Liczba wyświetleń: 729
Podczas Konferencji Konserwatywnej Akcji Politycznej (CPAC) w Waszyngtonie, wiceprezydent Stanów Zjednoczonych, J.D. Vance, ostrzegł Niemcy, że jeśli nie będą szanować wolności słowa, USA mogą rozważyć wycofanie swoich wojsk. Jego stanowisko wywołało burzę, bo podważa fundamenty obecnej współpracy transatlantyckiej i zmusza Europę do odpowiedzi na pytanie, czy rzeczywiście podziela wartości, na których rzekomo opiera się Zachód.
Jednym z kluczowych wątków poruszonych przez Vance’a była kwestia bezpieczeństwa Europy. Choć Niemcy i inne kraje UE teoretycznie mogłyby uniezależnić się od amerykańskiej obecności wojskowej, w praktyce jest to nierealne. Przez lata rządy europejskie zaniedbywały wydatki na wojsko, kierując ogromne środki na projekty ideologiczne, takie jak Zielony Ład. Ograniczanie przemysłu energetycznego, likwidacja elektrowni konwencjonalnych i wprowadzanie kosztownych regulacji zrujnowało budżety państw, które teraz nie mają pieniędzy na realną obronę przed zagrożeniem ze strony Rosji.
Eksperci od dawna alarmują, że europejskie siły zbrojne są w fatalnym stanie. Niemcy, największa gospodarka Europy, nie są w stanie utrzymać nawet podstawowej gotowości bojowej. Brakuje amunicji, sprzęt wojskowy jest przestarzały, a morale w Bundeswehrze pozostawia wiele do życzenia. W tej sytuacji pomysł budowy europejskiej armii bez wsparcia USA to zwykła fikcja.
Vance jasno wskazał, że Stany Zjednoczone nie będą nieustannie gwarantować bezpieczeństwa Europie, jeśli ta nie będzie szanować podstawowych wolności. W jego opinii, jeśli Niemcy chcą, by amerykańskie wojska pozostały w ich kraju, muszą udowodnić, że wolność słowa nie jest u nich fikcją.
Najbardziej wymowne w reakcji niemieckich władz było to, czego… nie powiedziały. W odpowiedzi na słowa Vance’a politycy z Berlina oburzyli się na „szkodzenie relacjom transatlantyckim”, ale nie odnieśli się wprost do zarzutów dotyczących cenzury. Nie powiedzieli, że w Niemczech nie ma problemu z wolnością słowa. I trudno się dziwić, bo fakty temu przeczą.
W Niemczech obowiązują jedne z najbardziej restrykcyjnych przepisów dotyczących „mowy nienawiści”, a politycy otwarcie przyznają, że kontrolowanie narracji w mediach jest dla nich priorytetem. Krytyka imigracji, Zielonego Ładu czy unijnej polityki to tematy, które mogą prowadzić do blokady kont czy nawet kar sądowych. W tym kontekście słowa Vance’a brzmią jak oczywista prawda, której władze Niemiec po prostu nie chcą komentować.
Oczywiście, wycofanie wojsk USA z Niemiec to nie jest decyzja, którą można podjąć z dnia na dzień. Niemcy od lat pełnią rolę kluczowego zaplecza logistycznego dla amerykańskiej armii, a baza w Ramstein jest strategicznym punktem dla operacji NATO. Jednak samo grożenie taką decyzją może wywrzeć presję na niemieckie władze i zmusić je do większej otwartości na debatę o wolności słowa. Problem w tym, że Berlin nie ma zamiaru zmieniać swojej polityki. Cenzura, Zielony Ład i rozbrajanie Europy to elementy, które są dla tamtejszych elit ważniejsze niż bezpieczeństwo kontynentu. I to właśnie w tym tkwi największe zagrożenie – jeśli Stany Zjednoczone stracą cierpliwość i faktycznie ograniczą swoje wsparcie dla Europy, Niemcy i reszta Unii pozostaną bezbronne wobec agresywnej polityki Rosji.
Źródło: ZmianyNaZiemi.pl
To wszystko gra pozorów. To tak, jakby USA groziły Japończykom likwidacją bazy USA na Okinawie (Japończycy bardzo tego chcą). Według mnie plan jest prosty – wygasić wojnę na Ukrainie, bo przeszkadza w planach syjonistów, a potem wycofać wojska z Europy i potem wybuchnie wojna izraelsko-irańska, która podpali świat. USA będą pilnować Gazy, żeby Palestyńczycy nie wrócili, gdy żołnierze IDF będą zajęci walkami. Być może armia USA wesprze Izrael również bezpośrednio, posyłając Amerykanów na linię frontu. Bazy USA w Niemczech są właściwie nie bazami sojuszniczymi, lecz okupacyjnymi – trwają od końca II wojny światowej.
Jest taka przepowiednia, że III wojna światowa wybuchnie, kiedy zostaną ogłoszony pokój. Być może chodzi o pokój na Ukrainie i wojnę rozpętaną na Bliskim Wschodzie, która będzie wojną religijną – z jednej stronie muzułmanie, z drugiej świat żydowsko-chrześcijański. Mają się wzajemnie wytłuc, by na ich miejsce powstała nowa, światowa religia. Była o tym wizualna zapowiedź w występie Madonny na Eurowizji w 2020 roku.
To żadna przepowiednia tylko wizia Pike’a na temat trzech wojen światowych. Plan powstał chyba 50 lat przed wybuchem pierwszej wojny światowej.
Według mnie żadnego trwałego pokoju na Ukrainie nie będzie. (Nie po to przez kilkadziesiąt lat zachodnie służby rozpracowywały Ukrainę i nastawiały przeciwko Rosji).
Obecne przetasowania mają za zadanie chwilowe wstrzymanie walk, wycofanie Amerykanów także z baz na zachodzie Europy, gdyż będą potrzebni w innych częściach świata, a tymczasem do wojny z Rosją będzie wciągnięta Europa – sprytnie poprzez misję stabilizacyjną.
Rosja ma być trwale zajęta wojną na swoich zachodnich krańcach, by nie mieć możliwości ani czasu udzielać pomocy swoim partnerom w Azji: Iranowi i Chinom, którymi zajmie się Ameryka z pomocą swoich sojuszników na Bliskim i Dalekim Wschodzie.
Sądzę, że bieżąca dekada zdecyduje o hegemonii nad światem na najbliższe wieki.
Dygresja: to smutne że państwa na kontynencie euroazjatyckim dają się dzielić i prowadzić przeciwko sobie wojny zamiast współpracować.
Ich naturalne położenie skazuje je na współpracę ku pomyślności zamieszkujących je narodów.
Oczywiście Euroazja mogłaby z czasem stać się zbyt silna, na co nie może pozwolić zamorskie mocarstwo.