Liczba wyświetleń: 940
Na uniwersytecie medycznym w Tokio liczba studentek nie mogła przekroczyć 30 procent. Takie było założenie i kropka. Wszystko po to, żeby „niepotrzebnie” nie wykształcić zbyt wielu adeptek, które po kilku latach praktyki porzucą kariery, aby założyć rodziny.
Bano się też tego małego odsetka kobiet, który zostanie matkami bezpośrednio po ukończeniu studiów bądź nawet jeszcze przed otrzymaniem dyplomu i nigdy nawet nie podejmie praktyki zawodowej – a wszystko „z troski o dobro przyszłych pacjentów”.
Machiko Osawa, dyrektor Japońskiego Instytutu Badawczego ds. Kobiet i Karier twierdzi, że nie jest to zjawisko nowe. „W Japonii taka bezpośrednia dyskryminacja kobiet jest powszechna. Nie chcą mieć zbyt wielu kobiet na uczelni, bo kobiety mogą odejść z pracy lub przerwać karierę zawodową, gdy zostaną matkami.”
Proceder miał trwać około 7 lat. Nagłośniła go gazeta „Yomiuri Shinbun” (odpowiednik tamtejszej „Wyborczej”), po tym, jak dziennikarze przyjrzeli się wynikom egzaminów wstępnych na przestrzeni lat – w 2011 przyjętych na kierunki medyczne zostało ponad 40 procent, czyli stanowiły prawie połowę przyszłych studiujących. Jednak w 2012 było to już dokładnie o 10 proc. mniej, później odsetek ten sukcesywnie spadał, nigdy nie przekraczając magicznej trzydziestki. W tym roku na uniwersytet dostało się tylko 30 kobiet przy 141 mężczyznach. Anonimowe źródło gazety z władz uczelni potwierdziło przypuszczenia wskazujące na manipulowanie wynikami. Informator nazwał je „złem koniecznym”.
Po nagłośnieniu procederu w sprawę włączył się minister edukacji Yoshimasa Hayashi: „Manipulacje przy egzaminach wstępnych, które dyskryminują kobiety, są nie do zaakceptowania. Czekam na specjalny raport od władz uczelni w tej sprawie” – powiedział na konferencji prasowej.
Autorstwo: WK
Źródło: Strajk.eu
No, ale co za problem? W takim razie, te które ukończyły studia są lepsze, miały trudniejsze egzaminy i będą miały płace wyższe od mężczyzn… ale to też dyskryminacja.
Problemem jest to, że kobiety powinny móc się leczyć same, bez potrzeby jakichkolwiek mężczyzn po drodze.
choćby ze względu na uczucie wstydu bycia nagim i bezbronnym w rękach obcego mężczyzny w najgorszym lub jednym z najstrasznieszych momentów w życiu.
na polskich uczelniach też zaniżają oceny i jest to powszechne np. w 3 terminie zalicza jedynie 10% zdających. Co nie powinno być możliwe, bo to w końcu trzecie podejście, najgłupszy już to by znał na pamięć 😀
Ale to japońskie myślenie jest pokrętne 😀 Oszczędzają państwową kasę na osobach, które być może nie wejdą do zawodu? Ok, a co jeśli większośc kobiet pracuje i ma dzieci jednocześnie, tak się przecież dzieje w wiekszości na świecie. A co z mężczyznami? Czy też muszą wybierać między pracą a zoną i dziećmi? Znaczy przecież też się jakoś zajmują dziećmi. I jak mają na nie zarobić w tej sytuacji? A jak kobiety mają zarobić na dzieci jeśli nie dostaną pracy, bo ich ktoś skosił na egzaminach? Czy to może chodzi o zmniejszenie dzietności Japonek? Nie masz studiów – nie masz pracy – nie masz kasy – nie masz na dzieci – nie masz dzieci ? 🙂
poz 🙂
tal