Liczba wyświetleń: 1009
Spora część samorządów wykorzystała obecną sytuację do obcięcia wynagrodzeń dla nauczycieli. Z powodu prowadzenia zajęć w trybie zdalnym zarabiają oni mniej niż podczas przebywania w szkole, nie wspominając już o tym, że nie otrzymują oni pieniędzy za ponadwymiarowy czas pracy. W ten sposób samorządy szukają oszczędności, choć belfrzy często muszą poświęcać uczniom jeszcze więcej czasu.
Ankietę na temat obecnej sytuacji w oświacie miał w dniach od 30 kwietnia do 4 maja przeprowadzić Związek Nauczycielstwa Polskiego. Wynika z niej, że nauczyciele pracujący od 7 marca w trybie zdalnym narzekają coraz częściej na obniżkę wynagrodzeń „chociaż wykorzystują własny sprzęt i prąd do pracy, zarabiają mniej, niż gdyby prowadzili zajęcia w szkole”. Ten problem miał dotknąć już blisko 62,1 proc. ankietowanych. Blisko 88,5 proc. nie otrzymuje pieniędzy za ponadwymiarowy czas pracy.
„Problemem jest także wypłata należności za dodatki. I tak motywacyjnego nie otrzymało w kwietniu 8 proc. ankietowanych, za wychowawstwo – 2,5 proc., za trudne warunki pracy – 17 proc., a dodatku wiejskiego – 3 proc. Pozostałe dodatki nie były wypłacane niemal co dziesiątemu pedagogowi” – pisze o całej sprawie dziennik „Rzeczpospolita”. Dzieje się tak mimo, że tryb zdalny wymaga bardziej indywidualnego podejścia do każdego ucznia, dlatego belfrzy często wykonują jeszcze więcej pracy niż w czasie normalnej sytuacji.
Dyrektorzy szkół obcinają wynagrodzenia przede wszystkim pod naciskiem samorządów, które w ten sposób szukają oszczędności w związku z pandemią koronawirusa. Najczęściej dochodzi więc do nieprawidłowości przy raportowaniu liczby godzin przepracowanych przez nauczycieli – tym samym z powodu błędów zatrudnieni nie mogą liczyć na wypłatę odpowiednich dodatków. Jednocześnie zdaniem Ministerstwa Edukacji Narodowej nie ma podstaw do obcinania wynagrodzeń w ten sposób.
Na podstawie: Praca.Interia.pl, GazetaPrawna.pl
Zdjęcie: Wikimedia Images (CC0)
Źródło: Autonom.pl
część pieniędzy należna nauczycielom i samorządom (subwencja oświatowa to po kilkaset złotych na ucznia) powinna zostać przydzielona rodzicom, którzy de facto przejęli proces nauczania dzieci. Zadawać potrafi nawet szympans, ale edukacja nie polega tylko na zdalnym zadawaniu poleceń do wykonania. Nikt jak do tej pory nad tym się „nie pochylił”
Faktycznie system oświaty przeszedł w system edukacji domowej. Z tym że w normalnej sytuacji, w ramach edukacji domowej rodzice ją realizujący dostają wspomnianą subwencję.
Jest to o tyle istotne, że rodzice poświęcający dzieciom (a im więcej dzieci w wieku szkolnym tym większe obciążenie) czas na edukacje szkolną nie wykonują dotychczasowych swoich zajęć m.in zawodowych.
Przykładowo, dotąd moja rola jako rodzica polegała na korygowaniu licznych głupot, które szkoła przekazywała moim dzieciom w ramach tzw. edukacji. Obecnie z żoną przejęliśmy niemal całkowicie obowiązki nauczycieli, kosztem czasu prywatnego i zawodowego.
Obecna sytuacja z jednej strony uderzyła w prywatne szkoły, w tym nauczanie domowe, które często polegało na tym, że spotykały się dzieci z paru rodzin, do wspólnej nauki. Z drugiej strony spowodowała przeniesienie obowiązku edukacji na rodziców, a właściwie rodziny. Kolejna patologiczna sytuacja w quazi państwie.