Czy wojna na Ukrainie to rzeczywiście jedyny i najważniejszy punkt negocjacji amerykańsko-rosyjskich? I czy pozostali gracze nie starają się za wszelką cenę storpedować ewentualnego porozumienia? O tym, czego w mediach polskojęzycznych nie było, mówią Tomasz Jankowski i Mateusz Piskorski.
Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!
Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.
Taka luźna uwaga odnośnie pojmowania geopolitycznych zmagań. Państwo to jest jak okręt, którym ktoś w danej chwili zawiaduje. Jak wiemy różne są formy doboru kasty „oficerskiej”, jak i samego kapitana. A ten ostatni zawsze występuje w takiej czy innej formie. Czasami kapitan jest niezależny, częściej jest figurantem dla tych co sterują z cienia tronu.
Puenta tego taka, że w ramach jednego okrętu mogą (i przecież wiemy, że tak jest) istnieć różne frakcje, które niekoniecznie mają podobną wizję na nawigowanie na morzach planety. Wizje te realizuje się poprzez odmienną politykę, wyrażaną różnymi środkami, celami jak i narzędziami. A wojna jest niczym innym jak zaledwie narzędziem w rękach cywilizowanych i silnie zorganizowanych podmiotów społecznych jakimi są państwa.
Stąd skoro zmienia się kapitan danego okrętu, szczególnie jeżeli jest to flagowy okręt z marynarki planetarnej, zrozumiałym powinno być, że istnieje duże prawdopodobieństwo obrania odmiennego kursu przez ten podmiot. Dalej jest to ten sam okręt, ale już powiewają inne proporce na jego rejach, a burta została przemalowana. I wszelkie obserwacje jak i analizy powinny brać to pod uwagę, jeżeli chcą trzymać się w miarę obiektywnie rzeczywistości.
Taka luźna uwaga odnośnie pojmowania geopolitycznych zmagań.
Państwo to jest jak okręt, którym ktoś w danej chwili zawiaduje. Jak wiemy różne są formy doboru kasty „oficerskiej”, jak i samego kapitana. A ten ostatni zawsze występuje w takiej czy innej formie. Czasami kapitan jest niezależny, częściej jest figurantem dla tych co sterują z cienia tronu.
Puenta tego taka, że w ramach jednego okrętu mogą (i przecież wiemy, że tak jest) istnieć różne frakcje, które niekoniecznie mają podobną wizję na nawigowanie na morzach planety. Wizje te realizuje się poprzez odmienną politykę, wyrażaną różnymi środkami, celami jak i narzędziami. A wojna jest niczym innym jak zaledwie narzędziem w rękach cywilizowanych i silnie zorganizowanych podmiotów społecznych jakimi są państwa.
Stąd skoro zmienia się kapitan danego okrętu, szczególnie jeżeli jest to flagowy okręt z marynarki planetarnej, zrozumiałym powinno być, że istnieje duże prawdopodobieństwo obrania odmiennego kursu przez ten podmiot. Dalej jest to ten sam okręt, ale już powiewają inne proporce na jego rejach, a burta została przemalowana. I wszelkie obserwacje jak i analizy powinny brać to pod uwagę, jeżeli chcą trzymać się w miarę obiektywnie rzeczywistości.