Liczba wyświetleń: 685
Marco Rubio ponownie rozsyła wilcze bilety o osobach, o których prawdopodobnie nikt nigdy nie usłyszałby. Powodem są oświadczenia, jakie wygłaszały one na Uniwersytecie Columbia w kwietniu ubiegłego roku podczas propalestyńskich protestów.
Kryje się za tym kwestia, która powinna nie tylko w Nowym Jorku, ale wszędzie stać się priorytetową, ponieważ jest atakiem na wolność słowa w stopniu, jakiego nigdy wcześniej w Ameryce nie widziano od pokoleń.
Przypuszcza się, że to Departament Bezpieczeństwa Wewnętrznego administracji Trumpa w połączeniu z Departamentem Sprawiedliwości, przejawiają wielką usłużność jako zwolennicy głęboko syjonistycznego prezydenta.
Poproszony o komentarz do zjawiska szanowany autorytet akademicki — profesor Mearsheimer, powiedział: „Prawda jest taka, że największym zagrożeniem wolności słowa w Stanach Zjednoczonych w tej chwili jest Izrael i ludzie popierający go. Jest głęboko zdumiewającym stopień, w jakim zwolennicy Izraela podejmują wysiłki odbierające prawo swobodnej wypowiedzi. Nie dzieje się to tylko w miasteczkach uniwersyteckich, ale w całym kraju”.
Zagadnięty o to, co można zrobić kiedy Izraelczycy mają prezydenta w swojej kieszeni, albo to on ma ich we własnej, profesor odparł: „Cokolwiek należy zrobić, to przede wszystkim ludzie muszą o tym głośno mówić. Mogą, choćby stając na dachach domów, krzyczeć o tym na cały głos, dając dowód, że zagraża to podstawie wartości amerykańskich — zagraża demokracji. Pozostaje faktem jednak, że mieszkamy w kraju, gdzie ludzie wolą schować się do mysiej nory, zamiast podjąć walkę ze zjawiskiem”.
Tłumaczenie: Jola
Na podstawie: YouTube.com
Źródło: WolneMedia.net
Pada wiele pytań pod adresem zwykłych obywateli, zarzutów, że się nie sprzeciwiają oczywistym nadużyciom, ż siedzą cicho, albo w mysiej norze… a tymczasem wszyscy na świecie piją „browarki”, bo takie ekologiczne, alkoholowo słabe no i smakowite.
A w „browarkach”..? Co w nich jest?
Rozmaite szury i foliarze ostrzegają przed dziwnymi substancjami w „browarkach”. Substancji adresowanych głównie do mężczyzn. To takie męskie… piweczko w dłoni, koledzy, atmosferka… i alkoholik gotowy.. żeby tylko alkoholik… Tylko, że ja sama słyszałam o tym od jakiegoś ruskiego naukowca, czyli niesłusznego, więc nie trzeba zwracać na te wypociny żadnej uwagi. Syn mojego sąsiada „browarkami” sprowadził się na piaszczysty parter. Co ciekawe ojcec jego mówił, że syn stał się niebywałym tchórzem. Czy jest jakiś związek? Czy piweczka obniżają testosteron..? Albo coś innego..? Wiem, że głównie rozum obniżają. Do zera.
Ja akurat po browarku albo dwóch jestem o wiele odważniejszy 😁😄
Tak jak ostatnio widzieliśmy każdy polityk w USA ma swojego syjonistycznego komisarza-spowiednika (z AIPAC). To jest mafia na najwyższym poziomie, państwowym poziomie. O najwyższym z możliwych stopniu organizacji. Wolność słowa nie jest na rękę establishmentowi, gdyż generalnie uświadamianie ludzi nie leży w ich interesie. Wręcz przeciwnie, rodzi nieodpowiedni klimat dla ichnich biznesów.
Odnośnie browarów, nie trzeba naukowców, aby wiedzieć, że główny składnik tychże współcześnie to chmiel (dawniej zazwyczaj jęczmień). Chmiel ma taką dość ciekawą charakterystykę, polegającą na tym, że zawiera związki o działaniu estrogenowym, czyli podobne do tych żeńskich (samice vel kobiety, chromosom XX) hormonów płciowych. Jest jednym z najsilniejszych fitoestrogenów występujących w naturze. Aż dziwne, że nie zaleca się stosowania go trans-osobom.
Dodatkowo ma również działanie uspokajające.
W przypadku typowych mężczyzn występuje sprzężenie zwrotne. W krótkim okresie alkohol zwiększa poziom stresu w organizmie, z uwagi na to, że jest toksyną i zagrożony organizm zaczyna wydzielać adrenalinę. Ta pobudza do działania, zaniża stres, osobnik czuje się „odważny”. Co jak wiemy jest typowym objawem u Homo Pijakusa.
W długoterminowym okresie chmielowy fitoestrogen wpływa negatywnie na gospodarkę hormonalną i obniża poziom testosteronu. Co w połączeniu z brakiem 'fajnego’ czucia się „odważnie”, generuje zwrotne, sprzężone samonapędzające się kombo, które sprawia, że męscy konsumenci browarków na dłuższą metę stają się (przepraszam za określenie) pizdami.
Czasami wręcz dosłownie, gdyż fani piwa oprócz brzuszków dorabiają się okazjonalnych „cycuszków”.
Oczywiście oficjalne (i dość pobieżne) badania twierdzą, że ilość tego jest zbyt mała, aby mogło zaburzać męskie hormony, a jeżeli już to raczej wina samego alkoholu. Może i tak. Ale w szczepionkach podobne argumenty podają odnośnie adjuwantów (toksycznych dodatków) i ich wiarygodność dość mocno oberwała ostatnimi laty.