Liczba wyświetleń: 971
Okazało się, że wśród zasadniczo lewicowej niemieckiej „klasy” polityczno-urzędniczej największe obawy w nowym roku budzi nie pogarszający się stan niemieckiej gospodarki i tysięcy dużych i średnich firm czy euro-komunistyczny „Zielony Ład” i jego fatalne skutki, tylko „nieobliczalny” przyszły prezydent Trump i co najmniej kilku jego bliskich współpracowników – z Elonem Muskiem na czele.
Z relacji i opinii niemieckich mediów wynika, że ponoć wiele milionów przeciętnych Niemców weszło w nowy rok 2025 w na ogół niedobrych lub wręcz fatalnych nastrojach. Podobno chodzi tu nie tylko o ich coraz większe koszty życia, mieszkań, domów i pojazdów czy o ich stopniowo słabnące firmy i portfele, uginające się pod ciężarami kosztów „polityki klimatycznej”, „zielonej”, socjalnej, imigracyjnej itd., ale również o ich coraz bardziej powszechne przekonanie, że pomyślnej przyszłości ich kraju i ich nie tak dawnego dobrobytu już nie da się uratować i przywrócić. Wielu Niemców sądzi też, że nawet rozsądny i dość wolnościowy program opozycyjnej Alternatywy dla Niemiec (AfD) już nie da nic lub prawie nic. Bo po pierwsze: potężne i połączone siły lewicy niemieckiej i tej „unijnej” AfD do władzy nie dopuszczą – ani po najbliższych wyborach do Bundestagu (23 lutego), ani za kilka lat. A po drugie: wiele wskazuje już na to, że na przywrócenie zdrowego rozwoju i pomyślnej przyszłości ich kraju jest już za późno. Sehr schlimm!
Oczywiście te minorowe nastroje chyba już większości Niemców nie pojawiły się nagle i dopiero w grudniu, ale co najmniej już zimą i wczesną wiosną ub. roku. 17 grudnia minęło bowiem np. już 8 miesięcy od pamiętnego przemówienia szefa niemieckiej giełdy (Deutsche Börse AG) Theodora Weimera, którego treść „przeciekła” do kilku mediów dopiero 5 czerwca ub. roku. Ten poważany ekonomista w przemówieniu wygłoszonym 17 kwietnia, podczas zamkniętego spotkania Rady Gospodarczej Bawarii, ostro skrytykował coraz bardziej lewicową politykę władz Niemiec, w tym tę finansową, imigracyjną i energetyczno-„zieloną”. Powiedział bawarskim ministrom i ekonomistom, że to, co od kilku lat robią władze urzędujące w Berlinie, „to już szaleństwo”, które prowadzi do upadku kraju. Jego przemówienie nie było skierowane do szerszej opinii publicznej, więc można przyjąć, że zawierało szczerą ocenę sytuacji Niemiec. W tym przemówieniu 65-letni Weimer stwierdził między innymi: – „Niedawno odbyłem 18. spotkanie z naszym wicekanclerzem i ministrem gospodarki Robertem Habeckiem i mogę Państwu powiedzieć, że to była po prostu katastrofa”. Dodał, że Habeck początkowo słuchał tego, co Weimer ma do powiedzenia, ale wkrótce do głosu doszli jego „zieloni” towarzysze i „fundamentaliści” i rzeczowa rozmowa zaraz skończyła się.
Szef niemieckiej giełdy powiedział też, że zagraniczni inwestorzy już fatalnie oceniają kondycję Niemiec i „opinia o nas w świecie jeszcze nigdy nie była tak zła”. – „Inwestorzy mówią: jeżeli będziecie robić tak dalej, będziemy was coraz bardziej unikać i wynosić się z Niemiec” – dodał Weimer. Podkreślił, że ich krytyka Niemiec jest słyszana już nawet w Azji i ci z Azji już pytają go, co właściwie motywuje niemiecki rząd do takiej „klimatycznej” i energetycznej polityki, a nie innej i ostrzegają, że doprowadzi to do klęski. Jako główny przykład tej fatalnej polityki władz Weimer podał „zarżnięcie przemysłu samochodowego przez wysokie ceny energii i przez ograniczenia związane z emisją dwutlenku węgla”. Podkreślił, że jest to przecież bezsensowne, bo silniki spalinowe i tak pozostaną w użyciu przez kolejne dziesięciolecia. Sehr richtig! W opinii Weimera, ogromnym problemem jest nie tylko ta szalona polityka „zielona”, ale też ta imigracyjna i socjalna – utrzymywanie kilku milionów ludzi z dalekich krajów, którzy nie pracują, nie mówią po niemiecku, „inkasują pieniądze od państwa i jeszcze je gdzieś wysyłają”. Szef giełdy stwierdził, że Niemcy może uratować jedynie nazywanie tych problemów po imieniu i zdecydowane postawienie na sektor prywatny (wg jungefreiheit.de).
Należy zauważyć, że po prawie 9 miesiącach od dnia ww. przemówienia, sytuacja gospodarcza i finansowa Niemiec, ich obywateli i firm na pewno nie uległa jakiejś generalnej poprawie, a w większości branż przemysłu, rolnictwa, transportu i budownictwa, jeszcze się pogorszyła. Np. Bundesbank spodziewa się, że wzrost gospodarczy Niemiec za rok 2024 znów będzie minusowy i co najmniej o kolejne 0,2 procent PKB mniejszy niż w roku 2023. A to oznaczałoby drugi rok recesji z rzędu. Donnerwetter!
Mocno niepewne relacje z nowymi władzami USA
Grudniowe wypowiedzi i twitterowe wpisy Elona Muska – mocno krytykujące obecne władze RFN, ich politykę gospodarczą, finansową i inną i wyrażające jego zdecydowane poparcie dla Alternatywy dla Niemiec jako „jedynej nadziei dla Niemiec” – wywołały wielkie oburzenie niemieckiej „klasy” polityczno-urzędniczej i wręcz histerię dominujących lewicowych mediów, jak np. telewizji ARD czy dziennika „Frankfurter Rundschau”. Nie wróży to dobrze przyszłym relacjom niemiecko-amerykańskim. Mogą one być jeszcze gorsze niż w latach 2017–2020. Ponoć szczególne ich oburzenie wywołała opinia Muska zapisana na platformie X, że „tylko AfD może uratować Niemcy”. Tę opinię wybitny przedsiębiorca rozwinął następnie w artykule opublikowanym w dzienniku „Welt am Sonntag”, w którym pochwalał „polityczny realizm” AfD i „rozsądną politykę energetyczną i gospodarczą” tej partii. Chyba nie mniejsze oburzenie i sprzeciw niemieckich polityków i mediów wywołała też sama ta „jawna ingerencja” Muska w niemiecką politykę, jak ją ocenili liczni komentatorzy z kręgu SPD, CDU i innych partii establishmentu. W dodatku była to „ingerencja” przeprowadzona raptem kilka tygodni przed zaplanowanymi na 23 lutego bardzo ważnymi wyborami do Bundestagu. – Nie pamiętam porównywalnego przypadku ingerencji w kampanię wyborczą zaprzyjaźnionego kraju w historii zachodnich demokracji – oświadczył Friedrich Merz, szef CDU, partii trochę „opozycyjnej” wobec polityki rządu SPD i Zielonych – już od ponad 3 lat. Ten bardzo doświadczony polityk i prawnik prawdopodobnie stanie na czele nowego rządu RFN po lutowych wyborach.
Niemieccy politycy, wyższej rangi urzędnicy i szefowie dużych przedsiębiorstw chyba najbardziej obawiają się wciąż możliwej nowej wojny celnej UE z USA, która najprawdopodobniej mocno by zaszkodziła „eksportowej” gospodarce Niemiec – opartej od lat na ogromnym eksporcie niemieckich pojazdów, maszyn, urządzeń, produktów przemysłu chemicznego czy stalowego do USA, Chin i paru innych dużych krajów. Niemcy od lat utrzymują ogromną, wielomiliardową nadwyżkę finansową w handlu ze Stanami Zjednoczonymi. A to sprawia, że jakiekolwiek wojny czy wojenki celne i handlowe z USA przyniosłyby niemieckim eksporterom i niemieckiemu przemysłowi na pewno poważne straty. Dlatego Friedrich Merz i inni z CDU-CSU, a także ci z liberalnej FDP i innych partii, bardzo liczą na osiągnięcie jakiegoś porozumienia z nowymi władzami USA – przede wszystkim właśnie w sprawach handlowych. A także w kwestiach dot. kijowskiej Ukrainy, NATO i żądanego przez Waszyngton już od roku 2016 zwiększenia przez RFN i inne kraje UE ich faktycznych wydatków na cele wojskowo-obronne. Silne obawy wielu Niemców biorą się też stąd, że w okresie ostatnich kilkunastu lat aż kilka tysięcy niemieckich firm dużych i średnich zainwestowało w USA ogromne sumy. Utworzyły one tam swoje filie, spółki i zakłady produkcyjne i w sumie ponad milion nowych miejsc pracy. Prawdopodobnie nowy rząd w Berlinie już od końca marca czy od kwietnia będzie się starał zwrócić uwagę władz USA i NATO na obiecywany wzrost swoich wydatków na sprawy obronne – w ramach zobowiązań RFN w NATO. A także na „solidarnościowe wysiłki na rzecz dalszego wspomagania Ukrainy” (wg DPA). Ale nie wiadomo, czy to złagodzi obecne napięcia we wzajemnych relacjach, w sytuacji gdy Trump i jego doradcy zdecydują się jednak na zapowiadane sankcje celne wobec Niemiec i innych państw euro-sowchozu. Bo te ewentualne sankcje i cła na towary z Niemiec i innych krajów UE szczególnie mocno dotknęłyby właśnie gospodarkę niemiecką. Co do tego chyba nikt w Niemczech nie ma większych wątpliwości.
Tak więc prawdopodobnie to na Merza, polityka na pewno znacząco bardziej proamerykańskiego niż Olaf Scholz czy inni z SPD, spadnie główny ciężar pomyślnego ułożenia niełatwych relacji z nowymi władzami USA. Kandydat post-chadeków na kanclerza Niemiec jest na pewno świadomy tej sytuacji. Dlatego już 2 stycznia opowiedział się za zaproponowaniem wkrótce prezydentowi Trumpowi „nowej transatlantyckiej umowy o wolnym handlu”. Przekonywał, że taka umowa zapobiegłaby rozwojowi „spirali celnej” i byłaby bardzo korzystna dla konsumentów i europejskich i amerykańskich (bo Trump zapowiadał wielokrotnie, już jesienią ub. roku, że chce wprowadzić podstawową stawkę ceł dla wszystkich produktów zagranicznych sprowadzanych do USA – na poziomie 10–20 proc. oraz cła 60 proc. na towary z Chin. Zagroził też, że zablokuje pomoc dla kijowskiej Ukrainy i wyprowadzi USA z NATO, jeśli europejscy sojusznicy „nie zapłacą za swoje bezpieczeństwo”). Merz zaczął też wstępnie obiecywać rozważenie zakupów amerykańskich samolotów F-35, które miałyby być serwisowane w Niemczech, a także innych drogich produktów USA.
W niemieckiej prasie panuje jednak dość zgodna opinia, że nadchodzą niezwykle burzliwe i trudne czasy dla wzajemnych stosunków pomiędzy Waszyngtonem a Berlinem. I to nie tylko z powodu „nieobliczalnego” prezydenta Donalda Trumpa czy ataków Elona Muska i innych na władze i politykę RFN. Bo Niemcy są obecnie już znacząco słabsze gospodarczo i politycznie w stosunku do USA, niż były w latach pierwszej prezydentury Trumpa. A niemiecka gospodarka znajduje się w stanie wyraźnej stagnacji bądź recesji już trzeci rok z rzędu. Więc władze Niemiec i szefowie przemysłu będą próbować szukać pól do kompromisu i zapewne też do ustępstw – żeby tylko władze USA nie doprowadziły do załamania ich modelu eksportu, gospodarki i polityki. Jednak ministrowie i doradcy Donalda Trumpa zapewne zdają sobie z tego sprawę i będą chcieli to wykorzystać – twierdzą niektórzy niemieccy komentatorzy. Sądzą też, że decydujące znaczenie dla efektów nowej współpracy niemiecko-amerykańskiej będzie miała dalsza polityka Berlina wobec Chin. A jakakolwiek ewentualna zmiana tej polityki – wedle życzeń i nacisków Waszyngtonu – będzie bardzo trudna ze względu na od lat silne i rozbudowane gospodarcze więzi i wzajemne zależności Niemiec z Chinami. Richtig!
Autorstwo: Tomasz Myslek
Źródło: NCzas.info
Lewactwo to nieuleczalna choroba psychiczna i jedyne co można zrobić dla osoby nią dotkniętą to trwale izolować od społeczeństwa. A co robią z tym Niemcy? popierają lewicę i zielonych:) To jest dopiero konsternacyjna Hipokracja:)
Oto przykład z Polskiego podwórka jak postępują inne państwa z polską. Brak realnych Polskich mediów to tylko ułamek co serwują Polakom, ludzie Solidarni. To tylko realizacja długofalowego, zamierzonego działania USA by zniewolić świat. Czym się różnią rządy PO od PISu, obydwa realizują politykę wyniszczania polaków i polski pod dyktando nieżyczliwych obcych mocarstw. Amerykanie sterują Polską. Postaram się wyjaśnić, jak zaczęła się historia stosunków pomiędzy ludźmi, którzy stworzyli Solidarność, a Ameryką od 1970 roku, bowiem już wtedy Polacy byli na służbie Ameryki. Niejednokrotnie w telewizji widziałem historyczne filmy amerykańskie, w których pojawiało się najwięcej polskich nazwisk redaktorów telewizyjnych jako kadrowych pracowników CIA. Tak więc to już przeszło pół wieku, jak Polacy zostali zdradzeni. Więc czy można oczekiwać od zdrajców litości nad Polakami? Dodatkowo efekt zdrady został wzmocniony przez ludzi Solidarności. Uznali oni Amerykę jako coś prawie równego Bogu i będącego wyrocznią losów Polaków i Polski a prezydent Ameryki stał się nieomylnym Guru dla większości polskich polityków. Państwo III RP powstało na gruncie fałszywej ideologii, w której zamiast kapitału próbuje się wstawić krzyż. Zamiast konkretnego kapitału próbuje się wmontować wiarę. W życiu człowiek musi liczyć się z innymi ludźmi, a więc jeśli jest dobry – powinien być nagradzany, a jeśli jest zły i niepoprawny – powinien podlegać kasacji, by nie niszczyć życia innych ludzi. Nie można dopuszczać, by ludzie nieuczciwi wygrywali z ludźmi uczciwymi, bowiem następuje marazm społeczny i gospodarczy, a to już prosta droga do niewolnictwa. Słowem jeśli w państwie nie ma odpowiednich kar, to następuje kryminalizacja społeczeństwa, jak to się stało po objęciu rządów po 1989 roku przez pazernych ludzi Homo Solidaruch. Co do sojuszy wojskowych, to Solidarna Polska postawiła na konia, który już nigdy nie wygra, bo czas jego świetności skończył się w 1947 roku, gdyż zamiast dopieszczać swoją potęgę gospodarczą, wybrał ścieżkę wojenną. Ten kraj od zakończenia II wojny światowej wygrał tylko 1 brudną wojnę. Reszta to porażki w coraz haniebniejszym stylu w rodzaju ucieczki z Kabulu. Stał się upiornym kolosem na chińskich nogach swojej przereklamowanej gospodarki. Nierządny Sprzedajny Związek Zdrajców Solidarnych z Ameryką, oddał Polskę we władanie USA w roli psa ujadającego za darmo. Polacy zaś za pseudoprzyjaźń muszą wyjątkowo słono zapłacić, bo za amerykańskie cuda technologiczne wątpliwej jakości musimy zapłacić więcej od innych państw i offsetu prawie nie będzie. Tylko czym zapłacimy, skoro Solidarna Polska eksportuje do USA (ile, nie znam danych, ale według mnie) tyle, co kot napłakał. Około półtora miesiąca temu pan prezydent Andrzej Duda, rzekomo wielki patriota, wygłosił w telewizji oświadczenie, iż powinniśmy jak najwięcej kupować w USA, bo to leży w interesie polskiej gospodarki. A 1 grudnia w Telewizji Trwam polski pułkownik stwierdził, iż polski przemysł zbrojeniowy ma służyć doposażaniu armii w amerykańskie części zamienne i remonty uszkodzonego sprzętu. Tak iż to, na co pracowaliśmy Solidarnie przez 36 lat, nareszcie przynosi rezultaty. Chwała wybrańcom, iż dali radę ogłupić ukochany naród. Ale nie ma co się martwić, długo tak nie pociągniemy i jak mówią Ukraińcy: „budut pizdiec Lachom”. Wkurza mnie skamlenie zwolenników PiS-u, różnych prawdziwych Polaków, wszelkich prawicowców, którzy biadolą, że cała wina to tylko Tuska i Putina. A oni co robili przez 7,5 roku? Odpowiedź — osadzali swoich znajomków na intratnych posadach, a teraz sytuacja się powtarza z PSL. Zastanawia mnie uległość współczesnych Polaków. Nie ma ani jednego ugrupowania, które by lansowało i promowało bardzo dużą niezależność od kogokolwiek, mam na myśli obce państwa i różnego rodzaju wiary. Choć wiele ugrupowań ma w swoich nazwach szumne słowa: Niezależne, Samorządne, Niepodległe, Prawo, Sprawiedliwość, Narodowe, Ludowe, Suwerenne, Państwo Prawa, itp. Jednak każde ugrupowanie uznaje zależność od swojego patrona, idola Guru i nie widzi siebie jako samodzielnego tworu. Kombinuję sobie czy ktoś wyciął Polakom jaja? Czy są masochistami, bo potrzebują czuć obcy but, czy bat nad sobą? Najprostszym sposobem by społeczeństwo było uczciwe, są odpowiednio duże zarobki tak, by starczało na spore zachcianki. Niestety mimo obietnic ludzi Homo solidaruch, zarobki realne z każdym rokiem są coraz mniejsze i coraz mniejsza siła nabywcza pieniądza, a jednocześnie wzrasta pole manipulacji społeczeństwem przez PO-PiS i różnych ludzi nieuczciwych. Dlaczego tak się dzieje? Bo łatwiej jest rządzić ludźmi spragnionymi odpowiednich zarobków. No i przez coraz większy wzrost rozdzielnictwa zyskuje się coraz większe poparcie i sterowanie społeczeństwem, a przez to i władzę. Dodatkowym negatywnym skutkiem jest wzrost biurokracji. Istnieje bardzo wielka szansa, iż jak w Hiszpanii w 1936 roku doprowadzi to do wojny domowej. Czy można było pójść inną drogą i zbudować normalną, niezależną Polskę, odpowiadam teoretycznie można, ale w praktyce jest to wykluczone. Trudność polega na tym, iż w Polsce nigdy nie było demokracji. Jest w Polakach jakaś fatalna chęć robienia innym na złość. I tak było zawsze. Drugim problemem jest obieg informacji a właściwie jego całkowity brak. Ci co mienią się autorami i redaktorami w rzeczywistości są jedynie usłużnymi agitatorami propagandy poszczególnych ugrupowań które są przy różnych korytach, sponsorów oraz obcych mocarstw. Tak więc jeśli nie powstaną, Wolne Niezależne Media o zasięgu ogólnopolskim, nie ma szans na jakiekolwiek pozytywne zmiany. I nie ma co liczyć na jakieś reorganizacje, z tych polityków co są, nie zmontuje się już niczego dobrego. Wszystko, co obiecywali, zrobili dokładnie odwrotnie. Udowadniają to już od 36 lat. Potrzebne są przynajmniej 3 nowe partie, by za pierwszym razem wygrać wybory i rozpocząć pozytywne zmiany. By państwo było dobre potrzeba bogatszego społeczeństwa, co zmniejszy znacznie przestępczość. Jak będzie bogatsza całość społeczeństwa, to wystarczy na potrzeby obronności. Bowiem pomimo podpisanych różnych deklaracji w sprawie warunków prowadzenia wojny, wojna rządzi się brakiem jakichkolwiek hamulców ze strony prowadzących wojnę. Po tym przykładzie polscy politycy powinni się zastanowić, czy stać nas na wojnę przeciw Rosji lub Niemcom z armią, która nadaje się tylko do defilad i odstraszania, ale nie do realnej krwawej wojny, będąc wyposażona w 45-letni amerykański złom. Co do sprzętu Koreańskiego to nadaje się on jako tako, czyli po japońsku. Bowiem Niemcy, a zwłaszcza Rosja, jako ewentualni nasi przeciwnicy dysponują gigantyczną przewagą technologiczną. Czy jest na to rada, tak, ale jak na razie tylko teoretyczna. Bowiem wszystkie rządy, jakie rządziły po 1989 roku, są przeciwne rozwojowi polskiemu prywatnemu przemysłowi zbrojnemu. W Polsce Solidarni twardogłowi politycy, zwolennicy wojen, z zajadłością kreślą scenariusze gdzie dostawy sprzętu i wojska będą ad hoc, np. poprzez budowę CPK, a rozstrzygające bitwy będzie można realizować, ganiając po lesie piechotę w stylu AK. Jeszcze nie tak dawno lansowano, iż czołgi są nam zupełnie niepotrzebne, bo przecież mamy amerykańskie Javeliny. Nie potrafimy zidentyfikować pojedynczej rakiety, ale chcemy budować swoje. Tylko co potem, panowie politycy i generałowie? Bo przecież armię mamy do parady i odstraszania, ale nie do wygrania realnej wojny. Niestety, ludzie Solidarności nie chcą się przyznać, iż mylą się z bardzo fatalnymi skutkami dla Polaków, Polski, gospodarki i obronności już od 35 lat. Co do obronności to widzę to tak: Trzeba zorganizować służby prowadzące biały wywiad, który jest niezbędny przy zakupach sprzętu dla wojska. Choć według mnie idealnym rozwiązaniem byłyby zakupy sprzętu dla polskiej armii u polskich producentów. Powinniśmy zreorganizować Polski Urząd Patentowy tak, aby w chwili zgłaszania innowacji, automatycznie przyznawano tajny patent roboczy i nie obowiązywałyby absolutnie żadne opłaty za ich rejestrację. Opłata zostałaby pobrana dopiero po roku od sprzedaży produktu. Zreorganizować przepisy dotyczące wojska i zakupów uzbrojenia. Przystosować przepisy tak, żeby powstawały prywatne firmy zbrojeniowe, ale nie likwidując państwowych, które na licencji firm prywatnych, gdyby były duże zamówienia, wytwarzałyby produkty firm prywatnych. Wdrożyć pierwszeństwo zakupów od polskich firm zbrojeniowych, ale tylko, gdy wyroby są na poziomie co najmniej europejskim. Takie projekty sprzętu niemającego nawet odpowiedników w teorii istnieją od 25 lat. Ciekawostka — potrzebne są między innymi nowe hełmy i buty, których łączny czas wkładania po ciemku wynosi nie więcej niż 20 sekund. Musimy posiadać helikopter bojowy, którego jedna z wersji bez żadnego problemu rozprawi się z 8 helikopterami AH-64 Apache Longbow. Czołg, którego wieża obraca się o 360 stopni w ciągu 12 sekund i może wystrzelić 54 pociski z armaty 120 mm o długości lufy 70 kalibrów jeden po drugim. Do tego 3 pojazdy eskortowo-bojowe, każdy w innej konfiguracji uzbrojenia. W oparciu o podwozie pojazdu eskortowo-bojowego można zbudować cysternę o dużej pojemności lub pojazd do transportu gazów, cieczy i substancji wyjątkowo zjadliwych. Niestety rzekomo polscy politycy jak dotychczas odnoszą się bardzo wrogo do tych projektów. Co do nowych elit politycznych to one były i są, ale trzeba im umożliwić pełne ujawnienie się. I w tym momencie do akcji powinny wejść wszystkie media, które zachowały chociaż trochę zdrowego rozsądku. Od początku istnienia świata ludzkiego nie ma w nim miejsca dla słabych, tak było, jest i najprawdopodobniej pozostanie na zawsze. Dziś 2025-01-07 21:45 w telewizji Republika usłyszałem stwierdzenie iż naszym gwarantem bezpieczeństwa są Stany Zjednoczone Ameryki. Jak nędznej wiary w Polskość jest człowiek który ma takie poglądy, składający byt Polaków i państwa w ręce obcego mocarstwa. Moim zdaniem 85% wyrobów potrzebnych do istnienia i działania wojska Polskiego powinno pochodzić z polskiej produkcji. To samo dotyczy wyżywienia polaków 85% artykułów konsumpcyjnych powinno pochodzić z polskiej produkcji. Natomiast pozostała produkcja dla istnienia i działania Polaków powinna wynosić 70%. Państwo powinno, też dążyć do podwyższenia tych wskaźników. Oczywiście produkując różne towary najwyższej jakości powinniśmy dążyć do rozwoju eksportu w ilości około 40%. Czas najwyższy sprywatyzować kobiece brzuchy bo rola inkubatora za 1000+ zupełnie się nie sprawdziła, a prywatne wiadomo większa konkurencja i jeśli na każde dziecko, niezależnie od posiadanej ilości, państwo da 4000zł miesięcznie z gwarantowaną możliwością rewaloryzacji, to i dzieci będą. A jak do tego dołożyć urzędowe tanie mieszkanie to produkcja dzieci Polskich powinna ruszyć. I proszę nie pisać iż to rozdawnictwo bo to najpilniejsza potrzeba. Nigdzie na świecie eksperymenty z imigrantami nie udały się, więc dlaczego miało by to zadziałać w Polsce. To jest Polskie być albo nie być. Na dwa tygodnie numer jeden w Ameryce a dla rzekomo polskich elit politycznych i innych, wraz ze swoimi pomocnikami, objawia swoje życzenia a właściwie żądania do swoich sojuszników, w których zachowuje się jak pewien gościu z wąsikami w pilotce jeżdżący Volskwagenem. Żąda przestrzeni życiowej dla Wielkiej Ameryki czyli aneksji Kanady, Grenlandi i Panamy. Jego pomocnicy wtykają nosy w Angielskie interesy. Jaka będzie oficjalna reakcja NATO i rzekomo Polskich elit politycznych ze szczególnym uwzględnieniem: wszelkiej maści prawicowców i niepodległościowców dla których jest ich uwielbianym Guru. Jaka będzie reakcja NATO i rzekomo Polskich elit politycznych gdyby zaczął realizować swoje życzenia. Ciekaw też jestem oficjalnej postawy Polskiej armii. Zacznijcie panowie myśleć zawczasu bo musztarda po obiedzie może być śmiertelnie niestrawna. A tak przy okazji szykujcie dodatkową kasę za amerykańskie przestarzałe zabawki dla naiwnych polityków, bo Guru wyraża życzenie iż ochrona musi więcej kosztować. Chyba nie macie zamiaru sprzeciwiać się swojemu Guru. Czy wolicie dalej tradycyjnie szukać wrogów jak najbliżej a pseudo przyjaciół jak najdalej. Myślę, że dopóki Polacy nie przyjmą do wiadomości, iż największym przyjacielem Polaka może być drugi Polak, a jeszcze lepiej Polka, bo z tego mogą być tak bardzo potrzebne dzieci i nie koniecznie z prawego łoża, bo najważniejsze, że będą nasze, polskie. Jeśli Polacy tego nie zrozumieją, pozostaje dać na mszę za coś, co kiedyś nosiło miano Polska ale bez żadnych plugawych dopisków i za ludzi ją zamieszkujących. O wszystko trzeba umieć dbać, a szczególnie o ludzi, bo w dzisiejszych warunkach likwidacja Polski będzie ostateczna i nieodwracalna. Osobiście uważam iż sedno wszelkich związków i stowarzyszeń cywilnych i wojskowych z innymi krajami może być możliwe tylko i wyłącznie oparte na zasadach jedno państwo = jeden głos. Prościej równa ilość głosów niezależnie od ilości ludzi zamieszkujących te państwa. To wyrównało by szanse. Drugi priorytet to powstrzymywanie się państw od dawania pseudo dobrych rad dla innych państw. Trzeci to nie krytykowanie obcych państw, niech o wszystkim decydują ludzie go zamieszkujący. To minimum koegzystencji. Alternatywą są wojny.