Liczba wyświetleń: 2144
Protestują pracownicy służby zdrowia, sądów i prokuratur, ekolodzy, rolnicy, mundurowi… Łatwiej sprawdzić, kto nie wyjdzie na ulicę, niż kto wyjdzie. Warszawa w najbliższy weekend może przeżyć oblężenie. Rząd z najwyższym poparciem w historii zaczyna odczuwać niezadowolenie pokaźnej części społeczeństwa.
Nieobsadzonych z powodu protestów ratowników medycznych jest około ¼ karetek w naszym kraju. Mimo że teoretycznie Ministerstwo Zdrowia dostało od premiera prikaz, aby jakoś się dogadać, nie wygląda to najlepiej.
„Z obranej drogi niestety zawrócić nie możemy, więc protest będzie coraz szerszy, dochodzić będą kolejne miasta bez karetek. Nadzieje na szybkie rozwiązanie problemu są niestety nikłe, resort zdrowia nie wykazuje chęci rozwiązania sprawy. Można pomyśleć, że Ministerstwu Zdrowia bylejakość w ochronie zdrowia po prostu pasuje” – stwierdził Ireneusz Szafraniec z Polskiego Towarzystwa Ratowników Medycznych.
Wielki protest medyków szykowany jest na najbliższą sobotę – start o godz. 12.00 na placu Krasińskich w Warszawie. Organizuje go Ogólnopolski Komitet Protestacyjno-Strajkowy. Ulicami stolicy przejdzie nawet kilkadziesiąt tysięcy uczestników. Domagają się m.in. wzrostu nakładów na system opieki zdrowotnej w wysokości nie 7, a 8 proc. PKB.
„Po raz pierwszy w historii we wspólnym proteście połączą siły wszystkie zawody medyczne” – zapowiada Naczelna Izba Lekarska. Będą lekarze, pielęgniarki, ratownicy, rezydenci. Po proteście mają ustawić namioty z tzw. Białym Miasteczkiem 2.0. Każdego dnia będą się tam odbywać konferencje prasowe, warsztaty i panele edukacyjne.
„Gdy cierpliwość się wyczerpuje, trzeba wyjść na ulicę i bezpośrednio odwołać się do szerokiej opinii publicznej, by uświadomić jej, jak trudna jest sytuacja polskiej ochrony zdrowia, kto za ten stan faktycznie odpowiada i jak można temu zaradzić” – czytamy w komunikacie NIL.
Medycy w sobotę nie będą jednak protestować sami. Do pracowników służby zdrowia dołączą… rolnicy, a Michał Kołodziejczak już zapowiada, że „będą fajerwerki”.
Z niezadowoleniem wśród swoich ludzi musi zmierzyć się też MSWiA. Służby mundurowe domagają się konkretów w sprawie programu modernizacji i podwyżek. 3 września odbyło się jedno spotkanie związkowców z przedstawicielami ministerstwa, na 13 września planowane jest kolejne. Jednak, jak czytamy, nie wszyscy mundurowi zamierzają czekać do przyszłego poniedziałku i już teraz chcieliby rozpocząć akcje protestacyjne.
„Grupa funkcjonariuszy, głównie z policji, zdecydowała się nie czekać do 13 września i ruszyć z protestem włoskim. W jego ramach policjanci mają jedynie pouczać, nie wręczając mandatów. Dołączają do niego kolejne jednostki z całego kraju, m.in. Wrocławia, Katowic czy Bydgoszczy. Ma być ich obecnie już kilkadziesiąt” – pisze portal „Infosecurity24”.
Pracownicy sądów i prokuratur z kolei domagają się 12-procentowych podwyżek, chcą też m.in. ustawowego powiązania wynagrodzeń pracowników sądów i prokuratury ze średnią płacą w gospodarce. W piątek 10 września od 10.00 przemaszerują w czerwonych strojach od Ronda Dmowskiego do Kancelarii Premiera. Być może do Czerwonego Marszu dołączą inni pracownicy budżetówki. Na jesieni zastrajkować mogą również pracownicy ZUS.
Wreszcie ekolodzy. 9 września, czyli w czwartkowy poranek, przed budynkiem Ministerstwa Aktywów Państwowych u zbiegu Kruczej i Wspólnej protestowała grupa około 100 aktywistów Greenpeace, która domagała się odejścia od węgla w polskich elektrowniach do 2030 roku – i wyznaczenia tej oficjalnej daty jako granicznej, a potem wywiązania się ze zobowiązania. Zablokowali wejście do budynku.
Szykuje nam się piękna jesień w państwie PiS. Dziwne, że jeszcze w tym sezonie nikt nie zdążył wkurzyć kobiet.
Autorstwo: Antonina Świst
Źródło: pl.SputnikNews.com
Kto nie wyjdzie? Emeryci. Dla nich PiS jest pupilkiem.
Moc sprawcza tego „wychodzenia na ulicę” jest zerowa. Obecny reżim boi się tylko takich protestów, które mogą skończyć się fizycznym wtargnięciem niezadowolonych do gabinecików i wywleczenie winnych za łby. W przeciwnym wypadku śmiech pusty będzie ich odpowiedzią. Na jakieś pielęgniarki naślą szturmowców z pałami, prokuratorów to w ogóle oleją.
A cała reszta nie przebije się przez kordony. Kancelaria premiera już teraz wygląda jak stadion przed meczem dwóch wrogich drużyn a siedzibę dyktatora tak obsadzą milicją, że mysz się nie prześlizgnie. No i jeszcze ogłoszą „zakaz zgromadzeń z powodu pandemii”. Więc sorry, ale protesty, to sobie mogą być.
Kolejna ustawka, by przykryć głębsze sprawny, wiadomo jakie.
Jeśli chodzi o służbę zdrowia, jeśli się dogadają, będą pierwszymi w historii ludzkości, którzy dokonali rzeczy niemożliwej. A mianowicie, dogadali się z syntezatorem mowy, zaprogramowanym na jedną chorobę, ogłaszanie fal i lokdałnów.
Na stronie Jack Caleib są adresy wszystkich tych komediantów, więc tam pod te milusie gniazdeczka dobrobytu za sprzedany kraj protestować a nie na ulicach lub w parkach by wiewiórki i bobry straszyć.
Cała służba zdrowia, policjanci, sędziowie, prokuratorzy. Mamy jeszcze pracowników ZUS-u, którzy też dołączą do manifestujących. Dodać jeszcze trzeba nauczycieli, którzy też zaczynają wyrażać głośno swoje niezadowolenie po ostatnich zmianach swojego guru. Czyli cała śmietanka będąca na garnuszku ludu pracującego, który już i tak został przyciśnięty podwyżkami (a zapowiadane są następne), że sam ledwo już zipie. W jaki sposób rząd zamierza spełnić oczekiwania tych grup. Przecież jeśli to zrobi, to zaraz pojawią się następne chętne grupy chcące uszczknąć niezły kęs dla siebie. Wiecie, że w Polsce na 15 mln pracujących ponad 1/3 to osoby zatrudnione w Budżetówce. Rozumiecie, że to my, którzy wytwarzają PKB musimy pracować na te ponad 5 mln osób. Więc pytanie. Skąd rząd ma wziąć kasę? Przecież z pustego to i Salomon nie naleje. A myślę, że ten lud pracujący w końcu też zdobędzie się na odwagę, aby powiedzieć dość. Tylko że te dość, może być jak uderzenie pięścią w stół. Więc rządzący powinni zrozumieć, że spadanie z wysokiego konia bardzo boli. A nie jeden przy tym i kark może skręcić. Pozdrawiam
W pewnym sensie to prawda że pracujący utrzymują 5mln darmozjadów na garnuszku Państwa, pójdziesz gdzieś do urzędu a tam najpierw kawusia a później bijesz pokłony bo nic nie załatwisz. Ale też wszystkie haracze które trafiają do Państwa do jednego kotla zusy,crusy,VAT,cit,podatki wszelkiej maści od alkoholu, tytoni, wizy, wszelkie dojenie za wyrobienie jakiegokolwiek dokumentu, ta cała kasa wpływa do budżetu i jest przejadana, plus dobierają do tego rocznie do 100mld zł kredytu, bo im nie starcza na zobowiązania wobec zaborcy, na własne szwindle i utrzymanie 5 milionowej grupy urzędasów, mundurowych na garnuszku Państwa do której należy doliczyć drugie 5 mln na emeryturach którzy już nie pracują dla Państwa ale Państwo dalej ich utrzymuje.
Rupert, błąd w rozumowaniu.
Od czasów Jaruzelskiego (a może i od poźnego Gierka) bez kredytów to państwo nie istnieje. To już od tego czasu „to co wytwarzamy” nie wystarcza na utrzymanie tego państwa, a więc i pensji oczywiście.
A „budżetówka” widząc pensje szlachty z pisposldpslKukiz, oraz reszty tej zasranej sprzedajnej hołoty ma dość, i ja oczywiście ich rozumiem, nie można zwalać winy na stan państwa na ludzi, którzy widząc rżenie z dobrobytu na salonach, sami są dla siebie lepszego życia, bo co? bo zadłużymy się bardziej?, sprzedamy za długi: lasy, rzeki i jeziora?, a kogo to obchodzi?.
Jaruzelski z hołotą z długimi nochalami już o to zadbali, by mało kogo to obchodziło.