Liczba wyświetleń: 2137
Rzadko odnoszę się do militarnego aspektu wojny na Ukrainie. Poza tym, że jestem cywilem, nawet fachowe przygotowanie napotyka tu na spore ograniczenia w postaci nasilonej wojny informacyjnej, jaka toczy się równolegle z fizycznymi bojami w terenie. Ujawnia to zresztą szerszą właściwość naszej epoki cywilizacji informacyjnej. Pojawienie się globalnej, kosmopolitycznej sieci informacyjnej, możliwych do obsługi przez każdego portali społecznościowych, interaktywnego połączenia z nią 24 godziny na dobę, siedem dni w tygodniu za pomocą smartfona, przepustowości pozwalającej komunikować nie słowami, ale obrazami na żywo – wszystko to wcale nie zwiększyło stopnia poinformowania, wiedzy większości ludzi. Wprost przeciwnie – gdy wybuchła lemowska „bomba megabitowa”, nadmiar informacji i „informacji” sprawia, że wiemy o rzeczywistości coraz mniej. I jest to skutek zarówno naturalnie powstającego po wybuchu „bomby megabitowej” chaosu, jak i świadomych zabiegów ośrodków politycznych i ich aparatów wykonawczych, próbujących ukierunkować ten chaos i wlewać go do głów.
Z perspektywy ponad 900 dni wojny na Ukrainie na dużą skalę (bo wiele wskazuje, że nie na pełną skalę) widać, że strona ukraińska osiągnęła wysoki kunszt prowadzenie wojny informacyjnej. Przyszłość i pracujący w przyszłości historycy być może odpowiedzą na pytanie, w jaki sposób Ukraińcom udało się osiągnąć taki kunszt. Czy prowadzili wojnę informacyjną samodzielnie, czy jednak i w tym zakresie mogli liczyć na wsparcie „państw rozwiniętych”. A może nie dowiemy się tego nawet od nich. Ileż wątków gier politycznych, operacji specjalnych, czy po prostu intrygujących zdarzeń z czasów drugiej wojny światowej ciągle skrywanych jest w szafach, w teczkach z gryfem „tajne”.
Obserwując jednak stan rosyjskiej armii, która ciągle funkcjonuje w trybie zaciągu kontraktowego, a nie mobilizacji, a także stan rosyjskiego społeczeństwa, aktywnie popierającego, lub co najmniej, w swojej masie, biernie przyzwalającego na prowadzenie inwazji, widać, że to nie Rosjanie padli ofiarą ukraińskiej wojny informacyjnej. Z perspektywy 2,5 roku coraz wyraźniej widać, że prowadzona przez Ukraińców wojna informacyjna w większym stopniu niż na Rosjan okazała się oddziaływać na państwa zachodu. Sądząc zresztą po jej narzędziach – retoryce i symbolice, tak właśnie została zaplanowana – by grać na strunach dusz ludzi Zachodu, ich poglądach ideologicznych, preferencjach kulturowych, emocjach. Niestety, po ponad 900 dniach tej wojny można chyba stwierdzić, że największymi ofiarami tej wojny informacyjnej padli Polacy.
Nigdzie bezkrytyczna wiara i reprodukowanie jeden do jeden narracji ukraińskich na temat militarnych i politycznych aspektów konfliktu nie były i nie są tak silne jak w Polsce. Można powiedzieć, że aż do bieżącego roku naszym kraju, wśród polityków, dziennikarzy, publicystów powszechny był komunikat, że Ukraina wojnę wygrywa. Wbrew temu, że to Rosja okupowała około 20 proc. ukraińskiego terytorium, a nie na odwrót. Moment, w którym 6 sierpnia Ukraińcy rozpoczęli swoją operację w obwodzie kurskim, fakt zajęcia kilkuset kilometrów kwadratowych rosyjskiego terytorium natychmiast odpalił w Polsce te same odruchy.
Ukraińcy, kierując do ataku kilka brygad wspieranych z powietrza, szybko przełamali słabe w obwodzie kurskim, rosyjskie linie obrony obsadzone pogranicznikami i niedoświadczonymi poborowymi. Zeszłoroczne rajdy sił ukraińskich wymierzone były w sąsiedni obwód biełgorodzki. Rosjanom stabilizowanie sytuacji zabrało tydzień. Władze regionalne zmuszone były do ewakuacji ponad 100 tys. rosyjskich cywilów. Obecnie Ukraińcy okupują około jednej trzydziestej obszaru obwodu kurskiego, w tym jedno miasto szczebla rejonowego (powiatowego), kilkadziesiąt wsi i nie wygląda na to, by Rosjanie mogli łatwo ich stamtąd wybić.
Jakie jest znaczenie tej operacji? Nie osiągnęła ona spowolnienia postępów Rosjan w Donbasie. Ich siły kontynuowały ataki w obwodzie donieckim. Zbliżanie się ich do Pokrowska, węzła logistycznego subregionalnego znaczenie i atak z rejonu Bachmutu to żmudne, powolne budowanie sobie perspektywy do podejścia na Kramatorsk i Słowiańsk, bez których rosyjskie hasło „wyzwolenia Donbasu” rzucone przez Kreml na przełomie marca i kwietnia 2022 r. pozostaje puste.
Nie wydaje się, by operacja Ukraińców w obwodzie kurskim, utrąciła plan rosyjskiej koncentracji i uderzenia w innym miejscu frontu, bądź, by na odwrót, odwracała uwagę Rosjan od koncentracji sił ukraińskich do niespodzianego ataku w nieznanym dla nas miejscu. Brak poszlak wskazujących, by jedni bądź drudzy posiadali takie zasoby, możliwości.
Bardziej prawdopodobne, że Ukraińcom chodziło o ludzi (jeńców) i ziemię jako żetony do negocjacyjnej wymiany. To kolejny sygnał, że polityczne kierownictwo ukraińskie godzi się z tym, że perspektywa siadania z Rosjanami do stołu rokowań nie jest już dla niej odległa. Inna sprawa czy tak to widzą na Kremlu. Ostatnie komunikaty Kremla zdają się temu przeczyć.
Zyski terytorialne Ukraińców są bardzo umiarkowane, symetryczne mniej więcej do skrawków obwodu charkowskiego, które rosyjskim siłom z trudem udało się zająć i tylko częściowo utrzymać po majowym ataku. Moskwie łatwiej z nich rezygnować, bo nigdy nie ogłaszała ich formalnej aneksji.
Okupacja fragmentów obwodu kurskiego nie podważyła morale Rosjan i stabilności społecznej ich kraju. Wprost przeciwnie – rosyjski aparat medialny zużył ją udatnie dla swojej narracji, że w tej wojnie to tak naprawdę to Rosja się broni. Okupacja rosyjskiej ziemi wywołała raczej konsolidację Rosjan „wokół flagi”, deklaracje szoku i lojalizmu padły nawet ze strony niektórych emigracyjnych opozycjonistów rosyjskich.
Odnoszę wrażenie, że głównym celem tego ukraińskiego ruchu militarnego było ponowne przykucie uwagi społeczeństw zachodnich, zmęczonych lub coraz rzadziej zwracających uwagę na wojnę na Ukrainie, w tym oczywiście polskiego. Podobnie jak zeszłoroczne próby ofensywy w obwodzie zaporoskim, operacja militarna została przeprowadzona z powodów stricte politycznych i jest przede wszystkim elementem wojny informacyjnej. Ma przekonać i zmobilizować elity oraz społeczeństwa państw zachodnich do zwiększenia wsparcia, od którego zależy już funkcjonowanie każdego sektora państwa ukraińskiego, nie tylko militarnego, ale i cywilnego – budżet Ukrainy jest pod stałą finansową kroplówką jego zachodnich partnerów. Jak się okazuje ten, niemały przecież, wymiar wsparcia, już nie wystarcza, a Ukraina powoli pęka pod naciskiem Rosji.
Ukraińska operacja w obwodzie kurskim ma przekonać, także nas, że jeszcze nic straconego, a Kijów może osiągnąć swoje cele. Tym razem Ukraińcy byli o tyle mądrzejsi, że nie próbowali jednocześnie uczynić ataku faktyczną ofensywą militarną, przez co nie narazili się na straty tak dotkliwe, jak te, które na Zaporożu odnieśli, które wszakże długo przykrywała ich propaganda i papugujące za nią polskie środki masowego przekazu.
Zbyt wcześnie, by ostatecznie ocenić reakcje Zachodu. Pierwsze sygnały sugerują, że Kijów nie osiągnął swojego celu. Ani USA, ani żaden z jego sojuszników nie ogłosił niczego, co oznaczałoby wyraźne zwiększenie wsparcia materiałowego czy operacyjnego. Joe Biden nadal nie zgodził się na używanie amerykańskich pocisków rakietowych do rażenia celów na międzynarodowo uznanym terytorium Rosji. Waszyngton zablokował nawet użycie w tym celu brytyjskich pocisków Storm Shadow, mimo przyzwolenia Londynu, ponieważ są w tych pociskach amerykańskie komponenty. Być może musimy czekać na wybory i zmianę lokatora w Białym Domu. Wydaje się jednak, że bez znaczących ruchów nowego prezydenta USA i skokowego wzrostu wymiaru pomocy dla Ukrainy, będzie ona kruszeć, szybciej lub wolniej.
Zadajmy w końcu fundamentalne pytanie. A co jeśli Rosja wygra? Wygra nie w tym sensie, że zajmie całą Ukrainę i rosyjskie czołgi pojawią się pod kolejnym odcinkiem granicy Polski, bo przecież na innym odcinkach z Rosją graniczymy bezpośrednio (obwód królewiecki), bądź pośrednio (Białoruś). Nie w tym nawet sensie, że Rosjanie zajmą Kijów i na reszcie ukraińskiego terytorium ustanowią satelicką republikę. To nie wydaje się możliwe w przewidywalnej perspektywie, także ze względu na sposób, w jaki wojnę prowadzi Władimir Putina, nie chcąc, czy nie mogąc, to materiał na inny tekst, ogłaszać generalnej mobilizacji, od jesieni 2022 r. nie przeprowadzając nawet mobilizacji częściowej. Co jednak jeśli Rosja wygra w tym sensie, że zrealizuje swój cel ogłoszony już po fiasku pierwotnej formuły Specjalnej Operacji Wojskowej, wielkiej miskalkulacji Putina, któremu zdawało się, że zmiana władz w Kijowie faktycznie wymaga jedynie demonstracji siły, operacji bardziej policyjnej niż wojennej, co jeśli „wyzwolenie Donbasu”, to jest zajęcie przez Rosję reszty obwodu donieckiego stanie się faktem? Dalej będziemy uważać, że takie siłowe potwierdzenie sprawczości Moskwy w naszej części Europy jest jej przegraną?
Uważam wprost przeciwnie – zajęcie całości terytorium obwodu donieckiego będzie rosyjskim zwycięstwem, znacznie wzmacniającym legitymizację rządów Władimira Putina, a więc trwałości i spoistość rosyjskiej elity i jej aparatu władzy, umacniającym Rosję wewnętrznie. Będzie jednak przede wszystkim sygnałem odebranym przez wszystkich na świecie (przynajmniej pozostających poza wpływem propagandy, którą tak szeroko reprodukujemy w Polsce), sygnałem rosyjskiej sprawczości i potwierdzeniem wiarygodności jej polityki, jej dyplomacji odwołującej się do siły. Taki sygnał zostanie z pewności odebrany w świecie niezachodnim, który w zasadzie wykoleił próby USA i ich obozu izolowania Rosji i który zapewnił funkcjonowanie jej gospodarki. Mimo tego, do wielu w Polsce nadal nie dociera, że stało się tak, ponieważ nie-Zachód tworzy już tak dużą przestrzeń cyrkulacji kapitału, dóbr i technologii, że można wystać na nogach i toczyć wojnę nawet przy ograniczeniu relacji z Zachodem.
Prawdopodobne zdobycie przez Rosję Donbasu i ewentualne zamrożenie konfliktu w tej formie utrzyma Moskwę w roli niedającego się pominąć uczestnika stosunków międzynarodowych w Europie. Bez względu na ewentualne podtrzymanie przez blok zachodni obecnych mechanizmów jej politycznej, ekonomicznej i społecznego izolacji oraz strategicznego odstraszania.
Przy czym trzeba brać pod uwagę i to, że zamrożenie wojny w takiej konstelacji uruchomi kalkulacje na odprężenie relacji z Rosją, także w NATO. Począwszy od USA, które stojąc wobec konieczności zmierzenie się z wyzwaniem, jakiego w historii nie miały – Chinami, grzęzną właśnie w politycznym trzęsawisku Bliskiego Wschodu, po raz kolejny zasysającego amerykańską uwagę, zasoby i emocje społeczne i które już przeżywają objawy „imperialnego przeciągnięcia”. Właśnie dochodzi do sytuacji, w której Waszyngton, wysyłając grupę lotniskowcową USS Abraham Lincoln ku wybrzeżom Półwyspu Arabskiego zostaje bez jednego lotniskowca w regionie Indo-Pacyfiku, pierwszorzędnym teatrze geopolitycznym.
Jeśli kalkulacje na traktowanie Rosji jak partnera mogą pojawić się w USA, cóż dopiero pisać o państwach Europy Zachodniej. I nie tylko Zachodniej. Wszak w trend nowych realiów geopolitycznych jako pierwszy zaczął wpisywać się Viktor Orbán, a i jego słowaccy sąsiedzi, po odzyskaniu władzy przez Roberta Fico, prowadzą już wobec Ukrainy znacznie bardziej ambiwalentną politykę. Co z Niemcami, Francją czy Włochami? Nawet obecnie główne państwa europejskie nie są w stanie poświęcić zasobów budżetowych, a tym samym obecnej stabilizacji społeczno-politycznej i w imię zbrojenia się i mobilizowania, co zresztą dla Waszyngtonu jest, w moim przekonaniu, warunkiem dalszego zaangażowania w politykę odpychania w Europie Wschodniej. Mimo to w Polsce wierzymy, że zrobią to w sytuacji, gdy Rosja osiągnie na Ukrainie swoje ogłoszone cele, potwierdzając tym swoją siłę i sprawczość.
Co będzie jeśli Rosja wygra w tym sensie? Tego pytania w Polsce, największej ofierze wojny informacyjnej, nie zadaje nikt w elitach politycznych i opiniotwórczych, co dopiera pisać o rozważaniach odpowiedzi na tak postawione pytanie. I cała polska polityka i debata toczy się w ten sposób, jakby wspomniana opcja była kompletnie niemożliwa. Definicja strategicznych interesów i polityka bezpieczeństwa państwa polskiego została tak bardzo utożsamiona z interesami i zwycięstwem Ukrainy, że w końcu Polska zaczęła być postrzegana w ten sposób także przez innych aktorów tej gry. Przez Rosję, nie muszę chyba wspominać, jakie to rodzi konsekwencje, ale też i przez główne państwa Zachodu, łącznie z USA, dystansujące się i utrącające inicjatywy bardziej bezpośredniego zaangażowania się w wojnę na Ukrainie, wysuwane przez kolejnych polskich polityków, którym się zdaje, że mogą toczyć i wygrywać wojny na rachunek potęgi innego państwa. To też ma swoje konsekwencje w postaci marginalizacji dyplomatycznej naszego państwa – nikt, także mocarstwa zachodnie, nie potrzebują w procesie politycznej aktora, który wciela się w rolę drugiej Ukrainy. Wystarczy ta oryginalna. Na obecnych koleinach polityki bezalternatywnej pozostaniemy na marginesie i bez sprawczości, dokładnie w taki sam sposób, jak zostaliśmy zmarginalizowani dyplomatycznie w 2014 r., gdy zaczynał się ukraiński dramat. Prędzej kupony, choćby i drobne, od swojej polityki odetną Węgry niż Polska.
Co będzie, jeśli Rosja wygra i pozostanie w Europie? To pytanie pozostaje poza spektrum polskiej polityki i debaty.
Autorstwo: Krystian Kamiński – były poseł Konfederacji, członek Ruchu Narodowego
Źródło: MediaNarodowe.com
„A co, jeśli Rosja wygra?”
Palestyna odzyska wolność, a Ukropolin stanie się światowym centrum zarządzania tępymi, jeszcze nieeksterminowanymi gojami.
Co będzie jeśli Rosja wygra? Moim zdaniem pytanie powinno brzmieć: Co będzie jeśli Ukrainie, pomimo pomocy zachodu, zabraknie siły, militarnej, gospodarczej i zasobów ludzkich? Nie silę się by odpowiadać jak to wpłynie na USA i kraje zachodu. Skupię się na wpływie klęski Ukrainy na sytuację w Solidarnej Polsce. Mniemam iż przegrana Ukrainy wpłynie korzystnie na Solidarną Polskę, wycieńczoną gigantycznymi zakupami przestarzałego ale bardzo drogiego uzbrojenia w USA, utrzymywaniem części Ukraińskich uchodźców, utrzymywanie w gotowości bojowej części sił zbrojnych, oraz drogimi cenami wszelkich surowców z importu. Skończą się chore mrzonki o Ukropolin. Anulujemy zakupy wszystkiego co stanowi atrybuty dyktatury. Zaczną się niepokoje społeczne których żadna z obecnych partii politycznych nie będzie w stanie opanować z braku funduszy. Wycofamy się z budowy 164 elektrowni jądrowych, ale to też okaże się za mało i żadna z obecnych partii nie podejmie się żądzenia Solidarną Polską. Trzeba jednak uważać na różne mafie które mogą dostrzec dla siebie szansę na dorwanie się do władzy, poprzez dogadanie się z Policją. Ostatecznie, złą sytuację może na chwilę opanować wojsko ale niższego stopnia. Jeśli nie będą chcieli zatrzymać dla siebie władzy. Powinien powstać jakiś portal dyskusyjny na temat programu wyjścia z kryzysu ale bez pomocy z zewnątrz. Wtedy należy stworzyć podstawy do aktywowania w Polsce normalnej demokracji. Następnie uchwalić nową konstytucję w której ma być zapisane, iż każde rozporządzenie rządu musi być zatwierdzone przez na przykład 75 % ludności Polski. Zamiast drogich wyborów i referendów polegających na piknikach wyborczych oraz zaklejaniu wszystkiego co się da tak zwanymi: Glistami wyborczymi i spotami które nic nie wnoszą do wiadomości wyborcy. By wybory i referenda odbywały się za pomocą telefonów komórkowych ( wszystkie są zarejestrowane ) ale bez możliwości oddawania głosu prze internet, którego nie da się zabezpieczyć. Każdy sam indywidualnie powinien odwiedzić lokal tej partii na którą chce głosować i pobrać interesujące go materiały, by nie marnować papieru. Zaś dla inwalidów i ludzi starszych, na ich życzenie pracownicy lokalu partii powinni przywieźć interesujące go materiały. Koszt takich wyborów byłby pewnie 100 krotnie tańszy a wyniki znane były by najdalej za godzinę. No i najważniejsze koniec z ustrojami państw. Państwa powinny być pro ludzkie, to znaczy należy zapisać w konstytucji iż najważniejszą troską państwa jest człowiek, jego jakość i poziom życia oraz zdrowie. Potrzeba zapisać w konstytucji iż 50% miejsc w sejmie i senacie obowiązkowo należy się kobietom. Zaś umieszczanie nazwisk na liście wyborczej powinno być przeplatane raz kobieta raz mężczyzna a pierwsze na liście powinny znajdować się kobiety a na następne wybory mężczyźni. No i jeszcze wszelkie przepisy powinny być pisane tak by przeciętny człowiek mógł je zrozumieć a nie językiem prawniczym. Żaden przepis nie może być uchwalony bez jasnych i zwięzłych przepisów wykonawczych, tak by wykluczyć jakąkolwiek inną interpretację a przez to kombinatorstwo. Przepisy kodeksu karnego powinny być formułowane według tej samej zasady. Skasować widełki od 2 lat do 15 lat, powinno być od 2 lat do 5 lat, następnie od 5 lat do 10 lat i od 8 lat do 15 lat. Wykluczyło by to część korupcji sędziów. Wpisać do konstytucji iż ktokolwiek z osób rządzących, administracji państwowej lub samorządowców wykorzystuje swoje stanowisko w celu korupcji lub do bogacenia się, podlega karze podwójnej jaka jest przewidziana w kodeksie karnym. Stanowiło by to większe zabezpieczenie przed korupcją.
Nie doceniacie szydo chazarów. Ich głównym celem jest przede wszystkim zaognienie każdego konfliktu na świecie. \Im gorzej tym lepiej dla nich.Oni sa wygranymi każdego scenariusza. To jest podstawa rozumowania. nie zapominajmy. Chazaria kontroluje wszystkie banki w srefie rozliczeń dolarowych (demokracji). Kontrolują wszystkie dostawy broni ze swoich fabryk, to są miliardy dolarów, podobnie jak na wojnie biologicznej (preparaty dla zmyłki zwane szczepionkami) Produkowanie zarazków i wypuszczanie ich na rynek. Zatem nie trudno zrozumiec co niedługo nastąpi. Po pierwsze dolar nie jest w stanie już funkcjonowac w oparciu o rynek ropy. Za dużo tego zielonego papieru toaletowego jest w formie obligacji, do zakupu których „demokracja” szydo chazarsko amerykańska zmusza swoich wasali. Oni już mają z tym problem. Poza tym Chiny maja tyle tych obligacji, że w kilka dni są w stanie zniszczyć dolara. Szydo chazarzyo tym wiedzą i tylko zyski z wymiany handlowej powstrzymują Chiny od tego ciosu łaski. USa szykują się zatem do dewaluacji dolara i planu ratunkowego, czyli zaproponują wymiane dolara na swoją nowa walutę, planująreset walutowy kosztem tych co mają ten zielony papier toaletowy. Ta nowa waluta będzie kontrolowana całkowicie i pozwoli wprowadzić ślad węglowy i termin ważności dla ludzi. Zatem już niedługo, prawdopodobnie w listopadzie/grudniu dojdzie do krachu na giełdach i głębokiego kryzysu. Ludzie stracą swoje oszczędności. Bogacze już są przygotowani na to i alokują wszystko w innych aktywach. Giełdowi eksperci tworzą iluzję stabilizacji na giełdzie.
Po drugie, szydo chazarzy podkręca konflikt w \europie poprzez zaatakowanie obszaru Kaliningradzkiego. To oczywiste jak to, że 2+2=4. Jesli chcesz powiększyć ten konflikt o Białoruś musisz to zrobić rękami użytecznych gojów takich jak Litwini i Polacy. Dlatego karzełek litewski wspomagfany przez Poliniakow zaatakuje okręg kaliningradzki. I dojdzie już pomału do wojny totalnej, ponieważ naturalnie rosjanie zaczną używać broni taktycznej jądrowej małego rażenia do eliminacji całych zgrupowań poliniackich i szydo amerykańskich. To nas czeka w perspektywie najbliższych 12 miesięcy. Atak na okręg kaliningradzki szydo poliniacki sztab planuje na 2025 rok, wstepne termin to kwiecień. To były ostatnie takie wakacje jakie znamy. Najbliższe spokojne wakacja za około 5 lat. ALe już nie w Polsce . Polska w wyniku tej wojny zostanie rozebrana. Będzie 4 rozbiór Polski, podział na 3 państewka. Z czego jedne na pd-wsch obecnej Polin, utworzone z części dawnych ziem polskich obwodu lwowskiwgo, będzie szydo chazarskim supem do wprowadxzania tanio towarów bwz cła na rynek dogorywającej komunistycxnej uni jewropejskiej. Obecnie zarzadzanej przez szydo chazarski niewybieralny demokratycznie komintern szydowski, złozony z przedstawicieli szydo chazarskich korporacji i satanistycznych szydów olgarchów.
akami, NIE dojdzie do żadnej ,,ograniczonej, wojenki atomowej. Już kiedyś pisałem tu dlaczego. Bardziej obawiałbym się broni biologicznej. Od niej nie ma szkodliwego promieniowania i skażenia gleby. A jest skuteczniejsza. A ukrywana zaawansowana nanotechnologia ochroni elitę przed skutkami broni biologicznej.
Jeśli III-cia wybuchnie, nie będzie to, oprócz kinetycznej, tylko wojna atomowa, ale i biologiczna i chemiczna. Pewnie też robotyczna. Celem tej wojny jest redukcja populacji do 500 milionów. 95% redukcja. Wszystko jak na razie jest na tej drodze.
Ludzie skąd wy czerpiecie swoje rewelacje. Zamiast małych ładunków jądrowych Rosjanie mają bomby konwencjonalne o mocy do jednej trzeciej bomby zrzuconej na Hiroshimę o symbolu FAB-3000, a być może iż w tajemnicy mają jeszcze większe bo FAB-3000 to stara konstrukcja. Wskazuje na to incydent z obwodem Kurskim. Trochę czasu od początku operacji już minęło i dziwi mnie fakt nie podjęcia zdecydowanych Rosyjskich posunięć by siłą wyprzeć Ukraińców z obwodu Kurskiego. Jednocześnie w pośpiechu ewakuują wszystką ludność cywilną. I przychodzi mi na myśl iż im na tym nie zależy by rozstrzygnąć na swoją korzyść wyparcie Ukraińców w bezpośrednim starciu siłowym, bo sami też poniosą straty. Co z tego wynika, według mnie ten scenariusz wpisuje się w użycie np. broni neutronowej, oficjalnie jest zabroniona ale może mają jakąś inną o podobnym działaniu ale nie znaną jeszcze i utrzymywaną w tajemnicy, działającą na wszystko co jest żywe w tym i na ludzi. W promieniu działania tej broni nie ma szans na przeżycie nikt, stąd właśnie ewakuacja własnych cywili. Korzyści z zastosowania tej broni, mniej więcej po tygodniu promieniowanie znika i teren z powrotem nadaje się do bezpiecznego zamieszkania, bez żadnej rekultywacji. Druga korzyść, broń nie niszczy żadnych zabudowań ani drzew oraz wszelkich pojazdów i sprzętu wojskowego. A więc można przyjąć że około 400 czołgów PT-91 i około 400 BWP będzie się nadawało do pełnego użycia po usunięciu zwłok Ukraińskich żołnierzy i dezynfekcji. Taki scenariusz byłby wyjątkowo korzystny dla Rosjan, bo bez strat własnych zyskali by pełnosprawny sprzęt bojowy i to od Polaków, a więc satysfakcja tym większa. A może trzeba jednak poczekać, do rozstrzygnięcia wyborów w USA, być może do końca listopada. Czas pokaże. Dlaczego nie zastosują bomb jądrowych bo to ich terytorium. Zaś użycie bomb jądrowych mogło by spowodować reakcję łańcuchową. Wtedy najdalej w ciągu pięciu lat życie biologiczne zniknie na co najmniej trzydzieści tysięcy lat. Żadne układy, schrony, bogactwa i mamona całego świata zupełnie przestaną się liczyć. Pewnie że istnieje niebezpieczeństwo że jastrzębie USA stracą resztki zdrowego rozsądku i rozpętają wojnę jądrową jak prubowali to już uczynić pięć razy, bo szóstka to ponoć liczba szatana.
Ewakuacja niekoniecznie musi oznaczać przygotowania gruntu do użycia neutronówek. Patrząc na sposób w jaki „wyzwalają” miasta od Ukrainy w okręgu donbaskim czy ługańskim, to ludność cywilną Kursczyzny czeka walec bombowy niepozostawiający kamienia na kamieniu. Najwyraźniej równanie z gruntem miast rosyjskich z ich mieszkańcami nawet Rosjanom może wydawać się zbyt bestialskim.
//Najwyraźniej równanie z gruntem miast rosyjskich z ich mieszkańcami nawet Rosjanom może wydawać się zbyt bestialskim.//
Najwyraźniej jesteś podłym propagandystą…
Kiedyś Cię ta zawiść zabije.