Liczba wyświetleń: 1361
Jest w Polsce taki nikczemny człowiek, który za nic ma życie poczęte, drwi z embrionów, a ludzki płód traktuje wyłącznie jako kawałek nieświeżego mięsa.
Potrzebny jedynie o tyle, o ile da się go wykorzystać do dalszej obróbki. Medialnej obróbki. Ten człowiek nazywa się… No, zgadniecie, jak?
Piątkowy „Nasz Dziennik” (13 kwietnia) pojawił się w kioskach jak zwykle rano i nie wzbudził specjalnych emocji. Stacje radiowe nie odnotowały epokowego faktu wydrukowania kolejnego numeru organu ojca dyrektora, a telewizje nie poświęciły mu ani odrobiny uwagi. Czy słusznie? Zdecydowanie niesłusznie. Ktoś, kto baczniej przyjrzałby się tej Rydzykowej gazecie, mógłby dojść do wniosku, że wydaje ją jakaś grupa dewiantów czerpiących rozkosz z szokowania czytelników makabrą. Epatowania ludzkimi, nagimi zwłokami, dla których nikt (nikt z redaktorów) nie ma żadnego szacunku. Te ludzkie zwłoki natomiast nie posiadają jakiejkolwiek podmiotowości i nie są godne cienia litości. To tylko przedmiot i obiekt manipulacji.
Cóż bowiem widzimy na pierwszej stronie „Naszego Dziennika”? Nie będę ze zrozumiałych powodów reprodukować tej fotografii, ale ją opiszę. Oto na szpitalnym prześcieradle leży martwy człowiek. Na lewym boku z podkurczonymi nogami, z lekko rozchylonymi ustami, zamkniętymi oczami i… z nożyczkami chirurgicznymi umieszczonymi w poprzek tułowia. On – człowiek – nie ma prawa do intymności. Zabrano mu prywatność i poczucie wstydu nagości. Odarto z elementarnej godności umierania i ostatecznej śmierci. Ale to tylko dla redaktorów „ND” zupełnie nic nieznaczący płód. Ilustracja do zamieszczonego obok materiału.
A o czym jest ten artykuł? A o aborcji. Lekarka medycyny, niejaka Elżbieta Siwak, w rozmowie z redaktorką „ND” Anną Skopińską informuje, że kiedyś dokonywała skrobanek taśmowo. Bo czas był zły (czyli PRL), a ona, lekarka, nie wiedziała, co robi, bo religii w szkole i telewizji nie było itp. Nie wiedziała, ale dowiedziała się i przejrzała na oczy, gdy – uwaga! – zobaczyła płód na obrazie USG. A wcześniej co? Wcześniej jako absolwentka medycyny myślała, że wyrywa ząb? Powiedzmy to jeszcze raz: pani doktor całkiem nie miała pojęcia, co czyni. Ot, po prostu wkładała w macicę łyżkę chirurgiczną i wyciągała… po kawałku. Dopiero ultrasonograf oświecił ją, że to nie resekcja wyrostka, że to człowiek jest.
Ale redakcja „Naszego Dziennika” dokonuje oszustwa daleko obrzydliwszego niż kłamstwa (albo ignorancja) tej pani. Posługuje się martwym człowiekiem, maleńkim nieżywym dzieckiem, jego zdjęciem, jako ikoną potworności aborcji. Otóż to, co akurat oglądamy na fotografii w „ND”, to nie jest efekt „skrobanki”. Na zdjęciu jest siedmiomiesięczny wcześniak. Wynik poronienia martwego człowieka, nie mający nic – absolutnie nic – wspólnego z zabiegiem przerwania miesięcznego zarodka (aborcja w krajach UE jest zazwyczaj dopuszczalna do szóstego tygodnia). Za to dużo wspólnego z tragedią jego rodziców.
Czy redaktorzy „Naszego Dziennika” nie mają elementarnego poczucia przyzwoitości, ludzkiego odruchu współczucia? No nie mają…
Autor: Marek Szenborn
Źródło: “Fakty i Mity” nr 16 (372) 2007