Liczba wyświetleń: 1924
„Rozumiem, że sytuacja w Polsce jest inna. W Danii mamy wolną demokrację, tutaj widzę ludzi pod presją, która wygląda jak za dawnych czasów” – ocenia w rozmowie z telewizją Gazeta Polska VD problemy, z którymi spotykają się naukowcy badający przyczyny katastrofy smoleńskiej inż. Glenn Jorgensen.
Ekspert z Danii wziął udział w II Konferencji Smoleńskiej, która odbywa się w Warszawie. – Rozumiem, że sytuacja tuta jest inna. W Danii mamy wolną demokrację, tutaj widzę ludzi pod presją, która wygląda jak za dawnych czasów. Przed zburzeniem muru berlińskiego w Niemczech. Widać wywieranie politycznych nacisków. I rozumiem moich polskich kolegów, że nie mogą oni tak swobodnie działać jak my w Danii – powiedział nam Jorgensen.
O naciskach wywieranych na polskich naukowców w swoim referacie, wygłoszonym podczas II Konferencji Smoleńskiej, wskazała prof. Barbara Fedyszak-Radziejowska z Instytutu Rozwoju Wsi i Rolnictwa PAN. Później również w rozmowie z telewizją Gazeta Polska VD profesor przywołała przykład ataków w latach 2008-2009 ze strony rządu na śp. prof. Janusza Kurtykę, byłego szefa IPN. „Mam wrażenie, że doświadczenie Instytutu Pamięci Narodowej, (…) pokazały, że są pewne sfery, które w III RP bardzo szybko okazały się nie podlegać normalnej wolności prowadzenia badań naukowych. (…) Okazało się, że nie można złamać ustawy o IPN, ale można użyć dyskursu publicznego. Czyli można użyć bardzo szkodliwych dla wykonywania zawodu naukowca ataków medialnych, które dyskredytują i wykluczają. Nie można być ekspertem, lub profesorem pozbawionym wiarygodności w mediach. Bo do wykonywania zawodów, w których mówimy, że to co ustaliłem jest prawdziwe, albo że nauczam studentów wedle wiedzy najlepszej jaką posiadam, musisz opierać się na zaufaniu” – wyjaśnia prof. Fedyszak-Radziejowska.
„Byliśmy naiwni, sądząc że to dotyczy tylko historii i nauk społecznych. Okazuje się, że jeżeli w naukach ścisłych, technicznych pojawia się problem, który dotyka materii politycznej to wraca ten sam mechanizm ingerencji” – dodaje.
Źródło: Niezależna