Liczba wyświetleń: 3040
Deportacje w Niemczech zazwyczaj kończą się spektakularną klęską. Zdarzają się nawet sytuacje, w których ranni zostają policjanci. „Ta rzeczywistość pokazuje bezradność Niemiec” – mówi wiceprzewodniczący Federalnego Związku Policji (DPolG).
„Musimy deportować migrantów na wielką skalę” – powiedział kanclerz Olaf Sholtz prawie rok temu. Wygląda na to, że jak na razie naszym sąsiadom idzie słabo, na co wskazuje choćby przypadek z lotniska w Düsseldorfie.
W piśmie władz Dolnej Saksonii do policji federalnej na lotnisku w Düsseldorfie czytamy: „Jeżeli dana osoba odmówi wejścia na pokład samolotu lub w inny sposób będzie próbowała przeciwstawić się deportacji (opór czynny/bierny), może zostać zwolniona i samodzielnie udać się z powrotem do przydzielonego mu zakwaterowania”.
Co się stało na lotnisku?
Manuel Ostermann, wiceprzewodniczący Federalnego Związku Policji (DPolG), rozumie frustrację swoich kolegów związaną z tak absurdalnymi wymogami. „Ta rzeczywistość pokazuje bezradność Niemiec. Cierpi nie tylko państwo konstytucyjne, ludzie mieszkający w Niemczech, ale przede wszystkim moi koledzy, którzy muszą znosić to ciągłe szaleństwo”.
Formalności nie są żadną odpowiedzią na całkiem poważne obrażenia, których ofiarą padają policjanci. 38-letni mężczyzna z Wybrzeża Kości Słoniowej zaatakował dwóch funkcjonariuszy policji na lotnisku w Düsseldorfie podczas planowanej deportacji. W drodze do samolotu zranił policjanta, uderzając go pięścią w głowę, a drugiego funkcjonariusza, gryząc go w rękę. Obydwoje musieli zostać zabrani karetką do szpitala – jeden z podejrzeniem wstrząśnienia mózgu, a drugi z głęboką raną.
„To biurokratyczne szaleństwo nie działa”
Po brutalnym ataku policja federalna nie zastosowała się do poleceń zawartych w piśmie władz, które brzmiało po prostu: „Jeśli deportacja się nie powiedzie, BUPOL na lotnisku zostanie poproszony o przesłanie dokumentów deportacyjnych właściwemu organowi imigracyjnemu”. Zamiast tego funkcjonariusze zgłosili sprawcę przemocy do sądu, który zadecydował o wysłaniu agresora za kratki.
„To biurokratyczne szaleństwo nie działa. Potrzebujemy federalnych ośrodków deportacyjnych, sześciomiesięcznego okresu deportacji w celu uzyskania zastępczych dokumentów paszportowych oraz odpowiedzialności policji federalnej za deportacje” – podsumowuje Ostermann.
Autorstwo: GH
Na podstawie: Bild.de
Źródło: NCzas.info
1. W artykule brakuje kluczowej informacji, czy chodzi o deportowanie Ukraińców, by zamiast wygodnie żyć na socjalu w końcu wzięli się za walkę o wolność swojej ojczyzny, czy o inne nacje. Wprawdzie jest wzmianka o mężczyźnie z Wybrzeża Kości Słoniowej, jednak mało prawdopodobne, by problem kreowali wyłącznie obywatele tego kraju.
2. Policjantów nikomu nie szkoda. Zwłaszcza po tym, co pokazali podczas fałszywej, medialnej pandemii. W Berlinie też uśmiercali ludzi walczących o wolność, np. przeciągając ich po bruku.
3. „Cierpi nie tylko państwo konstytucyjne […]” Aj waj! Niemcy nie są państwem konstytucyjnym. Będą, gdy Polacy oddadzą im Śląsk i Pomorze (fragmenty Brandenburgii, Łużyc itd. – dla dociekliwych), a wspólnie z Rosjanami – Prusy Wschodnie. Stać się to może dopiero wtedy, gdy Ukraińcy oddadzą nam nasz Lwów. Po uprzednim odbanderyzowaniu go. I rozliczeniu tematu Wołynia rzecz jasna.
Niemcy się budzą. Szkoda, że jak Polacy – o niebo za późno.
Aha, czy Czesi muszą oddawać Niemcom fragment Śląska pod ich jurysdykcją – nie mam pojęcia.
Niemcy są na dobrej drodze do 4 Rzeszy, tęsknią za rozwiązaniem ostatecznym.