Liczba wyświetleń: 2299
Rozmowa dwóch kinomanów.
– Fajny film wczoraj widziałem…
– Momenty były?
– Jakie tam momenty, tekst u dołu ekranu znikał co sekundę, nie miałem czasu przyglądać się wszystkim obrazom.
– To nie rozumiałeś tekstu po angielsku?
– Coś ty, angielski znam owszem, ale rozumiem tylko podczas oglądania filmów familijnych, wiesz jakich… On, ona i łóżko albo biurko. W tych filmach bracie angielskie dialogi są na wysokim poziomie.
– A tytuł pamiętasz?
– „Diuna”.
– Eh, to pewnie film niczego sobie. Znałem taką Dziunię z Werlasu, wiesz za czasów jak jeździliśmy do Jurka z sąsiedniej wsi. Tam na Soliną były balety, te zielone wzgórza, bo królowała wtedy moda na naturalnej barwy tkaniny, jak pamiętasz.
– Pamiętam, ale to nie była Dziunia, tylko Diuna, taka planeta.
– Widocznie w czasie lekcji astronomii podglądałem dziewczyny po Wuefie, pod prysznicem, bo takiej planety nie znam.
– No i wyobraź sobie, proszę ja ciebie, jest duża plaża, a raczej pustynia, gdzie tylko wiatr świszczy…
– A co? Nie było tam naszych rodaków i nikt nie rozstawił parawanów?
– Nie, widocznie nie było wtedy promocji na wakacje last minute, ale była za to niczego sobie Dżesika… Warta grzechu, mówię ci…
– Znałem niegdyś jedną Dżesikę, ech ładne miała nogi pod prysznicem. Niestety nic więcej nie widziałem przez otwór pod zlewem.
– Ta Dżesika, z filmu, kazała sobie mówić „lejdi”, długa szyja, mały nos, w moim typie, tylko nie wiem czemu porysowała się po twarzy, nabazgrała na mordce jakieś hieroglify, ale kto by to czytał. Rozum, wypisz wymaluj, jak u naszych celebrytek, no wiesz tych, co wrzucają fotki swoich półnagich ciał do Internetu.
– O rzesz ty, to im już jeden chłop nie wystarcza?
– Widocznie nie, i szukają samca, który je zapłodni skutecznie, bo te współczesne lowelasy dbają tylko o makijaż, żadne z nich chłopy. Ale ta Lejdi miała dwóch synów, a oni mieli zdolności parapsychiczne.
– Też mi nowina, w naszym kraju co drugi polityk ma zdolności psychiczne, czy problemy, nie wiem. Nikogo normalnego nie było w tym filmie?
– Jak mogli być, jak już sama powieść to efekt urojeń. Na tej planecie, Diuna, gdzie tylko piach królował, była jakaś tam przyprawa, melanż ją nazywali, i o nią tłukli się w tym filmie, jak za czasów PRL przy sklepie z pralkami. Autor tego dzieła podobno nad ranem miał smaka, a że sklepy były zamknięte i do stacji paliw Orlenu daleko, to z tego gniewu, że nie może nic chlapnąć, napisał obszerną powieść, bo kto normalny dziś pisze powieści… Samełko, dyrektor Instytutu Literackiego OPOKA, wyjaśnił ten fenomen, mówiąc: „Powieści piszą ludzie nienormalni, maniacy, zboczeńcy, a nawet pederaści”. Nie pamiętasz? To było w tym filmie, o tym jak babka przyklejała sobie wąsy, by pojeździć jako facet taksówką po stolicy?
– Jak nie, jak tak. Dziś to norma, i nie trzeba nic przyklejać. Niezadowolonych ze swej płci jest mnogo. Czytałem na Komsomolskiej Prawdzie, że Wołodymyr chce zmienić płeć, by go nasi bracia z Orientu nie aresztowali i nie dobrali mu się do jego Orzeszników. A ta Diuna to jakaś podejrzana planeta, jak słyszę.
– Ale takich podejrzanych było więcej. Na przykład Chani.
– A co? Też jak nasze celebrytki dawała do wiwatu na ściankach, jak murarz z Muranowa za czasów Bieruta?
– Niecałkowicie. Ta Chani widocznie miała małe piersi, to się zakrywała, opatuliła się niemiłosiernie no i nie wiem czemu, ale cały czas była pod respiratorem.
– Na planecie też mieli pandemię? Nie powiesz mi, że był tam też Niedzielski z Grzesiowskim?
– Nie, tylko ta Chani, inni zresztą też, w nosie miała takie czarne rurki, to pomyślałem, że dała dyla ze szpitala covidowego na pustynię i dzięki temu dziewczę przeżyło.
– A może ona mówiła przez nos i do niego wsadziła sobie mikrofony, by mieć kontakt z bazą?
– Być może, ale kto zrozumie kobiety… one dadzą sobie niejedno wsadzić, by być sexy. A wiesz, że ta Chani nosiła dobrowolnie pas cnoty… Rozumiesz to? Kto by ją na piasku chciał wybałtrożyć… A była zarazem żoną i konkubiną. Czaisz coś z tego?
– Też mi nowina, u nas to już się dzieje od dawna. Pamiętasz Roberta, chłop miał żonę i ze dwie konkubiny, i dawał radę, choć raz przez przypadek tego samego dnia kochał się dwa razy ze swą żoną, bo mu się kartki w notatniku skleiły i pomylił terminy. Powiedz, naprawdę w tym filmie nie było „bara bara”? Ani trochę?
– Czyś ty się z choinki urwał? Jak się kochać na piasku, który jest wszędobylski i dostaje się tu i tam? A gdzie byś się wykąpał? Za to dużo było bijatyki, walk, huku i efektów specjalnych, nad którymi nikt nie panował, nawet reżyser. No i ten gość, raz chłop raz baba, których nie widziałem w filmie, a mówili z ekranu, jakby ktoś ich za jaja chwycił… Charczeli.
– Co to za film, bez sztuki miłości… Strata czasu, ale chcesz powiedzieć, że film ci się nie spodobał?
– Nie spodobał? To mało powiedziane. Najlepsi byli łysi, widocznie mieli dość mycia włosów na pustyni… śmieszni tacy. Słońce pustyni waliło im w czachy, to zachowywali się jakoś dziwnie. Był taki jeden łysy i niczym nasi przywódcy polityczni chcąc górować nad innymi, to wydłużał sobie nogi na ekranie, ale wiadomo, że to blef, facet stał na podnośniku, którym ktoś z reżyserki sterował. Inny, też łysy, wywalił długi język, myślę jest chory i chce, by go przebadać, ależ gdzie! Wsadził jednemu łysemu jęzor do ust i zaczął mu mieszać po dziąsłach i migdałkach. Dobrze, że wybrałem się do kina na czczo po trzech piwach, bo bym zwymiotował. A wiesz jaką bronią posługiwali się w tym filmie? Nie uwierzysz.
– Na pewno mieli hipersoniczne wyrzutnie amerykańskie i helikoptery z laserowym naprowadzaniem, bo super niezniszczalne czołgi zapadłyby się w piach.
– Nieprawda, XXI wiek, a oni dźgali się nożami, wiesz, takimi z Biedronki…
– Niemożliwe, jak? I nie mieli nic innego pod ręką?
– Nic, i dawaj tymi nożami machać na lewo i prawo, moja żona lepiej macha, gdy kroi kapustę.
– Ha, ha, ha… Nożami, ha, ha, ha, co za głupcy, jakby nie mogli użyć kałacha… I pewnie w maseczkach walczyli…
– No, a jakże, a jeszcze jak im się nóż wbił za głęboko, to nie mogli go wyjąć… Mówię ci, Meksyk. Mieli też miotacze ognia, ale grzali tylko w skały na pustyni, głupcy, tylko po co…
– Padnę ze śmiechu… Ha, ha, ha. Miotaczami po skałach… Co za ambitne kino…
Autorstwo: Przemyski krytyk krytyczny
Źródło: WolneMedia.net