Liczba wyświetleń: 746
Początek nowego roku szkolnego i ciąg dalszy problemów w polskich szkołach. O stanie polskiej oświaty rozmawiamy z Ryszardem Proksą, przewodniczącym Sekcji Krajowej Oświaty i Wychowania NSZZ „Solidarność”.
JKUB: Minister edukacji Krystyna Szumilas wystosowała list z okazji rozpoczęcia roku szkolnego. Napisała w nim, że „nowy rok szkolny powinien być czasem spokojnej pracy”. Czy obecny stan polskiej oświaty pozwala nauczycielom na spokojną pracę, a dzieciom i młodzieży na spokojną naukę?
RYSZARD PROKSA: Listu nie znam, ale słyszałem w Jarocinie, gdzie byłem na otwarciu roku szkolnego, wypowiedź pani minister właśnie o stabilności i spokoju. Niestety w żadnym elemencie tego spokoju i stabilności nie ma. Bo sam fakt, że podstawy programowe uchwalono ileś lat temu, nie znaczy, że w szkole jest spokój i wszyscy koncentrują się nad jakością nauczania. Akurat jakość jest na ostatnim miejscu.
– W czym się ten brak jakości przejawia?
– Choćby w tym, że nie zostali przeszkoleni nauczyciele szkół zawodowych i nie przetestowano programów. Podręczniki w ostatniej chwili przyszły do szkół, część nauczycieli dopiero się z nimi zapoznaje. A do tego dochodzi próba obalenia statusu zawodowego nauczycieli. Jeśli to jest stabilność, to gratuluję.
– Z czego to wynika?
– Oświata z roku na rok pogrąża się. I ekonomicznie i merytorycznie. Jakość oświaty leci z pieca na łeb, a najgorsze lata są dopiero przed nami. Za rok i za dwa cała Polska zobaczy co zostało z polskiej oświaty, a szczególnie z jej jakości. Mamy absolwentów nowej podstawy programowej gimnazjum i osiągają oni, co stwierdził Instytut Badań Edukacyjnych, najniższy poziom wiedzy i kompetencji od momentu wprowadzenia gimnazjum do teraz. To samo dzieje się z liceami.
– Jak więc pan widzi najbliższą przyszłość edukacji?
– Za niedługo jakość nauczania będzie polegała na tym, że uczeń będzie czytał bez zrozumienia, ale za to będzie ładnie obrazki oglądał i klikał komputerem. I to będzie cała umiejętność i wiedza. Twierdzę, że za trzy lata poziom polskiej edukacji będzie gorszy niż wtedy, gdy państwo polskie odzyskiwało niepodległość po 123 latach niewoli. Czeka nas oświata podwórkowo-samorządowa. Czyli kto bogatszy sobie na nią pozwoli, a kto biedny – nie . A przecież w konstytucji jest napisane , że państwo gwarantuje utrzymanie polskiej oświaty, odpowiada za politykę oświatową i gwarantuje kanon wykształcenia ogólnego. Mam wrażenie jakby ktoś bez naszej wiedzy te zapisy w konstytucji zmienił.
– Co należałoby pilnie zrobić?
– Pod względem merytorycznym – naprawić błędy w reformie programowej. Drugi problem to ekonomia. Jesteśmy krajem, który najmniej PKB w Europie przekazuje na edukację. I jeszcze wydając te ok. 40 mld zł w tym roku budżetowym, państwo w ogóle tego nie kontroluje, a samorządy robią co chcą. Tak się rozzuchwaliły, że nawet uznały, że jak już nie mogą więcej subwencji oświatowej przeznaczyć na inne cele, to trzeba jeszcze zabrać nauczycielom z pensji. I same zaproponowały zmianę Karty Nauczyciela. To jest rekord świata jeśli chodzi o prawodawstwo, że jednostki, które są zobowiązane realizować prawo w Polsce, same próbują je ustanowić dla siebie.
Z Ryszardem Proksą rozmawiał JKUB
Zdjęcie: Polska Zielona Sieć
Źródło: Stefczyk.info
A w radiu wczoraj mówili że cięcia etatów są spowodowane niżem demograficznym, a zwolnieni nauczyciele nie zostaną bez pomocy i państwo zaoferuje im przekwalifokowanie się do pracy w handlu czy budownictwie. A na koniec jakiś pan opowiadał jak on sam kiedyś nie pracował w zawodzie i że nie było tak źle. Więc nie rozumiem w czym problem.
@Iboo: Chyba zapomniałeś dodać sarkazmu w swojej wypowiedzi.
Akurat to przebranżowić się nie jest tak łatwo w czym też przeszkadza duży stopień bezrobocia. No chyba żeby się przebranżowić i wyjechać zagranicę, to co innego.
Tak, koniecznie wyjechać – najlepiej do Grecji albo Hiszpanii 😉
@norbo – to nie jest taki głupi pomysł, wiecej słońca, ludzie bardziej pozytywni i trzymają sie razem.
Taaa… co tam kryzys i bezrobocie, słonko jest to po co komu chleb…
Jak masz słońce, wodę i ziemie pod uprawę, to kryzys nie straszny.
Nie widzę do końca tego, o czym się tutaj mówi. Po pierwsze, jest zasadniczy problem z faktem, że są indywidualne programy nauczania, a jeśli ktoś jest nauczycielem dyplomowanym, może sobie pozwolić na większą swobodę w stosunku do przyjętego odgórnego programu. Problem nie leży po stronie edukacji czy niedorobionych nauczycieli (choć takich jest spora masa w szkolnictwie), problem leży w fakcie turbo-kapitalizmu. Nie ma demokracji, jest korpokracja, a rozwijając bardzo krótko, na kim zależy typowemu pracownikowi? Na tępym trepi, który siedzi przy swoim stanowisku, w niego wlepiony nos i kompletnie niczym się nie interesuje, a jeszcze niechże taka osoba spróbuje się odezwać i być niezależna. I to nijak ma się do dbania o standardy edukacji. Maszyny wykonują coraz więcej pracy, w coraz szybszym czasie, i nie potrzeba zasadniczo do tego wielkiej ludzkiej wiedzy, gdyż czasami trzeba tylko znać arkana działania danej rzeczy. Poza tym, w świecie coraz większej specjalizacji, nie ma potrzeby kształtowania takich ludzi, bo inaczej zaczęli by oni kwestionować przyjęty system. Ktoś się irytuje na stan, do którego sam doprowadził.
Jasno widać, że sprawy, w których rząd interweniuje (wierząc w swoją nieomylność) zawsze kończą się tragicznie. Czy ci ludzie naprawdę nie rozumieją, że uczenie się wszystkich pierdół na pamięć bardziej nam szkodzi, niż nas szkoli? Jestem ciekawy ile procent uczniów wynosi ze szkoły tzw. wiedzę podstawową.
Sam 2 lata temu skończyłem liceum, teraz studiuję i dalej nie rozumiem dlaczego stresowałem się planimetrią, której najzwyczajniej w świecie nie potrafiłem zrozumieć. Zakres materiału, który muszą zrealizować szkoły ani trochę nie pomaga dzieciakom. Dziś nauka polega nie na tym by coś umieć, potrafić logicznie myśleć, lecz na tym, żeby iść na sprawdzian/egzamin i go zaliczyć. Nie ważne czy ściągniesz, czy się wykujesz. Po prostu musisz go zaliczyć.
Nie znałem ani jednej osoby, która nie zdałaby języka polskiego i została z tego powodu kolejny rok. Natomiast znałem tylko kilka osób, które przeczytały te wszystkie lektury.
Niestety ale przez tyle lat uczę się i ani razu nikt nie próbował mnie uczyć rzeczy potrzebnych. Zawsze uczymy się tego, co nam każą wszechwiedzący urzędnicy z Ministerstwa i tego, aby zdać maturę. Ani razu nie została poruszona kwestia wiedzy przydatnej w przyszłości. „Ucz się, żeby zdać/zaliczyć. Nie ucz się, żeby umieć” – esencja państwowej edukacji.