Liczba wyświetleń: 646
Chory psychicznie, mieszkający w Polsce Brytyjczyk pakistańskiego pochodzenia wwiózł do Urumczi 4 kg heroiny. Za przemyt narkotyków w Chinach jest tylko jednak kara: śmierci. Pod koniec roku, kiedy świat jest mniej czujny, Chińczycy wykonali przyspieszony wyrok na 53-letnim Akmalu Shaikhu. 23 grudnia dostał śmiertelny zastrzyk. Nie pomogły prośby brytyjskiego rządu i Amnesty International, aby opóźnić wyrok i powtórzyć proces, który w oczach Europy i w świetle praw człowieka był niesprawiedliwy.
Akmal Shaikh od 1996 r. mieszkał w Lublinie. Cierpał na psychozę maniakalno-depresyjną. Przez chorobę rozpadł się jego związek z lublinianką, matką jego dwójki dzieci. O problemach psychicznych Shaikha mógł przekonać się też radny Lublina Dariusz Jeziora, którego Akmal straszył terrorystami, bo nie poparł idei wybudowania wielkiego meczetu. Shaikh znany z kontrowersyjnych pomysłów, planował otworzyć w Polsce linie lotnicze, w tym temacie również nie znalazł poparcia. Skończył jako bezdomny, ale wierzył, że uda mu się zrobić karierę popowego piosenkarza. Nagrał piosenkę „Come Little Rabit“. Słuchając jej, można zorientować się, że jest wykonana przez osobę nie tylko mało utalentowaną muzycznie, ale przede wszystkim niezrównoważoną psychicznie. Mimo to polsko-kirgijska mafia narkotykowa wmówiła Akmalowi, że pomogą wypromować jego piosenkę na rynku muzycznym w Chinach. Postawili jednak warunek, że musi towarzyszyć im w podróży do Urumczi. Na lotnisku podano mu przesyłkę od managera: 4 kg heroiny warte 250 tys. funtów. Narkotyki znaleziono przy Akmalu zaraz po wylądowaniu w Chinach we wrześniu w 2007 r. Po półgodzinnym przesłuchaniu w 2008 r. został od razu skazany na karę śmierci. Według dziennikarza „Daily Mail“ o decyzji wyroku śmierci na Akmelu Shaikhu brytyjski rząd dowiedział się dopiero po roku. Zrobiło się larum i przez kilka tygodni brytyjskie i polskie media opisywały sprawę Akmela, pierwszego Brytyjczyka w ogóle i pierwszego od przeszło 50 lat obywatela europejskiego kraju skazanego przez Chińczyków na karę śmierci. We wszystkich ważnych brytyjskich mediach pojawiały się artykuły o skazanym na śmierć, mieszkającym w Polsce Akmalu Shaikhu, niemal wszystkie ilustrowanie były zdjęciami wykonanymi w Polsce: jedno na tle restauracji Sphinx, inne na tle autobusu 405.
O to, aby wstrzymać się z wykonaniem egzekucji na chorym psychicznie obywatelu Wielkiej Brytanii apelował brytyjski rząd, Rada Europy, Parlament Europejski, międzynarodowa organizacja Amnesty International, apelowała ambasada brytyjska w Chinach. Szef brytyjskiego rządu Gordon Brown intensywnie walczył o uwolnienie Brytyjczyka, wysyłając listy do chińskiego prezydenta Hu Jintao. Brown prosił o ponowną rozprawę i o skontrolowanie stanu zdrowia psychicznego skazańca.
Polski rząd nie zaangażował się w obronę mieszkającego od kilkunastu lat w Lublinie Akmala. Polska ambasada w Pekinie uznała, że nie należy ingerować w prawo innego kraju. Rzecznik rządu Paweł Groś skomentował, że kancelaria nie zamierza wysyłać żadnych listów w sprawie ingerencji w wyrok Shaikha. Biuro prezydenta RP również nie zareagowało. Paweł Wypych w imieniu przychylnemu procedurze kary śmierci prezydenta Lecha Kaczyńskiego powiedział, że nie są znane szczegóły sprawy Shaikha i nie będzie żadnych prób negocjacji z chińskim rządem w sprawie łamiania praw człowieka. Tylko wiceprzewodniczący sejmowej komisji spraw zagranicznych Karol Karski jako jedyny wysłał list do rządu chińskiego z prośbą o odstąpienie od wyroku. Dla polskich polityków nie miało znaczenia to, że Polska była domem Akmala Shaikha przez ostatnie kilkanaście lat, ani też to, że w Polsce mieszka dwójka jego dzieci. Obojętną postawę polskich polityków krytykowały media, m.in. Polskie Radio Dla Zagranicy, dziennik „Polska“, komentatorzy. Amnesty International wystosowało do polskich polityków oświadczenie, wyrażając rozczarowanie stosunkiem polskiego rządu, który w oczach tej międzynarodowej organizacji walczącej o prawa człowieka powinien przyłączyć się do głosów krytyki płynących nie tylko z Wielkiej Brytanii. Nie spodobało się Amnesty International to, że polska ambasada w Pekinie pasywnie obserwowała przebieg sytuacji, dając tym samym przyzwolenie na łamanie przez Chiny praw człowieka, na karanie śmiercią ofiar międzynarodowego handlu narkotykami, a nie sprawców.
Autor: Joanna Biszewska
Źródło: eLondyn
Myślę, że do tego sprowadza się upośledzenie współczesnych rządów. Triumf ekonomii, racji stanu, geopolityki względem najbardziej pierwotnych odruchów sumienia. Myślę, że kompromitacja i upadek rządów, nieoficjalna samodymisja następuje wówczas gdy aparat władzy nie zdolny jest do empatii względem pojedyńczego człowieka.
Przeciez w Polsce rzadzi zydostwo wiec jak u nich szukac litosci skoro sam ich bog Jehowa odrzucil ich za twardosc serc.
Dziwne. Koleś nikogo nie zabijał, nie zmuszał do brania narkotyków a władza zarzuca mu to że był przyczyną śmierci ( oficjalnie) jednocześnie sama go zabija. Po 2 on był muslimem a tam w okolicach gdzie został złapany z muslimami się nie pieszczą. A polski rząd to popierdółka.
polskojęzyczny rząd dostałby kopa, gdyby miała się stać jakakolwiek krzywda któremus z licznych księży, na polskich paszportach dyplomatycznych, promujących w swiecie ( a zwłaszcza po wschodniej stronie…) obcą polskiej racji stanu politykę watykanu. Polskojęzyczni u władzy wielokrotnie dawali jasno do zrozumienia, że wiedzą gdzie są konfitury i że taką prowadzą polityjkę, żeby tych „słodkości” nie stracić.