Liczba wyświetleń: 664
Najtrudniej zidentyfikować zagrożenie, które jest niewidoczne. Właśnie z czymś takim mamy do czynienia w przypadku skażenia radioaktywnego z Fukushimy. Większość osób uważa, że skoro promieniowania nie widać, to znaczy, że go nie ma, ale jest to oczywista nieprawda, a skażenie z Fukushimy dociera do nas każdego dnia.
Katastrofa, która rozpoczęła się tam 11 marca 2011 roku, wcale nie została opanowana. Taki wizerunek wpoiły nam tylko mainstreamowe media, a skoro nic już o tym nie mówią, to zdecydowana większość osób uznała, że problem nie istnieje i kryzys jądrowy w Japonii został zażegnany. Nic bardziej mylnego…
To, co codziennie dzieje się w obrębie uszkodzonej japońskiej elektrowni atomowej, ma bezpośredni wpływ na życie większości z nas. To, że promieniowania nie widać, nie oznacza bynajmniej, że nie wpływa na nas. Każdego dnia oficjalnie do oceanu emitowane jest 300 ton silnie radioaktywnej wody stosowanej do chłodzenia reaktorów, które eksplodowały w pierwszych dniach kryzysu. Tylko totalni ignoranci mogą sądzić, że wpływ Fukushimy na środowisko naturalne może być pomijany.
Sprawa jest jednak bardzo poważna i zaczyna dotyczyć narodów innych niż japoński. Mowa o skażeniu, które powoduje, że spożywanie jakichkolwiek owoców morza jest bardzo ryzykowne. Tuńczyki, krewetki, cokolwiek, co żyje w Pacyfiku, powinno budzić nasze wątpliwości, co do możliwości bezpiecznego spożycia. Już dawno zakres skażenia przekroczył poziom lokalny. Obecnie kupując sushi trudno jest powiedzieć, czy wodorosty Nori, stanowiące podstawę tego pokarmu, nie są przypadkiem napromieniowane.
Japonia doświadczyła katastrofy ekologicznej na ogromną skalę i fakt, że nie mówi się o tym publicznie, jest przynajmniej dziwny. Założenie, że pacyficzne ryby nie są skażone opiera się również na podstawach, które można nazwać jedynie kontrowersyjnymi. Prawda jest taka, ze codziennie skażenie dociera dalej a jego stężenie kumuluje się. Nie widać też szans na poprawę tej niekorzystnej sytuacji.
Gdyby coś takiego spotkało kraj taki jak Polska, zostalibyśmy „ukrzyżowani” w przestrzeni publicznej i nikt już nie kupiłby od nas nigdy żadnej żywności. Jednak padło na Japonię, drugi najbogatszy kraj świata, dlatego toniemy w morzu kłamstw, których celem jest ochrona biznesu tamtejszych rybaków.
Źródło: Zmiany na Ziemi
Fukushima to największa katastrofa eko tego wieku, media w Japonii są kontrolowane przez lobby energetyczne, więc o epidemii chorób tarczycy ani me ani be.
https://www.youtube.com/watch?v=OYzcuLmXw98
Ciekawe, co mają do powiedzenia dietetycy zalecający spożywanie ryb oceanicznych. Czy w ogóle ktokolwiek bada poziom napromieniowania sprzedawanych owoców morza? Sądzę, że nikt się tym nie zajmuje gdyż jest to wygodne zarówno tym, którzy zajmują się handlem jak i tym, którzy realizują program drastycznej depopulacji świata.
a co ma regulacja urodzeń do ludobójstwa i skąd wiadomo, że Fukushima to robota elit? Elity mordują dla łatwiejszej kontroli, a świat dla własnego dobra powinien humanitarnie się zająć kwestią przeludnienia, bez udziału psychopatów. Wszystkim się już pomieszało przez to NWO.
Spoko, spoko …zaraz po katastrofie dyrektywy UE podniosły dopuszczalny limit promieniowania żarełka z importu o ileś set procent. Ręka rękę myje, Polska to nie Japonia…która na rozkaz zdewaluuje swoja walutę o 50 % … to i żarełko może promieniować bardziej. Oni nam ( UE, USA ) kupią obligacje … my im upłynnimy żarełko. Przecież możni tego świata jeść tego nie będą, co innego procenty od lichwy ! Uważam to wszystko za system naczyń połączonych 😉