Liczba wyświetleń: 842
Ministerstwo Edukacji Narodowej zapewniało o wsparciu finansowym dla uczniów upośledzonych i objęło ich programem wyprawki szkolnej. Okazuje się jednak, że resort edukacji postawił warunki praktycznie niemożliwe do spełnienia.
Rząd zapewnił, że zwróci pieniądze upośledzonym tylko za zakup podręczników przeznaczonych do kształcenia specjalnego. Dopłata dla tych uczniów miała być większa – aż 770 zł, podczas gdy standardowo pomoc ta wynosi 225 zł. Podręczniki muszą być dopuszczone do użytku przez ministra oświaty. Problem polega na tym, że lista takich podręczników nie istnieje.
„Lista takich podręczników przeznaczonych dla uczniów upośledzonych w stopniu umiarkowanym i znacznym nie istnieje” – powiedziała w rozmowie z „Rzeczpospolitą” Małgorzata Chowaniec, wicedyrektor Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego (SOSW) w Nowym Targu.
Okazuje się, że problem z podręcznikami zaczął się w 2009 roku, kiedy Krystyna Szumilas i Katarzyna Hall postanowiły zreformować program nauczania w szkołach. Do tamtej pory podręczniki dla dzieci upośledzonych w stopniu umiarkowanym i znacznym istniały. Wystarczyło, że szkoły poprzez kuratora poprosiły o nie i otrzymywały je bezpłatnie.
„Po zmianach programowych nie powstały żadne podręczniki, które można byłoby wykorzystać w pracy z uczniami o umiarkowanym czy znacznym stopniu upośledzenia. Nauczyciele sami przygotowują materiały” – tłumaczy w rozmowie z „Rzeczpospolitą” logopeda z SOSW nr 9 w Warszawie.
MEN w rozesłanym do mediów komunikacie tłumaczy swoje stanowisko. W depeszy czytamy, że „w Rządowym programie pomocy uczniom „Wyprawka szkolna” uwzględniono dopłaty m.in. do kwoty 770 zł – w przypadku korzystania w szkole podstawowej lub gimnazjum wyłącznie z podręczników dopuszczonych do kształcenia specjalnego. Ich wykazy znajdują się na stronach internetowych MEN. Uczeń upośledzony w stopniu umiarkowanym lub znacznym może korzystać z każdego podręcznika z tych list niezależnie od tego, do jakiego rodzaju niepełnosprawności ten podręcznik został dopuszczony.”
Autor: mg
Na podstawie: rp.pl
Źródło: Niezależna
Dla mnie w ogóle zmuszanie ludzi do wymieniania podręczników co rok to jest rozbój w biały dzień. Sam nie mam dzieci. Jednak MEN jak widać, robi wszystko by drukarnie mogły zarobić. W ten sposób wymuszają wpływy z vat do budżetu. Podręczniki trzeba kupić i nie ma dyskusji. Narażają i tak biedne społeczeństwo na zbędne wydatki. Jest to ewidentne drenowanie kieszeni ludzi. Jeden z tricków, powodujący drenaż portfeli za wszelką cenę. Nie dość, że już w szkołach uczą nie myślenia to jeszcze rodzice muszą rok w rok blić spore pieniądze za g… warte podręczniki.
Tymczasem bierne społeczeństwo nadal siedzi i udaje, że w Polsce jest gitarka. MEN to 0,1 % patologii w naszym chorym Państwie.
ehh….
Sam jako gowniarz pamietam, ze kupowalem podreczniki od starszych rocznikow. Czasami ksiazki sie zmienialy ale na zasadzie to ksiazka tu, to ksiazka tam, co kilka lat. Cykl ksiazek o literaturze na zajecia z polskiego, sluzyly ponad 10 kolejnym rocznikom. Nawet kiedy wyszly nowe, mozna bylo sie na nich opierac.
I co? Da sie? Da.
Kiedy ten cały rak, te elity niewygodne, szkodliwe a wręcz zdradzieckie w stosunku do Polskiego Narodu wyślemy na banicję albo jeszcze lepiej, pod społeczny sąd polowy ze społecznym plutonem egzekucyjnym i wykonamy wyrok natychmiast. Im dłużej trwa zniewalanie i odpolszczanie Polskiego narodu tym trudniej będzie wyplenić tego raka.
Polacy obudźcie się w końcu bo ten ostatni dzwonek już ledwo dzwoni !!!
2009 roku, kiedy Krystyna Szumilas i Katarzyna Hall z (MEN) postanowiły zreformować program nauczania w szkołach, pytanie po co reforma skoro nie ma do niej podręczników jaki sens takiej reformy taki kolejny bezsens.