Liczba wyświetleń: 942
Tlenek diazotu – znany jako gaz rozweselający – daje obiecujące rezultaty w leczeniu ciężkiej depresji opornej na inne formy terapii.
Naukowcy ze Szkoły Medycznej Uniwersytetu Waszyngtona w St. Louis jako pierwsi na świecie podawali 20 pacjentom z lekooporną depresją kliniczną gaz rozweselający. Okazało się, że u 2/3 nastąpiła poprawa. Dla porównania, placebo polepszyło stan tylko 1/3 z tych samych badanych. Stan chorych oceniano w dniu podania substancji i dzień później, a więc 2-krotnie w ciągu 24 godzin.
– Nasze wyniki muszą zostać zreplikowane, ale sądzimy, że to dobry punkt wyjścia. Wierzymy, że terapia tlenkiem diazotu może ostatecznie pomóc wielu osobom z depresją – twierdzi dr Peter Nagele.
Ok. 1/3 pacjentów z depresją kliniczną nie reaguje na obecne metody leczenia, inne formy terapii są więc na wagę złota. Gaz rozweselający to atrakcyjna alternatywa, bo ma niewiele skutków ubocznych (do najczęstszych należą mdłości i wymioty). Plusem jest też błyskawiczne usuwanie z organizmu po zakończeniu inhalacji. Mając to wszystko na uwadze, psychiatrzy sądzą, że poprawa obserwowana następnego dnia jest czymś realnym, a nie zwykłym „skutkiem ubocznym” gazu rozweselającego.
W pilotażowym studium przewidziano dwa scenariusze, ale ani ochotnicy, ani naukowcy nie wiedzieli, w jakiej kolejności będą one realizowane u danej osoby. W ramach jednej sesji badanym podawano mieszaninę będącą w połowie tlenem, a w połowie tlenkiem diazotu, podczas drugiej mieszankę tlenu i azotu. Dwie godziny po sesji i następnego dnia ochotników wypytywano o nasilenie objawów: smutku, poczucia winy, myśli samobójczych, lęku czy bezsenności.
Nazajutrz po podaniu gazu rozweselającego 7 pacjentów wspominało o lekkiej, a kolejnych 7 o znaczącej poprawie. Trzech twierdziło, że symptomy niemal całkowicie zniknęły. Nikt nie wspominał o pogorszeniu.
Po scenariuszu placebo następnego dnia jedna osoba donosiła o pogorszeniu objawów, 5 opowiadało o lekkiej, a 2 o znaczącej poprawie.
– Dostając tlenek diazotu, wielu ludzi wspominało o szybkiej i dużej poprawie [tymczasem na ewentualne działanie selektywnych inhibitorów zwrotnego wychwytu serotoniny trzeba czekać ok. 2 tyg.] – podkreśla dr Charles R. Conway.
Autorzy publikacji z pisma Biological Psychiatry chcą sprawdzić, czy tlenek diazotu wpływa korzystnie także na innych chorych z depresją. Zamierzają też przetestować wpływ różnych stężeń gazu rozweselającego.
Autorstwo: Anna Błońska
Na podstawie: Washington University School of Medicine in St. Louis
Źródło: Kopalnia Wiedzy
Nic dziwnego, bo depresja bierze się z myślenia i zrozumienia swego i świata położenia(że mi się tak częstochowsko…). Gaz ogłupia i to bodaj trwale z tego co pamiętam po dłuższym używaniu. Mam naboje i stary czeski syfon do bitej śmietany no i nie mogłem sobie raz nitro nie załadować, bo to ja przecie. Powoduje niedotlenienie mózgu i głupawkę krótkotrwałą. Kurdeł czepiam się może to szczęście właśnie?
Depresja często jest wynikiem niedoborów składników odżywczych (witamina d3, kwasy omega).
Alkohol nawet w małych dawkach działa zgubnie. Depresja to nie to samo co obniżony nastrój. Wysiłek fizyczny owszem, tyle że tym ludziom nie chce się nawet wstawać z łóżka.
Tak czy tak, należy szukać przyczyn a nie zwalczać objawy, jak to czyni medycyna akademicka.
@pudson
Jakie osiągnięcia medycyny masz na myśli? Przykłady? Oczywiście pomijając pomoc w wypadkach nagłych, bo tu wiadomo. A choroby przewlekłe? Możesz podać choć jeden przykład?
Czy któryś lekarz zleca chorym na depresję badanie poziomu witaminy d3 albo innych witamin? Czy któryś w ogóle zleca jakieś badania? Bo z tego co wiem, od razu wypisują psychotropy lasujące mózg.
Rozbieranie na czynniki pierwsze nic nie da jeśli zapomnimy, że organizm jest idealnie zgraną całością.
@pudson
Widzisz, ja nie korzystam z osiągnięć medycyny, które znajdują się w aptekach. Od kilku dobrych lat, tak jak i nie chodzę do lekarzy. Polscy lekarze niczym nie różnią się od zagranicznych. Wszyscy kończyli uczelnie medyczne, których program narzucają koncerny farmaceutyczne. Oni wszyscy, mniej czy bardziej zdolni, dysponujący lepszymi czy gorszymi narzędziami mają „skazę bycia lekarzem”, to specyficzne myślenie, które na wszystko każe szukać syntetyczne środki.
Medycyna jako całość już od dawna kroczy złą drogą. Nie szuka przyczyn chorób a „leczy” objawy, nie traktuje organizmu jako całości, lecz rozbiera go na części pierwsze i traktuje każdą z osobna. Dochodzi do tego, że idziesz do kardiologa, który „leczy” Ci serce niszcząc przy tym nerki, wątrobę, mózg i niestety samo serce też, tak więc potem musisz iść do kilku innych speców, którzy będą leczyć to, co tamten popsuł i tak w kółko. Taka samo nakręcająca się diabelska machina.
Organizm jest urządzeniem DOSKONAŁYM, które ZAWSZE dąży do homeostazy. Jak się o niego nie dba, to się psuje. Z samochodem chodzisz regularnie na przegląd, dolewasz płyny, wymieniasz zepsutą żarówkę, ale czy tak samo traktujesz swój organizm? Czy może czekasz aż się całkiem popsuje lekceważąc jego wołanie o pomoc i dopiero wtedy pędzisz do lekarza?
Żeby nie było, że się wymądrzam powiem tylko, że jestem osobą „po przejściach” zdrowotnych i sprawdziłam na sobie i bliskich (niestety!) wszystko, co tu głoszę.
@atos
Nie oceniam z polskiej perspektywy. To jest temat, w którym „siedzę” od dawna. Oprócz własnych doświadczeń przeczytałam cała masę książek i publikacji n/t zdrowia i medycyny.
A że moja postawa jest skrajna, no cóż, z dwojga złego wolę skrajność w tę stronę niż w drugą 🙂
A z medycyny biorę to, co uznaję za jej osiągnięcia czyli sposoby diagnozowania (nie wszystkie) i pomoc w nagłych wypadkach.