Liczba wyświetleń: 1169
Postęp, można powiedzieć, polega nad Wisłą na ciągłych powrotach do tego, co już kiedyś waliło się nam na głowy: ot, ceny w Polsce rosną, a płace relatywnie maleją.
Minęło jak z bicza strzelił dziesięć lat, dwadzieścia lat minęło i trzydzieści lat minęło również, a w Starym Kraju nic się w tym zakresie nie zmieniło. Chyba, że na gorsze: ceny w dalszym ciągu rosną, a płace nadal maleją. Tyle, że szybciej.
No, przesadzam. Różnice są. Kiedyś problemem był towar, potem pieniądze, teraz problemem jest tak zwana „zdolność kredytowa”. Masz zdolność – przynależysz do ludzi nowoczesnych. Nie masz – przeistaczasz się w starą dziurawą patelnię. Czyli przedmiot niegodny jakiejś specjalnej uwagi. Czyli płacz i oddaj się frapującemu zgrzytaniu zębami. Rzecz jasna, jeśli zęby ci jeszcze zostały. Takie czasy. Takie, na których widok jedni łapią się za głowy, a inni się w głowy stukają. Po mojemu, ci drudzy mają więcej racji.
„Weź kredyt!” – nawołują przy tym ludzie gotowi przychylić nam nieba. „Weź kredyt, otrzymasz nagrodę. Weź kredyt gotówkowy bez wychodzenia z domu. Weź kredyt z Antonio Banderasem. Kredyt bez zaświadczeń. Kredyt przez telefon. Decyzja kredytowa w trzy minuty, pożyczka gotówkowa w pięć minut. Kliknij i dostaniesz”… I tak dalej, i tak dalej. Podobno domokrążcy pielgrzymują już po domach z walizkami pieniędzy – byle tylko „ustrzelić” chętnego na pożyczkę. Kredytowe szaleństwo rozkręca się w tempie niebywałym. I zgodnie z obietnicą capo di tutti capi Platformy Obywatelskiej, wszystkim żyje się lepiej. Właśnie na kredyt.
NERWY W STRZĘPACH
Komu lepiej, temu lepiej, skoro coraz więcej Polaków sięga po pożyczki, odwołując się do kontrolowanych przez mafię parabanków, gdyż nie jest w stanie regularnie spłacać rat kredytów zaciągniętych w „normalnych” instytucjach bankowych. Komisja Nadzoru Bankowego oszacowała niedawno, iż na przestrzeni ostatniego półtora roku ilość tak zwanych „zagrożonych” kredytów gotówkowych, to znaczy tych niespłacanych systematycznie, wzrosła o 90 procent, do poziomu pięciu miliardów złotych. W segmencie kredytów hipotecznych ten wzrost sięga 70 procent. Nie dziwota, iż rynek przebojem zdobywają tak zwane „kredyty konsolidacyjne”, umożliwiające zamianę kilku linii kredytowych na jedną, co prawda z dłuższym okresem spłaty, ale za to z odrobinę niższą ratą.
Ludzie rozumni wiedzą: polskie finanse dotknął kryzys, który wcześniej czy później skutkować będzie zaburzeniem płynności finansowej instytucji państwowych w rodzaju Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. O niczym innym nie świadczą nerwowe poszukiwania przez Vincenta „bez peselu” Rostowskiego dodatkowych środków przy wykorzystaniu narzędzi kreatywnej księgowości.
Niemniej kreatywna księgowość, wskazująca, że mimo wzrostu rzeczywistego zadłużenia Skarbu Państwa nie rośnie oficjalny dług publiczny, to dziś zabieg na bardzo krótką metę. Stąd z zerowym ryzykiem popełnienia błędu można powiedzieć, że w polskich finansach dobrze już było, a będzie jeszcze gorzej. W każdym razie bankowców nie dziwią już podobne anegdoty:
– Wiesz – mówi prezes banku do drugiego prezesa – przez ten kryzys to wcale nie mogę spać. Nerwy mam w strzępach.
– No coś ty. A ja śpię jak niemowlę.
– Jak to?
– No tak. Najpierw całą noc ryczę, a nad ranem sr…m w gacie.
KREDYTOWY OBŁĘD
Kiedyś ludzie umiejętnie antycypowali przyszłość, wyznaczając sobie mniej bądź bardziej precyzyjnie określone cele. Dzisiaj coraz częściej sami stają się celem, a zmiany w świadomości społecznej zachodzą wedle perspektyw kształtowanych przez szamanów postępu, wytyczających ludzkości ścieżkę rozwoju, hierarchię potrzeb oraz dopuszczalne metody ich zaspokajania. I pies drapał konsekwencje odłożone w czasie. W efekcie przestajemy samodzielnie wpływać na bieg własnego życia, poddając się bezwiednie trendom masowo rozpowszechnionym w przestrzeni publicznej. Co gorsza, rezygnujemy ze świadomych wyborów, nawet tego nie zauważając i transformując tym samym w stado deklaratywnych indywidualistów, w pustym zachwycie siorbiących unisono jednaki smak coca-coli codzienności.
Jak to przekłada się na kwestię kredytowego obłędu? Ano tak, że jako nacja wstępujemy w ślady Greków i Hiszpanów, nie bacząc na nawracające fale kryzysu oraz to, jak postanowiła sobie z nim radzić Europa. Nasze zadłużenie rośnie, tak jak rosną nasze aspiracje do posiadania największego telewizora w gminie i telefonu komórkowego z kolorowym wodotryskiem. Rzecz w tym, że wraz z naszym indywidualnym apetytem konsumpcyjnym, rośnie też zadłużenie państwa.
I tak, średnio licząc, każdy z Polaków (od najmłodszego oseska do najstarszego starca), ma do spłaty ponad 13 tys. PLN zł kredytów. Zarazem, na każdego z nas przypada ponad 20 000 PLN długu państwowego sektora publicznego. Trzydzieści trzy tysiące nowych polskich złotych na głowę, niezależnie od tego, czy rzeczywiście jesteśmy kredytobiorcami. Normalne szaleństwo, można powiedzieć.
Według różnych szacunków, dług publiczny przyrasta nad Wisłą w tempie od 170-240 milionów PLN na dobę. Czyli 7-10 milionów PLN na godzinę. To znaczy, 2000-2800 złotych na sekundę. Innymi słowy, katastrofa puka już do naszych drzwi. A my?
A my, panie i panowie, bierzmy kredyt i bawmy się. Jakoś to będzie, byle tylko w październiku te wstrętne pisiaki nie dorwały się do władzy i nie zabrały za robienie porządków…
Autor: Krzysztof Ligęza
Źródło: Goniec
Nie wiem, po co tutaj ta polityczna wstawka na zakończenie. Za rządów PiS ten dług też rósł i w razie ewentualnego ich powrotu do władzy też maleć nie będzie.
PiS też niczego nie zmieni. Tacy sami amatorzy jak PO. Obsadzają stanowiska takimi ludźmi jak Fotyga czy Kurski a później się dziwią, że jest coś „nie tak”.
Niezależnie jaka partia będzie miała większość to i tak będzie musiała wypić te piwo co nam to Tusk nawarzył. I jakby wygrało PO to na kogo winę zrzuci – „ten PIS co kiedyś rządził to jego wina”. Dla tych co niewiedzą to nadchodzą chude lata w dosłownym znaczeniu i ostatnia podwyżka podatków to jest pikuś z tym co nam przygotują pseudo liberalne partie.
Szanowny Panie Ligęza, autorze powyższego tekstu.
Chciałoby się powiedzieć „cudze chwalicie, swego nie znacie” Będąc w Kanadzie pięknie pan analizuje sytuację w dalekiej Polsce, nie wiem dlaczego nie chce pan zauważyć końca własnego nosa. Dlatego ja też coś panu wkleję:
„Kanada tonie. Rekordowy deficyt
2010-10-15 | Ostatnia aktualizacja: 12:59 |
Nie tylko Europa walczy z gigantycznym deficytem budżetowym. Problemy ma także Kanada. Dług publiczny rośnie tam w zatrważającym tempie. Rząd jednak uspokaja i obiecuje, że dzięki nowym reformom, uda się (….)
Kanadyjski deficyt budżetowy za rok fiskalny 2009-2010 wyniósł 55,6 mld dolarów – to największy w historii deficyt federalnego budżetu. Rząd jednak chce powrócić do zrównoważonego budżetu już w 2015.W minionym tygodniu minister finansów Jim Flaherty przedstawił jesienne dane o bilansie budżetowego roku fiskalnego, który kończy się w Kanadzie z końcem marca.
Jeszcze w marcu tego roku rząd zakładał, że deficyt za miniony rok wyniesie 53,8 mld dolarów. Ostatecznie – jak podawała kanadyjska prasa – deficyt zwiększył się o 1,8 mld dolarów z powodu wprowadzenia nowego podatku w dwóch prowincjach, Ontario i Kolumbii Brytyjskiej.(…)”
Może zajmij się pan, panie Ligęza ratowaniem swojej nowej ojczyzny, aby nie wpadła tak jak wasz Wielki Sąsiad, na kwotę zadłużenia USA spuszczę kurtynę miłosiernego myślenia. I jeszcze jedno – dla pana wiadomości – Ani w Kanadzie ani w USA nie rządzi PO, a mimo to dług też tam wzrasta. Cud jakiś, no nie?
A tutaj co Rybiński sądzi o obecnym rządzie.
http://dailymotion.virgilio.it/video/xi9ccy_dr-rybiyski-kongres-nowej-prawicy_news
Mam wrażenie że PO w chwili obecnej stosuje taktykę „spalonej ziemi”. Jednocześnie robi też wiele ruchów zmierzających do tego aby październikowe wybory przegrać, oddając w ten sposób totalnie zrujnowany kraj w ręce innych partii.
Jak widać po Waszych komentarzach jesteście doskonale kontrolowani paradygmatem PO vs. PiS. Jest to fałszywy paradygmat, ponieważ żadna z tych partii nie ma w programie postulatu zmiany przyczyny dla którego powstaje dług. A jest nim emisja pieniędzy jako długu przez banki. Dopóki tak będzie dług będzie dalej rósł, choćby emerytury zmniejszono do zera i pozamykano wszystkie szkoły i szpitale. A Wy będziecie dalej się spierać czy PO jest lepsze czy PiS.
Chciałbym napisać : Ciekawe jak się by skończyło dla Polski, gdyby zaczęła ,w/g mnie, tzw,,samofinansowanie,,( tak nazwałbym fiskalny schemat dzięki któremu powstał port Gdynia, a póżniej Hitler tym samym schematem sfinansował niemieckie autostrady) czyli np: wypuściło by się obligacje mające pokrycie w owocach pracy ,czyli np w kilometrach autostrad , tak jak to miało miejsce w okresie międzywojennym i obligacje miały pokrycie w np falochronie czy dokach .
Jak by to sie dla Nas skończyło, odejscie od pieniądza opartego na długu ?
Taaaa….pewnie następnego dnia w Naszych postach stały by lotniskowce Wuja Sama zza oceanu..tylko : czemu wujciowi rosną pejsy i wujcio w chałacie chodzi w taki gorąc ?
A tak na marginesie , jakis czas temu stwierdziłem że jedynie w kwestiach wizualnych i retorycznych różnią się te Nasze partie .
Po prostu wybieram opcje ,,w której mniej wycieraczki chodzą mi na telewizorze,, a i tak kazda z nich po wyborach lata bić pokłony długonosym z irlandzkimi nazwiskami w Waszyngtonie i na Wall Street .
Bez zmiany systemu w całym Naszym państwie nie zostanie kamien na kamieniu przy tej złodziejskiej neoliberalnej polityce.
Obecna sytuacja Polski to wynik dwóch rzeczy. Braku mądrej polityki rządów w okresie pokomunistycznym oraz likwidowania polskiej gospodarki. A w kapitaliźmie to właśnie silna gospodarka jest gwarantem bogactwa państwa i obywateli. Nie było w ostatnich 20 latach żadnego planu rozwoju dla naszego kraju. Jedyny plan balcerowicza polegał na prywatyzacji i likwidacji firm państwowych. Akcesja do unii spowodowała przyspieszenie procesu upadku całych gałęzi przemysłu poprzez znoszenie ochrony celnej. Obecnie sama unia nie chroni swego rynku przed zalewem np. tekstyliów, co praktycznie doprowadziło do likwidacji tego sektora w Europie. Pewnie lobbing importerów ma tu znaczenie. Obecnie stajemy się krajem trzeciego świata. Bez własnego kapitału. Z zagraniczną gospodarką na swym terenie. Niestety proces ubożenia przebiega powoli. Nie trafia do świadomości przeciętnego Polaka, że brak własnego przemysłu to coś złego.
davidoski – zgadzam się! Oglądacie serial „Klan” w tysiącach odcinków gdzie te same ryje grają prezydentów, premierów i parlamentarzystów. Grają na „scenie politycznej” i wykonują polecenia reżysera i odgrywają scenariusz. Pewnie PIS zdobędzie w końcu władzę bo to by był ciekawy zwrot akcji ale nie zrobi niczego czego nie ma w scenariuszu.
Do wszystkich (zbyt) upolitycznionych…
Sutuacja zwiazana z publicznym zadluzeniem nie jest wina ani PiS’u ani PO. Naprawde nie jest.
Zadluzenie publiczne jest zwiazane z tym jak nasz monetaryzm jest zaprojektowany. Nawet gdyby u wladzy byla Polska Partia Piwa, albo jakiekolwiek inne egzotyczne ugrupowanie, szansa wydostania sie z jazma dlugu publicznego bylaby bliska zeru.
Prosze rozejrzec sie dookola…. Cala szeroko pojeta cywilizacja Zachodu tonie w dlugu i doprawdy nie jest to z winy Tuska czy Kaczynskiego. Zamiast tego polecam przyjrzec sie bankom centralnym i ich politykom, odrobic zadanie domowe z zakresu mechanizmu kreacji pieniadza bankowego, podazy pieniadza, stop procentowych, inflacji i transferow mocy nabywczych z nia zwiazanych.
Samo politykierowanie z lewa na prawo, czy z PO na PiS (niepotrzebne skreslic) to w zasadzie temat zastepczy… temat, ktory przeslania prawdziwa architekture tego systemu monetarnego.
Partie polityczne to tylko byty dzialajace W RAMACH systemu, a niekoniecznie go tworzace. Rzad moze ma moc ustawodawcza ale paradygmat ekonomiczny wcale sie nie zmienia – a to wlasnie jest przyczyna zrodlowa wiecznie rosnacego zadluzenia…
—
mesje at rootnode net
// on a long enough timeline survival rate of everyone drops to zero //
Do mesje. Calkowicie sie z Toba zgadzam! Pozdrawiam wszystkich trzezwo myslacych.
@davidoski @adambiernacki @mesje. Zgadza się. Walka PO z PiS to temat zastępczy. Politycy są kierowani „tajnymi” mocodawcami. Najgorsze, że nie wiemy kim są (z nazwiska i imienia). Aby wyjść z kryzysy należałoby zmienić całkowicie system polityczno-gospodarczy. Zmiana partii nic nie da. Ale, czy zaistniałaby taka partia, aby później dokonać „przewrotu”?
Gdyby każdy posiadał karabin snajperski politycy zawsze dotrzymywali by obietnic.