Myślenie globusem

Opublikowano: 08.04.2025 | Kategorie: Polityka, Publicystyka, Warto przeczytać

Liczba wyświetleń: 1090

Chcesz zrozumieć, na czym polega polityka zagraniczna Trumpa? Odczytuj dosłownie to, co mówi i patrz na globus.

Mam już dość tego ciągłe doszukiwania się drugiego dna, przypominania, że obecny amerykański prezydent uważa się za biznesmena i dealmakera, że pewnie prowadzi wyrafinowaną grę na dziewięciowymiarowej szachownicy, zaś my, maluczcy, widząc tylko część i tylko w czterech wymiarach, nie jesteśmy w stanie ogarnąć umysłu geniusza. Nic z tych rzeczy. Czas pożegnać się ze złudzeniami i przyjąć do wiadomości twardą rzeczywistość, a potem zacząć działać.

Wypowiedzi Trumpa i idące za nimi działania jednoznacznie określają kierunek, w którym zmierza amerykańska geopolityka. Jego wizja jest prosta jak i on sam, nie ma w niej żadnej finezji ani złożoności.

Po pierwsze, świat to strefy wpływów wielkich mocarstw i zgodnie z tą logiką należy go podzielić. A żeby nie komplikować, to najlepiej będzie, żeby każdy zajmował się swoim ogródkiem i jego przyległościami. Taka postsocjalistyczna komasacja gruntów, tylko na światową skalę. A jeszcze lepiej, żeby jeden od drugiego był odseparowany grubym murem lub fosą. Z globusa wychodzi Trumpowi, że najlepszą fosą są oceany.

Po drugie, Trump nie wierzy w modele „win-win” i od zawsze uznaje, że władza to gra o sumie zerowej: to, co ja zyskam, ty musisz stracić i na odwrót. Dwie zasady, wystarczająco proste, żeby ogarniał je umysł narcystycznego dewelopera, który największe biznesy robił na użyczaniu swojego nazwiska do firmowania cudzych inwestycji i potrafił doprowadzić kasyno do bankructwa.

Jeżeli w taki sposób postrzega się rzeczywistość, dalsze rozumowanie musi być równie proste. My jesteśmy Amerykanami, więc powinniśmy rządzić Ameryką, przynajmniej Północną. Stąd ciągłe nazywanie Kanady pięćdziesiątym pierwszym stanem USA, a jej premiera gubernatorem, stąd dążenie do aneksji Grenlandii, dlatego z taką determinacją USA prze do kontroli nad Kanałem Panamskim. Północna półkula między Pacyfikiem a Atlantykiem należy się nam, czyli Stanom Zjednoczonym. To nasza, geograficzna strefa wpływów.

Takie uproszczone myślenie doprowadziło również do nałożenia drastycznych ceł na prawie całą światową gospodarkę. W umyśle Trumpa jesteśmy my i konkurencja. Są firmy albo amerykańskie, albo zagraniczne. Trump nie dostrzega niuansów światowej gospodarki, wzajemnych powiązań, sprzężeń zwrotnych i globalnych powiązań kapitałowych. Jego rozumowanie sprowadza się do logiki „im więcej zabiorę innym, tym więcej będę miał”.

Przypuszczalnie w podobny sposób Trump myśli o Ameryce Południowej. Jest trochę dalej od jego „państwa środka”, więc póki co nie chce jej anektować, ale wie, że są duże szanse na zapewnienie sobie sojuszników w kluczowych Państwach. Argentyna jest już po jego stronie, czego dobitnie dowiódł Javier Milei wręczając Muskowi piłę mechaniczną do przycinania administracji. Prawdopodobnie Trump wierzy również, że Bolsonaro powtórzy jego sukces i jak on powróci do władzy. Wtedy można będzie powiedzieć, że i Ameryka Południowa stała się filią amerykańskiej myśli politycznej.

Kierując się wspomnianymi zasadami, Trump oddaje Rosji to, co według niego jej należne. Skoro ma być koncert mocarstw, skoro ma być podział stref wpływów wynikający z globusa, to naturalną konsekwencją jest, aby Rosja „zarządzała” przyklejonym do niej kontynentalnym wyrostkiem robaczkowym, czyli Europą. A przynajmniej przejęła całkowitą kontrolę nad dawną strefą wpływów i pozbawiła znaczenia resztę, czyli państwa tak zwanej Europy Zachodniej. Niech sobie tam zostanie oaza dobrobytu i złudzenie wolności. W końcu oligarchowie gdzieś muszą spędzać wakacje.

Z tego samego powodu powinniśmy przyjąć do wiadomości, że Trump wcale nie jest zainteresowany sprawiedliwym pokojem dla Ukrainy. On mentalnie już dawno oddał ten kraj Rosji. Teraz tylko pozoruje rozmowy pokojowe dla podtrzymania swojego wizerunku światowego przywódcy, próbując przy okazji ukręcić jakiś interes – a to surowce mineralne, a to elektrownie atomowe. Jego postawa negocjacyjna wyraźnie jednak wskazuje, że w sumie to mu wszystko jedno. Gra więc ostro na zasadzie „Nie zależy nam na tym interesie, więc możemy stawiać nierealistyczne warunki. Jeżeli się nie zgodzą, wtedy przerzucimy na nich winę za niepowodzenie negocjacji. Jeżeli się zgodzą, to się obłowimy za friko”.

To jest typowa strategia minimalizacji strat, gdy chcemy wycofać się z nieudanego biznesu – spieniężyć co się da i zwijać manatki. Biorąc pod uwagę bieżący stan „negocjacji” amerykańsko-rosyjskich, należy przypuszczać, że Trump jeszcze „rozmawia” głównie po to, aby spełnić swoje wyborcze obietnice, ale jeżeli to nie przyniesie żadnych efektów, amerykański prezydent znudzi się tematem i porzuci Kijów formalnie, mając na usprawiedliwienie argument w stylu „chciałem dobrze, ale zły Zełeński nie chce pokoju”.

Zoptymalizowany geograficznie podział stref wpływów jest również powielany w relacjach z Chinami. Trump dał wyraźnie do zrozumienia, że niekoniecznie będzie bronił niepodległości Tajwanu. W tym przypadku również musimy przyjąć, że spisał go na straty, czego dowodem silny nacisk na przenoszenie produkcji chipów do USA. Bo właśnie ultranowoczesne, nanometrowe chipy to ostatni argument, dla którego Trump jest jeszcze skłonny podtrzymywać gwarancje bezpieczeństwa dla Tajpej. Obecna amerykańska administracja nie jest również zainteresowana Azją Południowo-Wschodnią, bo to przecież „naturalna” strefa wpływów Chin.

Trudno powiedzieć, jaki jest stosunek Trumpa do Australii i Nowej Zelandii, ale jest możliwe, że ignoruje ich istnienie, bo wpatruje się tylko w „swoją” część globusa. Równie niejasny wydaje się stosunek Trumpa do Afryki. Na razie chyba ogranicza się do zasady „nie przeszkadzajcie nam, to i my nie będziemy się wtrącać”, ale prawdopodobnie jest pogodzony z myślą, że to boisko, na którym grają tylko Rosja z Chinami. No, chyba że trzeba urządzić małą demonstrację siły. Wtedy robi się szybką akcję w stylu ataku na jemeńskich Huti. Jest dużo samolotów i wybuchów, co w telewizji dobrze się sprzedaje. Oczywiście pod warunkiem, że jakiś półgłówek nie zaprosi na grupę nie tę osobę, co trzeba, i nie zepsuje całej zabawy.

Jeżeli to rozumowanie jest chociaż częściowo poprawne, to delikatnie mówiąc, powinniśmy przestać się łudzić, że Trump ma jakieś pozytywne plany wobec Europy. Jest ona dla niego co najwyżej kartą przetargową w dealu z Putinem, na której coś tam jeszcze można ugrać, choć niekoniecznie. No, chyba że zaczniemy podskakiwać, stawiać warunki i zacząć grać swoją własną grę. Wtedy amerykański prezydent będzie musiał uwzględnić w swoich kalkulacją nową figurę na szachownicy. Ale to wymaga europejskiej jedności, którą Amerykanie systematycznie podkopują, do spółki z Putinem inwestując w antyeuropejskie ugrupowania prawicowe i populistyczne oraz stawiając na stosunki bilateralne w kontrze do uzgodnień z Brukselą. Jesteśmy więc w bardzo trudnej sytuacji. Cała Europa od Wielkiej Brytanii i Portugalii po Finlandię i Rumunię powinna zrozumieć, że bez jedności nie przetrwamy jako oaza państw demokratycznych.

Autorstwo: Piotr Stokłosa
Ilustracja: WolneMedia.net (CC0)
Źródło: StudioOpinii.pl

image_pdfimage_print

TAGI: ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

4 komentarze

  1. niecowiedzacy 08.04.2025 18:40

    Nareszcie znalazł się ktoś co jawnie wyłożył kawę na ławę co jest grane, do czego dąży Ameryka od swego powstania. Co z tego wynika dla Polaków i Polski. Odpowiedź, figa z makiem z pasternakiem. Od 36 lat rządzą w Polsce Solidaruchy, które nie są zainteresowane zmianami lepszymi dla Polaków i Polski. Polacy nie są w stanie zaprezentować swojej wizji rozwoju, bo jak to wykonać skoro żyjemy w nędzy i bez wolnych mediów. Nie ma takiego ugrupowania a tym bardziej partii które by chciało szybkich zmian na dobre dla polaków i polski. Tylko moim zdaniem czy wygrana którejś z tych osób lub innej z 17 kandydatów na prezydenta cokolwiek zmieni na lepsze. Moim zdaniem zupełnie nie. Prezydent nie ma aż takiego wpływu na politykę rządu, ewentualnie może być hamulcowym jak Lech Wałęsa i to wszystko. Wszystkie założenia jakie przyjęła Solidarność po 1989 okazały się nietrafne i postąpiono dokładnie odwrotnie niż w założeniach. Moim zdaniem w każdej chwili grozi polsce zapaść ekonomiczna lub wojna domowa, ewentualnie obydwa wydarzenia jednocześnie. I coraz bardziej się przekonuję iż od tragedii nie ma odwrotu. Państwo Solidarne nigdy nie stworzyło odpowiednich przepisów by społeczeństwo i państwo mogło się bogacić. Wynika to stąd iż Solidarność tworzyli kadrowi pracownicy CIA po 1970 roku. Byli to Polacy w służbie ameryki, którzy co miesiąc dostawali wypłatę w $ taką samą jak rodowici amerykanie w Ameryce. To były ogromne pieniądze jak na ówczesne warunki polskie. Ci ludzie nigdy w życiu nie pracowali w normalnej pracy. Dlatego nie wykształcili w sobie odruchu iż jak chce się coś kupić, to najpierw trzeba zarobić. Należało by zmienić cały system funkcjonowania państwa, a to wobec braku poczytnych Wolnych Mediów jest niewykonalne. Ot i cała przyczyna kłopotów polskich, z tego nie można się wykaraskać i czeka nas zagłada na którą przez 36 lat prawie wszyscy Polacy sami zapracowali. Dając Solidarnej władzy wolną rękę pozbawioną jakiejkolwiek kontroli. To jest przykład jak bez wojny zniszczyć względnie normalnie funkcjonujące państwo. Nawet tu na WM jest kilka rozwiązań ale kto to czyta z polaków. To jest zaklęty krąg z którego nie ma wyjścia.

  2. pikpok 08.04.2025 20:26

    @niecowiedzacy pamiętaj, że główne postacie Solidarności które zainicjowały, pokierowały i wykorzystały ten ruch to : Michnik, Kuroń, Geremek, Mazowiecki, no i ich główny specjalista od przemian Balcerowicz. Wszyscy oni byli wiadomego pochodzenia.

  3. niecowiedzacy 08.04.2025 21:54

    pikpok muszę wyjaśnić iż na długo przed powstaniem Solidarności bo w 1952 roku powstało Radio Wolna Europa i Głos Ameryki które miało na celu przejęcie władzy od komunistów. Potem był Poznań 1956 gdzie noszono transparent, Żądamy chleba. Gdyby nosili transparent Żądamy mięsa i kiełbasy to było by w porządku, bo mięsa i kiełbasy rzeczywiście brakowało. To zakrawało na ironię bo chleb w tamtych czasach był taki iż mając do państwowej piekarni 25 metrów, matka wysyłała mnie małego chłopca po chleb. Ja niosąc go do domu potrafiłem nieraz wyżreć spory kawałek bo gorący był tak smaczny że nie potrafiłem się powstrzymać by nie jeść. Za co obrywałem po głowie szmatą i musiałem jeszcze raz iś po chleb. Następnie był rok 1967 albo 1968 i protesty studentów na Uniwersytecie Warszawskim. Dopiero w roku 1969 podwyższono cenę kiełbasy Zwyczajnej z 16 zł na 24 zł i od tego się zaczęły strajki w stoczniach. Po roku 1970 kadrowi pracownicy CIA byli zatrudnieni w TVP jako najlepsi redaktorzy agitatorzy. Byli to Polacy w służbie ameryki, którzy co miesiąc dostawali wypłatę w $ taką samą jak rodowici amerykanie w Ameryce. To były ogromne pieniądze jak na ówczesne warunki polskie. Następnie był Radom 1976. I dopiero w roku 1980 ludzie późniejszej Solidarności zaczęli wtrącać się do ogólnopolskich protestów i jako doradcy przejęli władzę. Obecnie większość ludzi tworzących zarządy partii służy ameryce a dla niepoznaki kłócą się o stołki. Dlatego obojętnie kto będzie rządził nic się zmieni. i Polaków oraz Polskę czeka zagłada.

  4. Skalp 11.04.2025 21:23

    Dziwi mnie ten tekst.

    W sensie dostrzegam tutaj pewne odkrycie, a raczej „odkrycie”, na miarę osławionego już wymyślenia koła na nowo.

    Czy imperializm jest czymś nowym? W ogóle czy odkąd on powołany został do życia, to czy kiedykolwiek umarł? Czy może jednak niektórzy naiwnie uwierzyli w koniec historii i to, że imperia poszły spać?

    Jeśli jest tak, to znaczy, że autor i ludzie mu podobni są po prostu nieroztropni. Pax Americana, którą zachwala chociażby Tomasz Wróblewski z Warsaw Enterprise Insitute to nie był jakiś już sprany model funkcjonowania świata. Ludzie, nawet tak dosyć bacznie obserwujący świat jakby dali się ponieść smartfonom, internetom, dwum samochodom w garażu, wakacjom w Chorwacji etc. i zapomnieli chyba co jest grane i nawet śmiem twierdzić, zawsze było grane, odkąd imperia kręciły globusem.

    Wszystkie zasady gry imperiów obowiązywały tak długo, aż imperiom to pasowało, zwykle jak się rachunek zgadzał, wzorem Ferdynanda Lipskiego z Killera `jego ilość sztabek złota zgadzała się względem sztabek złota Stefana Siarzewskiego. Niestety najwyraźniej ludzkość ma bardzo krótką pamięć i jak pewne zasady nie wymagają aktualizacji przez okres powiedzmy 20-50 lat, to myślimy, że juz zawsze wszyscy będą żyć długo i szczęśliwie. Otóż nie. Czym się różni zachowanie Trumpa, od zachowania Putina? Putinowi przestała się „zabawa” podobać. Ok, rozumiem, jego motywacja do wojny jest bardzo istotna i ja wcale nie odmawiam mu słusznośći, a na pewno nie wierzę w te uwłaczające trzycyfrowemu IQ brednie o brutalnej napaści na nikomu i niczego niewinną Ukrainę li tylko z wściekłości, czy chęci podboju dla zasady. Nie zmienia to jednak faktu, że Putin jako władca mocarstwa rości sobie pretensje do zbuntowania się wobec zasadom gry, gdy one mu nie pasują. No i dokładnie tak samo postępuje Trump, z tym, że trochę inne rzeczy im się konkretnie nie podobają, a też strefy wpływów – te wprost geograficzne u nich zasadniczo się różnią.

    O doktrynie Monroe można sobie spokojnie znaleźć informacje w sieci. Jasno jest tam napisane, że obie Ameryki USA traktuje jako swoją wyłączną strefę wpływów. Jak pojawia się tam jakikolwiek inny istotny gracz, w jakiejkolwiek istotnej sprawie to tylko i wyłącznie po ich akceptacji, stąd takie larum wobec kanału w Panamie.

    Nie rozumiem tylko tego zaskoczenia i jakby wręcz wesołego oburzenia tym, że imperia robią to, do czego zawsze miały prawo. Czyli organizowania świata tak, jak im wygodnie. Rozumiem, że można uznać to za jakieś straszne, brutalne, czy może nawet niecywilizowane do końca, tylko że musimy zrozumieć, ludzkość jako taka nigdy jeszcze nie „przepracowała” imperializm. Zmieniają się tylko gracze, trochę ich rozmiary, liczba graczy, ale generalnie wciąż mamy na tej planecie prawo pięści. Tyle że wyraża go siła wojska, finansjery, liczba głowic nuklearnych, wysokie technologie ich rozwój i dostęp do nich, no i może jeszcze zasoby surowców, z tych takich głównych kart. Przecież zobaczmy jak rozmawia obecnie USA z Iranem `albo wy podpiszecie porozumienie nuklearne takie jak wam damy do podpisu i wyrzekniecie się chęci posiadania broni nuklearnej, albo macie za chwilę nasze czołgi na swoim terenie. Dla mnie taki bezpośredni szantaż nie za bardzo różni się od tego, co można było usłyszeć od pierwszego lepszego zbója na trakcie handlowym w XIV-wiecznej Europie.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.