Liczba wyświetleń: 792
Tysiące Chińczyków trafiają co roku do szpitali psychiatrycznych, choć nie są chorzy psychicznie. Pozbawieni praw, odcięci od kontaktów z rodziną, są poddawani brutalnym zabiegom, m.in. terapii elektrowstrząsowej – wynika z raportu organizacji Chińscy Obrońcy Praw Człowieka (CHRD), opublikowanego w połowie sierpnia.
Raport przedstawia los 60 pacjentów chińskich zakładów psychiatrycznych. Wielu z nich wylądowało na oddziałach zamkniętych za sprawą rodziny, sąsiadów, pracodawcy bądź państwa, które w ten sposób pozbywa się dysydentów oraz niewygodnych obywateli, uporczywie zalewających je petycjami i skargami.
Jednym z nich jest Jiao Yanshou z Laizhou w prowincji Szantung. Jiao pracował w fabryce maszyn rolniczych. Pewnego dnia odkrył, że zarządca fabryki kradnie narzędzia. Jiao zgłosił to bezzwłocznie lokalnym władzom. Kilka dni później został ciężko pobity, a potem zwolniony z pracy. Kiedy poszedł się poskarżyć u lokalnych władz, urzędnicy kazali go przymusowo umieścić w klinice psychiatrycznej. To było w 1999 r. Jiao do dziś przebywa na oddziale zamkniętym.
Pacjenci szpitali psychiatrycznych w Chinach nie mają bowiem żadnych praw. W chwili, gdy zostają przywiezieni na przymusowe leczenie, ci, którzy ich przywożą, automatycznie sprawują nad nimi pieczę i do nich należy decyzja, kiedy będą mogli wyjść na wolność. Bliscy ubezwłasnowolnionych pacjentów nie mogą ich odwiedzać. Nie mają też prawa kontaktować się z adwokatem. Przy każdej próbie protestu są poddawani brutalnym zabiegom, m.in. terapii elektrowstrząsowej.
– Sytuacja pacjentów szpitali psychiatrycznych jest dramatyczna. Ci, którzy z jakichś powodów chcą się kogoś pozbyć i mają do tego możliwość dzięki pieniądzom czy władzy, robią to i nie grożą im za to żadne konsekwencje – podkreśla międzynarodowa dyrektor CHRD Renee Xia. Według niej rządowi oficjele nierzadko przywożą kogoś na zamknięty oddział i płacą lekarzom za to, by go tam zatrzymali. – Nie ukrywają przy tym, że ten człowiek jest całkowicie zdrowy i po prostu chcą go się pozbyć – dodaje Xia.
Chociaż według szacunków renomowanego brytyjskiego pisma medycznego „The Lancet” w Chinach aż 173 mln osób cierpi na chorobę psychiczną, władze w Pekinie do dziś nie uchwaliły ustawy o opiece psychiatrycznej. Pierwsze próby ustanowienia jednolitych przepisów były już podejmowane w latach 1950., kiedy leczenie polegało na czytaniu pacjentom dzieł Mao Zedonga.
Dziś 1 na 12 umysłowo chorych w Chinach nie ma dostępu do leczenia i nie ma szans na pobyt w klinice psychiatrycznej, za który trzeba zapłacić z własnej kieszeni. Brakuje też psychiatrów. – Jesteśmy jak pandy. Jest nas tylko kilka tysięcy – mówi dr Ma Hong z Uniwersyteckiego Instytutu Zdrowia Psychicznego w Pekinie.
Przetrzymywanie pacjenta w szpitalu psychiatrycznym wbrew jego woli jest sprzeczne z artykułem 14 Konwencji Praw Osób Niepełnosprawnych (CRPD), którą Chiny podpisały w 2008 r. 12 września inspektorzy ONZ-etu po raz pierwszy przybędą do Państwa Środka sprawdzić, czy Pekin przestrzega Konwencji.
Autor: Aleksandra Rybińska
Źródło: Gazeta Polska Codziennie i Niezależna.pl
No, to świetnie, że się w Chinach poprawia. Jiao Yanshou chyba nie rozumiał w jaki sposób wybiera się kierownictwo do państwowych zakładów. Miał pecha, ze nie pracował w firmie prywatnej – tam pewnie właściciel pochwaliłby go, a tamtego nadzorcę zwolnił.
Prawie jak za PRLu, vide zaklad w Boleslawcu, przy czym w Polsce TYLKO w jednym zakladzie byly SETKI takich osob.
„Raport przedstawia los 60 pacjentów chińskich zakładów psychiatrycznych.”
Wobec wspomnianych 173 mln to nawet nie podchodzi pod blad statystyczny.
Ciekawe czemu nie naglasnie sie holokaustu trwajacego w „postepowych” krajach Zachodu (w CHRL tez), zobaczcie:
https://www.youtube.com/watch?v=NpOFcqrqBa0
Ciekawe co powiedziala by jej Sroda, Nowicka czy Szczuka, jak bronily by jej praw kobiety?
Zobaczyłem i co ?
to nie artykuł o tym.
W NRD tak robiono z przeciwnikami politycznymi.