Liczba wyświetleń: 745
Premier obiecał darmowy elementarz dla pierwszoklasistów. Dzieci zaczynające przygodę ze szkołą faktycznie dostaną podręczniki. Okazuje się, że podręczniki dla uczniów klas starszych podrożeją nawet o kilkadziesiąt złotych za komplet.
Wydawcy prędzej czy później musieli zareagować na darmowy elementarz i jakoś sobie odbić straty, jakie poniosą na rządowym pomyśle. „To z pewnością dlatego za komplet podręczników, który rok temu kosztował 212 zł – w tym roku rodzic zapłaci już 247 zł. Gdy doliczymy ceny książki do religii i języka, kwota robi się już zawrotna: 390 zł za komplet podręczników!” – czytamy na fakt.pl.
Rodzice starają się kupować podręczniki przez internet, żeby choć trochę zaoszczędzić. Księgarze mówią, że to wydawcy windują ceny, ci z kolei winę zrzucają na księgarnie.
„Rozpoczął się niepohamowany wzrost cen podręczników, ale to nie wydawcy za niego odpowiadają. My nie mamy wpływu na ceny detaliczne. O nich decyduje już wyłącznie sprzedawca” – powiedział Jarosław Matuszewski, przewodniczący sekcji wydawców edukacyjnych Polskiej Izby Książki w rozmowie z „Dziennikiem Zachodnim”.
Okazuje się, że wydawcy również podnoszą ceny. Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów zapowiada sprawdzenie, dlaczego książki są droższe.
Autor: mg
Na podstawie: fakt.pl
Źródło: Niezależna.pl
Komuna wraca? Eeee, zawsze tu była tylko ubrana w kapitalizm 🙂
A co by zrobili nauczycielowi, który by nie stawiał oceny niedostatecznej za brak podręcznika, a wykładał tak dobrze, żeby wszyscy zdawali egzaminy?
Młodzież ceniąca swój czas, przecież nie korzysta z podręczników tylko z opracowań z Internetu.
Lepiej zaoszczędzony w ten sposób czas przeznaczyć na edukację finansową … i w życiu brać tylko „pozytywne” pożyczki. Ale nie o to chodzi rządzącym, by obywatelom lepiej się żyło, wszak Jackson śpiewał: „They (rząd) don’t really care about us”
widać, że ta władza nie ma zielonego pojęcia o ekonomii i nie rozumie, że wydawcy muszą swoje zarobić, więc ta podwyżka jest rzeczą normalną, a nie jakimś windowaniem cen. zrobili monopol na „darmowy” podręcznik i się dziwią, że się nie kalkuluje jak zakładali.
teraz będą naprawiać problem, który sami stworzyli.. i oczywiście go nie naprawią, bo władza przecież musi się czymś zajmować.
Nie jestem zbytnio w temacie podręczników ale czy te „darmowe” podręczniki nie są przypadkiem jak „darmowa” służba zdrowia? Czyli za podatki, co wychodzi drożej gdyż miesza się w to biurokracja i przekręty.
@Blacha dobrze rozumujesz. Wszystko co jest „darmowe” w rzeczywistości jest droższe niż normalnie.
@dona, @Sebek, @Blacha, wasza wiedza na temat ekonomii jest zerowa. Rynek podręczników z definicji nie jest wolny, ani w publicznym systemie edukacji, ani w prywatnym. Po pierwsze – głównie w systemie publicznym ale także w pewnym stopniu i w prywatnym, konieczne jest uzyskanie systemowej autoryzacji każdej pozycji – licencjonowanie produktów stwarza szerokie pole do nadużyć (lobbing, korupcja, wybór „odpowiedniej wersji”, etc.) oraz ogranicza teoretyczną swobodę gospodarczą zarówno po stronie producenta jak i konsumenta. Po drugie, nie sposób wyobrazić sobie aby każdy uczeń posługiwał się innym podręcznikiem (w praktyce nawet poszczególne klasy w ramach jednej szkoły nie posługują się innymi podręcznikami), czyli swoboda wyboru konsument (ucznia i jego rodziców) jest ograniczana przez szkołę – to kolejne pole do nadużyć (korupcja, etc.).
W jaki sposób możemy rozwiązać problem patologii rynku podręczników zachowując możliwość społecznej kontroli nad jakością produktów? To bardzo proste, wystarczy zrezygnować z komercyjnego charakteru systemu – podręczniki powinny być przygotowywane przez organizacje społeczne-fundacje (oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie aby takie działania podejmował też rząd czy samorządy terytorialne) a ich treść – po uzyskaniu odpowiedniej autoryzacji, udostępniana bezpłatnie w postaci elektronicznej. Takie rozwiązanie w znacznym stopniu zmniejszyłoby koszty jakie muszą ponosić konsumenci finalni (uczniowie i ich rodzice), rząd zaś zamiast tworzyć pozory powinien zafundować każdemu uczniowi odpowiedni czytnik. Tyle w temacie, odejście od systemu komercyjnego automatycznie ogranicza (nie rozwiązuje całkowicie bo ludzkość to bardzo dziwne stworzenie) problem nadużyć a darmowe elektroniczne wersje dostępne na serwerach ministerstwa czy szkół rozwiązują problem z dostępnością (zależną od zasobności portfela).
Pozostaje tylko jeden problem, aby zmieniać świat konieczna jest umiejętność wyobrażenia sobie możliwych zmian a do tego ludzkość chyba nigdy nie dojrzeje. Nauczeni płacić za wszystko wolimy żyć w nędzy niż spróbować trudnej sztuki myślenia….
@Rozbi, chyba się pogubiłem w twojej logice… Twierdzisz, że społeczne przygotowanie podręczników jest „nierealne” ponieważ cała wiedza, która powinna być w nich zawarta jest powszechnie dostępna? Ktoś rozumie sens tego „argumentu”???
„Poza tym powinieneś zdawać sobię sprawę z tego że nie ma nic za darmo (…)”
ale
„(…) są dostępne bezpłatnie na wikipedii czy innym portalu informacyjnym (…)”
Czy „bezpłatne” nie jest „za darmo”?
Wersja elektroniczna to dane, a dane raz wrzucone do sieci błyskawicznie się mnożą.
Gdybyś potrafił faktycznie wyobrazić sobie zmiany to zauważyłbyś, że moja propozycja jest doskonałym punktem wyjścia do decentralizacji – tworzy możliwość wyboru spośród darmowych wersji dla wszystkich.