Liczba wyświetleń: 2303
Brytyjski uczony – Paul Holland – rzucił nowe światło na teorię o globalnym ociepleniu. Badacze z całego świata lansujący ją, opierają się na rzekomym topnieniu lodowców w obrębie Arktyki, tymczasem Holland zauważył, że nikt nie zajmuje się na poważnie Antarktydą, gdzie odnotowywane są wzrosty formowania się lodu morskiego.
Paul Holland jest ekspertem do spraw klimatu w British Antarctic Survey. Przez ostatnie dziesięć lat badał lód morski Antarktydy i Oceanu Południowego. Jego praca polegała między innymi na analizowaniu pory roku na Antarktydzie i szybkości, z jaką lód pojawia się i znika.
Po dekadzie badań, uczony twierdzi, że znalazł klucz do obalenia mitu globalnego ocieplenia. Podstawowe pytanie, na które szukał odpowiedzi, brzmiało: „Jeśli temperatura na Ziemi staje się coraz cieplejsza, a lód morski w Arktyce szybko się kurczy, to dlaczego lód morski na Antarktydzie powoli rośnie?”. Prawdopodobnie za wszystkim stoi zmiana pór roku.
Jasna powierzchnia lodu morskiego odbija światło słoneczne z powrotem w przestrzeń kosmiczną. Te obszary, które pokryte są lodem, pochłaniają mniej energii słonecznej i pozostają stosunkowo chłodne. Gdy temperatura z czasem zwiększa się i topnieje więcej lodu morskiego, mniej jasnych powierzchni odbija światło słoneczne z powrotem w przestrzeń. Tym samym lód i odsłonięta woda morska pochłaniają więcej energii słonecznej, co powoduje większe topnienie i większe ocieplenie.
Znakomita większość naukowców obserwujących ocieplenie i topnienie w Arktyce uważa, że to właśnie lód morski Arktyki jest wiarygodnym wskaźnikiem zmieniającego się globalnego klimatu.
Z kolei lód morski Antarktyki nie został uznany za wskaźnik zmian klimatycznych. Arktyczny lód morski znajduje się w przeważającej części pośrodku zamkniętego na lądzie oceanu, który jest bardziej wrażliwy na światło słoneczne i ocieplające się powietrze. Tymczasem lód morski Antarktydy otacza ląd; jest on wystawiony na działanie silnych wiatrów i ruchów mas powietrza.
Modele klimatyczne wskazują, że rosnąca globalna temperatura, powinna wpływać na kurczenie się lodu morskiego w obu regionach. Obserwacje wykazały jednak, że zasięg lodu w Arktyce skurczył się szybciej niż przewidywano, a na Antarktydzie nieznacznie się zwiększył.
Według Paula Hollanda, Antarktyda jest w ocenie zmian klimatu tak samo ważna, jak Arktyka. Twierdzi, że nie można obserwować jednego zjawiska, ignorując drugie.
Różnice w topnieniu lodu między Arktyką, a Antarktydą, stawiają pod znakiem zapytania niektóre modele klimatyczne. Najważniejszym badaniem monitorującym jest Coupled Model Intercomparison Project Phase 5 (CMIP5). Naukowcy symulują w jego ramach klimat Ziemi i przewidują, jak zmieni się on w najbliższej przyszłości.
Co najistotniejsze wszyscy światowi liderzy, którzy chcą wprowadzić tzw. „Zielony Ład” i dokonać całkowitej dekarbonizacji przemysłu, opierają się o ten model, podejmując decyzję o ograniczeniu emisji dwutlenku węgla do atmosfery.
Badania Paula Hollanda mogą spowodować, że wyjdzie na jaw, iż w całym teatrzyku na temat globalnego ocieplenia, wcale nie chodzi o ratowanie klimatu.
Autorstwo: Marcin Kozera
Źródło: ZmianyNaZiemi.pl
„wyjdzie na jaw, iż w całym teatrzyku na temat globalnego ocieplenia, wcale nie chodzi o ratowanie klimatu.”
No pewnie, że nie chodzi. Chodzi jak zwykle o pieniądze.
Autor artykułu nie ujawnia źródła. Mam wrażenie, że wciska w usta Hollanda sformułowania, których ten wcale nie użył.
Co do rewelacji ujawnionych w artykule, owszem, ilość lodu Antarktydy w ostatnich latach bardzo delikatnie rośnie za sprawą (he, he) właśnie GO. Przyczyny zjawiska są stosunkowo proste do zrozumienia. Rosnąca energia w oceanach przyspiesza parowanie powierzchniowe i podwyższa stężenie pary wodnej w powietrzu. Lód Antarktydy (podobnie jak wszystkich lodowców) tworzy się za sprawą opadów atmosferycznych. Lodowiec pod wpływem grawitacji cały czas spływa do otaczających Antarktydę oceanów, gdzie podlega procesom cielenia lub zwyczajnie sezonowo się topi.
Masa lądolodu pozostaje niezmienna, jeśli istnieje równowaga pomiędzy pozyskiwaną ilością świeżego śniegu z opadów a tempem utraty lodu na wybrzeżach.
Konsekwencją większej ilości wilgoci w atmosferze jest zwiększona średnia ilość opadów, dotyczy to również Antarktydy. Póki co, obserwowany jest przejściowy efekt nieznacznego zwiększania się masy lądolodów Antarktydy.
Przewiduję, że efekt w najbliższych latach nawet się nasili. Lądolód będzie zwiększał swoją masę do czasu, kiedy otaczające Antarktydę wody ogrzeją się w takim stopniu, że utrata lodu na wybrzeżach przyspieszy na tyle, by wyprzedzić tempo, w jakim lód przyrasta za sprawą opadów wewnątrz kontynentu.
sprawa z dwutlenkiem węgla jest wykorzystywana politycznie, co nie zmienia faktu, że zmiany klimatyczne następują. „relokacja” lodu z arktyki na antarktykę to też zmiana….. …