Liczba wyświetleń: 412
Analiza publicznie dostępnych danych o zgonach z Republiki Czeskiej sugeruje, że szczepionki przeciw COVID-19 mogły zabić więcej ludzi, niż uratowały. Podczas gdy władze na całym świecie milczą lub prześladują krytyków, niezależny analityk przedstawia dane – z wybuchowym rezultatem.
Steve Kirsch, amerykański przedsiębiorca technologiczny i krytyk szczepień, opracował metodę, która jest równie prosta, co niepokojąca. Na podstawie podstawowych danych – roku urodzenia, daty podania pierwszej dawki szczepionki oraz tygodnia zgonu – dzieli czeską populację na dwie grupy: zaszczepionych (na wykresie wyżej – kolor granatowy) i niezaszczepionych (kolor czerwony). Następnie zlicza zgony – tydzień po tygodniu, przez cały rok.
W ten sposób doszedł do wniosku, że wśród osób urodzonych w 1950 roku śmiertelność w grupie zaszczepionej była o 24% wyższa niż w grupie niezaszczepionej – i to mimo rzekomej ochrony przed COVID-19. W starszych rocznikach efekt ten miał być jeszcze wyraźniejszy. Wnioski Kirscha: „Szczepionki były błędem o historycznych rozmiarach”.
Podczas gdy rządy, dysponując milionowymi budżetami, tworzą abstrakcyjne modele, Kirsch sięga po prostszą, bliższą rzeczywistości metodę: liczenie zamiast symulacji. Bez sztucznych założeń o współczynnikach zakażeń, bez spekulatywnych szacunków ryzyka – tylko rzeczywiste zgony w czasie. Pomysł jest banalnie prosty: skoro szczepionki działają, ogólna śmiertelność w grupie zaszczepionej powinna spadać. Tymczasem – jak twierdzi Kirsch – jest wręcz przeciwnie. W większości grup wiekowych dane pokazują zwiększoną skumulowaną śmiertelność po szczepieniu – efekt ten powtarza się niezmiennie przez wiele miesięcy.
Zarzut Kirscha jest poważny: nie tylko władze na całym świecie ignorują ten sposób analizy danych, ale wręcz celowo tłumią głosy krytyczne. W Nowej Zelandii, na przykład, analityk danych Barry Young został postawiony w stan oskarżenia, ponieważ analizował wewnętrzne dane o szczepieniach i bił na alarm. To, że żadna instytucja – ani WHO, ani CDC, ani EMA – nie przeprowadziła publicznie podobnych analiz, nie jest przypadkiem, lecz wyrazem instytucjonalnego zaniechania. „Nie chodzi o to, że nie udało im się odkryć prawdy. Oni świadomie zdecydowali się jej nie szukać” – mówi Kirsch.
Kirsch przyznaje, że choć mogą istnieć rozbieżności – np. różnice w stanie zdrowia obu grup („efekt zdrowego zaszczepionego”) czy błędy w gromadzeniu danych – to zaobserwowana tendencja utrzymuje się nawet po uwzględnieniu takich „zniekształceń”. Zwłaszcza w rocznikach z niewielką zmiennością śmiertelności związanej z wiekiem (np. 1950) nie ma już żadnych metodologicznych wymówek – wynik analizy jest jednoznaczny i wyraźny.
Jeśli to prawda, to pytanie nie dotyczy już tylko sensu kampanii szczepień preparatami mRNA, ale również legitymacji instytucji politycznych i naukowych, które ją forsowały.
Czeski zbiór danych pokazuje coś, czego nie znajdziemy w żadnym raporcie dotyczącym szczepień przygotowanym przez WHO, EMA czy FDA: otwarte, nieprzetworzone zestawienie ogólnej śmiertelności – bez modelowania, bez politycznego opakowania. I właśnie dlatego reakcja środowisk medycznych i władz na czeskie dane jest znamienna: całkowite milczenie.
Praca Kirscha dowodzi, że publicznie dostępne dane można w prosty sposób wykorzystać do wykonania poważnej analizy, która potencjalnie dotyczy milionów ludzkich istnień – pod warunkiem, że ktoś zechce to zrobić. Jednak najwyraźniej nikt nie chce – poza kilkoma rzekomo „niebezpiecznymi dezinformatorami”, którzy robią więcej dla przejrzystości niż wszystkie instytucje zdrowia publicznego razem wzięte.
Tłumaczenie: Aurelia
Na podstawie i źródło wykresu: KirschSubstack.com
Źródło zagraniczne: UncutNews.ch
Źródło polskie: WolneMedia.net
Cóż, jeżeli „Szczepionki były błędem o historycznych rozmiarach” – to ludzie je forsujący również odpowiedzą wyłącznie przed historią. Tak, jak w przypadku setek podobnych błędów z przeszłości.
Nikt nie beknął za chiński „Wielki Skok”, nikt nie poniósł odpowiedzialności za DDT i masowe stosowanie azbestu. Kara ominęła producentów talidomidu, na sucho uszło amerykańskim dilerom Oxycontinu. I można by tak wymieniać w nieskończoność. Historyczna skala zawsze oznacza historyczną nieodpowiedzialność.
Norymberga była wyjątkiem od reguły, ale i tam stracono wyłącznie kilkudziesięciu kozłów ofiarnych. Tysiącom innych zbrodniarzy nawet nie postawiono zarzutów. Przykro mi, ale C19 zostanie „wyjaśnione” dopiero za jakieś 100 lat, kiedy już nikogo nie będzie można za to ścignąć. Albo i nie zostanie, bo w międzyczasie pojawią się inne, podobne „pandemie”.
Ciekawe czy jest szansa na uczciwe zliczenie powikłań poszczepiennych, w co wątpię.
@pikpok
Nie ma żadnych. Najpierw musiałbyś udowodnić, że dana dolegliwość rzeczywiście jest powikłaniem poszczepiennym. Z C19 życzę powodzenia. Potem udowodnić, w jakim stopniu właśnie to konkretne powikłanie wpłynęło na obniżenie poziomu życia. Tu znów jest świetne pole do wieloletnich pozwów i odwołań. W skrócie – w Polsce ludzie dostaną figę z makiem. Na „Zachodzie” jakaś nieliczna grupka może coś wysądzi. Ale skala będzie naprawdę znikoma. Tak to już jest z „historycznymi rozmiarami”.
Pytanie, czy ktoś się odważy n.p. oficjalnie złożyć pozew przed trybunałem międzynarodowym. Zbrodnia nie lubi być nagłośniona. Gdyby komuś się to udało, smród z tej afery mógłby udusić sporo covidowych aktywistów.