Fetowanie klęski

Opublikowano: 09.04.2025 | Kategorie: Historia, Polityka, Publicystyka, Publikacje WM

Liczba wyświetleń: 653

W Radomiu od dobrych kilku lat w drugiej połowie czerwca zaczyna się prawdziwa feta. Nagle zaczyna się mówić, jak pamiętnego 25 czerwca 1976 roku robotnicy z Zakładów Metalowych poszli pod budynek Partii (mieszczący się w dawnej siedzibie Lasów Państwowych). Następnie został on podpalony – stąd pochodził PRL-owski dowcip o płonących komitetach. Od tamtej pory elegancki modernistyczny budynek z 1938 roku jest skażony tandetną warstwą izolacyjną. Później oddziały ZOMO rozpędziły demonstrantów. Gierek grzmiał natomiast o „warchołach z Radomia”.

Komunistyczna autokracja znała tylko jedną metodę zemsty. W Radomiu zaprzestano dalszych inwestycji, ów 1976 rok oznaczał koniec rozbudowy zarówno przemysłu zbrojeniowego jak i elektromaszynowego. Do tego również przerwany został rozwój urbanistyczny miasta. Ówczesna Wyższa Szkoła Inżynierska została połączona z Kielecką, a część pociągów z Lublina do Krakowa skierowano przez Ostrowiec Świętokrzyski. Los Radomia komuna postanowiła przypieczętować, zamieniając je w postindustrialne, zapyziałe prowincjonalne miasto; poniekąd dopełniło się to w końcu lat dziewięćdziesiątych, kiedy doszło w jednym 1999 roku do upadku zakładów skórzanych i obuwniczych (Radoskór) oraz zbrojeniowo-maszynowych (Łucznik).

Reasumując, warto zadać sobie pytanie: czy jest co świętować? Oczywiście, dla lokalnego samorządu składającego się głównie z kliki PZPO oraz Populizmu i Socjalizmu wydaje się bardzo fajnie wydawać cudze pieniądze. Stąd organizuje się Free(Ra)Dom Festiwal, na który praktycznie nikt nie przychodzi i który w gruncie rzeczy jest mało atrakcyjny; tak mało pociągający, że większa część mieszkańców jakby nie dostrzegała wiszących wszędzie plakatów. Poza tym zarówno Populizm i Socjalizm, jak i PZPO, muszą wskazać na swoje solidarnościowe korzenie. Bo my się biliśmy z komuną! No i trzeba zacząć gadkę, że bez rozruchów radomskich nie byłoby Solidarności. Do tego dochodzi jeszcze cała masa innego wzniosłego eciepecie.

Tylko że ów 1976 rok jest jedną z najtragiczniejszych dat w historii Radomia. Gorszą był tylko najazd tatarski w 1246 roku, kiedy został złupiony i spalony. Solidaruchowscy spadochroniarze może mają co świętować, natomiast normalny człowiek nie. To właśnie dzięki temu całej ruchawce Radom stanowi miasto-mem. Każdy normalny człowiek chciałby zapomnieć takie zajście, możliwie je mocno ukrywać niczym deformacje narządów intymnych. A nie świętować! Bo nie ma czego! Sam nie rozumiem i dziwię się ludziom, na Free(Ra)dom Festival pewnie się nie wybiorę ze względu na wiejącą sztampę i nudę. Zapewne znajdę sobie w tym czasie tysiąc innych zajęć. Co prawda o tym zajściu jest niezwykle smutna poza samym faktem klęski. Po prostu była to prowokacja. Jakoś w żadnej garbarni nie doszło wówczas do strajku i żadnego partyjniaka nie wrzucono do jakże smakowitego ścieku garbarskiego; a smród to jest nie z tego świata! Strajkowali pracownicy zakładów zbrojeniowych o istotnym znaczeniu dla obronności państwa. Stąd wysoce prawdopodobne, że zostali do tego celu podpuszczeni albo przez SB, albo WSW (ówczesny wywiad i kontrwywiad wojskowy).

Niemniej jednak w polskiej duszy jest pewna skłonność do fetowania klęsk. Już pół biedy, żeby to dotyczyło ludności Radomia. Co jedną nogą tęsknią do komunizmu, a drugą chcą jednak przyznać, że się z nią bili; to już takie zadziwiające rozdwojenie jaźni! Skłonność do świętowania klęsk jest jakoś wpisana w naszą mentalność od czasów co najmniej dziewiętnastowiecznych. Już wówczas Eliza Orzeszkowa wypowiedziała słynną frazę „gloria victis”; do tej pory pamiętam, jak w drugiej klasie szkoły średniej byłem katowany śmiertelnie nudnym opowiadaniem o takim tytule. Mamy także Chrystusa czy Winkelrieda Narodów. Co za okropne i ohydne brednie! I jak mocno wryły się one w naszą mentalność.

Ledwo kończy się czerwiec, mija lipiec, a tu zaczyna się mówić o innej wielkiej klęsce. Nazywa się ona draką warszawską. Po prostu zrównano z ziemią większą część milionowego miasta, śmierć poniosło około ćwierć miliona ludzi. I my mamy to świętować? Jedyną zaletą było zaoranie do gołej ziemi slumsów, przykładowo na Woli czy Czerniakowie. Na tym pozytywy się kończą. W rzeczonym powstaniu zginęło wielu przedstawicieli inteligencji przedwojennej. Przykładem był znakomity lekarz i antropolog Edward Loth. Draka warszawska wpisuje się zatem w klasyczny dla powstań narodowych schemat niszczenia elit. Armia Krajowa została odgłowiona i wykrwawiona. Głównymi beneficjentami całego zajścia byli Stalin oraz instalowany przez niego w Polsce rząd komunistyczny. Przecież ludzie, którzy mogliby się postawić, zostali albo zabici, albo wysłani do obozów na terenie Niemiec. Również Armia Krajowa nie mogła przekształcić się w jakąkolwiek siłę polityczną zdolną hamować komunistów. Dlaczego na przykład w Czechosłowacji czy na Węgrzech były opory w instalowaniu komunizmu, udało się to dopiero w latach 1947 i 1948? Tam byli bowiem ludzie zdolni im się chociaż przez kilka lat przeciwstawiać. W Polsce tacy albo wąchali kwiatki od spodu, albo siedzieli na emigracji. W dodatku – podobnie jak w przypadku radomskich rozruchów – świętujemy tutaj zewnętrzną prowokację. Drakę warszawską – patetycznie nazywaną powstaniem – wraz z całą akcją „Burza” najprawdopodobniej zmajstrowała agentura NKWD, a w zasadzie NKGB. Widać bowiem jasno, kto na tym najmocniej skorzystał.

W tym roku było nieco ciszej niż w zeszłym, lecz także się mówiło. Powstanie styczniowe! Jakiż to wielki i szlachetny zryw! No i znowu fetowanie skutków skończonego kretynizmu. Przecież powstanie styczniowe zakończyło się absolutną klęską i od początku było skazane na porażkę. Przeciwko oddziałom carskim nie walczyła nawet żadna regularna armia. Późniejsze represje Rosji carskiej – prowadzone przez Michaiła Murawjowa (nazwanego Wieszatielem ze względu na nadzwyczaj częste wysyłanie na stryczek) oraz Konstantina von Kauffmanna – wpłynęły na zmniejszenie oddziaływania kultury polskiej na Kresach. Przecież wcześniej to Żmudzini (obecni Litwini), Białorusini czy Ukraińcy do linii Dniepru polonizowali się. Na terenach litewsko-ruskich w zasadzie cała elita mówiła po polsku. Skądinąd dobrze wiadomo, że już w 1696 roku zrezygnowano z redagowania dokumentów po białorusku – był to drugi język urzędowy – ponieważ wszyscy rozumieli po polsku. Kultura polska była od dawna atrakcyjna dla ludów zamieszkujących obszary między Niemnem a Dźwiną z jednej strony, a Bugiem a Dnieprem z drugiej. Gdyby nie to nieszczęsne powstanie, to może mieszkalibyśmy w Polsce kończącej się na linii Dniepru. Ale cóż… rzuciliśmy się do boju. I jak to się skończyło! Tak jak musiało, czyli na bólu, zgrzytaniu zębami, okupacji wojskowej, wewnętrznych cłach dla Kongresówki oraz ostrej fali rusyfikacji (nazwanej nocą apuchtinowską). W zasadzie, kto na tym skorzystał? Nasz bitewny zapał wykorzystał rzutki polityk nazwiskiem Otton von Bismarck. Powstanie styczniowe dla niego było świetnym argumentem do poprawienia stosunków z Rosją oraz zawiązania z nią sojuszu. Bismarck również proponował pomoc Rosjanom w tłumieniu powstania. Zrobiliśmy zatem wielki prezent Prusom i ułatwiliśmy im późniejsze zjednoczenie Niemiec. Bismarck dzięki temu mógł rozegrać swoją szachową rozgrywkę między potęgami, które nie były zainteresowane powstaniem jednolitego państwa niemieckiego – wymienić tutaj należy Rosję, Austrię oraz Francję. Również Rosjanie się nieco nauczyli. Konstantin von Kauffmann był w późniejszym okresie generałem-gubernatorem Turkiestanu. Zniósł niewolnictwo – na wzór zniesienia pańszczyzny. Wprowadził także zasadę, że do wojska idą tam ochotnicy, aby zapobiec potencjalnym rozruchom; ten zapis był przestrzegany aż do 1916 roku. Jednocześnie von Kauffmann nie likwidował lokalnych struktur feudalnych. Dobrze wiadomo, że chanaty Chiwy i Buchary przetrwały do 1920 roku, kiedy zostały przekształcone w Uzbecką SRR. Rosjanie nauczyli się nie robić problemów z kłopotliwymi miejscowymi.

Cóż, my Polacy lubimy robić prezenty wszystkim dookoła. Nie tylko za wolność naszą i waszą, a także dzięki innym przejawom naszej głupoty, wszyscy naokoło bardzo dużo korzystają. A my, to jak to dobrze napisał Jan Kochanowski w „Pieśni o spustoszeniu Podola”: bo Polak zarówno przed, jak i po szkodzie, głupi. Po prostu nic się nie uczymy. A jak zebraliśmy takie solidne manto, to wypadałoby zmienić mentalność. Zamiast świętować klęski, powinniśmy zacząć mówić o zwycięstwach. I zamiast umartwiania się nad tym Chrystusem czy Winkelriedem Narodów, zacząć budować pozytywną mitologię narodową. Taką, jaką ma każda nacja wokół nas. A nie fetowanie klęsk, które wraz ze stosowaną przez „Szabas Cajtung” i solidaruchów pedagogiką wstydu, powoduje tylko wstyd z racji przynależności narodowej.

Jest taki amerykański dowcip. Przychodzi Polak do baru i rzuca psie odchody na stół. „O mało w to nie wszedłem!” – powiedział. Oczywiście jest to o mitycznej polskiej głupocie; amerykańskie dowcipy o Polakach pokazują nas jako kompletnych tumanów. Niemniej jednak tutaj jest też ten element rozgadywania i rozpamiętywania. Dla pragmatycznego Amerykanina jest to głupie, ponieważ liczy się to, co tu i teraz. Natomiast dla Polaka będzie ważne, że przyniósł do baru psie ekskrementy, w które postanowił nie wejść, a w których już zdążył się utytłać. I tak jest z fetowaniem klęsk. Pamiętać należy, aby nie dorabiać mitologii i nie mówić tekstów w stylu „o mało w to nie wszedłem”, jakby to było wzniosłe wydarzenie. Lecz należy wyciągać wnioski i nie powtarzać błędów, aby przez nasz kraj nie przetoczyła się kolejna wojenna pożoga.

Autorstwo: Erno
Źródło: WolneMedia.net

image_pdfimage_print

TAGI: ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

1 wypowiedź

  1. Stanlley 09.04.2025 10:22

    Obalenie Gierka nastąpiło w wyniku puczu jaruzela. Był to człowiek chorobliwie ambitny i dlatego nadawał się do rozwalenia dobrze prosperującego kraju od środka. Naprawdę…. jako naród macie (ja już się wyleczyłem) tendencje do rozwalania sobie kraju od środka a potem w mozole go odbudowywać….

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.