wsparcie pokojowego rozstrzygnięcia konfliktu na Ukrainie, albo będzie musiał ustąpić. Przyjmując pokojowe metody, możemy dać wyraz własnych dążeń i pokazać światu gdzie jest miejsce podżegaczy. W obronie wolności absencja to samoobrona, a bój nasz może być ostatni.
Autorstwo: Jola
Źródło: WolneMedia.net
Dla kogo jest ten portal, skoro tak dużo tekstu poświęca się na ten temat, który można wyczerpać w kilku niezbyt długich zdaniach?