Fundamenty bzdury

Opublikowano: 14.05.2008 | Kategorie: Wierzenia

Liczba wyświetleń: 1294

W Polsce przywiązanie wielu ludzi do katolicyzmu opiera się na dwóch filarach: przekonaniu, że Kościół nie mógłby przetrwać tak długo bez pomocy sił nadprzyrodzonych, oraz wpojonej potrzebie posiadania religijno-moralnego przewodnika.

Powiedzmy, że ma na imię Krysia. Chodzi o moją znajomą ze Śląska, z którą przyjaźniłem się w czasach licealnych. Od dwóch miesięcy, po wielu latach przerwy, dyskutujemy przez internet na tematy światopoglądowe. Krysia jest nadal katoliczką, nawet praktykującą, ale jej wiara niewiele ma już wspólnego z credo Kościoła. Bo czy taka deklaracja ma coś wspólnego z chrześcijaństwem: „Bóg jest jeden – nieważne, czy nazywa się Budda, Allach, Słońce, Jahwe – i daje mi wolną wolę, daje możliwości, pokazuje kierunek, ale pozwala mi decydować. I każdą moją decyzję przyjmuje z szacunkiem, nie potępia, pokazuje prawidłową drogę, ale nie zmusza mnie do jej wyboru”?

Każdy, kto czytał Biblię, wie, że – zgodnie z jej duchem – nie jest bynajmniej bez znaczenia, jak na imię ma Bóg, i że z całą pewnością Bóg Żydów i chrześcijan nie podziela poglądów Buddy. Nie jest też tak, że Bóg „każdą decyzję przyjmuje z szacunkiem i nie potępia”. Jak zapowiada Biblia, Bóg kiedyś przyjdzie i wszystkich, którzy podjęli niewłaściwe jego zdaniem decyzje, pozabija lub wrzuci do piekła (wersje wielkiej zagłady bezbożnych są różne i zależą od interpretacji danego wyznania).

Cieszę się jednak, że Krysia wierzy w swoje herezje, nie wiedząc nawet o tym, że – zdaniem jej Kościoła – błądzi, bo gdyby była bardziej prawowierna, to miałaby znacznie mniej radosne i udane życie. A tak wierzy, że jakiś Buddo-Bóg ciągle ją wspiera, i dobrze jej z tym. Niech więc i tak będzie, skoro inaczej dziewczyna żyć nie potrafi.

Przy okazji naszych sporów i dyskusji wyszło na jaw, że Krysia wierzy w dwie wielkie baśnie rozpowszechniane przez kościoły. Pierwsza z nich polega na przekonaniu, że chrześcijaństwo dlatego istnieje 2 tysiące lat, bo Bóg je aktywnie wspiera. Gdyby to twierdzenie było faktem, to znaczyłoby, że Bóg tym bardziej wspiera religie znacznie starsze od Kościołów chrześcijańskich, np. buddyzm, judaizm, hinduizm, dżinizm, zoroastryzm, a także religie afrykańskie i pierwotne amerykańskie, skoro one ciągle istnieją. Jeśli tak jest, to znaczy, że Bóg swoim autorytetem wspiera także twierdzenia tych religii i raz dowodzi, że coś jest białe, innym razem, że to samo jest czarne. Religie bowiem wypowiadają sprzeczne twierdzenia na temat przedmiotu swojej wiary, a także zalecanej moralności. Niektóre twierdzą np., że nie wolno zabijać zwierząt, inne – że należy to czynić, a już zwłaszcza na chwałę Bożą. Jedne potępiają homoseksualizm, inne wspierają. Jedne zakazują zabijania ludzi, inne nie mają nic przeciwko zabijaniu np. innowierców. Bóg, który wspierałby te wszystkie teorie jednocześnie, byłby chory na ciężkie rozdwojenie jaźni, a jego zalecenia nie byłyby warte większej uwagi niż wypowiedzi schizofrenika podczas ataku choroby.

Druga kwestia, która sprawia, że Krysia (i parę milionów polskich katolików też) czuje się przywiązana do Kościoła, to wiara w to, że „ludzie potrzebują kogoś, kto wskazywałby im drogę”. Uważam to za oczywistą nieprawdę, bo większość ludzi intuicyjnie wie, co jest dobre, a co złe, wyczuwając doskonale, co spotka się z aprobatą, a co z potępieniem ze strony otoczenia. Wiadomo, że kradzież, oszustwo i przemoc są niemile widziane, bo nikt nie lubi padać ich ofiarą. Ludzie, aby żyć przyzwoicie, nie potrzebują żadnych urzędowych opiekunów ani kuratorów. No chyba że pod ich przywództwem wtórnie zdziecinnieli i nie potrafią się obyć bez maminej spódnicy.

Religie tylko zaciemniają to, co jest w moralności oczywiste. Katolicy na przykład pod wpływem Kościoła często gardzą ludźmi po rozwodach, podejrzliwie patrzą na homoseksualistów, innowierców itp. Człowiek bez religijnego obciążenia nie znajdzie na ogół powodów do takiego podejścia do bliźnich, bo ani rozwód przy nieudanym związku, ani to, co ludzie robią dobrowolnie w łóżku, nikogo nie krzywdzi i nikomu nie zagraża.

Jeżeli ludzie potrzebują jakichś drogowskazów, to takich dobrowolnie przez siebie obranych – ludzi, idei czy organizacji, które im imponują i są dla nich zachętą. Zhierarchizowane kościoły przemawiające do wiernych z wysokości pierwszego piętra i nieznoszące sprzeciwu nie są żadnymi drogowskazami. Są raczej reliktami minionych dyktatur, opresji i ciemnoty.

Autor: Marek Krak
Źródło: „Fakty i Mity” nr 16 (424) 2008

image_pdfimage_print

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

2 komentarze

  1. Wojtek Mann 14.05.2008 20:44

    Po pierwsze, jako katolik mam przyjaciela buddystę, przyjaciela deistę i przyjaciółkę ateistkę.
    Po drugie, jako katolik szanuje inne wiary, czytałem buddyjskie Sutry, taoistyczne księgi jak Księga Chuang-tsy hinduskie Upaniszady i Wedy, Koran, ewangelie gnostyckie a nawet biblię szatana.
    Po trzecie, jako katolik medytowałem technikami buddyjskimi, szczególnie Vipassaną.
    Po czwarte, jestem katolikiem, dąże do świetości i jestem Buddą (tak jak każdy człowiek, trzeba to tylko sobie uświadomić).
    Po piąte, na religii ksiadz powiedział nam, że wszystkie religie to po prostu różne drogi do tego samego i trzeba je szanować.
    Po szóste, znajomy kleryk skrytykował kolegę, gdy ten lekko obraźliwie mówił o gejach, których wcześniej widzieliśmy na własne oczy.
    Po siódme, byłem uczestnikiem miejscowych dni buddyjskich, za co pochwalił mnie mój wikary.
    Ergo: Fakty i Mity jak zawsze kłamią.

  2. Robert 14.05.2008 21:37

    Z całym szacunkiem do autora artykułu jak i do Wojtka Manna niemniej:
    1.Fakty i Mity są mniej więcej podobnie tendencyjne co Gość Niedzielny. Podarowałbym więc sobie komentarz, ze FiM zawsze kłamią. Raczej niestety taka opinię potraktowałbym jako opinię ZA, że coś z tym miłosierdziem u Katolików jest nie tak skoro z takim determinizmem feruja wyroki, że ktoś kłamie. A co do artykułu FiM, no cóż mimo zalatującego ateizmu autor trafnie podsumował setki pomysłów na życie prezentowanych przez kapłanów wszystkich religii na Ziemi jako schizofrenie Boga. Nie wdając sie w roztrząsanie poszczególnych akapitów chciałbym pogodzić obydwu autorów artykułu i komentarza. Drodzy Panowie chciałbym uprzejmie poinformować, iz Bóg jest choć nie nazywa się ani Bóg katolicki, ani żaden inny. Bóg jest świadomością. On po prostu JEST. Jest wszędzie. W autorach, w Tobie czytelniku i we mnie i we wszystkim co jest naokoło. Ludzie zaczynają powoli to dostrzegać. To dlatego Krysia coś czuje, że Bóg jest jeden i nie ważne jak sie nazywa. To poczatek procesu. Nadejdą czasy, ze ludzie nie będą potrzebowali pośredników pomiędzy soba a Bogiem /obojetnie jak sie nazywajacym/ w postaci kapłanów. Człowiek będzie świadomy KIM JEST. A jest istota świetlistą stworzona przez Boga /jak słusznie głosi Katolicyzm/ na Jego podobieństwo. A to oznacza ni mniej ni wiecej , tylko że dysponuje takim samym atrybutem jak jego Stwórca czyli jest władny tworzyć. Przede wszystkim siebie. a to oznacza, wiernych Katolików, ze człowiek uzyskując kontakt ze swoja wyższą jaźnią zbawi się … sam.
    Ot tyle. Pozdrawiam

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.