Liczba wyświetleń: 1446
Redakcja o2.pl przytoczyła wiadomość od czytelnika oburzonego jednym z produktów sprzedawanych w sklepie sieci Lidl w Piekarach Śląskich. Choć na opakowaniu napisano „masło”, produkt nie jest masłem według urzędniczych definicji.
Jeden z klientów sieci Lidl w Piekarach Śląskich zauważył, że wystawiona jest kostka masła. Na opakowaniu poinformowano, że zawiera ono tylko 60 proc. tłuszczu mlecznego.
Jest to niezgodne z przepisami unijnymi. Te bowiem – podobnie jak „właściwą” krzywiznę banana – określają dokładnie, co masłem można, a czego nie można nazywać. „Zgodnie z rozporządzeniem Rady Unii Europejskiej z 22 października 2007 r. produkt można nazwać masłem, gdy spełnia ściśle określone kryteria: musi zawierać od 80 do 90 proc. tłuszczu mlecznego, nie więcej niż 16 proc. wody i nie więcej niż 2 proc. suchej masy beztłuszczowej mleka” – przekazał czytelnik.
Przepisy w Polsce także precyzują, co jest masłem. „W Polsce produkcję masła regulują – poza przepisami unijnymi – ustawa z 11 marca 2004 r. o Agencji Rynku Rolnego oraz ustawa z 20 kwietnia 2004 r. o organizacji rynku mleka i przetworów mlecznych” – wskazał czytelnik.
Następnie nawiązał sytuację do zagranicy. Jak podkreślił, „Trybunał Sprawiedliwości PE nałożył na Republikę Czeską karę za niestosowanie definicji parametrów jakościowych masła według normy WE”. „Całkiem możliwe, że Trybunał nałoży karę także na Polskę za podobną praktykę… Kwestia zgłoszenia” – napisał.
Redakcja o2.pl z kolei zwraca uwagę, że produkty niespełniające norm mogą zostać uznane za niewłaściwie oznaczone. To zaś może doprowadzić do sankcji.
Wcześniej Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów (UOKiK) nałożył kary finansowe na producentów w Polsce. To wskazuje, że UOKiK bardzo poważnie podchodzi do kwestii definicji i norm.
Masło niebędące masłem, o którym mowa, to produkt marki Pilos. Na razie Lidl nie wystosował oficjalnego stanowiska w tej sprawie.
Redakcja jednak podejrzewa, że może tutaj pojawić się skuteczne manewrowanie sieci w gąszczu przepisów i urzędowych definicji. Bo produkt dokładnie nazywa się „masło śmietankowe”. „Masło śmietankowe o zmniejszonej zawartości tłuszczu (60%), to czyste masło produkowane ze śmietanki pasteryzowanej zawierającej wyłącznie tłuszcz mleczny bez żadnych dodatków. Jest alternatywą dla tradycyjnego masła o zawartości min. 82 procent tłuszczu, które często producenci nazywają masłem ekstra” – wyjaśnia.
Możliwe więc, że w czasie drożyzny sieć Lidl znalazła sposób, by zwabić klientów na „tanie masło”. Z kolei pomniejszanie ilości produktu za tę samą cenę pokazało, że Polacy raczej nie będą robili o to problemu.
Autorstwo: DC
Źródło: o2.pl
Jakiś rok temu kupiłem masło śmietankowe o obniżonej zawartości tłuszczu (w Dino lub Biedronce, nie pamiętam) i jakoś afery w mediach nie było. Ostatnio rozglądałem się za nim, ale nigdzie nie widzę. Widocznie schodzi szybciej niż „masło extra”.
W czasach PRL-u również handlowano masłem śmietankowym. Skoro na opakowaniu jest informacja o procencie masła, a nie ma żadnych dodatków tłuszczy roślinnych i mnóstwa chemii, to jest to dla mnie OK. Jak widać, eurokraci tworzą sztuczne problemy.
Gdyby Unia naprawdę dbała o zdrowie konsumentów to by się wzięła za te wszystkie miksy zawierające m.in. utwardzone oleje roślinne (czyli tłuszcze trans) o szacie graficznej do złudzenia przypominającej kostkę masła.
Masło śmietankowe jest od nich wszystkich o wiele wiele zdrowsze a to czy konsument chce je kupić czy nie i pod jaką nazwą nie powinno nikogo w Brukseli obchodzić.
A ja akurat się w tym przypadku zgadzam. Jeżeli została ustalona chyba dość rozsądna granica co jest masłem, a co nie, to trzeba się tego trzymać, bo potem zaczyna się coraz większe kombinowanie i nabijanie ludzi w butelkę nie tylko z danym produktem. Producenci i tak mają swoje sposoby by to omijać (np. piszą samo słowo „śmietankowe”), więc trzymajmy się przynajmniej jakichś podstaw. Pomijam czy powinno to leżeć w gestii urzędników unijnych, czy polskich, oceniam sam przepis i jego egzekwowanie. Tym bardziej, że masło o zawartości tłuszczu 82% przynajmniej smakuje jak masło, a to 60%-owe de facto masłem już nie jest.
Tylko masło śmietankowe jest od kilkudziesięciu lat pod ta nazwą i ludzie mieli czas aby się w tym zorientować. UE powinna uznać to jako lokalną kulturę i się nie wtrącać, szczególnie, że taka nazwa funkcjonuje zanim powstała Unia.
@Radek
No ale przychodzi sobie taka biurwokracja brukselska i mówi że masło śmietankowe nie jest masłem śmietankowym ale za to ślimak winniczek jest rybą śródlądową. I co im zrobisz?
@Radek Wicherek
No to chyba logiczne że smakuje inaczej skoro wytwarzane jest nie ze śmietany a z nieukwaszonej śmietanki:)
Jeden z ostatnich wywiadów z prezydentem Siemianowic Śląskich – w krajach europejskich udział rodzimych marketów to około 97%, tylko w Polsce gdyby nie dino udział zagranicznych sięgnąłby 97% ! Kto jest temu winny? Ano głupi konsument – leming. Kto mądry, ten zrozumie, reszta to swołocz warta wyrobów masło i czekoladopodobnych oraz tyrania u srula od 6 do 18.
A kto w siemianowicach slaskich przyklepywał powstawanie zagranicznych marketów? Hmmm. Przed wyborami parlamentarnymi było to poruszane…
Ty chyba nie rozumiesz sedna sprawy albo celowo omijasz ten temat. Gdybyś tam nie łaził ty i tobie podobni, to by się prędzej czy później z Polski wynieśli razem ze swoi majdanem. Naprawdę nie masz w sobie takiego hamulca, odrobiny rozsądku, poczucia odpowiedzialności i szacunku dla miejsca w którym mieszkasz?
Raz u nas było to masło kupione, nikt nie chciał tego jeść