Kolejne recesje i „zielone” szaleństwa

Opublikowano: 13.02.2025 | Kategorie: Ekologia i przyroda, Gospodarka, Polityka, Publicystyka

Liczba wyświetleń: 1121

15 stycznia okazało się już oficjalnie, że gospodarka Niemiec zmalała już drugi rok z rzędu. W roku 2024 niemiecki PKB spadł o 0,2 proc. w porównaniu do roku 2023. A może nawet więcej, bo ostateczne dane oficjalne będą znane dopiero w lutym.

Należy przypomnieć, że w roku 2023 w Niemczech też nastąpił spadek PKB – oficjalnie o 0,3 proc. rok do roku. Ostatnia podobna recesja – przez dwa lata z rzędu – miała miejsce w tym kraju w latach 2002–2003. Teraz szefowa Federalnego Urzędu Statystycznego – dr Ruth Brand, prezentując ww. dane w Berlinie, stwierdziła między innymi, że główne powody tej sytuacji to „rosnąca konkurencja dla niemieckiego przemysłu eksportowego na ważnych rynkach zbytu, wysokie koszty energii, ciągłe wzrosty stóp procentowych, a także niepewne perspektywy gospodarcze”, które hamują inwestycje. Richtig!

Ale nie jest to racja pełna. Bo oczywista i najważniejsza przyczyna tej recesji, czyli euro-komunistyczny „Europejski Zielony Ład”, wywołał nie tylko (i to już w roku 2021 – na ponad pół roku przed wojną na Ukrainie) te „zbyt wysokie koszty energii” dla przemysłu i większości firm, ale też okresowe braki energii. A więc także dodatkowe koszty importu energii, drożyznę wszelkiego transportu, prac remontowo-budowlanych itd. A z powodu tej powszechnej drożyzny energii, transportu, usług i ciągłych wzrostów kosztów pracy (też z powodu wciąż rosnącego niemieckiego socjalizmu i etatyzmu), mimo realnego minimalnego wzrostu dochodów w Niemczech większość prywatnych gospodarstw domowych wolała oszczędzać, niż konsumować. W roku ubiegłym realnie trochę zmalała więc sprzedaż artykułów i dóbr konsumpcyjnych, a większość przedsiębiorstw odłożyła swoje plany inwestycyjne na później lub częściowo przeniosła swoją produkcję za granicę. Super!

Tak więc główny winowajca tej sytuacji i recesji, czyli euro-komunistyczny „Zielony Ład”, jak zwykle nie jest wymieniany – ani przez urzędników i polityków (za wyjątkiem tych z Alternatywy dla Niemiec i z prawicy pozaparlamentarnej), ani przez media głównego ścieku. Bo o fatalnych skutkach „polityki ochrony klimatu” i całego absurdalnego „Zielonego Ładu” w Niemczech i innych krajach euro-sowchozu nie wolno głośno mówić. Nie wolno „od zawsze”, czyli co najmniej od roku 2011.

Federalny Urząd Statystyczny podał też między innymi, że „osłabł przemysł, a zwłaszcza jego najbardziej dochodowe branże”, jak branża chemiczna, metalowa i motoryzacyjna, a inwestycje w nowe maszyny i nowe wyposażenie fabryk spadły w ciągu roku aż o 5,5 proc. Podobnie było w branży budowlanej. Skurczył się także handel zagraniczny Niemiec: eksport towarów i usług spadł o 0,8 proc., import o ponad 1 proc., a perspektywy na rok 2025 nie wyglądają dobrze – m.in. w związku z groźbami prezydenta Donalda Trumpa co do nałożenia ceł na import z krajów UE.

Niemieccy ekonomiści komentują powyższe dane na ogół tak, że są one już „niepokojące”, a niekiedy wręcz „alarmujące”. Bo spadające od trzech lat inwestycje i ciągle malejący popyt eksportowy – nie tylko na niemieckie samochody i produkty chemiczne – spowalniają całą gospodarkę Niemiec. A nierosnąca kolejny rok konsumpcja prywatna i wciąż malejąca konsumpcja ze strony setek tysięcy firm małych i średnich nie są w stanie zrekompensować tych spadków. Uważają też, jak np. Sebastian Dullien, szef instytutu badań ekonomicznych IMK [Institut für Makroökonomie und Konjunkturforschung], że „również perspektywy na bieżący rok są słabe”, ponieważ „czynniki obciążające nadal istnieją, więc nie należy oczekiwać szybkiego odwrócenia trendu i grozi nam kolejny rok stagnacji” (wg DPA). Ten utytułowany doktor ekonomii mówi o „stagnacji”, a zapewne myśli o faktycznej recesji.

„Zielone” szaleństwa jeszcze większe

Za to przynajmniej w tej jednej i bardzo „postępowej” branży, tej „zielonej”, żadnej recesji czy stagnacji nie widać. Okazało się bowiem np., że w roku 2024 różne władze i urzędy wydały w Niemczech rekordową liczbę zezwoleń na budowę lądowych turbin wiatrowych. Zatwierdziły postawienie aż około 2400 turbin (!) o łącznej mocy aż około 14 gigawatów (dla porównania: największa w Europie elektrownia węglowa, ta w naszym Bełchatowie, ma łączną moc „tylko” 5,1 gigawatów). Według danych Niemieckiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej, w porównaniu z rokiem 2023 liczba wydanych zezwoleń na turbiny wiatrowe wzrosła w całych Niemczech aż o 85 proc. Wunderbar!

Wzrosła tak bardzo, chociaż postawienie i przyłączenie do energetycznej sieci przeciętnej turbiny wiatrowej zajmuje średnio aż dwa lata i kilka miesięcy. A ponadto to wszystko kosztuje znacznie więcej niż tradycyjne węglowe, gazowe i inne źródła energii elektrycznej i cieplnej. I bez wielkich państwowych dotacji (w sumie każdego roku to aż kilkanaście miliardów euro przymusowo zabieranych z kieszeni podatników) ta cała euro-radosna budowa i eksploatacja tych i innych „odnawialnych źródeł energii” nie miałaby żadnych szans ekonomicznego powodzenia. Żadnych. O czym rządzący w Niemczech politycy i urzędnicy od lat dobrze wiedzą.

Podano też, że w roku 2024 powstało i zaczęło działać aż 635 nowych turbin wiatrowych o łącznej mocy 3,25 gigawatów – zaledwie trochę mniej niż w rekordowym roku 2023. A łączna moc wszystkich zainstalowanych w Niemczech turbin wiatrowych wzrosła aż do około 63,5 gigawatów. Ze względu na technicznie konieczne stopniowe wycofywanie z użytku starych turbin, tych ponad 15–18 letnich, wzrost netto łącznej mocy niemieckich elektrowni wiatrowych wyniósł w roku 2024 około 2,5 gigawata. Ale na rok 2025 ww. stowarzyszenie spodziewa się wzrostu netto aż o 4,8 do 5,3 gigawatów.

W związku z powyższym Dennis Rendschmidt, dyrektor zarządzający ww. stowarzyszenia, oświadczył z dumą: – Jesteśmy na właściwym kursie i „ekspansja energetyki wiatrowej musi być kontynuowana”, bo „zapewnia ona dostawy czystej energii, zmniejsza koszty energii elektrycznej [?] i tworzy miejsca pracy”. Według danych branżowych, lądowe turbiny wiatrowe wygenerowały w Niemczech w całym roku 2024 aż 112 miliardów kilowatogodzin energii elektrycznej. To rzekomo już jedna czwarta całej energii elektrycznej wyprodukowanej w Niemczech (wg DPA). Jednak energii w sumie bardzo drogo wyprodukowanej i częściowo w sporej mierze niezużytej – zmarnowanej. Super! Na tym właśnie polega nowy i „zielony” komunizm – tym razem ten „europejski”.

Kto chce zastopowania „zielonego ładu” UE?

Kto w Niemczech chce zastopowania i silnej redukcji tego „klimatycznego” i „zielonego” szaleństwa? Oczywiście chcą tego miliony niemieckich przedsiębiorców, ich pracowników i członków ich rodzin, a także, jak się wydaje, co najmniej kilkadziesiąt tysięcy niemieckich ekonomistów, inżynierów, specjalistów z dziedzin pokrewnych, publicystów itp. A które partie i organizacje społeczne też tego chcą? Tylko te nieliczne.

Z partii obecnych w Bundestagu chce tego jedynie Alternatywa dla Niemiec (AfD). Chce bowiem „bardzo silnie ograniczyć politykę stawiania kolejnych wiatraków”. Chce też demontażu znacznej części tych już stojących wiatraków i zaśmiecających krajobrazy i przyrodę, jak to AfD oświadczyła w styczniu br. – na swojej przedwyborczej konwencji (przy okazji potwierdziła swoją wolę wyprowadzenia Niemiec z Unii Europejskiej oraz z unii walutowej i przywrócenia waluty narodowej – „jeśli to konieczne, to przy jednoczesnym zachowaniu euro”).

AfD chce też zaprzestania dotowania z pieniędzy podatników innych tzw. [przez euro-komunistów] odnawialnych źródeł energii, przywrócenia do pracy przynajmniej części zamkniętych w ubiegłych latach a sprawnych elektrowni atomowych, gazowych i węglowych, aby uniezależnić Niemcy od drogiego importu surowców [też z USA, Norwegii i innych krajów] i od importu samej energii i spowodować znaczące obniżenie jej cen. Partia Alicji Weidel chce także likwidacji unijno-koszmarnego systemu ETS i komunistyczno-bandyckiego podatku ETS, który najbardziej przyczynia się do drożyzny energii, transportu i (co za tym idzie) wszelkich produktów przemysłu. Sehr richtig!

Czasami o jakimś „łagodzeniu” rygorów „polityki klimatycznej”, rygorów ETS itd. wspominają też ostatnio, tj. od czasu opuszczenia przez nich rządowej koalicji w Berlinie w listopadzie ub. roku, demo-liberałowie z FDP. Ale nigdy nie był to i nadal nie jest głos zdecydowany i silny. Dopiero 8 stycznia br. ich młody przywódca Christian Lindner, niedawny rozsądny federalny minister finansów, po raz pierwszy w historii FDP wezwał władze i polityków RFN wyraźnie i dość stanowczo do „zakończenia niemieckiej polityki klimatycznej”. Bo ta polityka – jak stwierdził – wspólnie z wielką biurokracją mocno osłabia gospodarkę Niemiec. „Ryzykujemy deindustrializację kraju z powodów ideologicznych, a nie klimatycznych” – dodał lider liberałów (wg faz.net). Szkoda, że ten doświadczony wieloletni przewodniczący FDP powiedział to tak późno i dopiero podczas oficjalnej inauguracji kampanii wyborczej FDP – dopiero sześć tygodni przed wyborami do Bundestagu, zaplanowanymi na 23 lutego. Sehr dumm und demokratisch!

Autorstwo: Tomasz Myslek
Źródło: NCzas.info

image_pdfimage_print

TAGI: , ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

4 komentarze

  1. emigrant001 13.02.2025 18:49

    Jest już za późno na mało istotne zmiany. Trzeci rok recesji to dramat, katastrofa i tylko dlatego, że Niemcy to był bardzo bogaty kraj to na ulicach nie szaleją jeszcze pożary. Ale niedługo coś musi się spalić. Pytanie co?

  2. Bruce Lee 13.02.2025 19:29

    Recesja to nic złego.Np minimalna.Gdy się spada z wysokiego konia,
    czyli z wysokiego pułapu materialnego.
    Wkładając 1 E w energetykę jadrową wyciaga się ok 65 E-choć ona jest
    niebezpieczna,a wkładając 1 E w np panele słoneczne wyciąga się 6 E,
    węgiel i gaz są po środku tych widełek.
    Od dawna tajemnicą poliszynela był fakt wliczania w rachunku podatku
    OZE,dlatego niektórzy sobie zrobili z tego niezły biznes,z dotacji,
    bo wyprodukowany prąd z wiatru i słońca jest tylko ”wisienką na torcie”,
    czyli dodatkiem.
    I często nieporządanym ,bo jak się wpycha prąd do sieci np latem w południe,
    to ceny są ujemne czyli produkując prąd trzeba dopłacać -jako rodzaj kary.

  3. Maximov 14.02.2025 12:40

    Dlatego do każdej instalacji fotowoltaicznej powinnien iść w komplecie magazyn energii z automatu.
    Do wiatraków podobnie.
    OZE bez magazynów energii nie ma zbyt dużego sensu, gdyż za bardzo obciąża sieć.
    Niektórzy eksperci mówili o tym już dobre kilka lat temu ale nikt ich wtedy nie słuchał.

  4. emigrant001 14.02.2025 18:16

    @Maximov, bo magazyn energii to nie jest kawałek drutu w cenie worka ziemniaków, żeby budować je wszędzie:)

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.