Liczba wyświetleń: 545
Dziś przypada 84. rocznica mordu w Jedwabnem. Zbrodnię tę od lat w oficjalnej narracji przypisuje się Polakom. A jak było naprawdę? W ciągu ostatnich lat sprawę badali Tomasz Sommer, Marek Jan Chodakiewicz i Ewa Stankiewicz. Owocem ich pracy jest dwutomowe wydawnictwo „Jedwabne. Historia prawdziwa”. Powstała także skrócona wersja „Jedwabne. Rekonstrukcja mordu” autorstwa prof. Marka Jana Chodakiewicza i dr. Tomasza Sommera. Zachęcamy także do zapoznania się z filmem dokumentalnym „Jedwabne. Historia prawdziwa”. Tymczasem „Gazeta Wyborcza” w tonie oburzenia grzmi o „międzynarodowym skandalu” w Jedwabnem. Chodzi o podanie faktów kwestionujących udział Polaków w wymordowaniu Żydów w Jedwabnem i stwierdzenie faktu, że dowody wskazują na Niemców, co utrudnia oskarżanie Polaków o antysemityzm i rzekome mordowanie Żydów.
„Głazy z tablicami, których treść m.in. kwestionuje udział Polaków w mordzie żydowskich sąsiadów, pojawiły się obok pomnika zbrodni w Jedwabnem” – napisał w „Wyborczej” Maciej Chołodowski. Następnie informuje, że „głazy z tablicami zauważył na prywatnym polu” Kamil Mrozowicz. Przedstawiony został jako „aktywista, animator kultury, koordynator grupy podlaskiej 'Liderów Dialogu’ i jeden z nielicznych miejscowych, który stoi na straży pamięci o tutejszych Żydach”. Głazy znajdowały się „około 30-50 merów dalej”. „Obok już od dwóch lat stoi kilkunastometrowy maszt z biało-czerwoną flagą” – oburza się dalej Chołodowski.
Następnie przytoczył napisy z tablic. Są one umieszczone w językach polskim i angielskim. „Dowody i relacje świadków zadają kłam twierdzeniom o polskim sprawstwie mordu na Żydach w Jedwabnem 10 lipca 1941 r. W rzeczywistości zbrodni tej dokonał niemiecki oddział pacyfikacyjny pod dowództwem Hermanna Schapera” – napisano na jednej z tablic. „W wyniku rozbiorów Polska w 1795 r. na 123 lata znika znika z mapy Europy. To, co dla Polaków jest niewyobrażalną tragedią, dla wielu Żydów okazuje się źródłem zadowolenia” – napisano na innej. „Na terenach polskich okupowanych przez Niemców Żydzi cieszyli się z uzyskanej – jak uwierzyli – autonomii. I żyli z Niemcami w symbiozie” – czytamy. „W tym czasie [w okresie międzywojennym – red.] wielu Żydów jawnie sympatyzowało z komunizmem utożsamianym z wrogimi Polsce Sowietami. To też Polakom i Żydom nie pomogło w zbliżeniu” – napisano.
Autor tekstu na stronie białostockiej „Gazety Wyborczej” podaje, że „o holocauście nie ma ani słowa”. Następnie – w tonie oburzenia – informuje o planach postawienia pomnika na ziemi, którą wykupi Ruch Obrony Polaków. „Pomnik to element drogi, którą podążamy, a która ma doprowadzić do celu, jakim jest zakończenie instrumentalnego wykorzystywanie tragedii – do ekshumacji w Jedwabnem. To absolutnie konieczne, by zakopaną – dosłownie i w przenośni – prawdę o tamtych tragicznych czasach wydobyć na światło dzienne” – mówił Sumliński, cytowany przez „Gazetę Wyborczą”.
Mrozowicz oburza się, że głazy z tablicami stanęły koło miejsca pamięci z dnia na dzień, tuż przed 84 rocznicą pogromu fałszywie przypisywanego Polakom. „To totalna samowolka mająca na celu uaktywnić narodowców i środowiska, którym bliskie są teorie spiskowe, a te trzymają się mocno prawej strony sceny politycznej. To zlepek cytatów, pomieszanych faktów i teorii spiskowych. Tablice przywołują słowa rabinów czy żydowskiego historyka, które mają za zadanie ich ośmieszyć. Ale słowa Ringelbluma czy Czerniakowa są wyrwane z kontekstu. Nie brakuje też fantazmatów typu »Żydzi sami stworzyli sobie getta«, bo naziści powiedzieli im, że chcą zabić tylko Polaków-katolików, a getta mają służyć do spokojnego przeżycia wojny” – przekonywał Mrozowicz. „W demokratycznym państwie prawa nikt nie może sobie ot tak stawiać pomników w pobliżu innych ważnych dla społeczeństwa miejsc – a szczególnie związanych z kaźnią setek niewinnych ofiar, które zostały bestialsko zgładzone za to, że nie były katolikami. To skandal na skalę międzynarodową” – grzmiał.
Oczywiście najbardziej oburzony jest naczelny rabin Polski Michael Schudrich. „To hańba! To przejaw choroby jaką jest antysemityzm. Trzeba z nim walczyć, trzeba walczyć z tą chorobą” – krzyczał, cytowany przez „Gazetę Wyborczą” Schudrich.
A jak wyglądała historia ekshumacji szczątek i przypisania Polakom niemieckiej zbrodni? W jednym ze swoich programów, dotyczących zbrodni w Jedwabnem, redaktor naczelny „Najwyższego Czasu!” i historyk dr Tomasz Sommer, przeanalizował raport archeologów z prac wykopaliskowych. Pokazał szokujące zdjęcia z przebiegu ekshumacji, która – jak się okazało – była prowadzona pod ścisłym nadzorem rabinów i młodzieży żydowskiej.
Jeden z odcinków „Tajemnic Jedwabnego” Tomasz Sommer poświęcił „kłamstwu założycielskiemu” mitu jedwabieńskiego. Jak podkreślał, ówczesny prezydent Aleksander Kwaśniewski, ówczesny minister sprawiedliwości Lech Kaczyński, ówczesny premier Jerzy Buzek, ówczesny prezes IPN Leon Kieres oraz ówczesny prymas Józef Glemp „już wszystko wiedzieli”, mimo że toczące się w tej sprawie śledztwo dalekie było od konkluzji. „Podpowiem, że rąbka tajemnicy, skąd oni to wiedzieli, uchylił właśnie prymas Glemp. A powiedział: Rok wcześniej poważny Żyd uprzedzał mnie, że będzie głośno wokół tej sprawy, a potem przyszło do mnie paru wysokiej rangi polityków, którzy naciskali, żeby przeprosić, bo będzie gniew” – relacjonował Sommer.
Tomasz Sommer wspomniał też o słynnej relacji Szmula Wassersteina, który „był albo nie był świadkiem wydarzeń”. „Niezależnie od tego czy był tym świadkiem, czy nie, to przedstawił je [relacje] w takiej formie, w jakiej te wszystkie zdarzenia jednak miejsca nie miały, z całą pewnością. Stworzył pewnego rodzaju fikcję literacką na ten temat, ale […] mimo że widać na pierwszy rzut oka, że to wszystko jest nieprawdopodobne, to jednak to zostało uznane za prawdziwe przez pana Grossa, ale jak się okazuje, nie tylko” – mówił.
„Cóż potem nastąpiło? I tu przechodzimy do tego kłamstwa założycielskiego. Otóż, po tym, jak książka pana Grossa się ukazała, film pani Arnold »Sąsiedzi« – w ogóle pan Gross tytuł swojej książki wziął do filmu pani Agnieszki Arnold, który to jest zbiorem zupełnie nieprawdopodobnych insynuacji, robionych na zasadzie »jedna pani drugiej pani« – taka burza się przetoczyła w roku 2000, czyli to było już 21 lat temu, przez Polskę, iż powołany właśnie w tym mniej więcej czasie IPN postanowił wszcząć śledztwo w tej sprawie. Śledztwo zostało wszczęte tak naprawdę na jesieni 2000 roku. Konkluzją tego śledztwa było umorzenie tego śledztwa, którego tekst został przedstawiony w czerwcu 2003 roku” – zaznaczył Sommer.
„Z kolei w lipcu 2001 roku miała miejsce duża rocznicowa uroczystość w Jedwabnem. Podczas tej uroczystości prezydent Aleksander Kwaśniewski przeprosił za „zbrodnię” w imieniu narodu polskiego. […] Zwróćmy uwagę, to był 10 lipca 2001 roku, to była 60. rocznica zbrodni w Jedwabnem. Dosłownie kilka dni przed tymi uroczystościami zakończyła się ekshumacja w Jedwabnem. Potem się okazało, że tej ekshumacji w ogóle nie było. Jeszcze informacje, jakie z tej próby ekshumacji wypłynęły, nie zdążyły się zweryfikować, sprawdzić, opisać, a pan Kwaśniewski już wszystko wiedział” – mówił. „Ostatecznie decyzja procesowa ws. tego śledztwa, o jego umorzeniu, nastąpiła w ogóle rok później, ale pan Kwaśniewski już wszystko wiedział” – dodał. „Przypomnijmy jeszcze raz, jak przebiegały zdarzenia. Jesień 2000 roku – początek śledztwa. Lipiec 2001 roku – przeprosiny Kwaśniewskiego. 2002 rok, jesień – I decyzja o umorzeniu i czerwiec 2003 roku umorzenie wraz z uzasadnieniem. Można by wręcz dojść do wniosku, że jakoś te daty się nie kleją zupełnie, no bo przecież ostatecznie IPN-owska decyzja z uzasadnieniem była w czerwcu roku 2003, a już dwa lata wcześniej pan Kwaśniewski przepraszał. Cóż się stało?” – pytał Sommer.
Po głębszej analizie prasy z tamtego okresu i chronologicznego ciągu wydarzeń, okazało się, że było jeszcze inaczej. „Otóż sygnał do przyznania, iż to Polacy zamordowali, taki oficjalny, został wydany – uwaga – w lutym 2001 roku. Jeszcze wtedy w ogóle właściwie pan Ignatiew prowadzący śledztwo nie zdążył zrobić praktycznie nic. Jeszcze nawet decyzja o tym, że będzie ta próba ekshumacji, która została potem zablokowana przez Lecha Kaczyńskiego, nie zapadła – a pan Kieres już wiedział. On już wiedział” – dodał Sommer.
Tomasz Sommer zacytował wywiad z Kieresem, jaki ukazał się na łamach „Rzeczpospolitej” pod koniec lutego 2001 roku. Ówczesny prezes IPN był pytany z jakimi postawami podczas rozmów na temat mordu w Jedwabnem spotkał się podczas wizyty w Stanach Zjednoczonych. „Pragnę podkreślić, że ani razu nie miałem do czynienia z postawami wrogimi. Od wzruszającego spotkania w Nowym Jorku z ostatnim rabinem Jedwabnego Jacobem Bakerem, poprzez rozmowy w Muzeum Holokaustu, po Centrum Studiów Żydowskich Uniwersytetu Kalifornijskiego i Centrum Szymona Wiesenthala w Los Angeles, wszędzie z aprobatą przyjmowano moje deklaracje o tym, jakie znaczenie ma dla nas ta sprawa – w sensie pełnego i obiektywnego wyjaśnienia okoliczności zbrodni w Jedwabnem. Wyjaśniałem bowiem, że nie zamierzamy niczego ukrywać, ani opóźniać toczącego się w sprawie Jedwabnego śledztwa, choć wiemy, iż sprawcami tej zbrodni byli Polacy” – mówił w lutym 2001 roku szef IPN Leon Kieres.
Tomasz Sommer przedstawił proces ekshumacji w Jedwabnem, który „rozpoczął się normalnie, w pewnym momencie stał się dziwny, tajemniczy, różdżkarski, na pewno nienormalny”. „Proszę sobie wyobrazić, że na podstawie takiego procesu właśnie ci profesorowie – prof. Machcewicz, dr Persak, ówczesny prezes IPN-u Kieres – podjęli określone decyzje oskarżając naród polski. Właśnie na podstawie tych działań, które zaraz pokażę” – wskazał w nagraniu.
Ekshumacja rozpoczęła się na początku 2001 roku. prace prowadził zespół archeologa z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu prof. Andrzeja Koli. Jak podkreślał Sommer, początkowo prace archeologiczne przebiegały normalnie. „Ale w pewnym momencie coś się zaczęło dziać dziwnego. Rozkazano otoczyć miejsce siatką maskującą na początek” – mówił. Potem zaczęły się prace właściwe i pojawił się rabin Michał Schudrich. „To było już w maju. No i rabin Schudrich zaczął przyglądać się każdej łopacie” – dodał Sommer.
Jak podkreślił, nie wiadomo, dlaczego rabin Schudrich miałby nadzorować prace. „Przejrzałem wszystkie dokumenty prawne dotyczące ekshumacji w Polsce. Prawo w Polsce takiej możliwości nie przewiduje. Owszem, jeżeli mamy sytuację pochówku, jeżeli są tam ludzie jakiejś narodowości – chociaż tutaj domniemane graniczy z pewnością, że to byli żydzi, ale nigdy tego nie wiadomo na pewno, może tam byli jacyś chrześcijanie – to jak jest taka możliwość, kapłani danej religii mogą asystować przy tych pracach albo uczestniczyć w początku, zakończeniu czy na jakimś etapie. Ale tutaj mieliśmy do czynienia z inną sytuacją” – zaznaczył Sommer. Rabin Schudrich nie asystował w pracach, ani nie uczestniczył w uroczystościach na początku czy na końcu wykopalisk. Pojawił się jednak w całkiem innej roli. „Jak czytamy w dokumentach pana Ignatiewa, prokuratora, który zlecił tę ekshumację, mamy prof. Kolę, który formalnie rzecz biorąc przeprowadzał tę ekshumację, to archeolog […], ale tak naprawdę o wszystkim decydował nie Kola, nie Ignatiew, tylko rabin Schudrich” – mówił.
Nikt nie wie jednak na jakiej zasadzie, nie jest to opisane w dokumentach. „Podobno tak się dogadał z ministrem (Lechem – przyp. red.) Kaczyńskim, ale nie ma żadnego dokumentu, który by desygnował go w takiej roli. Mimo to cały czas był obecny na miejscu. Co więcej, zażądał, że jeśli tylko wyjedzie – przecież nie może całego życia spędzać tam na wykopkach – to natychmiast prace mają być wstrzymane. I było to respektowane” – podkreślał Sommer.
Później na wykopaliskach pojawił się także Dawid Warszawski. „To jest człowiek, którego ojciec był komunistycznym agentem w Stanach Zjednoczonych, pochodzenia żydowskiego oczywiście. Natomiast on tutaj był dziennikarzem, troszkę opozycyjnym, a potem odkrył w sobie Żyda. Stał się wyznaniowym Żydem” – dodał. Jak zaznaczył Sommer, wówczas nikt nie udzielał dziennikarzom dostępu do wykopalisk w Jedwabnem, by mogli zobaczyć, jak postępują prace.
Później na miejsce przyjechał też kolejny rabin, Eckstein. „Stopniowo rabin Schudrich zdradzał, że te prace mają być ograniczone i tutaj przy znalezieniu drugiego grobu, którego miało nie być, zapanowała wielka konsternacja, bo się okazało, że to opowiadanie Szmula Wassersteina, którego przepisał pan Gross, że grób był gdzieś tam dalej, na cmentarzu, to jest wszystko nieprawda. W tym grobie miała być głowa Lenina. Jak się okazało, rzeczywiście była głowa Lenina w grobie, ale ten grób był zupełnie w innym miejscu, mianowicie był jednak w stodole. Czyli cała ta opowieść pana Wassersteina okazała się nieprawdziwa, bo dowody archeologiczne zaczęły wskazywać na coś zupełnie innego” – mówił Sommer. „W tym momencie zapanowała konsternacja, zaczęły się naciski, żeby natychmiast w takim razie zatrzymać to, żeby tu jeszcze lepszą kontrolę mieć nad tym, czyli żeby ci rabini mieli kontrolę – mimo że, tak jak powtarzam, nie ma żadnych przepisów, które na coś takiego pozwalają. W ogóle jest to jakiś totalny absurd, ale coś takiego się działo” – skwitował.
Właśnie w tym okresie w Jedwabnem pojawił się rabin Eckstein, który później instruował archeologów, jak mają wykonywać swoją pracę. „Przyjechał człowiek nikomu nie znany, znaczy znany rabinowi Schudrichowi […]. Skąd on w ogóle się wziął? Dlaczego podczas pracy nad taką delikatną kwestią, która »obciąża polskie sumienie« – jak to powiedział pan Kwaśniewski – pojawia się człowiek znikąd i on dyryguje działalnością polskiej ekipy archeologów” – zaznaczył Sommer. „Co pan Eckstein, który przybył nie wiadomo skąd, zarządził? Otóż on zarządził, że od tego momentu, jak on tam się pojawił, to można tylko wszystko tam pędzelkiem odkrywać do znalezienia jakiejś kości, a jak tylko się znajdzie tę kość, to natychmiast trzeba się zatrzymać” – dodał.
„Rabin Eckstein tam cały czas stał i w pewnym momencie, po paru godzinach tego robienia pędzelkiem, jak się zorientował, że robota w ogóle nie idzie i by musiał stać tam jeszcze miesiąc, czy nie wiadomo ile, to powiedział: dobra, to używajcie łopaty. I co więcej, wziął łopatę w rękę i zaczął coś tam kopać” – ironizował. „Proszę państwa, czy wyobrażają sobie państwo taką sytuację, że na jakichś poważnych badaniach archeologicznych przychodzi człowiek znikąd i zaczyna sobie kopać? Wszystko jest tajne, siatki dookoła, namioty stawiają, prokuratura tam wszystko opisuje, a przychodzi jakiś gość, mówi: „hi, ja jestem rabin Eckstein, macie słuchać, co ja zrobię, a ja będę kopał, pokażę wam, jak to się robi”. Ja sobie nie wyobrażam, ale takie rzeczy miały miejsce” – podsumował.
Jedno ze zdjęć z raportu archeologicznego wykopalisk w Jedwabnem jest podpisane „Grupa młodzieży żydowskiej wraz z rabinem Eksteinem podczas badań”. „Czyli teraz już nie prowadzi tego prof. Kola, już nie prowadzi tego prokurator Ignatiew, nie prowadzi tego nie wiem kto z tych, którzy są do tego upoważnieni, tylko w tej chwili prowadzi to grupa młodzieży żydowskiej z rabinem Eksteinem” – zwrócił uwagę. „Co to jest za grupa młodzieży żydowskiej, jak ci ludzie się nazywają, jak zostali wybrani, dlaczego zostali wpuszczeni?” – pytał Sommer.
Wśród zdjęć w raporcie archeologów z prac w Jedwabnem znalazły się także m.in. „Prezentacja rabinowi zabytków wydzielonych”, „Demonstracja sposobu eksploracji mogiły przez rabina Ekszteina”, czy „Niekonwencjonalna metoda określania zasięgu mogiły”, polegająca na machaniu różdżką.
Autorstwo: DC i MMP
Źródło: NCzas.info [1] [2] [3]
Kompilacja 3 wiadomości: WolneMedia.net