Liczba wyświetleń: 988
Książki dla dzieci, w których przedstawia się zwierzęta z ludzkimi cechami, nie tylko ograniczają możliwość nauczenia się czegoś o naturze, ale i wpływają na dziecięce rozumowanie o faunie.
Psycholodzy z Uniwersytetu w Montrealu zauważyli, że maluchy częściej przypisują zwierzętom ludzkie zachowania i emocje, gdy stykają się z książkami, które je antropomorfizują. „Książki, które opisują zwierzęta realistycznie, sprawiają, że dzieci mogą się więcej o nich nauczyć, a ich wiedza jest bardziej adekwatna. Byliśmy zaskoczeni, gdy zauważyliśmy, że nawet starsze dzieci z naszego studium były wrażliwe na antropocentryczne przedstawienia zwierząt w książkach i po zetknięciu się z pozycjami fantastycznymi przypisywały im więcej ludzkich cech niż po ekspozycji na książki realistyczne” – podkreśla prof. Patricia Ganea.
Autorzy artykułu z pisma „Frontiers in Psychology” doradzają rodzicom i nauczycielom, by opisując małym dzieciom pojęcia biologiczne, rozważyli wykorzystywanie różnych informacji i niefikcyjnych książek oraz posługiwanie się językiem faktów.
Źródło: Kopalnia Wiedzy
Dorośli ludzie robią to bez przerwy, więc jak mają nauczyć dzieci prawdziwego oblicza natury? Wystarczy posłuchać w jaki sposób ktoś opowiada o swoim psie lub kocie, by wiedzieć, że nic na prawdę o nim nie wie.
Zgadza się goldencjo. Wypaczony obraz świata i natury niestety.
I co to za problem? Co jest takiego dobrego „biologicznym” patrzeniu na świat? Co jest w tym takiego realistycznego? Zakładane w tym artykule jest że naukowe to realistyczne, racjonalne i prawdziwe, to absurd. Nauka jest całkowicie oderwana od rzeczywistości, patrzy na rzeczy nie biorąc pod uwagę ich początku, źródła. Skąd się wzieły prawa fizyki? Skąd się wzieła materia która je realizuje? Z przypadku, nie wiadomo, z nikąd powiedzą naukowcy. Nie ma też mowy o holistycznej obserwacji świata, jest obserwacja tylko z pewnego ograniczonego punktu, obserwacja przebiega za pomocą ograniczonych przyrządów i jest oceniania przez ograniczone umysły. Jeśli założymy nieograniczoność wszechświata, to możemy łatwo zauważyć że jeśli tak jest to jak naszymi ograczonymi narzędziami moglibyśmy go opisać? Łatwo z tego wywnioskować że jeśli świat jest nieograniczony, to metody naukowe na zasadzie zmierzyć, policzyć, opisać z góry są skazane na porażke. Widzenie więc świata „naukową” metodą jest tak naprawde na tym samym poziomie co patrzenie na niego przez pryzmat książek dla dzieci, nadawaniem pewnych łatek swoim obserwacjom. Jeden tylko sposób dlatego że bardziej usestymatyzowany i odpowiadający pewnym ludziom nazywa się tu lepszym, drugi zaś atakuje. Jaki to ma sens? Jaki jest efekt takiego nonsensu? Żaden. Ot chwilowe zadowolenie umysłu że sobie pogadał.
Pół biedy to by było jeszcze jakby wyznawcy nauki byli nie groźni, ale Ci niestety wszystkim musza swoje poglądy wciskać, mimo że nawet nie ma to filozoficznego uzasadnienia w ich wierzeniach. Ich poglądy same w sobie są niebezpieczne. Wszystko by sprowadzali do materii, fizyki, reakcji chemicznych. Tym samym inne istoty próbują postrzegać jako takie, ich procesy myślowe jako takie, ich świadomość jako taką. Powoduje to wizję innych istot, jako chwilowe zgrupowanie pewnych pierwiastków chemicznych.
Już teraz zwolennicy aborcji mówią o tym że płody to tylko zlepki komórek. Jakiś czas temu naukowcy mieli fazę na eugenikę, no niestety wtedy jeszcze za brakło im wiedzy, a ludzie mieli do tego jeszcze za mało wyprane mózgi, tylko czekać jak eugenika wróci w przyszłości, jak naukowcy ogarną już na tyle kwestie DNA, a ludziom uda się wmówić że i tak są tylko kupką pierwiastków chemicznych, więc można na nich dowolnie działać, bo czemu by nie? Nie mamy oporów przed zbiciem talerza, to czemu mamy mieć opory przez pobiciem człowieka? Bo czuje? Ale kto czuje? Nie ma żadnego kogoś, jakieś chemiczne substancje? Co to za problem że jakieś chemiczne substancje łudzą się że kimś tam są i chcą coś osiągnąć. Najgorsze w tej sekcie filozoficznej to jest to, że sami wewnętrznie tego nie realizują. Mimo że uważają człowieka za grupe substancji organicznych których celem jest reprodukcja, próbują cały czas coś w życiu osiągać, zadowalać te substancje organiczne, próbują nauczać innych itp. Co to za różnica czy jakieś substancje chemiczne będą w ciemnocie czcić Boga? Jednak im to robi różnice. Czemu? Współczucie do wytworów reakcji chemicznych, które tak jak szybko się pojawiły tak szybko znikną? Albo głupota, albo sami wiedzą jak absurdalne są ich poglądy i szerzą je dla swojej korzyści. Impersonalizacja spojrzenia na świat to najgorsze co właśnie ta sekta ma do zaoferowania, najgorsze że mamiąc ludzi technolnogią dobrze idzie im to rozprowadzanie. Ale też co to za technologia, główne osiągi tej technologii to skuteczniejsze zabijanie ludzi. Mamy tyle bomb że możemy zabić całą ludzkość, jakieś 100 lat temu nie było takich cudów postępu, możemy wyprodukować tyle broni biologicznej, tyle broni chemicznej. Mamy wszędzie elektronikę, przez co głupiejemy, wpadamy w depresje i chorujemy nowotwory. Wspaniale.
Mamy też GMO i wypryskane pomarańcze z drugiego końca świata. Możemy nawet nosić chińskie gacie ze sztucznych materiałów, możemy jeść z plastików. Możemy pracować cały dzień by ledwo utrzymać rodzinę z jednym dzieckiem. Postęp techniczny, taki fajny.
Właśnie w kominku spaliłem dzieciakom ” Kota w butach”. Było trochę krzyku, ale uspokoiły się jak zacząłem im opowiadać szczegóły dotyczące przemysłu obuwniczego w Polsce i na świecie. Okazało się, że było to tylko zaczątkiem poważnej dyskusji o światowej gospodarce. Od jutra pozbywamy się wszystkich bajek, gdzie zwierzaki mówią ludzkim głosem. Pewnie maluchy będą trochę niezadowolone, ale na pewno zrozumieją, że tak trzeba, bo tak powiedzieli psycholodzy z Montrealu 😉
@ Jedr02 zgadza się, że naukowcy to kolejna sekta, a „nauka” to ich religia. Jednak nie wrzucaj wszystkiego do jednego wora. Nie trzeba także popadać ze skrajności w skrajność… Moją nauką jest tylko i wyłącznie moje bezpośrednie doświadczenia. W stanach podwyższonej świadomości nie jednokrotnie „wcielałam” się w tygrysa, wilka, sokoła, delfina czy słonia. Czasem czułam świeżą krew na pysku i szaleńcze bicie serca po pogoni lub ucieczce. I nie ma to nic wspólnego z tym co się przedstawia w książeczkach dla dzieci, typu lew w kapeluszu i ogrodniczkach, przyjaźniący się z wszystkimi zwierzęcymi ziomami na sawannie. Natura jest przepiękna, cudowna ale i bezwzględna. Wielki Duch i żadna płaska historyjka dla dzieci nic tu nie wyjaśnia tak jak trzeba…
„Pół biedy to by było jeszcze jakby wyznawcy nauki byli nie groźni, ale Ci niestety wszystkim musza swoje poglądy wciskać, mimo że nawet nie ma to filozoficznego uzasadnienia w ich wierzeniach. Ich poglądy same w sobie są niebezpieczne. Wszystko by sprowadzali do materii, fizyki, reakcji chemicznych. Tym samym inne istoty próbują postrzegać jako takie, ich procesy myślowe jako takie, ich świadomość jako taką. Powoduje to wizję innych istot, jako chwilowe zgrupowanie pewnych pierwiastków chemicznych.” – Wiesz czego się nauczyłam ostatnio? Staram się kierować odpowiednio swoją uwagę. Bo moja i Twoja uwaga, to jest MOC. Nie kładź na nich swojej uwagi, bo to wzmacniasz i szkodzisz, przede wszystkim sobie. Przecież masz swój rozum, swoją świadomość i wolną wolę. Nie patrz na naukowców, nie kieruj się i nie emocjonuj tak bardzo, bo Tracisz zbędnie swoją moc i tracisz dystans i uwagę. Jeżeli chcesz coś pożytecznego zrobić, to uświadamiaj otoczenie, ale nie w sposób sekciarski i nawiedzony, plując jadem. Fjnie, że masz taką bogatą wiedzę, ale plucie jadem na naukowców nic tu nie da. Czasem zbliżają się do prawdy, a czasem błądzą. Czasem robią to celowo, a czasem nieświadomie… Każdy jest na odpowiednim poziomie rozwoju i wszyscy tak naprawdę się uczymy, a postawa typu „głupi ludzie, tępi naukowcy nie wiedzą tak naprawdę” powoduje, że nadymasz swoje ego jak balon…. No, ale rozumiem że to tylko nie zrozumienie pewnych mechanizmów w sobie.
Aczkolwiek morały w tych bajkach są ważne, uczą wiele.
Choć coraz częściej jakieś chore pokemony wypierają powoli „Kota w butach” niestety. Ale my, świadomi rodzice nie pozwalamy dzieciom na takie pranie mózgów 🙂
@ Winston S. :)))
Odkąd pamiętam zawsze towarzyszyły mi bajki ze zwierzętami w roli głównej. Miś Uszatek mówił mi co jest dobre, a co złe. Krecik mnie rozśmieszał swoim – Ach jo. Wróbel Ćwirek pokazał mi w sposób zabawny inne gatunki ptaków i nie tylko. Można tak wyliczać bez końca. Teraz dowiaduję się od psychologów z Monteralu, że to ściema była i jestem ułomem.
Wyciągnąłem wniosek: Ci naukowcy mieli po prostu lekkie dzieciństwo, ale ciężkie zabawki i na pewno spadli z dywanu na podłogę.
Jestem ciekaw jak wyglądałyby wyniki badań na temat wegetarianizmu wśród dzieci które oglądały w wieku 7 lat animal planet, a tymi które oglądały bajki antopomorfizujące zwierzęta w odniesieniu do wegetarianizmu. Należałoby znaleźć 4 grupy małych dzieci – oglądające AP, oglądające bajki, oglądające bajki i AP, oraz nie oglądające TV. Następnie sprawdzić w której z tych grup najwięcej będzie wegetarian w wieku 20, albo 25 lat.
czyżby badania wywołane „epidemią” wegetarianizmu lub spadkiem spożycia mięsa ? ;p
jedyne cechy jakich zwierzętom nie można przypisać jest wolna wola, która umożliwia planowanie i osiąganie celów i sumienie, które nadaje daje nam świadomość wartości dobra lub zła dla każdego czynu.
reszta w zasadzie się zgadza.
już starożytni zauważyli, że niektórym ludziom bardzo blisko jest do zwierząt, zaś niektóre zwierzęta w cechach wspólnych (emocje,współczucie) są bardziej rozwinięte od niektórych „ludzi”.
w bajkach czy baśniach zawsze występują rozumne zwierzęta które pomagają albo przeszkadzają bohaterowi.
nie zauważyłem, żeby te bajki w jakikolwiek sposób powstrzymały gatunek ludzki