Liczba wyświetleń: 1186
Powietrze w kawiarni jest ciepłe, wilgotne i pachnie kawą. Siadam przy stole pod oknem i zamawiam specjalną kawę z mlekiem, której aromat mnie rozgrzewa. Bluszcz za oknem przylega do szyby. Dwie małe i młode gałązki przecisnęły się między szybą a framugą, a jedna z nich mocno przykleiła do szyby swoje maleńkie pnącza. Przekręcam okno na zawiasach i zauważam, że nie uszkadza pnączy. Drewno spuchło i odeszło od futryny. Kelner przynosi mi kawę z mlekiem w filiżance w duże róże z zielonymi i żółtymi listkami. Wkładam do ust kostkę czekolady, a następnie biorę duży łyk…
Spomiędzy gałęzi jaworu wyłania się kamienny chodnik, mała kwiaciarnia i uliczka z ostrymi zakrętami. W moich myślach krąży wers starej piosenki, śpiewany zachrypniętym męskim głosem. Rękawiczki wkładam do kieszeni torebki, którą stawiam obok zwiniętej w rulon gazety, a następnie ujmuję w dłonie gorącą filiżankę. Przykładam ją najpierw do lewego, a później do prawego policzka. Biały samochód parkuje przed kwiaciarnią. Patrzę na zegarek. Z samochodu wysiada starszy, dobrze zbudowany mężczyzna. Podbiegają do niego dwaj mali chłopcy. Jeden trzyma paczkę gumy do żucia, a drugi wymachuje niczym wachlarzem plasterkami na skaleczenia. Mężczyzna rzuca na ziemię niedopałek papierosa i ruchem ręki odgania dzieci. Włącza alarm w samochodzie i przeskakuje przez rynsztok. Po kilku krokach zawraca i staje zwrócony twarzą prosto w szybę, za którą siedzę. Jego twarz jest mi znajoma. Odsuwam nieco krzesło i opieram się na nim. Podchodzi do samochodu, otwiera drzwi i schylając się do połowy ginie w aucie. Zamyka drzwi, ale zanim włączy alarm, na zderzaku opiera prawy, a następnie lewy but i czyści je papierową chusteczką. Idzie w stronę kwiaciarni. Ma rozpiętą marynarkę i ręce w kieszeniach spodni. Zmiętą chusteczkę wyrzuca do rynsztoka, a sam zatrzymuje się przy glinianych wazonach i koszach z kwiatami. Ruchem głowy wskazuje na żółte róże i jaśmin i mówi coś do sprzedawcy. Bierze od niego zapałkę i podpala papierosa. Wypijam kilka łyków i obracam zegarek dookoła nadgarstka. Zatrzymuje się przy białych chryzantemach i czerwonych różach, spogląda na zegarek. Siada na ławce naprzeciwko kwiaciarni. Przechodzą obok niego młoda dziewczyna z chłopakiem i zatrzymują się przy kwiatach. Chłopak bierze pęczek fioletowych stokrotek i płaci sprzedawcy. Dziewczyna zdejmuje okulary i palcem wskazuje na kolorowe wstążeczki. Mężczyzna podnosi do góry głowę i wypuszcza kółka z dymu. Dostaję ataku kaszlu. Wypijam ostatni łyk. Spogląda na zegarek i wstaje. Podchodzi do schodów i kupuje papierosy i zapałki. Wołam kelnera i proszę, żeby przyniósł rachunek. Stoi przy schodach. Pieniądze kładę obok filiżanki. Mężczyzna zaczyna spacerować i przestępuje z nogi na nogę. Wchodzi po schodach. Ponownie spogląda na zegarek. Zakładam rękawiczki. Poprawiam chustkę i wstaję.
Nie lubię pić kawy z obcymi. Nie delektujesz się wtedy smakiem, ani nie czujesz zapachu kawy. Gapią się na ciebie i wyrzucają z siebie potok słów. Wychodzę. Tylne drzwi pasażu wychodzą na mały park ze srebrnymi świerkami. Wciągam jeden głęboki oddech, który pachnie świerkami i ziemią. Okrążam budynek. Od sprzedawcy kwiatów kupuję wszystkie żółte róże. Kiedy mijam rynsztok, odwracam głowę. Mężczyzna siedzi na moim miejscu za szybą, pali papierosa, a dym i bluszcz zasłaniają połowę jego twarzy. Kwiaty kładę na przednim siedzeniu, obok nich ostrożnie stawiam swoją torebkę. Włączam pilota i patrzę za siebie w lusterko. Moi synowie poprosili, żebym kupiła kanapki. Stojący za mną samochód zaczyna trąbić, zza gałęzi i liści jaworu oraz bluszczu widać jeszcze sylwetkę mężczyzny.
Oczy mężczyzny są identyczne jak oczy mojego starszego syna, a jego usta i nos przypominają nos i usta mojego młodszego syna.
Autor: Farzane Karampour
Tłumaczenie: Małgorzata Wróblewska
Źródło: Arabia