Czy jedna z „najczarniejszych kart Kościoła” to największy fałsz w historii?

Opublikowano: 06.10.2024 | Kategorie: Historia, Publicystyka

Liczba wyświetleń: 3425

Jedną z „najczarniejszych kart Kościoła” są „polowania na czarownice”. Fanatyczni średniowieczni mnisi inkwizytorzy torturujący i palący na stosie niewinne kobiety za urojone czary stanowią element powszechnej świadomości historycznej. Nawet pobożni katolicy żyją z ciężarem wstydu za „straszne grzechy Kościoła”. Tymczasem te „grzechy” nigdy nie miały miejsca. Kościelne „polowania na czarownice” są jednym z największych fałszów historii.

Zgroza „polowań na czarownice” weszła do powszechnej świadomości w Oświeceniu. W „epoce rozumu” jej filozofowie podjęli się zaprojektowania lepszej rozumnej przyszłości dla całej ludzkości jako przeciwwagi czasów mijających, pełnych zabobonu, ciemnoty i okrucieństwa. Jednym z przejawów postępu było położenie w XVIII w. kresu procesom o czary. To intelektualiści Oświecenia wykonali pierwsze obliczenia, według których w dawnych mrocznych czasach na stosach mogło spłonąć od setek tysięcy do nawet 9 milionów kobiet. W XIX w. rodzące się ruchy feministyczne i neopogańskie postawiły hipotezy, że czarownice były pozostałością religii pogańskich, tropionych przez średniowieczny Kościół, którego zbrojnym ramieniem była Inkwizycja. Wiedźmy miały być żyjącymi w ukryciu kapłankami tajemnych kultów. Oskarżanie kobiet o czary miało wynikać z patriarchalnej mizoginii Kościoła, a histeryczne fale prześladowań służyły poszukiwaniu kozłów ofiarnych w czasach klęsk nieurodzaju bądź walce religijnej między katolikami a protestantami.

Hipotezy te w pierwszej połowie XX w. podjęli z wielkim zainteresowaniem naziści, żywiący gorący szacunek dla staro-pogańskiego dziedzictwa Germanów. Po dojściu do władzy w Niemczech Heinrich Himmler powołał specjalny zespół SS do przejrzenia wszystkich źródeł archiwalnych i skatalogowania procesów o czary. Miały one pomóc odkryć zapomniane dziedzictwo rasy aryjskiej, a zarazem stać się całościowym materiałem historycznego oskarżenia Kościoła o jego niepoliczone zbrodnie wobec tej rasy (równolegle trwała wielka nazistowska akcja poszukiwania i ogłaszania wszystkich przypadków pedofilii w Kościele). Po II wojnie światowej publicystyczne określenia „polowanie na czarownice” albo „czasy stosów” weszły do powszechnego użytku, a nawet stały się terminami naukowymi. Środowiska feministyczne (czujące się duchowymi dziedzicami czarownic) zaczęły stawiać tezy, że dotychczasowe szacunki 9 milionów ofiar są zbyt ostrożne.

Średniowieczne zjawisko zaczynające się w renesansie

Niesłabnące zainteresowanie tematem sprawiło, że procesy o czary zostały w ostatnich dziesięcioleciach policzone w oparciu o dostępne zapiski historyczne i zachowane akta sądowe. Obraz, jaki wyłonił się z tych badań – najdelikatniej mówiąc – odbiega od tego, w co do dziś święcie wierzą ludzie Zachodu. Już prace naukowe z lat 70. i 80. ostatecznie skorygowały krążącą przez 200 lat liczbę rzekomych 9 milionów ofiar, redukując ją raczej do setek tysięcy. Co rzuca się w oczy, to fakt, że prace te opisują „polowania na czarownice”, począwszy od XV w. Dlaczego nie od średniowiecza? Przecież każdy laik wie, że Kościół „polował na czarownice” w średniowieczu. Powodem jest to, że naukowcy nie znaleźli takowych przypadków. Sławne egzekucje czarownic odnotowywane są w źródłach dopiero na progu renesansu – epoki humanizmu i wyzwalania się z „mroków średniowiecza”.

Gdzie te miliony?

Pod wpływem nowszych badań pojawiły się głosy obrony Kościoła. W Polsce podjęli się jej Rafał Ziemkiewicz głośnym artykułem z 1996 r. „Stosy kłamstw o inkwizycji” oraz Roman Konik książką „W obronie Świętej Inkwizycji” (2004 r.). Broniąc całokształtu instytucji Inkwizycji, poruszyli m.in. kwestię procesów o czary. Przywołali naukowe szacunki, zgodnie z którymi w XVI w. spłonąć miało na stosie 300 tys. (wg Ziemkiewicza) bądź 500 tys. ludzi (wg Konika), z czego większość w krajach protestanckich, podczas gdy Inkwizycja w Hiszpanii procesy te miała hamować. Głosy te oceniane były jako radykalnie wybielające Kościół. W rzeczywistości Ziemkiewicz i Konik, broniąc Inkwizycji, rażąco zawyżyli, a nie zaniżyli skalę procesów o czary. Opierali się na danych autorów zachodnich, którzy w nowszych wydaniach swoich prac coraz bardziej obniżali statystyki procesów o czary.

Skurczyły się one do 100 tys., potem 60 tys., a obecnie 40-50 tys. Nawet to nie są liczby faktycznie odkrytych egzekucji za czary, tylko szacunek oparty o niekompletne już akta sądowe. Liczba faktycznie zachowanych źródłowych wzmianek o wyrokach śmierci jest jeszcze 3-4-krotnie niższa. Straszna karta historii okazała się mieć finalnie nader mikrą skalę, 200-krotnie mniejszą niż rozpowszechniana przez całe pokolenia. Geograficznie 2/3 z tych egzekucji przypada na dwa kraje: Niemcy (15-26 tys.) i Szwajcarię (4-10 tys.), 1-5 tys. na Francję, ok. 2 tys. na całą Skandynawię, po ok. 1-2 tys. na Szkocję, Czechy i Austrię, po kilkaset na Anglię, Węgry, Holandię, Włochy i półwysep Iberyjski, a na USA – 37. W krajach prawosławnych nie było ich prawie wcale.

Polska statystyka

Jak na tym tle wypada Polska? Do niedawna tylko jeden badacz Bohdan Baranowski podjął próbę syntezy rodzimych procesów o czary. Jego książka z 1952 r. stanowiła punkt odniesienia dla publikacji przez następne 60 lat i jedyne źródło danych o Polsce zagranicą. Baranowski podawał, że na terenach przedrozbiorowej etnicznej Polski spalonych zostało ok. 10 tys. czarownic, a 15–20 tys. na Śląsku. Dopiero w 2008 r. liczby te zweryfikowała Małgorzata Pilaszek w książce „Procesy o czary w Polsce w wiekach XV-XVIII”. Odnalazła ona w źródłach z epoki wzmianki o 867 procesach na terenie przedrozbiorowej „Korony” (czyli z obszaru obecnej Polski i Ukrainy bez Śląska, Pomorza Zachodniego, Mazur i Krymu). W procesach tych sądzonych było łącznie 1316 osób, z których stracono 558. Dane dla Prus Książęcych (obecne Mazury i obwód kaliningradzki) ustalił Jacek Wijaczka. Odnalazł łącznie 167 egzekucji, w tym 1 za rządów krzyżackiego państwa zakonnego.

Dane Pilaszek obejmują tylko odnalezione dokumenty. Większość dawnych akt sądowych została jednak zniszczona w czasie II wojny światowej (w tym całość akt z obszaru Mazowsza). Stąd rzeczywista liczba egzekucji za czary jest znacznie wyższa. Autorka nie podjęła się ich kalkulować. Szacunek wciąż obarczony jest bardzo dużym ryzykiem błędu. Zależy przede wszystkim od tego, jaką część akt można uznać za utraconą. Gdyby uwzględnić fakt, że w 1/3 spraw przebadanych przez Pilaszek nie zachowała się informacja o wyroku, oraz uogólnić informację Baranowskiego, że zachowała się mniej niż 1/6 ksiąg miejskich z Archiwum Głównego Akt Dawnych, to w skrajnym szacunku na terenie Korony spłonąć mogło ok. 5 tys. czarownic. Gdyby jednak przyjąć, że ogólnie przepadła tylko połowa do 2/3 akt, to liczba spalonych czarownic zamyka się w 1,5-2 tys.

Jak Kościół dręczył czarownice w Polsce

Można by stwierdzić, że to wciąż wiele „ofiar Kościoła” w Polsce. Czy są to jednak „ofiary Kościoła”? Otóż nie. W średniowieczu sprawy herezji, magii, obyczajowe i rodzinne, podlegały sądom kościelnym. Tyle że zmieniło się to w latach 1551–1563 w apogeum reformacji. Wówczas antyklerykalnie nastawiona szlachta zakazała egzekucji starościńskiej wyroków sądów kościelnych (sytuacja, w której starostwie wykonywali wyroki wydawane przez sądy kościelne – dop. red.). Do tego czasu mogły one, podobnie jak sądy świeckie, orzekać za ciężkie przewinienia nawet kary śmierci czy konfiskaty majątków, ale egzekucję ich mogły przeprowadzić tylko przy pomocy królewskich starostów. Zakaz egzekucji starościńskiej sprawił, że sądownictwo kościelne stało się zupełnie bezzębne. Od tego czasu mogło co najwyżej nakładać ekskomuniki i modlitwy pokutne, podczas gdy sprotestantyzowana szlachta siłą konfiskowała kościoły i zabierała dla siebie daniny kościelne.

Na skutek tej bezsilności Kościoła sprawy o czary przeszły na świeckie sądy miejskie. Zdecydowana większość procesów czarownic w Polsce miała charakter świecki. Jaką ich część zdążyły od średniowiecza do połowy XVI w. przeprowadzić sądy kościelne? Według badaczki Joanny Adamczyk 60 , opierając się na tabelarycznym zestawieniu zawartym w książce Pilaszek – 76 (owe 76 procesów miało stanowić 0,5 proc. z 13 968 różnych zapisków sądowych ujętych w księgach konsystorskich). Tyle że z zestawienia tego wynika, że faktycznie 21 z tych procesów było pozwami o zniesławienie wytaczanymi przez kobiety osobom nazywającym je czarownicami, zaś 17 – procesami o trucicielstwo . Sprawy o czary kompletnie więc nie interesowały średniowiecznych sądów kościelnych. W ilu z tych spraw ostatecznie spalono czarownice na stosie? Odpowiedź brzmi: literalnie w żadnej. Pierwszy znany przypadek spalenia czarownicy w Polsce pochodzi ze świeckiego procesu z 1511 r. Co ciekawe, źródłem tej informacji jest książka Baranowskiego z 1952 r. Wynika z tego, że kiedy obciążał on Kościół odpowiedzialnością za stosy, to doskonale wiedział, że w rzeczywistości Kościół nie spalił w Polsce żadnej czarownicy.

Czy ktoś przeprosi Inkwizycję?

Liczby te pozwalają zrozumieć, jakim fałszem jest powszechne wyobrażenie o rzekomych „polowaniach na czarownice”. To nie mityczna wszechwładza Kościoła zapaliła stosy czarownic, tylko pozbawienie go władzy. Spośród jednoznacznie katolickich obszarów ówczesnej Europy tylko we Francji zjawisko egzekucji za czary wystąpiło w stopniu większym niż znikomy. Był to kraj, w którym podobnie jak w Polsce procesy o czary przeszły na sądy świeckie. Jak pisali już wcześniej R. Ziemkiewicz i R. Konik, tam gdzie utrzymało się sądownictwo kościelne, szczególnie owa „straszna” Inkwizycja, tam egzekucje były hamowane. Do jakiego stopnia? Z kilkuset szacunkowych egzekucji za czary, obejmujących cały obszar Włoch, Hiszpanii i Portugalii, inkwizycja włoska i hiszpańska przeprowadziły ich po kilkadziesiąt (Henry Kamen dla Hiszpanii przytacza 24 przypadki w 6 procesach) , zaś inkwizycja portugalska dokonała 1 egzekucji z zaledwie 7 znanych w tym kraju . W koloniach portugalskich i hiszpańskich, które obejmowały wówczas całą Amerykę Łacińską, niektóre kraje Afryki i Azji Wschodniej, nie znaleziono żadnych wzmianek o egzekucjach za czary . Jedynie w niesławnej Rzeszy Niemieckiej sądy w katolickich księstwach biskupich skazały na stos kilka tysięcy ludzi, a i tam niekoniecznie były to sądy kościelne. Zjawisko procesów o czary miało wyraźnie świecki, a nie kościelny charakter.

Dodać należy, że nawet ten 1 przypadek egzekucji w Portugalii nie był niesłuszny. O czarownicach nie pisze się inaczej niż o ofiarach mordów sądowych. Tymczasem dawne pojęcie czarów było dość rozległe i obejmowało też czyny, za które niewątpliwie należy karać z najwyższą surowością. Oznaczało także trucicielstwo przy użyciu mikstur, okultyzm i kontakty z diabłem, czyli satanizm. Wprawdzie zdecydowana większość przyznań do winy stanowiła efekt tortur, w rezultacie czego skazywano osoby niewinne, nie zawsze jednak tak było. Owa egzekucja z Portugalii była właśnie skutkiem praktykowania magii i satanizmu. Podobne sprawy zdarzały się w historii, jak np. XV-wieczna egzekucja bretońskiego rycerza Gilles de Rais – przez krótki czas towarzysza Joanny d’Arc, który później zaczął parać się sodomią, mordami i czarną magią; czy wielka afera trucicielska z 1677–1682 r. we Francji, kiedy wykryto całą sieć czarownic sprzedających trujące mikstury arystokratkom na dworze Ludwika XIV. „Król-Słońce” utajnił tę aferę, gdy zaczęła sięgać jego osobistych kochanek, a ostatecznie przed śmiercią kazał zniszczyć jej akta. Kiedy podobne zbrodnie karze się dziś, to wszyscy uważają to za oczywiste. Gdy dotyczą one rzekomo ciemnych czasów minionych, to kwalifikuje się je jako paranoję „łowców czarownic”.

Autorstwo: Jacek Laskowski
Źródło: NCzas.info

image_pdfimage_print

TAGI: , ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

7 komentarzy

  1. Grohmanon 06.10.2024 14:06

    Babilon będzie próbował wybielać swoje grzechy zrzucając to na rzekomą swoją niemoc jak i na innych, jak zawsze.
    Jakoś nigdy nie protestował jak ludzi żywcem palono, że tak nie można, że to wbrew naukom Jezusa. Pokornie się przypatrywał? Milcząc wobec zła? Nawet ludzkie prawo uznaje takie działania za współudział.

    Oczywiście liczby w jakich Babilon dokonywał tych zbrodni lub im sprzyjał są dyskusyjne. Nie zmienia to FAKTU, że to się odbywało. I brała w tym udział kultura łacińska opierająca się na naukach Wielkiego Babilonu.

    *Kto spalił takie persony jak Joannę d’Arc – Kościół skwapliwie milczał czy sam zainscenizował proces? W obu przypadkach jest WINNY.

    *Giordano Bruno – miał czelność mieć swoje zdanie, odmienne od Świętego Majestatu Papieskiego. Wyrok = spalić żywcem (czytaj: złożyć w ofierze całopalnej bogowi Baal’owi – czyli po starofenicku 'Panu’).

    A ile szaraków zamordowano bo byli heretykami, poganami albo żydami? Pogromy żydów też nie wzięły się z niczego, ktoś je inspirował.

    Oczywiście ciężko znaleźć dowody w historii skoro nie ma się źródeł ukazujących agendy czy rozkazy, ale są poszlaki.
    Weźmy na ten przykład IRP czasów Jagiellonów. Wspaniałe państwo, o poziomie tolerancji nie spotykanym na całym świecie! Protestanci czy żydzi, każdy mógł tu czuć się bezpiecznie. Co spotykało się z krytyką szowinistycznego Vatykanu, że heretycy są tu akceptowani.

    Niestety później brać szlachecka wybrała sobie Szweda za króla. Który ku głupocie ojca został wychowany (czy raczej wytresowany) przez militarne ramię Vatykańskie czyli Jezuitów.

    I dziwnym trafem chwilę po zakończonych rządach tej jezuickiej kreatury tylko w latach 1648-1658 w skutek pogromów zamordowano w ówczesnej Polsce 100 tysięcy żydów (G. Parker, Europe in Crisis, strona 293). Tolerancja znikła niemal w ciągu jednego pokolenia.

    Przypadki nie istnieją.

  2. poray 07.10.2024 15:49

    Autor Najwyższego Czasu się nie popisał, przepisując kościelne broszury na ten temat. Ale taki jest poziom walki o prawdę ze strony Konfederacji umoczonej po uszy w obronę interesów papiestwa.
    Tekst jest zwyczajnym przekłamaniem faktów historycznych, ponieważ Kościół bardzo szybko przeniósł obowiązek prowadzenia procesów o czary na rzecz jurysdykcji laickiej (gmin, miast etc.).
    I owszem papiści mogą pokazywać te dane, jak wymordowali znacznie mniej ludzi niż się im zarzuca, tylko że nagonka na innowierców, heretyków i pogan nie była rozpętana przez władztwo laickie ale nie kogo innego jak Kościół.
    Jeśli chodzi o sądy i wyroki realizowane przez jurysdykcje laicką to oficjalnie jest ona odpowiedzialna za kilka razy wyższe akty tortur i egzekucji. Dodatkowy problem to ten, że wiele z tego rodzaju sądów nie było dokumentowych, wiele miało „charakter spontaniczny”, apo wielu nie pozostały wzmianki w dokumentach, ponieważ archiwa z XV-XVI w niejednokrotnie były niszczone, choćby w efekcie pożarów, wojen. Innymi słowy liczba setek tysięcy zaturturowanych i pomordowanych w inny sposób w ramach „walki z herezją i innowierstwem” jest faktem historycznym. A to że Kościół (ale także protestanci w późniejszych wiekach) znaleźli sobie narzędzie do realizacji swych celów w postaci sądów laickich to świadczy tylko o hipokryzji tego działania, nie zmniejsza jednak etycznej i realnej odpowiedzialności instytucji Kościoła za masowe mordy.

  3. rici 07.10.2024 17:34

    Trzeba zaczac od najwczesniejszej histori kosciola rzymsko-katolickiego.
    Na samym poczatku gdy religia katolicka zostala religia panstwowa to w pierwszym rzedzie mordowano , sprzedawano w niewole, grabiono majatki chrzescian, dekret Teudoziusza. Zginelo lub zostalo sprzedanych w niewole kilkadziesiat tys. niektorzy mowia nawet o kilkaset tys.
    Za czasow zalozyciela kosciola kat. cesarza Konstantyna na krzyzu stracono okolo 800 tys. osob, buntownikow.

  4. Barnaba d’Aix 11.10.2024 00:32

    Najbardziej szalała Inkwizycja w Hiszpanii, ale i tam nie było tak dramatycznie, jak to „politgramota” przedstawia. „Biczem Bożym” hiszpańskiej Inkwizycji był niejaki Torquemada, któremu papież długo nie chciał udzielić swojego zezwolenia na działalność. „Bicz Boży” był przechrztą, opisuje to w swojej książce „Torquemada” Jerzy Cepik. A sądy biskupie zajmujące się heretykami jako pierwsze w historii naszej cywilizacji dawały prawo podsądnemu do obrony przez adwokata…

  5. Katana 11.10.2024 08:01

    //A sądy biskupie zajmujące się heretykami jako pierwsze w historii naszej cywilizacji dawały prawo podsądnemu do obrony przez adwokata…//
    Czyli jednak jakieś demony zostały wyrzucone… bestia ludzka nieco udomowiona.

  6. Grohmanon 11.10.2024 12:03

    Bezrefleksyjność obrońców Kościoła w kwestii mordowania ludzi dosłownie zwala mnie z nóg.
    Wciąż się waham czy bardziej zaliczyć to w poczet tresury mentalnej, dziecięcej naiwności, Kontroli Umysłu czy efektu Syndromu Sztokholmskiego.
    Najpewniej wszystkie powyższe mają swoją rolę tutaj do odegrania.

    Plus rzadkie przypadki diabelskiej (czytaj demonicznej) agentury.
    W końcu po to stworzono Vatykan, jako narzędzie diabła, aby zwodził owce na manowce.

    To tak jak by mówić:
    „No dobrze zgwałcił ją, ale zrobił to tylko dwa razy, a nie wcale piętnaście! Po wszystkim dał jej cukierka i buziaka. A za dwa dni wysłał laurkę z przeprosinami, że chyba jednak nie powinien tak się zachować. Po za tym była heretyczką więc należała jej się lekcja.

    Tak więc wcale tam nie było tak dramatycznie…”

  7. Katana 11.10.2024 12:29

    Grohmanon.
    Diabeł jakieś podstawy pod swe niecne czyny zawsze znajdzie, jeśli mu Bóg pozwoli.
    //Bezrefleksyjność obrońców Kościoła//
    Obrońców Kościoła nazywasz bezrefleksyjnymi? Gdybyś napisał o konkretnym kościele to można by to uznać ale tak mówić o Kościele, którym opiekuje się Chrystus?
    Ważne czy ogólnie poziom współżycia u ludzi za panowania (wespół z rządami cywilnymi) kościoła katolickiego się poprawił czy pogorszył. Ja odniosłem się do przesłanki świadczącej o poprawie. Choć zdaję sobie sprawę, że to mało danych by sądzić o całokształcie. Odnoszę się zatem do tego tylko co było tu powiedziane. Artykułu nawet nie czytając – przyznaję.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.