Liczba wyświetleń: 736
Sprzedaż samochodów elektrycznych w 2024 roku wzrosła o 25% na całym świecie. W Europie, która sztucznie promuje tego typu pojazdy i wprowadza na poziomie unijnym przepisy motywujące konstruktorów do ich produkcji, w 2024 r. sprzedaż „elektryków” zmalała…
2025 rok ma być dla UE przełomowy, bo wejdą w życie kolejne, rygorystyczne normy emisji CO₂, co ma „ożywić rynek energii elektrycznej”. Na razie jednak, bez takich przepisów, inni radzą sobie lepiej. Chiny, światowy pionier samochodów elektrycznych, są tu motorem napędowym rynku. Sprzedano tam 11 milionów pojazdów, co stanowi wzrost o 40 proc. w ciągu roku.
Według danych opublikowanych przez firmę Rho Motion, sprzedaż samochodów elektrycznych wzrosła o 25% na całym świecie w 2024 r. Wynik ten zawdzięczamy jednak sprzedaży w Chinach, bo w Europie nastąpiło spowolnienie.
Według danych rejestracyjnych zebranych przez brytyjską firmę, w tym roku sprzedano 17,1 miliona samochodów zasilanych akumulatorami (z wyłączeniem hybryd typu plug-in), co stanowi nowy rekord ich sprzedaży.
W Europie (wliczając tu także Wielką Brytanię, Szwajcarię, Norwegię i Islandię), po czterech latach wzrostu, sprzedaż modeli elektrycznych tymczasem spadła, do 3 milionów sztuk (-3 proc.). Tłumaczy się to „konkurencją” modeli hybrydowych, które zdobyły duży udział w rynku. Sprzedaż modeli elektrycznych spadła w Niemczech, gdzie zniesiono dotacje na „elektryki”.
Co ciekawe, w Wielkiej Brytanii, gdzie nie obowiązują unijne zachęty sprzedaż wzrosła (+21,4%). Rynek odnotował również duży wzrost w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie, gdzie sprzedano 1,8 mln samochodów elektrycznych (+9 proc.). W USA Donald Trump zapowiedział jednak zniesienie dotowania „elektryków”.
Kraje UE brną w premie za złomowanie i bonusy za zakup modeli elektrycznych, które pozostają na ogół i tak droższe od swoich hybrydowych lub benzynowych odpowiedników i są znacznie mniej wszechstronne. Wyniki tegorocznej sprzedaży pokazują, że sztuczne manipulowanie rynkiem nie zdaje się na wiele, a zmiany i zwiększenie popytu zapewnia lepiej od regulacji sam technologiczny postęp, co udowadnia, niestety rynek w komunistycznych Chinach.
Autorstwo: BD
Źródło: NCzas.info
Elektryki po prostu dobrze sprawdzają się w jazdach lokalnych. Na wyspie nie ma gdzie dalej jechać.
Nowe mają zasięg kilkaset kilometrów, stare kilkadziesiąt, a po kilku latach generalnie baterie do wymiany, a stanowią 3/4 ceny samochodu )))))))
Zastanawiam się, dlaczego na dachach samochodów nie montują paneli z wiatraczkami generującymi prąd podmuchem powietrza podczas jazdy samochodu (albo zasilających sprężarkę powietrza, jeśli byłby to pojazd na sprężone powietrze). Liczba takich wiatraczków mogłaby być spora, w kilku warstwach, by produkowały więcej prądu. No, ale gdyby produkowały więcej prądu, niż potrzebuje pojazd, to byłoby perpetuum mobile. Wystarczyłby tylko mały akumulator do generowania energii startowej, zbędny w przypadku pojazdów na sprężone powietrze.
Czy jest tu jakiś specjalista od energii wiatrowej, który mógłby wyliczyć, ile prądu można takim podmuchem powietrza wygenerować? Lub ile takich wiatraczków musiałoby być, by wystarczająco zasilić samochód? W przypadku ciężarówek raczej to się nie sprawdzi, ale możliwe, że w przypadku lekkich samochodów osobowych z włókna węglowego lub duroplastu (kiedyś produkowano z niego Trabanty, a obecnie deski sedesowe).
Jeśli nie słyszeliście jeszcze o samochodach na sprężone powietrze (wynalazek Polaka z 1870 roku, przetestowany z powodzeniem na tramwajach), to możecie przeczytać tutaj:
https://wolnemedia.net/samochody-na-sprezone-powietrze/
Mi się wydaje, że montowanie wiatraczków na dachu spowodowało by większy opór, co przełożyło by się na większy pobór mocy. Sumarycznie pewnie by wyszło to na minus. Co innego jak by te wiatraczki generowały prąd podczas postoju auta. No ale w takim przypadku to już mamy sporo wiatraków dużego kalibru do generacji prądu.
Przez panel rozumiem np. jakąś np. wysoką na 10-cm konstrukcję w formie prostopadłościanu wielkości dachu, w której byłyby otwory/tunele przód-tył, a w środku małe wiatraczki-turbinki. Jeśli opór powietrza byłby większy, niż możliwość przelotu powietrza, wtedy powietrze i tak opływałoby ową konstrukcję od góry. Problemem mógłby okazać się deszcz (i błoto?), ale na pewno dałoby się to rozwiązać technicznie. Wyobraźcie sobie coś takiego na dachu samochodu (ale z osłonami – górną, dolną i pobocznymi):
Trzeba by to wyliczyć matematycznie, czy jest to opłacalne, a w praktyce sprawdzić w tunelu aerodynamicznym, albo montując na próbę taki panel na dachu auta i sprawdzając, ile prądu wytworzy przy jakiej prędkości, a także jaka jest różnica w zużyciu paliwa. Myślę, że w najgorszym przypadku wiatraczki produkowałyby dodatkowy prąd wydłużający czas jazdy samochodu elektrycznego na jednym ładowaniu.
Poszperałem w internecie i okazuje się, że pomysł nie jest nowy i są już prowadzone prace ws. zasilania samochodów energią wiatrową, ale projekty są toporne i bazują na naturalnym wietrze, a nie strumienia sztucznego wiatru wytwarzanego podczas jazdy samochodu.
https://electromobilitypoland.pl/baza-wiedzy/2018/10/27/samochody-elektryczne-zasilane-wiatrem-i-nie-tylko/
https://gadzetomania.pl/pojazd-na-wiatr,6703090918934657a