Liczba wyświetleń: 1066
Rząd chce powołać nowy organ kontrolujący bezpieczeństwo żywności. W tym celu konieczne będzie odebranie 30 proc. środków Sanepidowi. Pracownicy tej instytucji stanowczo protestują. Pojawiło się widmo strajku, którego konsekwencje mogą rozwścieczyć miliony Polaków wypoczywających na bałtyckim nadbrzeżu.
To może być gorące lato, nie tylko ze względu na wysokie temperatury. Najnowszy pomysł gabinetu Beaty Szydło zakłada powołanie Państwowej Inspekcji Bezpieczeństwa Żywności (PIBŻ), która miałaby przejąć od Państwowej Inspekcji Sanitarnej nadzór nad bezpieczeństwem żywności. Projekt opracowany przez Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi ma, według twórców, zwiększyć efektywność gospodarowania powierzonymi środkami oraz obniżyć koszty urzędowej kontroli żywności. Resort zapewnia, że zmiany sprawią, że audyty będą przeprowadzane szybciej i sprawniej.
Sanepid nie zostanie wprawdzie zlikwidowanie, ale jego rola zostanie znacznie ograniczona. Wraz z kompetencjami odpłyną środki. Związkowcy z NSZZ „Solidarność” mówią nawet o okrojeniu budżetu o 30 proc. Co to oznacza? Piotr Madej z „S” tłumaczy, że Sanepidowi może zabraknąć pieniędzy na bieżące, równie ważne, badania. – Chodzi m.in. o badania miejsc pracy, szpitali, zakładów fryzjersko-kosmetycznych pod względem przestrzegania czystości czy badania zakażeń – wskazywał w rozmowie z wyborczą.pl przewodniczący Komisji Międzyzakładowej NSZZ „S„ przy Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Gdańsku.
Zatrudnieni w Sanepidzie drżą również o swoje posady. Według „Solidarności” utrata środków doprowadzi do likwidacji 5 tys. miejsc pracy. Najboleśniej odczują to pracownicy z Pomorza, gdzie zniknąć może aż 1,2 tys. etatów.
Związkowcy zapowiadają, że nie zamierzają pozwolić na destrukcję ich instytucji. Anna Obuchowska, rzeczniczka Państwowego Wojewódzkiego Inspektora Sanitarnego w Gdańsku poinformowała o powołaniu pogotowia strajkowego. Na razie praca kontrolerów odbywać się będzie według planów. Jeśli rząd nie wycofa się ze swoich planów, może dojść do strajku włoskiego, a w dalszej perspektywie – do strajku generalnego. – To oznacza, że pracownicy odstąpiliby od wszystkich obowiązków, w tym badania wody w pomorskich kąpieliskach. W konsekwencji musiałyby zostać one zamknięte – powiedział portalowi Wyborcza.pl Piotr Madej.
Autorstwo: PN
Źródło: Strajk.eu
Koryta bronia, nie interesów nas, polaków.
Badanie wody mozna zlecic firmom prywatnym, i tez będa dobre
Postulat do premier rządu RP Beaty Szydło (na końcu mojej wypowiedzi)
Odnośnie sanepidu: Już czas najwyższy aby rozprawić się z tą post-PRL-owską instytucją, obsadzoną jeszcze „starą gwardią”. Która do tej pory więcej szkody przynosiła jak pożytku. A co do zwykłych ludzi i ceny ich zdrowia – nawet skutecznej kontroli higieny pracy zatrudnionych – często na czarno – ludzi, nie potrafili albo nie chcieli przeprowadzać. Pamiętam jak wymuszali łapówki od kierownictwa i wcale nie trzeba było niczego sprzątać — np. w szpitalach — wystarczyło zapłacić funkcjonariuszowi sanepidu i gotowe. A ludzie na halach produkcyjnych, do dziś tróją się aerozolami olejów technicznych. Mała anegdota: Kiedyś – ale to bardzo dawno temu – mój kolega nie chciał iść na basen w ramach WF. Jego matka pracowała wtedy w sanepidzie. Wiecie co ona zrobiła?… Zamknęła pływalnie i gotowe. Synek na basen nie poszedł.
Teraz nikt basenów zamykać mam nadzieję nie będzie. Rząd posiada chyba odpowiednie prerogatywy – jeżeli premier uzna to za stosowne, to sanepid musi się jemu podporządkować. Sanepid to instytucja należąca do administracji państwowej.
I na koniec – przy okazji powstawania tej jakże ważnej nowej służby (PIBŻ) przeznaczonej do badania żywności – wnoszę ważny postulat; bardzo ważny: W dzisiejszych czasach – i to nie tylko dotyczy żywności GMO – rolnicy stosują niekiedy na masową skalę preparat o nazwie Randap przeznaczony do zwalczania chwastów. I nie było by z tym jeszcze tak źle, gdyby robili to chociaż zgodnie z przepisami. Niestety, tak nie jest. Randap zawiera w sobie groźną dla naszego zdrowia substancję o nazwie – glifosat, którą rolnicy wykorzystują — jak się okazuje — nie tylko do zwalczania chwastów, ale i do tzw oprysku przed plonem: przed samym zbiorem, gdy nie ma najmniejszych szans aby środowisko naturalne miało czas na dezaktywację tego paskudztwa. A to, szanowni Państwo, jest już gangsterka – moim zdaniem kryminał; w każdym razie łamanie przepisów kosztem naszego zdrowia i na wielką skalę narażanie tym samym społeczeństwa na uszczerbek zdrowia w konsekwencji prowadzący do zgonu: epidemia nowotworów.
Po co ci rolnicy to robią? Powód jest banalnie prosty. Rolnicy pryskają tym ziarno po to, aby prędzej im wyschło. Potem my kupujemy kaszę i mąki w sklepach trując się tym następnie przy jedzeniu: epidemia raka – powtarzam. W każdym razie, na pieniądze, tego przeliczać nie będę.
W związku z tym, żądam od władzy RP aby zajęła się tą sprawą i obciążyła nowo powstałą instytucję właśnie tym obowiązkiem: kontrolą wszelkich ziaren przeznaczonych do konsumpcji – zmielonych i niezmielonych – na zawartość substancji o nazwie glifosad itp.
P.S.: Linkuję ten komentarz na Twittera do rządu Beaty Szydło i ministra MSWiA Mariusza Błaszczaka, licząc na to że przebrnie on przez głuchy i ślepy „kokon” jaki szczelnie otacza naszą demokratycznie wybraną władzę. Izolując skutecznie tą władzę tam od społeczeństwa, gdzie informacja skierowana do niej nie zagraża jej wizerunkowi. Tak, szanowni Państwo; bo władza dba zazwyczaj skutecznie, ale przede wszystkim o swój wizerunek.
Problem rolników jest też taki, że są na smyczy kredytowej. Pryskają żeby wyrosły plony. I tak kółko się zamyka.