Liczba wyświetleń: 1281
Jak podaje GUS, urzędy centralne i samorządowe zatrudniają już 462,9 tys. osób. W administracji publicznej w pierwszych trzech kwartałach 2010 roku przybyło 26,3 tys. pracowników. Średnie wynagrodzenie wynosi wprawdzie 4082 zł brutto, ale zdecydowana większość urzędników zarabia poniżej średniej krajowej w sektorze przedsiębiorstw (w grudniu 2010 roku wyniosła ona 3848 zł). Jak podała wyborcza.biz, według danych Eurostatu pod względem liczby zatrudnianych urzędników znajdujemy się mniej więcej w połowie rankingu Unii Europejskiej. Stosunkowo najwięcej urzędników, po ok. 10 proc. ogółu zatrudnionych, mają Francja i Luksemburg, a stosunkowo najmniej, po ok. 5 proc. ogółu zatrudnionych, Finlandia i Irlandia. W Niemczech pracuje prawie półtora miliona urzędników, a więc ponad trzykrotnie więcej niż w Polsce. Wprawdzie liczba mieszkańców jest u naszego zachodniego sąsiada zaledwie nieco ponad dwukrotnie większa, ale PKB – ponad czterokrotnie.
W rankingu rozwoju e-administracji prowadzonym przez ONZ Polska zajęła w 2010 roku 45. miejsce, za Węgrami, Czechami i Słowacją. Jeszcze w 2008 r. nasz kraj był 33. Z kolei ubiegłoroczny raport OECD pokazuje, że wydajność naszych urzędników w ostatnich latach spadała o 8 proc. rocznie, a w krajach OECD rosła.
„Wyborcza” cytuje byłego ministra budownictwa i wiceministra finansów w rządzie PiS Mirosława Barszcza: „Dynamika jest zatrważająca (…) Działa to tak: dany departament potrzebuje urzędników, bo pojawiło się jakieś nowe zadanie. Zatrudnia nowych ludzi. Za trzy lata zadanie się kończy, oni nie mają już co robić albo robią bardzo niewiele. Pracowników potrzebuje za to inny departament. Czy przesuwa się do niego tych urzędników, którzy nie mają co robić? Nie! Zatrudnia się nowych (…) Nasza administracja obrasta w pracowników niemerytorycznych, księgowych, kadrowych, czyli urzędników do obsługi urzędników. W mniejszych urzędach to 20-30 proc. załogi.” Ten sam Barszcz wspomina jednak (z czasu, gdy był jeszcze ministrem) konflikt z dyrektorką departamentu w Ministerstwie Finansów, poniekąd pracownicą „merytoryczną”, która odmawiała mu wydania decyzji w sprawie pieniędzy.
Opracowanie: Jarosław Klebaniuk
Źródło: Lewica
a politycy jak zwykle.. kłamią i oszukują a robią i tak swoje.. oceniając całokształt na wiele lat wstecz.. większość z nich po prostu robi z ludzi debili…
Co to za problem pic alkohol i chodzić na dziwki, bo to się głównie robi w polskiej polityce bo przecież nie dokształca, zresztą w wielu przypadkach nawet nie ma czego dokształcać, czesto pierwszy lepszy lebek z ulicy umialby lepiej zapozowac na inteligenta niz niektorzy ludzie ktorzy zdobywali w minionych latach zaszczytne tytuly panstwowe
A mnie to zupełnie nie dziwi, to naturalna kolej rzeczy, zwalanie wszystkiego na Tuska to szukanie kozła ofiarnego. Administracja rozmnaża się niczym rak od zakończenia II Wojny, zresztą nie tylko w Polsce, co zauważył C.N. Parkinson formułując – szkoda że zapominane – Prawo Parkinsona.
Właściwie to chyba tylko Józef Stalin opanował sposób skutecznego likwidowania przerostów biurokracji, ale i tak nie uchroniło to ZSRR od namnażania się urzędników.
Ale zaczyna się to od sposobu rozliczania pracy sejmu – jest lepszy akurat ten skład posłów, za czasów których wydanych zostanie więcej ustaw. Taka swoista stachanowszczyzna legislacyjna. Miałem nadzieję że będzie lepiej, że wspomnę krytykę obecnej ekipy za próżniactwo i nicnierobienie na początku kadencji. Szkoda, że przejęli się tą krytyką i teraz znów mamy biegunkę legislacyjną. Każda ustawa wymaga dodatkowych urzędników, prawie każda nakłada jakieś ciężary na obywateli. I chyba idziemy śladem ZSRR, tam w latach 70-tych ktoś wyliczył, że ok. roku 1990 w tamtejszej Komisji Planowania (Gospłan)będzie trzeba zatrudnić CAŁĄ ludność ZSRR, tak skomplikowany był proces tworzenia rocznych planów gospodarczych.
Tak na marginesie – urzędy stworzyły więcej miejsc pracy niż wszyscy „zagraniczni inwestorzy” razem wzięci. Więc taniej jest iść tą drogą..
Najgorsze jest to, ze juz wcale nie jestesmy zdziwieni i nawet nie oburzeni … znaczy to, ze powoli godzimy sie z tym co sie dzieje.
Moja pierwsza praca to byl staz w Starostwie Powiatowym w ponad 20000 miescie. Szybko nauczylem sie pisac decyzje, interpretowac akty prawne it itp ale nie zostalem w tejze pracy zatrudniony na stale – dwoje stazystow bylo tymi ”szczesciarzami” ktorzy otrzymali umowe o prace. Dziewczyna corka jednej z wyzej postawionych urzedniczek (glupia jak but ta dziewczyna – i szczerze powiedziawszy nikogo tutaj nie obrazam, ot szczera prawda, oraz bratanek starosty powiatowego (w rozmowie z nim zdradzil mi, ze pomoga starocie w zniwach). Nadmienie jeszcze, ze aby zajmowac jakiekolwiek wyzsze stanowisko w administracji panstwowej nalezy nalezec do jakiejs parti – bezpartyjnii ni rzadza. Zatem juz wiemy jacy ludzie pracuja w administracji panstwowej 🙂