Liczba wyświetleń: 846
Stany Zjednoczone jako mocarstwo powstawały stopniowo, w drodze brutalnego eliminowania rdzennych mieszkańców przez obcych najeźdźców z całego świata. Nowi osadnicy nazywali siebie pionierami. Na dwa sposoby podbijali nieznany teren: przekupując naiwnych, albo eliminując fizycznie w nierównej walce. Rdzenne szczepy Indian nieznające broni palnej, topniały liczebnie mimo waleczności, ustępując pod względem technologicznym. Całe plemiona były przeszkodą w eksploatacji wszelkich dóbr, więc sukcesywnie przepędzane były w coraz trudniejsze dla egzystencji tereny, od wschodniego wybrzeża aż po Góry Skaliste.
Prym w podboju osadniczym wiodły ówczesne imperia, na czele z brytyjskim. Nazwy własne miejscowości i stanów najlepiej zdradzają, kto miał swój udział w ich powstawaniu: Brytyjczycy, Francuzi, Włosi, Hiszpanie, Niemcy.
Podbój i przekonanie o dominacji ukształtowało zbiorowość zmieszaną etnicznie, więc bez narodowości, albo czasem podwójnym obywatelstwie. Potomkowie poddani wielokulturowości istnieją zgodnie z zasadami sprzed 400 lat. Dyktatem silnego i zamożnego, jako wartością, rzucają na kolana każdą zbiorowość o szerszym pojmowaniu cywilizacji, w której dyplomacja i kultura stanowią podstawę i barierę przed kolonizacją. Cel jest jeden — bezwzględna grabież.
Oświadczenie prezydenta USA o gotowości przejęcia w posiadanie obszaru Grenlandii dla ukształtowanej przemocą amerykańskiej mentalności wydaje się jak zapowiedź głodnego o chęci zjedzenia dużej porcji pizzy. Niestrawne to dla umysłów cywilizowanych.
Mimo prostackiego stwierdzenia administracji amerykańskiej, premier Danii Mette Frederiksen sprostowała, że Grenlandia stanowiąca składnik administracyjny Danii, nie jest na sprzedaż. Nie powstrzymuje to administracji amerykańskiej przed coraz wyraźniejszym procesem przejęcia kontroli nad wyspą. Niezrażeni stanowiskiem władz duńskich Amerykanie oświadczają, że w kwietniu mieszkańcy dostąpią zaszczytu wizyty wiceprezydenta J.D. Vance’a.
Przed ambasadą USA w Kopenhadze gromadzą się tłumy skandujące okrzyki antyamerykańskie, a banery świadczą o radykalnych nastrojach sprzeciwu. Wyborcze hasło „Make America Great Again”, adaptowane zostało do sytuacji jako „Make America Go Away”, „Grenlandia nie jest na sprzedaż”.
Reakcją Donalda Trumpa jest zapowiedź zainstalowania kolejnej bazy wojskowej na Grenlandii i pomysł militarnego przejęcia intratnego strategicznie obszaru. Twierdzenie wczoraj „pokojowego” prezydenta zastąpiła deklaracja o wzięciu pod uwagę rozwiązania wojskowego jako alternatywy dla problemu, który sam stworzył.
Lars Lokke Rassmusen – duński minister spraw zagranicznych, zapowiedział swoją wizytę na Grenlandii w pierwszych dniach kwietnia. Władze duńskie nie akceptują tonu administracji amerykańskiej. Na współpracę są gotowe, ale nie na dyktat. Starając się zrozumieć potrzebę wzmocnienia obecności wojskowej, przypominają nieodzowność omówienia szczegółów tej kwestii.
Znanym chwytem obaw przed zagrożeniem rosyjskim J.D. Vance potęguje zagrożenie o połączone interesy rosyjsko-chińskie, które należy odstraszać. Jednocześnie zarzuca władzom duńskim niedbałość o interesy mieszkańców „zagrożonych przez inne narody”.
W roku 1945 Amerykanie stacjonowali na Grenlandii, mając 17 baz z tysiącami żołnierzy. Aktualnie jest tam 1 baza z 200 żołnierzami. Dania zarządza wyspą od 1721 roku. Przejęcie wyspy pod pretekstem zwiększenia bezpieczeństwa bez udziału administrującej nią Danii oznacza zakwestionowanie status quo. Rząd Danii zapowiedział realizację inwestycji obronnych w bieżącym roku o wartości miliarda dolarów w ramach projektu „Arctic Security”. Oznacza on zwiększoną liczbę okrętów, dronów i personelu duńskiego na wyspie. Do całości obrazu istotny jest także głos samych mieszkańców wyspy w skromnej liczbie 56 865. Ich ojczyzna zajmuje niebagatelny obszar 2 166 086 km².
Prezydent USA wypowiada się z ogromną pewnością siebie, że obecność Amerykanów na Grenlandii jest warunkiem pokoju na całym świecie, wyrokując: „Bez Grenlandii jest to niemożliwe, więc musimy ją mieć, bo wszędzie widać statki rosyjskie i chińskie. Nie możemy polegać na tym, że władze Danii poradzą sobie z problemem. Nie mówimy tu o pokoju dla Stanów Zjednoczonych, ale pokoju i bezpieczeństwie międzynarodowym”.
Koalicja partii Danii w przejawie zrozumienia powagi sytuacji, zjednoczyła stanowisko wydając oświadczenie stwierdzając, że wizyty władz USA bez konsultacji z rządem Danii są brakiem szacunku nie do przyjęcia. Sondaże wśród mieszkańców wskazują na głęboką niezgodę wobec polityki USA.
Obserwujemy kolejny przykład, w którym mieszkańcy Grenlandii doświadczą starań podstępu obietnic „gwarancji bezpieczeństwa”, a Duńczycy przekonywani będą do nich siłą. Dokładnie tak, jak stało się z Ukrainą i całą Europą. Wiara w moc referendum, czy siłę sprawczą kartki wyborczej, jest dla ludzi, których jedyną lekturą są baśnie, legendy i podania wzorowane na klasycznej wierze w regułę wzajemnego poszanowania. Socjopata z tego najzwyczajniej drwi, gardząc skrupułami.
Opracowanie: Jola
Ilustracje: WolneMedia.net (CC0)
Na podstawie: YouTube.com
Źródło: WolneMedia.net
Jeśli USA przejmą Grenlandię, skutki będą następujące:
1. Język angielski jako urzędowy.
2. Wynaradawianie rdzennych ludów – pojawią się kolonizatorzy (inwestorzy i zwykli imigranci) z USA, którzy z czasem liczebnie wyprą Eskimosów i będą podejmowali „większościowe” decyzje o przyszłości polityki wewnętrznej wyspy. Eskimosi zatęsknią wówczas za Duńczykami, za którymi obecnie nie przepadają.
3. Degradacja przyrody i skażenie środowiska z powodu działalności wydobywczej amerykańskich koncernów i działalności armii USA.
Na miejscu Danii, wysłałbym na Grenlandię spore oddziały wojskowe, okrążyłbym bazę armii USA i wypowiedziałbym mowę o stacjonowaniu wojsk, tłumacząc to utratą zaufania do USA z powodu roszczeń terytorialnych. I wszystko transmitowane w TV na oczach świata, by wywrzeć presję. 200 żołnierzy USA to nie jest wielka siła, a jeśli Dania nic nie zrobi, USA wzmocnią swoją obecność na wyspie, a później dokonają aneksji metodą faktów dokonanych. To są Amerykanie, oni zdradzają sojuszników (kiedyś Kurdów, teraz Ukraińców i Duńczyków) kiedy czują, że im się to opłaca. Nie mówię o zwykłych ludziach, tylko o tzw. „elicie rządzącej” i banksterach.
Ja to trochę uzupełnię – nie da się ukryć że Dania nie ogarnie Grenlandii, nie są w stanie anie czerpać korzyści ze strategicznego położenia ani nie są w stanie zapewnić godziwego życia mieszkańcom – przecież te ich domki i miasteczka wyglądają jak kurniki.
Zgodzę się z tezą że po przejęciu Grenlandii będzie wynaradawianie Eskimosów – wszystko w wesoły rytm produkcji hollywoodzkich, kiczowatego folkloru amerykańskiego i nawet dolarami mogą sypnąć – a co im tam! Przecież korzyści i zyski będą monstrualne. Część pewnie wyjedzie skuszona American Dream… Jak Dania będzie fikać to USA swoim wywiadem im podpalą kraj ich własnymi rękami. To nie ta liga.
Dania przespała swój czas i potencjał – sami mogli wyjść z inicjatywą i pobudować tam potężne porty, przeciągnąć szlaki handlowe i by mieć spokój do udziału zaprosić koncerny USA – musieli by im płacić haracz ale przynajmniej przez pewien czas jeszcze by byli gospodarzami…
Jankesy udoskonalili harpa i satelity skanujące skład powierzchni ziemi – namierzyli jakieś ciekawe złoża – szczególnie na Grenlandii – i potwierdzili złoża na Ukrainie – stad ta agresywna polityka trampka.
Dobrze ze my nic ciekawego nie mamy, bo by nam atomówki na tym postawili.