Liczba wyświetleń: 3091
Kibice reprezentacji Polski podczas przemarszu na stadion w Berlinie zatrzymali się przed ambasadą rosyjską i śpiewali wulgarne przyśpiewki. Rosjanie reagują.
Kilkadziesiąt tysięcy polskich kibiców zjechało się do Berlina, gdzie Polska w piątek grała mecz z Austrią. Polacy spotykali się od godziny 12:00 w centrum stolicy Niemiec, skąd wspólnie przemaszerowali do zachodniej części miasta, na Stadion Olimpijski, na którym rozgrywano mecz, ostatecznie przegrany przez biało-czerwonych 1:3.
Trasa prowadziła nieopodal ambasady Rosji w Berlinie. Gdy kibice znaleźli się na wysokości budynku zajmowanego przez rosyjskich dyplomatów, z ich ust popłynęły tradycyjne wulgarne przyśpiewki. „Ruska k***a” – to chyba jedna z najpopularniejszych.
Zachowanie polskich kibiców zostało odnotowane przez rosyjskie media. „Kibice polskiej reprezentacji wznosili obraźliwe okrzyki przed meczem Euro 2024 z Austrią przed ambasadą Rosji w Berlinie. Obrzucali Rosjan obelgami, a także wykonywali wulgarne gesty” – czytamy na łamach portalu Gazeta.ru.
W podobnym tonie napisał o sprawie portal vprognoze.ru, który twierdzi, że była to zorganizowana, a nie spontaniczna akcja. „Tysiące polskich kibiców maszerowało na stadion Olympiastadion, używając obraźliwego języka i wykonując wulgarne gesty w stronę rosyjskich dyplomatów” – czytamy.
Autorstwo: KM
Na podstawie: Gazeta.ru
Źródło: NCzas.info
Bardzo mądre zachowanie, nadają się idealnie do obrony granic przed agresją od strony tego płotu z fundamentem na głębokość 300mm.
Bezmózgi motłoch.
To telewizja jest bezmózgim motłochem, sami ich szkolili przez ponad 2 lata.
No i mamy gotowe mięso armatnie, a na ich miejsce już czekają murzyni i Arabowie.
@pikpok – ostygłe brakiem „prawdziwych samców” słynące z bezkompromisowej urody wyłącznie dla ekspertów (koneserów takich bardziej zamożnych, afro-arabo, widaomo, tych, co to wiedzą, że Prawdziwa Kobieta zaczyna się od 6 xl, powyżej 35 lat, przy wzroście uniemożliwiającym w doskonale wyprostowanej postawie pokonanie hydrantu… …czy ktoś tu powiedział „okrakiem”?! więc w ten sposób RÓWNIEŻ NIE!)
– czekają na to niecierpliwie nasze cudowne nimfy i gazele… …czarodziejki. Niskopienne.
Goryczy dodaje świadomość, że pradwopodobnie jedynie one i w ten sposb mogą wziąć rewanż za swoich rozmoczonych wilgocią marzeń samców. I ich idoli – krasnali ogrodowych światowej piłki nożnej.
Trzeba się śmiać, jeśli mielibyśmy płakać.
Więc śmiejmy się, choćby przez łzy. Goryczy.
Edycja: zgadzam się z każdym komentującym wyżej. Wracające sponiewierane barany powinny za karę przepraszając pracowników ambasady odśpiewać co najmniej Katiuszę, jeśli nie Padmoskowyje wiecziera.
Joziny z bazin, alkościekiem napędzane.
Zydo-chazaria uczynila z Polakow zwyczajnych idiotów!!!! To bardzo smutne ze moi rodacy są tak
wielkimi idiotami,posmiewiskiem na arenie światowej (nie zdają sobie z tego sprawy)!!!!!
Jeżeli tutaj czyta jakiś Rosjanin – w imieniu tych ogłupiałych i sprowadzonych do poziomu rynsztoku
Polaków przepraszam Was najmocniej.Rosjanie – jesteśmy braćmi i siostrami, potomkami wielkiego
narodu Ariow,Slowian,Scytow,Wandali,Celtow,itd.Dzicz stepowa jakimi są chazarzy nie zmienia biegu historii.
Z cala pewnością w tym tłumie była dużą grupa zydo-chazarow i to oni nadawali ton tego wariactwa.
Rzecz jasna, wszystko poszło na konto Polaków.Takie podszywanie się pod kogoś innego ci zboczency
maja dobrze wyćwiczone.Polacy winni bardzo uważać w co i z kim się bawią.
@Edziu Wyluzuj. Niebezpieczna obsesja, widziec wszedzie zydow i za wszystko ich obwiniac ….
Bo w Rosji to sami czytelnicy Puszkina i wielbiciele baletu.
https://www.youtube.com/watch?v=6YDv94GOLqA&ab_channel=ViacheslavZarutskiiVlog
Wiadome jest wszystkim, że wielbiciele futbolu to prości ludzie. Tak w Polsce Rosjan widzą prości ludzie. I dali temu wyraz. Jeszcze 3 lata temu by tego nie było. A przecież już wtedy trwała wojna hybrydowa na granicy.
@Masa – to nie jest problem poziomu tzw. wysokiej kultury,
– widziałem francuski film, w którym jadąc zatłoczonym porannym metrem/miejską komunikacją jakaś zupełnie pozbawiona francuskiego szyku (uroku), z pewnością tradycjyjnie blada francuska (jak one wszystkie, za dużo sera, czosnku i cydru, za mało płomiennych romansów z niegdysiejszymi poddanymi z Maghrebu, a nawet – Wietnamu: „Kochanek”?) dziewczynka (dramatycznie aseksualna, nastoletnia wygrana emerytury utraconego wczorajszego radośnie pogodnego dzieciaka, na rzecz obecnie prezentowanego zupełnego niczego ze wszystkimi atrybutami wkraczającej w kobiecość larwy, że tak pacnę, nic nie mając do larw, wiadomo, to tylko etap pośredni)
czytającą „Annę Kareninę”.
Uwaga: Tołstoja. Pisarza rosyjskiego – do tego myśliciela, przyjaciela wielu artystycznych i politycznych indywidualności, w tym Ilji Riepina (niebywałego artysty malarza, sprawdźcie sami), inspirującego współczesnych sobie (i nadal, co za dziad!), który natchnięty ideami Henryego Davida Thoreau z jego „Obywatelskiego nieposłuszeństwa” pierwszy w Rosji uwolnił poddane sobie chłopstwo.
Prawie jak Kościuszko, tylko Kościuszko nawet nie czytał Thoreau, a został tak samo znienawidzony przez sąsiadującą z nim szlachtę.
„Anna Karenina” tego jednak w ogóle nie dotyczy.
Dotyczy innego nieszczęścia – nieszczęścia świadomości jałowego przeżywania życia. Refleksji bezwartościowo mijającego czasu, ze względu na brak czegokolwiek (za chwilę okaże się, że w zupełnym złudzeniu samej Kareniny: „kogokolwiek”), co („kto”) mogłoby inspirować do dalszego jego przeżywania.
Taka literacka teoria względności. Inspiracja dla Prousta i jego „W poszukiwaniu straconego czasu.” Wariacja „Madame Bovary”, w jednym.
No i ściśnięci w tych mało sprzyjających okolicznościach francuska larwa czytelnicza zagadywana jest przez niemal 2 razy od niej większego i starszego afro Adonisa, cytatem pierwszego zdania książki.
Kto nie wie, jak się rozpoczyna, ten ma pojęcie w jak rozpaczliwym kulturowo, w wymiarze społecznym, rowie literackim się znajduje, nawet potrafiąc z pamięci odtworzyć choćby tylko fabułę jakiejkolwiek narodowo patriotycznej „naszej” lektury.
Nadal trwająca w wymiarze światowym uniwersalność literatury Tołstoja nie zamyka się w jakimś zaściankowym patriotycznym historyzmie.
Podobnie z Puszkinem, który przez Wieniedikta Jerofiejewa i Vladimira Nabokova (pewnie i wielu innych, ale ci wystarczą w zupełności), stawiany jest bezapelacyjnie na pierwszym miejscu literatury rosyjskiej W OGÓLE.
Można pytać – „i co Rosjanom to dało?”. Nie ma sprawy – spytajcie.
W każdym razie ta gadka-szmatka zupełnie wyrwana z korzeniami z realiów (halo-halo, nie słyszeliście o zgubnym wpływie naśladownictwa?! Przedmieścia pełne są kawowych/beżowych rycząco-posrywających „A skąd to się w ogóle wzięło?!”) staje się wstępem do… …romansu.
„Kino francuskie gnije!”, jasne, ale – z jakim hipnotycznym urokiem.
Więc –
To, co opisujemy/do czego się odnosimy na podstawie medialnych komunikatów jest upublicznianą perwersyjnie (ekshibicjonistycznie) manifestacją ewidentnego deficytu społecznych umiejętności, jakie przeciętny przedszkolak przyswajał przed ’89 wraz z umiejętnością jakąś tam, ale jednak – podtarcia się, obejrzenia po tym mydła przy lecącej letniej wodzie, zawiązania co najmniej jednego bucika, mówienia „proszę” i „dziękuję”, a na powitanie pierwszemu do starszych „dzień dobry”.
No i – oglądania się za siebie, począwszy od prawej strony, potem lewej i znów prawej, zanim się wdepnęło na ciąg komunikacyjny, żeby nie unieszczęśliwiać swoich rodziców dożywociem swojego kalectwa.
To taka baza dla uzyskania elementarnie społecznych umiejętności, po stronie społeczeństwa skutkujących akceptacją takiego byle jak podtartego, w jednym zawiązanym bucie, mamlającego pod nosem nieadekwatne ze względu na porę dnia „darz bór” czy „żeby ci nigdy nie stanął”. Nawet jeśli beblanie takie nie jest skierowane pod czyimkolwiek adresem, nasuwając podejrzenie jakiejś co najmniej choroby, jeśli nie artystowskiego nawiedzenia, za chwilę skutkującego discopolowym pawiem (wymiocinami, ale jak cudownie patriotycznie lansowanymi przez narodowe media, stając się hymnem a la „znów nam nie stanął, Polacy, znów nam nie stanął!”).
To wszystko, jako relikt odeszło w przeszłość zamieniając się w duchu postmodernistycznej pełzającej niby rewolucji w pejsoewolucjonizm darwinowski, nakazujący jako imperatwy upublicznianie zachowań dotąd stanowiących przejaw najgłębszego w rodzinie wstydu: po absurdalnych wysokością cenach sprzedawać coś kupione za grosze, porywać cudzą własność, kiedy nikt nie patrzy (a jak patrzy, to ostentacyjnie mieć to w tyle, zaprzeczać i pomawiać innych), jedynie celem jej zniszczenia, rozmazywania się we własnych ekskrementach (o-jej, nie nauczyło się podcierać! a teraz, niestety, już się to stało modne…) i – poszukiwaniu podobnych do siebie, celem kontynuowania tej ewolucyjnej karuzeli zombie.
Teraz czas na pointę: czy mając wiedzę o tych społecznie degradacyjnych nieuchronnościach dotykających naszą zbiorowość (my, z dumą, a jak?: „tak-tak, tam pod to ruskom ambasado dpuę darł mój kuzyn, brat, stary, dziadek, ej, nawet moja nabizgana siora!” – cała nasza niepodtarta – „bo ni umi, hi-hi” – husaria),
jako kulturowe remedium dla tego, co u byle jak, ale jednak cywilizowanych osobników powinno budzić dyskomfort, możemy sobie pozwolić na mniemanologicznie probabilistycznie wzgardzenie cudzą kulturą (obecnie określaną jako „wysoka”, choć, jak wyżej – francuskie kino wmawia nam, że nadal w krwioobiegu cywilizacyjnym, a nawet: łączącym cywilizacje: francuską pobladłą od diety larwę z Afro Adonisem),
bo ci, którym się tak ładnie rozdzieraliśmy wszystkimi dziurami zbolałego świadomością nicości jestestwa, „z pewnością nie są lepsi”?
Taka logika, c’nie?
Pozdrawiam cierpliwych, którzy dobrnęli do tego miejsca. Mówię Wam, „Anna Karenina” jest o niebo lepsza, a może wyhaczycie na nią jakąś franco-afro nimfę, a co?