Cywilizacja śmierci kontra katolicka cywilizacja miłości

Opublikowano: 14.06.2008 | Kategorie: Wierzenia

Liczba wyświetleń: 639

Słowa te piszę pod wpływem medialnego jazgotu, rozpętanego nad grobem Agaty M. Nie wiem, czy była świadoma tego, do czego doprowadzi jej śmierć, sądzę jednak, że tego, co się dzieje wcale by sobie nie życzyła. Skoro jednak konserwatywne siły próbują wykorzystać jej przypadek do swoich cynicznych celów, nie zamierzam milczeć ani udawać, że nic się nie dzieje.

Zawsze twierdziłam, że chrześcijaństwo, a szczególnie jego odmiana zwana katolicyzmem odniosło tak fantastyczny sukces wyłącznie dzięki pomocy potężnych, nieprzyjaznych ludzkości sił. Na tej planecie wszelkie patologie i okrucieństwa gloryfikuje się jako wartości najwyższe, święte i miłe bogu. Od początku istnienia obecnej cywilizacji ludzkość sprowadzona została do roli bezmyślnych niewolników, otumanionych przez religijno-polityczne pranie mózgów. Od kołyski ludzi zmusza się do ślepej, fanatycznej wiary, rezygnacji z własnego rozumu na rzecz posłuszeństwa autorytetom, pokory, chorego kultu cierpienia i całkowitego wyrzeczenia się życia doczesnego na rzecz iluzorycznego życia wiecznego.

Usankcjonowany, przez wieki uświęcony i opiewany w pochwalnych pieśniach kult wszelkich potworności i patologii, od których normalnemu człowiekowi robi się słabo został uznany za najwyższą i najpiękniejszą wartość. Przykłady? W każdym kościele wisi ogromna i przerażająca figura zadręczonego na śmierć, okrwawionego, okaleczonego i przybitego żywcem gwoździami do krzyża „syna bożego”, na ołtarze wynoszeni są święci męczennicy, zdziczałe tłumy wielbią obłąkanych cierpiętników i miotających się opętańców (Annelise Michel, Marta Robin, liczni stygmatycy) itp. Im potworniejszych i bardziej bezsensownych cierpień zaznali, tym bardziej są zasłużeni i stawiani za wzór do naśladowania. Im bardziej ten bóg nie okazał im miłosierdzia i odmówił uzdrowienia, tym większej miłości domaga się od swoich wyznawców.

Obrazu dopełnia horror mszy świętej z piciem krwi i spożywaniem ciała.

Propagując te potworności jednocześnie wmawia się ludziom, że Bóg jest wszechmogący, że jest bezgraniczną miłością, że pomaga każdemu, kto o tę pomoc poprosi i że ich kocha nas bardziej, niż swojego syna. A przecież tego „ukochanego” syna z zimnym okrucieństwem wydał na męczeńską śmierć. Mało tego – nie wysłuchał jego modlitwy, gdy ten w gaju oliwnym błagał o oddalenie kielicha goryczy. Co to za miłość, która żąda cierpień, krwi i śmierci? Co to za ojciec, który nie poda pomocnej ręki cierpiącemu dziecku i nie pospieszy z pomocą?

Gdyby ziemski ojciec nie pospieszył na pomoc swojemu napadniętemu przez bandytów synowi lub gdyby odmówił udzielenia pomocy lekarskiej swojej ciężko chorej i powykręcanej nieludzkim cierpieniem córce i ograniczył się do pouczenia ich o zbawiennej wartości cierpienia, stanąłby przed sądem i został skazany na wieloletnie więzienie. Co gorsze, pewnie do końca życia nie uporałby się z nękającymi go wyrzutami sumienia oraz z poczuciem swojej bezwartościowości, bo co to za mężczyzna, który nie jest gotów oddać życia za swoje dzieci i nie dba o zapewnienie szczęścia swojej rodzinie?

Co to za „kochający” bóg, którego raduje śmierć, ból i nieszczęścia spotykające jego dzieci?

Czy ludzkość wychowywana w takich „wartościach chrześcijańskich” może być normalna?

W imię tej religii życie straciły niezliczone rzesze ludzi: ofiary inkwizycji, wojen religijnych, pogromów, prześladowań, dzieciobójstwa (zakaz antykoncepcji z jednoczesnym potępieniem dla bękartów i ich upadłych matek!), nawracania pogan… Dodajmy do tego te wszystkie kobiety, których życie okazało się mniej cenne od „życia poczętego” oraz te wszystkie płody, które zginęły wraz ze swoimi matkami, nie doczekawszy terminu rozwiązania. I to właśnie jest ta szlachetna „cywilizacja życia”, którą należy przeciwstawić zachodniej cywilizacji śmierci, w której pławiące się w „zgubnym moralnie” pokoju i dobrobycie rodziny mają jedno lub dwoje dzieci.

Czyż mówienie w tej sytuacji o „cywilizacji śmierci” w stosunku do tych, którzy nie chcą podporządkować się kościelnemu nauczaniu o antykoncepcji nie jest cyniczną i bezczelną przewrotnością?

Kościół naucza, że życie trzeba chronić od poczęcia aż do naturalnej śmierci. Pozwolę sobie zadać proste pytanie: dlaczego prawo to rygorystycznie stosowane jest wyłącznie do życia poczętego, podczas gdy ciężarnym kobietom taka ochrona w ogóle nie przysługuje? Dlaczego kobietę wolno z rozmysłem skazać na pewną śmierć, a nie wolno usunąć kilku komórek, które nie zdążyły nawet stać się płodem? Dlaczego prawo do ochrony nie przysługuje życiu już urodzonemu?

Dlaczego Kościół nie zauważa, że życie urodzone też jest cenne, a co więcej, że wymaga troski, szacunku, miłości oraz… edukacji? A edukacja, niestety, kosztuje i to sporo.

W krajach, w których całkowicie zakazano antykoncepcji i aborcji szerzy się nędza, choroby i przestępczość nieletnich. W Brazylii na ulicy żyją całe hordy bezpańskich, zdziczałych dzieciaków, które zostały zgodnie z chrześcijańskimi naukami urodzone, a następnie porzucone i zdane wyłącznie na własne siły. Dzieci te żywią się na śmietnikach, kradną, napadają, a jak trochę podrosną wstępują do siejących postrach dziecięcych gangów. Ludzie tak się ich boją, że popierają akcje policji, strzelającej do nich jak do dzikich kaczek. U nas nawet do psów strzelać nie wolno, ale jeśli poddamy się religijnemu fanatyzmowi, dotyczącemu „ochrony świętości życia” wkrótce życie naszych dzieci również stanie się mniej warte, niż życie psa.

Macierzyństwo według wzorców lansowanych przez Kościół jest równie przerażającym horrorem jak cała reszta.

Uświęcone po chrześcijańsku macierzyństwo, to macierzyństwo z religijnego obowiązku, koniecznie ukoronowane śmiercią kobiety. Żadna kobieta, która przeżyła poród i z radością podjęła obowiązki macierzyńskie nie dostąpiła zaszczytu wyniesienia na ołtarze. Podobnie niegodne i nie zasługujące na świętość są matki zastępcze, prowadzące domy dziecka, do których trafia niegdysiejsze „życie poczęte”, wyrzucone na śmietnik zaraz po urodzeniu.

W jednym z komentarzy pod artykułem wychwalającym „bohaterstwo” Agaty M. ktoś napisał: „matka Polka to martwa Polka”.

Nie wiem dokładnie, kiedy Agata M. zachorowała, ale wszystko wskazuje na to, że w ciążę zaszła będąc już chora. Czyż nie byłoby rozsądne uznać, że skoro dziewczyna jest chora na śmiertelną chorobę, to priorytetem powinno być zadbanie o jej zdrowie i ratowanie jej życia, a nie narażanie jej na ciążę, będącą ogromnym wysiłkiem nawet dla zdrowego organizmu? Czyż nie byłoby rozsądne przełożenie ciąży na czas, gdy dojdzie ona do pełni zdrowia i sił? Skoro stosowanie antykoncepcji było nie do pomyślenia z przyczyn religijnych, może należało czasowo zrezygnować z życia seksualnego? To przecież wolno, a nawet uznaje się to za chwalebne. Czyż nie byłoby to piękne poświęcenie dla ratowania życia ukochanej żony? Wyszło jednak na to, że życie kobiety nie ma dla chrześcijan żadnej wartości. Nie dość, że życie straciła młoda i pełna radości dziewczyna, to na domiar złego jej rzekomo ukochana córka straciła matkę. Nigdy nie będzie mogła się do niej przytulić, poczuć jej miłości, ani otrzymać wsparcia w trudnych życiowych chwilach. Ani ojciec, ani dziadkowie, choćby najlepsi na świecie, nie dadzą jej tego, co powinna otrzymać od matki.

Tworzenie pięknych mitów o bohaterstwie, poświęceniu i świętości nie zmieni bolesnej prawdy, że śmierć ta (i inne, podobne) była zupełnie bezsensowna i niepotrzebna. Oszukiwanie siebie i całego świata jest ulubionym zajęciem religijnych demagogów, ale prawda i tak wyjdzie na jaw w postaci późniejszych problemów psychologicznych, a nawet zdrowotnych u osieroconych przez matki dzieci. Ale o tym się nie mówi. To się ukrywa i maskuje pełnymi religijnego zakłamania uśmiechami.

Gdyby Kościołowi zależało na szczęściu i pomyślności ludzkości, to zadbałby o to, żeby ludzie mieli dzieci tylko wtedy, gdy ich pragną i tylko tyle, ile są w stanie szczerze kochać, dobrze wyżywić, oraz wychować na zdrowych, porządnych i wykształconych obywateli. Postarałby się o to, żeby ratować życie matek za wszelką cenę, choćby kosztem płodu, ponieważ życie matki jest cenniejsze, niż życie kilku komórek, którym i tak na każdym etapie ciąży grozi naturalne poronienie. Matka ma wartość bezcenną. Musi ona wychować dzieci, które urodziła. Osierocenie ich oznacza skazanie ich na niedolę wynikającą z braku opieki, miłości i troski. Oznacza również pogorszenie się warunków materialnych, ponieważ owdowiały mężczyzna nie jest w stanie jednocześnie dobrze zarabiać i samotnie wychowywać dzieci. W tej sytuacji dzieciaki muszą szybciej dorosnąć, żeby pójść do pracy i usamodzielnić się. Najstarsza córka musi zastąpić matkę, sprzątając, piorąc, prasując i gotując obiady (znam to z tragicznych opowieści mojej sąsiadki, która miała nieszczęście być najstarszą córką wdowca).

Śmierć matki zawsze powoduje poważne urazy psychiczne u jej dzieci. Osoby z takich osieroconych rodzin przez całe życie borykają się z problemami emocjonalnymi. To też wiem z pierwszej ręki, ponieważ na terapii spotkałam taką właśnie sierotę, która mimo dorosłego wieku nie przestała być przerażoną i osamotnioną małą dziewczynką bez mamy. Znam też tragiczną historię pewnej znanej i uwielbianej aktorki, która straciła mamę gdy miała 4 lata. Do dziś pozostała małą, bezbronną i przerażoną dziewczynką, co słychać w jej głosie i widać w oczach. I chyba z powodu tej smutnej bezradności jest tak lubiana przez publiczność.

Autor: Maria Sobolewska
Źródło: Ezoteryczny obraz świata

image_pdfimage_print

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

7 komentarzy

  1. Sokrates 14.06.2008 09:01

    Autorka popełniła w swoim wywodzie tylko jeden błąd, ale jakże znaczący, bo dokładnie taki sam jaki popełniają ci, których krytykuje – nie wzięła pod uwagę zdania Agaty w kwestii posiadania dziecka. A może ona chciała zajść w ciążę i chciała tego dziecka najbardziej na świecie? Osobiście uważam, że kwestia ciąży i posiadania dziecka jest sprawą indywidualną i decyzje powinni podejmować rodzice, a wszystkie organizacje powinny się od tych spraw trzymać z daleka.

  2. astromaria 14.06.2008 20:44

    Sokratesie, nie piszę nigdzie, jak było na pewno, lecz używam trybu przypuszczającego. Ja nie wiem. Nie wiem, czy zaszła w ciążę już będąc chora, czy chciała tej ciąży itp. Ale czy rodzenie na łożu śmierci jest rozsądne? Przecież nie liczy się tylko egoistyczne pragnienie kobiety, która poczuła zew natury. Liczy się też dobro dziecka. Dziecko to nie lalka, którą można się pobawić i pozachwycać, jakie śliczne, a potem odstawić na półkę. Nawet jeśli bierze się pieska ze schroniska należałoby się zastanowić, czy jest się w stanie o niego zadbać.

    Dziecko potrzebuje matki. Dziecku nic matki nie zastąpi – jak napisałam – ani ojciec, ani dziadkowie. Zupełnie nikt.

    Sieroctwo to rzecz straszna. Jeśli sieroctwo jest zrządzeniem ślepego losu, bo np. rodzice zginęli w nagłym i nieprzewidzianym wypadku to na to oczywiście nikt wpływu nie ma, ale jeśli można mu zapobiec, to chyba warto się zastanowić.

    Sama jestem matką, a niedługo być może zostanę babcią, więc to nie są rozważania czysto teoretyczne. Miałam sporo czasu, żeby nad tym pomyśleć.

  3. Sokrates 14.06.2008 22:27

    Ja też niewiele wiem, ale jedno co wiem, to to że gdy człowiek jest blisko śmierci bardzo łaknie życia i być może to było powodem takiej a nie innej decyzji. Zdaję sobie sprawę, że to wygląda na egoizm, ale może w ten sposób chciała zostawić swemu mężowi choć cząstkę siebie, albo nie chciała odejść z tego świata nie zostawiając trwałego śladu swojej bytności? Kto to wie? Jedno jest pewne nie chciałbym, by w takie decyzje mieszał się ktoś trzeci, bo widziałem jak może cierpieć człowiek, którego za wszelką cenę trzyma się przy życiu, pozbawiając go możliwości decydowania o nim – to chyba jest gorsze od gwałtu. Dlatego napisałem, że popełniłaś błąd. A poza tym, czy jesteś pewna, że tej matki przy dziecku nie będzie? Może będzie bardziej niż niejedna żyjąca?

  4. Raptor 15.06.2008 14:38

    „Znam też tragiczną historię pewnej znanej i uwielbianej aktorki, która straciła mamę gdy miała 4 lata”

    Aktorki czy piosenkarki? 🙂

  5. Usagi 15.06.2008 20:54

    O pojeciu macierzynstwa przez Chrzescijan nawet nie bede pisac bo slabo mi sie na sama mysl o tym robi. Powiem tylko, ze zal mi tych ograniczonych, obdartych z wlasnej woli ludzi.

    Odnosnie Agaty, to zal mi jej coreczki. Bedzie dorastala w przedswiadczeniu ze byc moze stala sie przyczyna smierci matki (bo gdyby zamiast chodzic w ciazy Agata poddala sie intensywnemu leczeniu, moze udalo by sie ja uratowac), przez jednych gloryfikowana, przez drugich wytykana palcami. Osoby religijne uwazaja Agate za prawie ze swieta, bo odwazyla sie urodzic bedac chora i praktycznie oddala zycie za posiadanie dziecka, nawet przez krotki czas.

    Dla mnie to postepek egoistyczny, wrecz okrutny. Moge ja zrozumiec ze bedac na lozu smierci zapragnela pozostawic cos po sobie, swoja czastke, siebie zyjaca nadal w swoim dziecku, ale czy pomyslala o przyszlosci swojej corki? Osobiscie nigdy, przenigdy nie odwazyla bym sie urodzic dziecko jesli miala bym swiadomosc iz za kilka miesiecy odejde z tego swiata. To okropne pobawic sie chwile w matke, a potem osierocic dziecko, zostawic je na tym swiecie bez matki. I czy rodzic dziecko bedac chorym na raka, nie zagraza samemu dziecku?

  6. Mareknufc 24.08.2008 07:11

    Stek obelg wymierzonych w chrześcijaństwo, obarczanie jednego czynnika winą za wszystkie nieszczęścia w historii świata, wypuszczanie, jakby z rękawa, faktów typu: inkwizycja, wojny religijne, pogromy, bez uwzględnienia choćby szczątkowego kontekstu historycznego. Wielu bowiem z tych biednych heretyków spalonych przez inkwizycję było zwykłymi mordercami i burzycielami porządku, żeby wspomnieć sektę Fra Dolcino, czy Katarów. Wojny religijne są religijne z nazwy, tak naprawdę chodziło, jak np. podczas wojny trzydziestoletniej, o sprawy zupełnie świeckie – o władzę, o reformę anachronicznego systemu feudalnego, o powstrzymanie rodzącego się feudalizmu. O tym szanowna autorka już zapomniała wspomnieć. Wszystkie oskarżenia są podane bez ujęcia ich w kontekście nauczania Kościoła katolickiego. Autorka dzieli się swoimi głębokimi przemyśleniami na temat dogmatów sensu stricto, które wyłożone w formie wyciągniętej z szerszej całości owszem, są bez sensu, a sensu nabierają dopiero w szerszym kontekście, żeby powołać się na tak wyśmiewane przez autorkę gloryfikowanie Chrystusa cierpiącego na krzyżu. Autorka nadaje chrześcijaństwu w formie obecnej sankcję obowiązującego prawa, podczas gdy jest to prawo moralne, odwołujące się do sumienia i w krajach określanych jako cywilizowane zepchnięte jest na margines i stosowane par excellence nie-obligatoryjnie. Jakże śmiesznie wobec tego wyglądają wynurzenia autorki o biednych młodych ludziach, którym od dziecka krępuje się umysły i skłania do porzucenia refleksji nad omnis mundi creatura. Prawda jest jednak taka, że chrześcijaństwo jest tutaj tylko wymówką, usprawiedliwieniem lenistwa, awersji do wiedzy i do jakiegokolwiek wysiłku w ogóle, co widzimy dzisiaj w świecie „Zachodu” z całą ostrością. Autorka zapomniała wspomnieć, że kultura i sztuka na najwyższym poziomie, na których opiera się obecne urządzenie świata, narodziła się właśnie w świecie chrześcijańskim, który sprzyja racjonalnemu badaniu rzeczywistości, w myśl zasady zaczerpniętej jeszcze ze szkoły w Chartres, Alberta Wielkiego i Tomasza z Akwinu (tak, to jest to ciemne średniowiecze), że skoro Bóg stworzył świat i „nie chciał nas postawić równo z bestyjami, dał nam rozum i wolę, a nikomu z nami”, to mamy nie tyle prawo, ile obowiązek, aby ten świat racjonalnie badać. Wtedy właśnie, gdy islam zamykał się po potępieniu Awerroesa w swojej ortodoksji, do dzisiaj potężnej, chrześcijaństwo powróciło do antycznego kultu wiedzy. Grosseteste pierwszy na podłożu intuicyjnym tworzy koncepcję Wielkiego Wybuchu, jego uczeń z Zakonu Franciszkanów, Roger Bacon, jako pierwszy tworzy projekty maszyn latających, na 200 lat przed Leonardo Da Vinci. Kamień węgielny pod dzisiejszą naukę stawia Wilhelm Ockham, kolejny franciszkanin. W jaki sposób? Niech autorka doczyta w mądrych książkach, ja objaśniał wszystkiego nie będę.

    Praca nie posiada żadnej bibliografii, nie jest poparta opiniami żadnych autorytetów i z tego też względu bardziej przypomina wynurzenia sfrustrowanej nastolatki niż poważną rozprawę na tematy teologiczne.

    Żeby była jasność: ja też nie popieram wykorzystywania tragedii Agaty Mróz dla celów prywatnych i ideologicznych.

  7. Mareknufc 24.08.2008 07:13

    rodzącego się kapitalizmu, oczywiście*

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.