Cyklistów dwóch

Opublikowano: 29.04.2007 | Kategorie: Społeczeństwo

Liczba wyświetleń: 1983

21 kwietnia serce Krakowa zadudniło pod butami uczestników Marszu Tolerancji i Marszu Tradycji.

Happeningi „pedałów” i „homofobów” pokazują, że antagoniści powoli zmierzają ku kulturowej symbiozie. Tegoroczny plakat, zachęcający do udziału w Marszu Tolerancji, przedstawiał dwóch wąsatych cyklistów, pedałujących na tandemie. Możliwie, że istnieje jakaś poprawna wykładnia tego obrazka, ale osobiście jestem przekonany, że rewolucyjnego, a przecież szacownego jednośladu, niczym apokaliptycznego rumaka, wespół dosiadają Gej i Tradycjonalista, pędzący w siną dal, za horyzont chwili obecnej. Pytanie, kto trzyma kierownicę, pozostawiam na razie bez odpowiedzi, choć przyznam, że bezwzględnie może ono obnażyć słabość niniejszej metafory.

Jeśli wierzyć naoczności telewizyjnych przekazów i kategoryczności medialnych wypowiedzi, niewiele jest w Polsce tak ważnych spraw, jak walka o obyczajową i kulturową nowoczesność, o europejskość standardów myślenia i czucia (cokolwiek miałoby to znaczyć), sposób traktowania kilku starannie wyselekcjonowanych mniejszości. Inni powiadają, że stawką (większą niż życie – wszak chodzi o zbawienie) jest tradycja, zachowanie tożsamości narodowej i cywilizacji chrześcijańskiej. Bój toczy się o każdą pędź polskiej ziemi, o każde polskie serce. Kanonady cywilizacyjnej batalii brzmią wielogłosem konferencji naukowych, paneli dyskusyjnych, specjalistycznych szkoleń, obozów, kursów, wydarzeń artystycznych i artystyczno-podobnych, huczą na łamach niskonakładowych czasopism i w obrębie niszowych organizacji; propagandziści obu wizji harcują w najlepsze po Internecie. Ale tych parę razy do roku Tolerancja staje twarzą w twarz z Tradycją i obie patrzą sobie wzajem głęboko w oczy, skandując hasła i wyciągając ku fotoreporterom transparenty z sekciarskim programem zbawienia świata i moralnej sanacji.

Bardzo lubię te krakowskie Marsze Tradycji&Tolerancji; lubię domyślać się, gdzie przebiega granica między naiwnością a cynizmem, kto jest kim w tych pochodach i dlaczego się na nich znalazł. Lubię ten swoisty fluid, jaki wydziela podekscytowany tłum, projektujący na cały świat swoje fantazje, frustracje i roszczenia. Lubię dziennikarzy, starannie selekcjonujących materiały, by osiągnąć ten poziom autentyzmu, jaki zgadza się z linią programową poszczególnego medium. Lubię policyjne kordony, zza których dochodzą wezwania do miłości i lubię tych podpitych i/lub wulgarnych wyrostków w szalikach i kapturach na twarzach, pałających gorącą miłością tradycyjnych wartości. Co prawda nigdy nie wpadłem na pomysł, by któregoś przepytać ze znajomości katechizmu czy dat z historii Polski, ale wierzę na słowo – wszyscy mają piątki z religii, polskiego, historii i wiedzy o społeczeństwie. A z wychowania fizycznego to już na pewno. Jedyne, czego nie lubię, to świstu kamieni i to tylko ze względu na prawa fizyki, biologii i chemii, którym, o ile wiem, podlegamy wszyscy po równo. Bo już w telewizji najbardziej orgiastyczne momenty tego typu imprez wyglądają wcale malowniczo: gdy napięcie sięga zenitu, jedni eksplodują salwą ciśniętych w przeciwnika kamieni, gdy ten przyjmuje je z dziwną, sadomasochistyczną, bliską ekstazy spolegliwością.

Każde pokolenie musi mieć swoje uliczne spektakle, w których przemoc nie może być czysto symboliczna, jeśli ma zagwarantować autentyzm doświadczenia. Ale do tego typu gier i zabaw na świeżym powietrzu potrzebne są dwie strony, czujące wobec siebie awersję, czasem – fizjologiczną złość i nienawiść, irracjonalną potrzebę dominacji, upokorzenia drugiej strony. A nawet potrzebę bycia ofiarą, męczennikiem (choćby w wersji „light”). Media głównego nurtu pomagają wyznaczyć tu role: jedni są inteligentni, nowocześni, życiowo spełnieni – drudzy sfrustrowani, zaściankowi, durnowaci. I to właśnie widać na ekranach: po jednej stronie tęczowe okularnice i metroseksualnych awangardzistów Nowej Lewicy, po drugiej: prymitywnych bojówkarzy-narodowców. I chyba obie strony w ostatecznym rachunku podświadomie przyjmują ten obraz, wchodzą w kostium, jaki im przeznaczono i przedstawienie trwa, musi trwać w takiej formie. A równocześnie obie strony są sobie potrzebne, wzajem się uprawomocniają i znajdują wyjaśnienie dla swojej aktywności. Czują się pożyteczni dla społeczeństwa. Doktor Jekyll i mister Hyde – pedałujący na jednym rowerze w bliżej nieokreślonym kierunku. Co ważniejsze: to widz określa, kto jest kim na tej trasie. I dlatego jedni tłumaczą zachwyconym zagranicznym turystom, że walczą z faszyzmem i nacjonalistycznym rządem, a drudzy znajdują pokrzepienie w słowach przechodnia: „bijcie, kurwa, pedałów!”.

Oczywiście, gdy opadnie marszowy kurz, opadną ku ziemi transparenty przywiędłe jak kwiaty, a manifestanci siądą w knajpach, by w alkoholu utrwalić obrazy walki i męczeństwa, wtedy można zapytać, dlaczego w marszach tolerancji nie widać trwale bezrobotnych, samotnych matek, niedożywionych dzieci z ubogich bądź patologicznych rodzin, niepełnosprawnych – tych wszystkich, wobec których tolerancja, czy też akceptacja i solidaryzm są najwyższymi społecznymi wymogami. Można by też zapytać w takiej chwili, dlaczego marsze tradycji i kultury przyciągają w niemałym stopniu niezbyt wymagającą, a mało kulturalną klientelę, która własną brutalność może wytłumaczyć i uwznioślić argumentem walki o publiczną moralność.

Ale te pytania nie są zbyt interesujące dla żadnej ze stron konfliktu. By ich uniknąć, znów spogląda się na przeciwnika, a w jego szpetnym obrazie odnajduje się na nowo potwierdzenie własnych racji… Gdyby zabrakło jednej ze stron, czy druga nie poczułaby się osamotniona? Gdyby machnąć ręką na ich wzajemne podchody, pochody i waśnie – czy nie zajęliby się czymś pożyteczniejszym, albo przynajmniej stracili na medialnej atrakcyjności? Ale to niemożliwe. W apatycznym społeczeństwie, które z takim trudem buduje przyczółki własnej tożsamości i dowiaduje się z telewizji i gazet, co powinno myśleć o świecie i samym sobie, potrzebne są wielkie iluzje demokracji, figury spraw, dla których warto się poświęcać i o których warto rozmawiać. Społeczeństwo musi wiedzieć, co jest ważne i gdzie przebiegają linie podziałów. I wiedza ta jest mu dostarczana – aktorzy sami pchają się na scenę, bez ładu i składu, byle tylko znaleźć się po tej lub tamtej stronie, którą im przypisano.

Jedni bronią tradycji, drudzy nowoczesności, ale co jest treścią tych pojęć i skąd bierze się ich rozumienie, w jakiej pozostają do siebie relacji i co stanowi ich specyfikę na gruncie polskim – nikt tam nie dyskutuje. Nowoczesność, tradycja, tolerancja, rodzina, wolność, wartości – terminy, których zrozumienie i opisanie odkłada się na później, albo omawia w zamkniętym gronie „własnych” specjalistów i autorytetów. Na oczach narodowej widowni odgrywa się wielkie przedstawienie o dwóch cyklistach, których połączyła nienawiść i pędzą w siną dal. Tylko naprawdę wciąż nie potrafię określić, kto kieruje tym tandemem. No ale grunt, że bohaterowie spektaklu zgodnie pedałują w walce o lepszą Polskę.

Autor: Krzysztof Wołodźko
Źródło: Obywatel

image_pdfimage_print

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć „Wolne Media” finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy autorów i użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji „Wolnych Mediów”. Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne TUTAJ, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym e-mailem.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.